niedziela, 26 lutego 2017

07: „Na kolejne kłopoty? Nie mam sił, ani ochoty”:07

Dziękuje, za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Mogą się pojawiać błędy za które serdecznie przepraszam. 

~*~*~


           To co rzuciło mi się w oczy po przebudzeniu była biel. Śnieżna biel. Zmrużyłam oczy czując coś na czole. Delikatnie podniosłam rękę kładąc na niezidentyfikowanym przedmiocie dłoń delikatnie ją ściskając. Czując przyjemny chłód zdjęłam ją spoglądając na ścierkę. Podparłam się łokciami spoglądając na rzędy łóżek. Z pomieszczenia obok zbliżała się jakaś postać.
            - Nie próbuj nawet wstawać kochaneczko.- Powiedziała kobieta podbiegając go mnie.
Owa kobieta miała brązowe włosy schowane pod białym czepkiem. Jej przyjazne brązowe oczy były przepełnione miłością oraz troską. Na sobie miała biało-czerwony fartuszek pielęgniarski. Spoglądała w moim kierunku z uśmiechem na twarzy.
            - Przepraszam gdzie ja jestem?- Wyszeptałam starając się sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia. Ah tak. Wracałam się z biblioteki do dormitorium.
            - W skrzydle szpitalnym. – Powiedziała krótko pielęgniarka. Spojrzałam się na nią, po czym na kubek z nieznanym mi wywarem. Wzięłam szklankę w dłonie robiąc to co kazała. Czyli wypiłam krzywiąc się.
            - Ohydztwo.- Wyszeptałam kaszląc. Kobieta położyła butelkę na szafce obok łóżka.
            - Coś ty robiła tak późno na korytarzu?
            - Odrabiałam szlaban. – Wyszeptałam podparta wciąż łokciami. Głowę maiłam jak z ołowiu.
- I przysnęło mi się w bibliotece. Nie zbyt dobrze się czułam.- Wyszeptałam wciąż tak jakbym sama do siebie. Poderwałam się nagle przypominając sobie akcje na korytarzu.
            - Kogoś spotkałam na korytarzu… - Powiedziałam blada jak ściana, na co pielęgniarka zaśmiała się cicho.
- Oj spotkałaś dziecinko. Znaleźli cię profesorowie.- Powiedziała z uśmiechem, na co poderwałam się wciąż jednak siedząc.
- Jacy profesorowie?- Wyszeptałam obawiając się owej odpowiedzi. Przygryzłam wargę.
- Profesor Quiller oraz profesor Snape.- Odpowiedziała na moje pytanie na co opadłam bezwładnie na łóżko.
Już po mnie.
Pomyślałam na samą myśl jak mi się oberwie za włóczenie się po nocy po zamku. Jeszcze od tego profesora, u którego mam na pieńku. Słysząc kroki przekręciłam głowę widząc po chwili profesor McGonagall biegnącą z wymalowanym zmartwieniem.
- McGarden teraz proszę mi się wytłumaczyć. Coś ty robiła o tak późnej porze poza dormitorium?- Powiedziała zdenerwowana kobieta. Stała w cielonym szlafroku. Widać było, że została wyrwana ze snu.
- Przepraszam pani profesor. Po prostu odrabiałam szlaban. I przysnęło mi się w bibliotece. Obudziła mnie bibliotekarka każąc wracać do dormitorium. Lecz czułam się nie za dobrze. – Powiedziałam bardziej patrząc w sufit niż na opiekunkę.
- przepraszam…- dodałam jedynie.
- Pomfrey możesz zdradzić mi co z nią jest?
- To przemęczenie. Miała wysoką gorączkę. Przez którą straciła przytomność. Podałam już jej odpowiednie lekarstwa teraz potrzebuje odpoczynku. – Powiedziała kobieta kładąc na moim czole ścierkę. Mimo, że walczyłam z sennością nie byłam w stanie. Oddałam się w ramiona Morfeusza.
*~*~*
- Jaka ona lekkomyślna – usłyszałam czyjąś głos. Nie mogłam jeszcze go zidentyfikować ze wszystkimi znanymi mi głosami. Dziwne uczucie. Gdy chce się otworzyć oczy, aby zobaczyć swojego rozmówcę a mimo to nie mogąc.
- A nie mówiłem, od nadmiaru tej nauki zwoje jej się po przypalały.
- Nie mówcie tak o niej. Po prostu robiła wszystko co uważała za słuszne.
- Dla ciebie Hermiono wszystko związane z nauką jest słuszne. Nie znacie słowa ODPOCZYNEK!
- Wy natomiast nie znacie słowa NAUKA!
- To jest skrzydło szpitalne a nie korytarz. Jak zamierzacie wrzeszczeć wylecicie stąd. Zrozumiano. Naomi potrzebuje odpoczynku nie wrzasków. – Odezwała się pani Pomfrey. Spojrzałam się na nią delikatnie mrużąc oczy. Oczy powali przyzwyczajały się do panującej w pomieszczeniu jasności. Nieznane mi kształty pod wpływem czasu zaczęły przypominać twarze Bliźniaków jak i Hermiony. Na mojej twarzy zagościł mimo wszystko delikatny uśmiech.
- Hermiona…- Wyszeptałam z uśmiechem na twarzy. Patrząc na nią. Na twarzy dziewczyny zniknął grymas niepokoju. Uśmiechnęła się z widoczną ulgą.
- A nas to co nie widzisz już.- Udał oburzonego Fred siadając na skraju łóżka.
- Królewna w końcu się obudziła. – Dodał George patrząc w moim kierunku. Delikatnie dotknęłam czoła i wzięłam szklankę jaką podała mi pani Pomfrey. Wypiłam za jednym razem. Krzywiąc się przy tym dość mocno. Jednak nic nie powiedziałam. Na co owa kobieta uśmiechnęła się i pobiegła do swojego gabinetu.
- Jak się czujesz?- Zapytała Hermiona spoglądając na mnie.
- Znacznie lepiej niż wcześniej. – Powiedziałam delikatnie się podrywając. Szlaban całkowicie o nim zapomniałam. Nie skończył się jeszcze. 
- Szlaban… Muszę iść.- Powiedziałam czując jak bliźniacy mnie przytrzymują.
- O co wam chodzi? Muszę iść.
- Pani Pomfrey prędzej zamieni się w mandragorę niż cię wypuści na odbycie szlabanu. Poinformowała nas, że wyjdziesz najwcześniej jutro. Dziś masz czasy wypoczynkowe. – Powiedział George na co ja opadłam zrezygnowana.
- Ale czuje się dobrze. – Powiedziałam. Chłopacy wzruszyli jedynie ramionami. Spojrzałam się na Hermionę, która najwyraźniej czegoś szukała.
- Hermiona?
- Wiesz pomyślałam, że może ci się tu nudzić, więc przyniosłam ze sobą lekką lekturę. – Powiedziała kładąc dość sporawą książkę.
- Wiesz to nie jest nic o magii, lecz zbiór mugolskich baśni. – Powiedziała patrząc się na mnie nie pewnie.
- Hermiono nie znasz słowa Odpoczywać? Zero czytania.- Powiedział Fred usiłując zabrać mi książkę, lecz ja ją objęłam. Nie zamierzałam za nić w świecie oddawać jej.
- Nic mi nie będzie lubię czytać. Dziękuje Hermiono z chęcią ją przeczytam. – Powiedziałam patrząc na przyjaciółkę z uśmiechem. Porozmawialiśmy jeszcze, po czym pani Pomfrey kulturalnie ich wyrzuciła za bruk. Wzięłam ową książkę kładąc sobie na kolana i otworzyłam na pierwszej stronie. Która zazwyczaj była cała biała tym razem znajdowała się tam odręcznie napisany zwrot
Dla naszej najcenniejszej kruszynki na świecie. Mamy nadzieję, że ta książka przeniesie cię w świat fantazji i magii.
Twoi kochani: Mama i Tata
            Po okładce jak całej strukturze książki mogłam wnioskować, że była często użytkowana. Mimo to była w doskonałym stanie. Delikatnie przejechałam koniuszkami palców po stronnicach czując pod nimi przyjemnie chropowatą strukturę. Po chwili całkowicie oddałam się wykonywanej czynności pogrążając się w lekturze.
*~*~*
                Po ubłaganiu z trudem pani Pomfrey pozwoliła mi wyjść ze skrzydła przed śniadaniem. Uśmiechnełam się szeroko kierując swoje kroki w kierunku wielkiej Sali. Ciekawa czy już tam byli. W rękach trzymałam książkę, którą dość szybko przeczytałam. Zajęło to kilka godzin. Była dość specyficzna. Nie zawsze mogłam czytać mugolskie rzeczy. Po drodze nikogo nie spotkałam. Wiedziałam, że jest weekend. Lecz nie do przesady. Weszłam spoglądając na zaledwie kilka osób. W oddali dostrzegłam Liz. Siedziała w osamotnieniu czytając jakiś podręcznik. Postanowiłam to zmienić. Podeszłam do niej żwawym krokiem i usiadłam koło niej czując na sobie zdziwione spojrzenia Krukonów. Nie obchodziło mnie to co myślą.
            - Hej.- Powiedziałam krótko spoglądając na podręcznik eliksirów i zaśmiałam się cicho. Ten przedmiot będzie moją zmorą. Dziewczyna podniosła delikatnie spojrzenie.
            - Hej. Jak się czujesz? Nev mówił, że trafiłaś do skrzydła szpitalnego.- Powiedziała zamykając książkę.
            - Ah to prawda. Ale czuję się znacznie lepiej. Chodź przedstawię cię komuś. – Powiedziałam łapiąc ją za dłoń i pociągnęłam za sobą. Kierując się do stołu lwa. Zatrzymałam się.
            - Neville już znasz. – Powiedziałam patrząc na przerażoną Liz wiedziałam, bowiem czego raczej, kogo się obawiała. Lecz nie mogła pozwolić by jej życiem sterowała jej siostra czy durne poglądy jej rodziny.
            - Ta dziewczyna to Hermiona później jest Ron oraz Harry.- Powiedziałam przedstawiając jej kilka osób, które akurat zasiadły do stołu.
            - To Liz.- Powiedziałam delikatnie pokazując jej by usiadła. Uśmiechnełam się do niej delikatnie na co dziewczyna odpuściła. Usiadła po chwili pogrążyła się w rozmowie z Hermiona.  Jadłam spokojnie budyń waniliowy, gdy na poczułam na sobie mordercze spojrzenie. Spojrzałam przez ramię widząc Malfoya. Najwyraźniej nie wyspał się. Koło niego szła Clarisa obserwując Liz. Przełknęłam ślinę.
            - Liz… Cobra atakuje.- Powiedziałam a wszyscy nawet Ron zmrużyli oczy spoglądając na mnie. Nev domyślił się, o kogo chodzi.
            - Czy tylko mi się zdawało czy ta ślizgówka wyglądała jakby chciała nas wszystkich zamordować spojrzeniem. – Wyszeptał Harry spoglądając na bladą Liz. Westchnęłam ciężko. Klepałam ją w plecy.
            - Za co to?
            - Skup się. To jej ostatni rok. Nie możesz pozwolić by dyrygowała twoim życiem. Jesteś Krukonką. – Powiedziałam ignorując spojrzenia innych.
            - Nie jestem tak odważna by narażać się Clarisie.- Powiedziała a Nev pokręcił delikatnie głową, że się zgadza.
            - Eh…- Westchnęłam tylko biorąc bułkę chcąc ją ugryźć jak dostrzegłam przerażenie wymalowanie w oczach Nev’a. Delikatnie podniosłam głowę do góry spoglądając na to co przykuło uwagę. Nade mną pochylała się Clarisa. Uśmiechała się do mnie.
            - Nie zabłądziłaś czasem do stołu?- Zapytałam widząc jak usiadła koło mnie go patrząc na mnie lodowatym spojrzeniem. Zmierzyła dosłownie każdego z mojego towarzystwa. Zatrzymała się na Hermionie krzywiąc się, Rona zmierzyła spojrzeniem pełnym obrzydzenia a Harry'ego z chęcią mordu. Spojrzałam na nich cała trójka wyglądała jakby miała zaraz zemdleć.
            - Zdradzisz powód swojego przybycia tu. Wątpię byś to zrobiła z własnej woli. Malfoy też by cię nie nasłał. – Powiedziałam nie robiąc sobie nic z jej spojrzenia czując jak łapie mnie za ramie i wstaje zdziwiłam się.
            - Snape chce cię widzieć.- Powiedziała z diabelskim uśmiechem. Spojrzałam się na nią.
            - Po jakie licho?- Zdziwiłam się i mimo woli ruszyłam za nią gdy mnie pociągnęła za sobą. Liz spoglądała na mnie przepraszającym spojrzeniem. Spojrzałam na nią.
            - Umiem chodzić nie musisz mnie trzymać.- Powiedziałam patrząc się na plecy dziewczyny, za którą dosłownie biegła. Jednak po chwili poczułam jak uderzam plecami o ścianę i zakaszlałam cicho. Spojrzała się na mnie ogradzając mi drogę ręką. Pochyliła się. Spoglądałam na nią w milczeniu. Po plecach przeszły mi dreszcze. Nie opuszczałam spojrzenia z dziewczyny starając się z trudem panować nad swoim oddechem. Stałyśmy tak od dłuższego czasu. Musiała się nad czymś się zastanowić.
            - Obserwuje cię.- Wysyczała po czym ruszyła. Czy to miało zabrzmieć jak ostrzeżenie, groźba czy stwierdzenie. Ruszyłam za nią do tak znanego mi już miejsca. Weszłam powoli do Sali spoglądając na siedzącego za biurkiem mrocznego profesora zerkając przez ramię widząc jak Clarisa opuszcza klasie.
            - Chciał mnie pan widzieć.- Wyszeptałam spoglądając na niego. Profesor Snape podniósł wzrok kierując go w moim kierunku, po czym delikatnie uniósł rękę w geście abym podeszła i zajęła miejsce.
            - Musimy poważnie porozmawiać Naomi.- Powiedział Snape kierując wzrok na papier znajdujący się przed nim. Swoje kroki skierowałam do biurka profesora by po chwili zając miejsce we wskazanym krześle.
            - Więc zamieniam się w słuch.- Powiedziałam poważniejąc od razu na twarzy. Przełknęłam głośniej ślinę.  
*~*~*
Od pewnego czasu zalegałam w pokoju wspólnym spoglądając na palący się płomień. Moje spojrzenie nie wyrażało nic. Miałam pustkę w głowie. Cieszyłam się, że właśnie teraz nie było moich przyjaciół. Nie musieli się zamartwiać. Zero zbędnych pytań. Akurat tego jednego potrzebowała. Delikatnie przetarłam czoło słysząc śmiech Rona, który zatrzymał się w przejściu.
            - Ron przesuń się tarasujesz całą drogę.- Powiedział Dan- Kolega z klasy. Ciemnoskóry chłopak o przyjemnym nastawieniu do ludzi. Dość pomocy. Spojrzał się w kierunku, w którym spoglądał rudzielec.
            - Nao?- Usłyszałam po chwili zdziwiony głos Nev’a który podbiegł wywracając się o własną szatę. Dopiero w tedy przeniosłam wzrok w ich kierunku. Wymusiłam delikatny uśmiech.
            - Nie wróciłaś na śniadanie.- Powiedział z troską Harry. Podniosłam delikatnie wzrok, aby utkwić spojrzenie w znajomym. Wzruszyłam jedynie ramionami.
            - Straciłam apetyt. – Wyszeptałam wracając do spoglądania w płomienie. Hermiona jak i pozostali usiedli przy tym samym stole co ja. Obserwowali mnie. Lecz żaden nie był w stanie się odezwać. Wymieniali ze sobą tylko spojrzenia.
            - Kim była ta dziewczyna?- Odezwała się Hermiona kładąc na moim ramieniu swoją dłoń. Spojrzałam się na nią.
            - Ah… Clarisa? Tak.- Powiedziałam prostując się na fotelu. Jak by tu ją jak najlepiej opisać. Hm…
            - Tak on. Wyglądała jakby miała cię zabić. – Dodał Ron. Zaśmiałam się sprawiając, że czuli zakłopotanie.
            - Uwierz mi. Gdyby mogła zrobiłaby to.- Powiedziałam widząc przerażenie w ich oczach. Taka była prawda. Wiele osób jakby mogło to właśnie uczyniliby. Jedni szybko, drudzy bardziej boleśnie, lecz koniec byłby taki sam. Umarłabym. Może i lepiej.
            - Ostrzegałem cię Nao.- Odezwał się Nev spoglądając z przerażeniem. Wiedziałam, że jeszcze mu nie przeszło po wcześniejszym spotkaniu z Cobrą. Uśmiechnełam się delikatnie przekręcając głowę w bok.
            - Clarisa jest w ostatniej klasie. Ma siostrę w naszym wieku. Pochodzi z rodu podobnego do Malfoyów. Ba! Podobnego. Zabawne. Jej nazwisko to Black- Powiedziałam. Większość zebranych wiedziało już o co chodziło. Domyślali się więc mogłam dostrzec w nich obrzydzenie.
            - Jej siostra trochę odbiega od „Normalności” w znaczeniu Clarisy. Kilku miało okazję ją poznać. To Lizy jest siostrą Clarisy. – Powiedziałam widząc zdziwienia Harry'ego i Rona. Odwróciłam wzrok podchodząc do kominka. Odwróciłam się do nich.
            - Skąd ją znasz?- Zdziwił się Dan.
            - Jak już wiecie mieszkam z Malfoyami tak się składa, że Blackowie są z nimi spokrewnieni. – Powiedziałam zakładając dłonie na piersiach.
            - Więc Nev nawet gdybym nie wtrąciła się w sprawy Liz i Clarisy. Ona i tak wcześniej czy później przypomniałaby sobie o mnie. Nigdy nie pałałyśmy za sobą sympatią. – Powiedziałam spoglądając na nich. Widziałam jak Ron się nad czymś zastanawiał.
            - Ty nie jesteś z nimi spokrewniona?- Usłyszałam pytanie Ron.
            - Oczywiście, że nie. Chyba? – Powiedziałam po chwili zastanowienie. Nie znałam zbytnio rodziny z tego co pamiętam z opowieści mamy. Miałam wujka, który wyjechał z Anglii.
            - Chyba? To dlaczego u nich mieszkasz?- Zdziwił się Harry. Spojrzałam się na niego i delikatnie kopałam w podłogę paluszkami.
            - Dlaczego? Ponieważ tak postanowiono. Wiem, że moja matka miała starszego brata, lecz opuścił Anglię wiele lat temu. Nigdy go nie poznałam.- Powiedziałam patrząc na nich po czym na płomienie
I nigdy nie chciałabym go poznawać
Pomyślałam przymykając oczy. Gdy uspokoiłam trochę oddech podniosłam wzrok. Uśmiechnełam się delikatnie.
            - Stwierdzono, że oni będą odpowiednimi opiekunami. – Powiedziałam patrząc na ich blade twarze.
            - chyba nie znają znaczenia słowa „odpowiedzialność”- Powiedziała zbulwersowana Hermiona. Cicho się zaśmiałam.
            - się  a twój Ojciec..- zaczął chary spoglądając na mnie i delikatnie podskoczył. Nie wiem co go tak przeraziło.
            - Nie mam ojca. Wychowywała mnie jedynie matka. Na szczęście.  – Powiedziałam chłodnym tonem. Zacisnęłam dłonie zamykając oczy. Oddychałam szybko. Delikatnie dotknęłam skroni.
            - Nigdy nie uważałam tego człowieka… potwora za ojca Harry. – Powiedziałam a po policzku pociekła samotna łza. Delikatnie wytarłam ją z policzków.
            - A co my tu widzimy – Powiedział Fred łapiąc mnie za policzki i mocno pociągnął. Syknełam z bólu mrużąc oczy.
            - Fred… Przestań proszę maltretować moje policzki.- Wyszeptałam a chłopak puścił je z szerszym uśmiechem.
            - O nie już coś knuje.- Powiedział Ron.
Spojrzałam na niego a czując jak złapali mnie pod pachy i zaczęli iść do wyjścia zaczęłam bezskutecznie walczyć o wolność. Oczywiście tę walkę przegrałam i pozwoliłam się zanieść w miejsce jedynie znane bliźniakom. Rozejrzałam się po lochach. Nie miałam pojęcia o co mogło wiedzieć. Spoglądałam na knujących bliźniaków.
-Nao uroczyście informujemy cię że zastąpisz miejsce Lee.- Powiedział George spoglądając w moim kierunku. Kompletnie nic z tego nie rozumiałam.
- Ha?- Zdołałam z siebie wykrztusić siadając na schodkach.
- Planujemy zrobić psikus jakiemuś ślizgonów. – Powiedział mi na uch Fred. Spojrzałam w jego kierunku i pokazałam na siebie.
- Odpadam.- Powiedziałam szybko wstając i chcąc odejść.
- O nie. Zostajesz bądź się pogniewamy na ciebie. Pomożesz nam jedynie w tym że masz informować czy ktoś idzie. Jedynie w tym. – Powiedział George. Nie wiem co mnie podkusiło by się zgodzić.
Kucałam właśnie za rogiem spoglądając to na bliźniaków to na korytarz. Przełknęłam ślinę. Starając uspokoić szalejące serce. Bez skutecznie. Widząc za rogu grupę ślizgonek podbiegłam do bliźniaków i poklepałam ich po ramienicach po czym pobiegliśmy aby się schować. Obserwowałam całą sytuacje z uwagą.
Dziewczyny nie świadome zagrożenia wyszły za zakrętu kierując się chyba do swojego pokoju wspólnego gdy nagle rozniósł się straszny wrzask i wszystkie spoglądały na swoją towarzyszkę zasłaniając delikatnie nos. Po korytarzu roznosił się straszny odór. Zasłoniłam delikatnie swoją twarz starając się nie wdychać nieprzyjemnego zapachu.  spoglądając na śmiejących się bliźniaków. Wychyliłam się aby zerknąć kto ucierpiał przy tym żarcie. To co zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach. Przełknęłam z trudem ślinę. Przeklinając siebie w duszy że to właśnie tą grupę musiałam wybrać. Widząc jak powoli ocierała dłońmi twarz aby pozbyć się glutowatej substancji. Czarne niegdyś włosy pokrywała owa maź. A twarz wykrzywiał psychopatyczny grymas. Jej czarne oczy zastygły na mojej twarzy. Mogłam przysiąc iż widziała mnie tylko chwilę lecz wiedziałam że to jej wystarczyło. Słysząc niebezpieczny śmiech wstałam i zaczęłam biec szybciej niż bliźniacy mogli to przepuszczać. Zatrzymałam się dopiero w pokoju wspólnym bliska wyzionięcia ducha. Wszyscy spoglądali na mnie zdziwieni. Po chwili  poczułam rękę na swoim ramieniu i spojrzałam  na Nev’a.
- Nao co się stało?- Zapytał z troską w głosie. Podniosłam się powoli kierując się do dormitorium dziewczyn.
- Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent jutro będę martwa.- powiedziałam znikając w dormitorium rzucając się na swoje łóżko chowając głowę w poduszkę. Wydając z siebie odgłos w rodzaju krzaku stłumionego przez materiał poduszki.  
Nie zajęło zbyt wiele czasu bym udała się do krainy snów gdzie mogłam chodź by na chwilę oderwać się od natłoku zmartwień. Dziś było ich zbyt wiele.  Byłam pewna jednego. Musiałam jutro unikać wszystkiego co ma związek z domem węża. Co było nie możliwe.

Tytuł opowiadania: „Inside the Hogward you can find my world ”
Tytuł rozdziału:  07: „Na kolejne kłopoty? Nie mam sił, ani ochoty”:07
Ilość stron:8  stron

7 komentarzy:

  1. Hehe no nieźle nie spodziewałam się że rudzielcy wpakują ją w takie kłopoty teraz prawdopodobnie ta ślizgonka będzie chiała zemsty.Zaskakujące było dla mnie to że prócz Snapa znalazł ją też Quiller bonie spodziewałam się tego...
    Jednak bardzo mi się podoba że powiedziano trochę o jej rodzinie mimo że nadal za wiele o tym nie wiadomo bo ona sama nie wie wszystkiego.
    Fajnie że jej przyjaźń z Nevem i rudymi oraz pozostałymi się pogłębia a sprawy przybierają taki obrót w histori napradę super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu to bliźniacy. Oni zawsze się w coś wpakują. Ciszę się że rozdział się podobał:)

      Usuń
  2. Ależ tu się sprawy dzieją nono! Coraz bardziej podoba mi się ta historia i czekam na więcej! Świetnie pokazujesz tak ważny filar jak przyjaźń.. Super!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję za tak pozytywny komentarz. Mam nadzieje że następne rozdziały tak samo będą się podobać

      Usuń
  3. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, tyle się tu dzieje!
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się niedługo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planowałam każdy rozdział dodawać co dwa tygodnie. Został mi jeszcze tydzień. Postaram się sprężyć aby nie mieć opóźnień

      Usuń
  4. Hejo, hejo! :D
    Jest coraz ciekawiej! :D Podoba mi się. :)
    Uwielbiam Hermionę! <3 "A wy nie znacie słowa NAUKA" - śmiechłam. xD
    Kurczę, Naomi sobie narobiła na sam koniec... Ech, Fred i George... Oni ją wkopali... :P
    Generalnie rozdział spoko.
    To chyba tyle. ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń