Dziękuje, za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Mogą się pojawiać błędy za które serdecznie przepraszam.
~*~*~
To co rzuciło mi się w oczy po
przebudzeniu była biel. Śnieżna biel. Zmrużyłam oczy czując coś na czole. Delikatnie
podniosłam rękę kładąc na niezidentyfikowanym przedmiocie dłoń delikatnie ją
ściskając. Czując przyjemny chłód zdjęłam ją spoglądając na ścierkę. Podparłam
się łokciami spoglądając na rzędy łóżek. Z pomieszczenia obok zbliżała się
jakaś postać.
- Nie próbuj nawet wstawać
kochaneczko.- Powiedziała kobieta podbiegając go mnie.
Owa kobieta
miała brązowe włosy schowane pod białym czepkiem. Jej przyjazne brązowe oczy
były przepełnione miłością oraz troską. Na sobie miała biało-czerwony fartuszek
pielęgniarski. Spoglądała w moim kierunku z uśmiechem na twarzy.
- Przepraszam gdzie ja jestem?- Wyszeptałam
starając się sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia. Ah tak. Wracałam się z
biblioteki do dormitorium.
- W skrzydle szpitalnym. –
Powiedziała krótko pielęgniarka. Spojrzałam się na nią, po czym na kubek z nieznanym
mi wywarem. Wzięłam szklankę w dłonie robiąc to co kazała. Czyli wypiłam
krzywiąc się.
- Ohydztwo.- Wyszeptałam kaszląc.
Kobieta położyła butelkę na szafce obok łóżka.
- Coś ty robiła tak późno na
korytarzu?
- Odrabiałam szlaban. – Wyszeptałam
podparta wciąż łokciami. Głowę maiłam jak z ołowiu.
- I przysnęło mi się w bibliotece. Nie zbyt dobrze się czułam.- Wyszeptałam
wciąż tak jakbym sama do siebie. Poderwałam się nagle przypominając sobie akcje
na korytarzu.
- Kogoś spotkałam na korytarzu… -
Powiedziałam blada jak ściana, na co pielęgniarka zaśmiała się cicho.
- Oj spotkałaś dziecinko. Znaleźli cię profesorowie.-
Powiedziała z uśmiechem, na co poderwałam się wciąż jednak siedząc.
- Jacy profesorowie?- Wyszeptałam obawiając się owej odpowiedzi.
Przygryzłam wargę.
- Profesor Quiller oraz profesor Snape.- Odpowiedziała na moje
pytanie na co opadłam bezwładnie na łóżko.
Już po mnie.
Pomyślałam na
samą myśl jak mi się oberwie za włóczenie się po nocy po zamku. Jeszcze od tego
profesora, u którego mam na pieńku. Słysząc kroki przekręciłam głowę widząc po
chwili profesor McGonagall biegnącą z wymalowanym zmartwieniem.
- McGarden teraz proszę mi się wytłumaczyć. Coś ty robiła o tak
późnej porze poza dormitorium?- Powiedziała zdenerwowana kobieta. Stała w
cielonym szlafroku. Widać było, że została wyrwana ze snu.
- Przepraszam pani profesor. Po prostu odrabiałam szlaban. I
przysnęło mi się w bibliotece. Obudziła mnie bibliotekarka każąc wracać do
dormitorium. Lecz czułam się nie za dobrze. – Powiedziałam bardziej patrząc w
sufit niż na opiekunkę.
- przepraszam…- dodałam jedynie.
- Pomfrey możesz zdradzić mi co z nią jest?
- To przemęczenie. Miała wysoką gorączkę. Przez którą straciła
przytomność. Podałam już jej odpowiednie lekarstwa teraz potrzebuje odpoczynku.
– Powiedziała kobieta kładąc na moim czole ścierkę. Mimo, że walczyłam z
sennością nie byłam w stanie. Oddałam się w ramiona Morfeusza.
*~*~*
- Jaka ona lekkomyślna – usłyszałam czyjąś głos. Nie mogłam
jeszcze go zidentyfikować ze wszystkimi znanymi mi głosami. Dziwne uczucie. Gdy
chce się otworzyć oczy, aby zobaczyć swojego rozmówcę a mimo to nie mogąc.
- A nie mówiłem, od nadmiaru tej nauki zwoje jej się po
przypalały.
- Nie mówcie tak o niej. Po prostu robiła wszystko co uważała za
słuszne.
- Dla ciebie Hermiono wszystko związane z nauką jest słuszne.
Nie znacie słowa ODPOCZYNEK!
- Wy natomiast nie znacie słowa NAUKA!
- To jest skrzydło szpitalne a nie korytarz. Jak zamierzacie wrzeszczeć
wylecicie stąd. Zrozumiano. Naomi potrzebuje odpoczynku nie wrzasków. –
Odezwała się pani Pomfrey. Spojrzałam się na nią delikatnie mrużąc oczy. Oczy
powali przyzwyczajały się do panującej w pomieszczeniu jasności. Nieznane mi kształty
pod wpływem czasu zaczęły przypominać twarze Bliźniaków jak i Hermiony. Na
mojej twarzy zagościł mimo wszystko delikatny uśmiech.
- Hermiona…- Wyszeptałam z uśmiechem na twarzy. Patrząc na nią.
Na twarzy dziewczyny zniknął grymas niepokoju. Uśmiechnęła się z widoczną ulgą.
- A nas to co nie widzisz już.- Udał oburzonego Fred siadając na
skraju łóżka.
- Królewna w końcu się obudziła. – Dodał George patrząc w moim
kierunku. Delikatnie dotknęłam czoła i wzięłam szklankę jaką podała mi pani
Pomfrey. Wypiłam za jednym razem. Krzywiąc się przy tym dość mocno. Jednak nic
nie powiedziałam. Na co owa kobieta uśmiechnęła się i pobiegła do swojego
gabinetu.
- Jak się czujesz?- Zapytała Hermiona spoglądając na mnie.
- Znacznie lepiej niż wcześniej. – Powiedziałam delikatnie się
podrywając. Szlaban całkowicie o nim zapomniałam. Nie skończył się
jeszcze.
- Szlaban… Muszę iść.- Powiedziałam czując jak bliźniacy mnie przytrzymują.
- O co wam chodzi? Muszę iść.
- Pani Pomfrey prędzej zamieni się w mandragorę niż cię wypuści
na odbycie szlabanu. Poinformowała nas, że wyjdziesz najwcześniej jutro. Dziś
masz czasy wypoczynkowe. – Powiedział George na co ja opadłam zrezygnowana.
- Ale czuje się dobrze. – Powiedziałam. Chłopacy wzruszyli
jedynie ramionami. Spojrzałam się na Hermionę, która najwyraźniej czegoś
szukała.
- Hermiona?
- Wiesz pomyślałam, że może ci się tu nudzić, więc przyniosłam
ze sobą lekką lekturę. – Powiedziała kładąc dość sporawą książkę.
- Wiesz to nie jest nic o magii, lecz zbiór mugolskich baśni. –
Powiedziała patrząc się na mnie nie pewnie.
- Hermiono nie znasz słowa Odpoczywać? Zero czytania.-
Powiedział Fred usiłując zabrać mi książkę, lecz ja ją objęłam. Nie zamierzałam
za nić w świecie oddawać jej.
- Nic mi nie będzie lubię czytać. Dziękuje Hermiono z chęcią ją
przeczytam. – Powiedziałam patrząc na przyjaciółkę z uśmiechem. Porozmawialiśmy
jeszcze, po czym pani Pomfrey kulturalnie ich wyrzuciła za bruk. Wzięłam ową
książkę kładąc sobie na kolana i otworzyłam na pierwszej stronie. Która
zazwyczaj była cała biała tym razem znajdowała się tam odręcznie napisany zwrot
Dla naszej najcenniejszej kruszynki na świecie. Mamy nadzieję,
że ta książka przeniesie cię w świat fantazji i magii.
Twoi kochani: Mama i Tata
Po okładce jak całej strukturze książki
mogłam wnioskować, że była często użytkowana. Mimo to była w doskonałym stanie.
Delikatnie przejechałam koniuszkami palców po stronnicach czując pod nimi
przyjemnie chropowatą strukturę. Po chwili całkowicie oddałam się wykonywanej
czynności pogrążając się w lekturze.
*~*~*
Po ubłaganiu z
trudem pani Pomfrey pozwoliła mi wyjść ze skrzydła przed śniadaniem.
Uśmiechnełam się szeroko kierując swoje kroki w kierunku wielkiej Sali. Ciekawa
czy już tam byli. W rękach trzymałam książkę, którą dość szybko przeczytałam. Zajęło
to kilka godzin. Była dość specyficzna. Nie zawsze mogłam czytać mugolskie
rzeczy. Po drodze nikogo nie spotkałam. Wiedziałam, że jest weekend. Lecz nie
do przesady. Weszłam spoglądając na zaledwie kilka osób. W oddali dostrzegłam
Liz. Siedziała w osamotnieniu czytając jakiś podręcznik. Postanowiłam to
zmienić. Podeszłam do niej żwawym krokiem i usiadłam koło niej czując na sobie
zdziwione spojrzenia Krukonów. Nie obchodziło mnie to co myślą.
- Hej.- Powiedziałam krótko
spoglądając na podręcznik eliksirów i zaśmiałam się cicho. Ten przedmiot będzie
moją zmorą. Dziewczyna podniosła delikatnie spojrzenie.
- Hej. Jak się czujesz? Nev mówił,
że trafiłaś do skrzydła szpitalnego.- Powiedziała zamykając książkę.
- Ah to prawda. Ale czuję się
znacznie lepiej. Chodź przedstawię cię komuś. – Powiedziałam łapiąc ją za dłoń
i pociągnęłam za sobą. Kierując się do stołu lwa. Zatrzymałam się.
- Neville już znasz. – Powiedziałam
patrząc na przerażoną Liz wiedziałam, bowiem czego raczej, kogo się obawiała.
Lecz nie mogła pozwolić by jej życiem sterowała jej siostra czy durne poglądy
jej rodziny.
- Ta dziewczyna to Hermiona później
jest Ron oraz Harry.- Powiedziałam przedstawiając jej kilka osób, które akurat
zasiadły do stołu.
- To Liz.- Powiedziałam delikatnie
pokazując jej by usiadła. Uśmiechnełam się do niej delikatnie na co dziewczyna
odpuściła. Usiadła po chwili pogrążyła się w rozmowie z Hermiona. Jadłam spokojnie budyń waniliowy, gdy na
poczułam na sobie mordercze spojrzenie. Spojrzałam przez ramię widząc Malfoya. Najwyraźniej
nie wyspał się. Koło niego szła Clarisa obserwując Liz. Przełknęłam ślinę.
- Liz… Cobra atakuje.- Powiedziałam
a wszyscy nawet Ron zmrużyli oczy spoglądając na mnie. Nev domyślił się, o kogo
chodzi.
- Czy tylko mi się zdawało czy ta ślizgówka
wyglądała jakby chciała nas wszystkich zamordować spojrzeniem. – Wyszeptał
Harry spoglądając na bladą Liz. Westchnęłam ciężko. Klepałam ją w plecy.
- Za co to?
- Skup się. To jej ostatni rok. Nie
możesz pozwolić by dyrygowała twoim życiem. Jesteś Krukonką. – Powiedziałam
ignorując spojrzenia innych.
- Nie jestem tak odważna by narażać
się Clarisie.- Powiedziała a Nev pokręcił delikatnie głową, że się zgadza.
- Eh…- Westchnęłam tylko biorąc
bułkę chcąc ją ugryźć jak dostrzegłam przerażenie wymalowanie w oczach Nev’a.
Delikatnie podniosłam głowę do góry spoglądając na to co przykuło uwagę. Nade
mną pochylała się Clarisa. Uśmiechała się do mnie.
- Nie zabłądziłaś czasem do stołu?-
Zapytałam widząc jak usiadła koło mnie go patrząc na mnie lodowatym
spojrzeniem. Zmierzyła dosłownie każdego z mojego towarzystwa. Zatrzymała się
na Hermionie krzywiąc się, Rona zmierzyła spojrzeniem pełnym obrzydzenia a Harry'ego
z chęcią mordu. Spojrzałam na nich cała trójka wyglądała jakby miała zaraz
zemdleć.
- Zdradzisz powód swojego przybycia
tu. Wątpię byś to zrobiła z własnej woli. Malfoy też by cię nie nasłał. –
Powiedziałam nie robiąc sobie nic z jej spojrzenia czując jak łapie mnie za
ramie i wstaje zdziwiłam się.
- Snape chce cię widzieć.-
Powiedziała z diabelskim uśmiechem. Spojrzałam się na nią.
- Po jakie licho?- Zdziwiłam się i
mimo woli ruszyłam za nią gdy mnie pociągnęła za sobą. Liz spoglądała na mnie
przepraszającym spojrzeniem. Spojrzałam na nią.
- Umiem chodzić nie musisz mnie
trzymać.- Powiedziałam patrząc się na plecy dziewczyny, za którą dosłownie
biegła. Jednak po chwili poczułam jak uderzam plecami o ścianę i zakaszlałam
cicho. Spojrzała się na mnie ogradzając mi drogę ręką. Pochyliła się.
Spoglądałam na nią w milczeniu. Po plecach przeszły mi dreszcze. Nie
opuszczałam spojrzenia z dziewczyny starając się z trudem panować nad swoim
oddechem. Stałyśmy tak od dłuższego czasu. Musiała się nad czymś się
zastanowić.
- Obserwuje cię.- Wysyczała po czym
ruszyła. Czy to miało zabrzmieć jak ostrzeżenie, groźba czy stwierdzenie.
Ruszyłam za nią do tak znanego mi już miejsca. Weszłam powoli do Sali
spoglądając na siedzącego za biurkiem mrocznego profesora zerkając przez ramię
widząc jak Clarisa opuszcza klasie.
- Chciał mnie pan widzieć.- Wyszeptałam
spoglądając na niego. Profesor Snape podniósł wzrok kierując go w moim kierunku,
po czym delikatnie uniósł rękę w geście abym podeszła i zajęła miejsce.
- Musimy poważnie porozmawiać
Naomi.- Powiedział Snape kierując wzrok na papier znajdujący się przed nim.
Swoje kroki skierowałam do biurka profesora by po chwili zając miejsce we
wskazanym krześle.
- Więc zamieniam się w słuch.- Powiedziałam
poważniejąc od razu na twarzy. Przełknęłam głośniej ślinę.
*~*~*
Od pewnego
czasu zalegałam w pokoju wspólnym spoglądając na palący się płomień. Moje
spojrzenie nie wyrażało nic. Miałam pustkę w głowie. Cieszyłam się, że właśnie
teraz nie było moich przyjaciół. Nie musieli się zamartwiać. Zero zbędnych
pytań. Akurat tego jednego potrzebowała. Delikatnie przetarłam czoło słysząc
śmiech Rona, który zatrzymał się w przejściu.
- Ron przesuń się tarasujesz całą
drogę.- Powiedział Dan- Kolega z klasy. Ciemnoskóry chłopak o przyjemnym nastawieniu
do ludzi. Dość pomocy. Spojrzał się w kierunku, w którym spoglądał rudzielec.
- Nao?- Usłyszałam po chwili
zdziwiony głos Nev’a który podbiegł wywracając się o własną szatę. Dopiero w
tedy przeniosłam wzrok w ich kierunku. Wymusiłam delikatny uśmiech.
- Nie wróciłaś na śniadanie.-
Powiedział z troską Harry. Podniosłam delikatnie wzrok, aby utkwić spojrzenie w
znajomym. Wzruszyłam jedynie ramionami.
- Straciłam apetyt. – Wyszeptałam
wracając do spoglądania w płomienie. Hermiona jak i pozostali usiedli przy tym
samym stole co ja. Obserwowali mnie. Lecz żaden nie był w stanie się odezwać.
Wymieniali ze sobą tylko spojrzenia.
- Kim była ta dziewczyna?- Odezwała
się Hermiona kładąc na moim ramieniu swoją dłoń. Spojrzałam się na nią.
- Ah… Clarisa? Tak.- Powiedziałam
prostując się na fotelu. Jak by tu ją jak najlepiej opisać. Hm…
- Tak on. Wyglądała jakby miała cię
zabić. – Dodał Ron. Zaśmiałam się sprawiając, że czuli zakłopotanie.
- Uwierz mi. Gdyby mogła zrobiłaby
to.- Powiedziałam widząc przerażenie w ich oczach. Taka była prawda. Wiele osób
jakby mogło to właśnie uczyniliby. Jedni szybko, drudzy bardziej boleśnie, lecz
koniec byłby taki sam. Umarłabym. Może i lepiej.
- Ostrzegałem cię Nao.- Odezwał się
Nev spoglądając z przerażeniem. Wiedziałam, że jeszcze mu nie przeszło po
wcześniejszym spotkaniu z Cobrą. Uśmiechnełam się delikatnie przekręcając głowę
w bok.
- Clarisa jest w ostatniej klasie.
Ma siostrę w naszym wieku. Pochodzi z rodu podobnego do Malfoyów. Ba!
Podobnego. Zabawne. Jej nazwisko to Black- Powiedziałam. Większość zebranych
wiedziało już o co chodziło. Domyślali się więc mogłam dostrzec w nich
obrzydzenie.
- Jej siostra trochę odbiega od „Normalności”
w znaczeniu Clarisy. Kilku miało okazję ją poznać. To Lizy jest siostrą
Clarisy. – Powiedziałam widząc zdziwienia Harry'ego i Rona. Odwróciłam wzrok
podchodząc do kominka. Odwróciłam się do nich.
- Skąd ją znasz?- Zdziwił się Dan.
- Jak już wiecie mieszkam z
Malfoyami tak się składa, że Blackowie są z nimi spokrewnieni. – Powiedziałam
zakładając dłonie na piersiach.
- Więc Nev nawet gdybym nie wtrąciła
się w sprawy Liz i Clarisy. Ona i tak wcześniej czy później przypomniałaby
sobie o mnie. Nigdy nie pałałyśmy za sobą sympatią. – Powiedziałam spoglądając
na nich. Widziałam jak Ron się nad czymś zastanawiał.
- Ty nie jesteś z nimi
spokrewniona?- Usłyszałam pytanie Ron.
- Oczywiście, że nie. Chyba? –
Powiedziałam po chwili zastanowienie. Nie znałam zbytnio rodziny z tego co
pamiętam z opowieści mamy. Miałam wujka, który wyjechał z Anglii.
- Chyba? To dlaczego u nich
mieszkasz?- Zdziwił się Harry. Spojrzałam się na niego i delikatnie kopałam w podłogę
paluszkami.
- Dlaczego? Ponieważ tak
postanowiono. Wiem, że moja matka miała starszego brata, lecz opuścił Anglię
wiele lat temu. Nigdy go nie poznałam.- Powiedziałam patrząc na nich po czym na
płomienie
I nigdy nie
chciałabym go poznawać
Pomyślałam
przymykając oczy. Gdy uspokoiłam trochę oddech podniosłam wzrok. Uśmiechnełam
się delikatnie.
- Stwierdzono, że oni będą
odpowiednimi opiekunami. – Powiedziałam patrząc na ich blade twarze.
- chyba nie znają znaczenia słowa
„odpowiedzialność”- Powiedziała zbulwersowana Hermiona. Cicho się zaśmiałam.
- się a twój Ojciec..- zaczął chary spoglądając na
mnie i delikatnie podskoczył. Nie wiem co go tak przeraziło.
- Nie mam ojca. Wychowywała mnie
jedynie matka. Na szczęście. –
Powiedziałam chłodnym tonem. Zacisnęłam dłonie zamykając oczy. Oddychałam
szybko. Delikatnie dotknęłam skroni.
- Nigdy nie uważałam tego człowieka…
potwora za ojca Harry. – Powiedziałam a po policzku pociekła samotna łza.
Delikatnie wytarłam ją z policzków.
- A co my tu widzimy – Powiedział
Fred łapiąc mnie za policzki i mocno pociągnął. Syknełam z bólu mrużąc oczy.
- Fred… Przestań proszę maltretować
moje policzki.- Wyszeptałam a chłopak puścił je z szerszym uśmiechem.
- O nie już coś knuje.- Powiedział
Ron.
Spojrzałam na niego a czując jak złapali mnie pod pachy i zaczęli
iść do wyjścia zaczęłam bezskutecznie walczyć o wolność. Oczywiście tę walkę
przegrałam i pozwoliłam się zanieść w miejsce jedynie znane bliźniakom. Rozejrzałam
się po lochach. Nie miałam pojęcia o co mogło wiedzieć. Spoglądałam na
knujących bliźniaków.
-Nao uroczyście informujemy cię że zastąpisz miejsce Lee.-
Powiedział George spoglądając w moim kierunku. Kompletnie nic z tego nie
rozumiałam.
- Ha?- Zdołałam z siebie wykrztusić siadając na schodkach.
- Planujemy zrobić psikus jakiemuś ślizgonów. – Powiedział mi na
uch Fred. Spojrzałam w jego kierunku i pokazałam na siebie.
- Odpadam.- Powiedziałam szybko wstając i chcąc odejść.
- O nie. Zostajesz bądź się pogniewamy na ciebie. Pomożesz nam
jedynie w tym że masz informować czy ktoś idzie. Jedynie w tym. – Powiedział
George. Nie wiem co mnie podkusiło by się zgodzić.
Kucałam właśnie za rogiem spoglądając to na bliźniaków to na
korytarz. Przełknęłam ślinę. Starając uspokoić szalejące serce. Bez skutecznie.
Widząc za rogu grupę ślizgonek podbiegłam do bliźniaków i poklepałam ich po ramienicach
po czym pobiegliśmy aby się schować. Obserwowałam całą sytuacje z uwagą.
Dziewczyny nie świadome zagrożenia wyszły za zakrętu kierując
się chyba do swojego pokoju wspólnego gdy nagle rozniósł się straszny wrzask i
wszystkie spoglądały na swoją towarzyszkę zasłaniając delikatnie nos. Po
korytarzu roznosił się straszny odór. Zasłoniłam delikatnie swoją twarz
starając się nie wdychać nieprzyjemnego zapachu. spoglądając na śmiejących się bliźniaków.
Wychyliłam się aby zerknąć kto ucierpiał przy tym żarcie. To co zobaczyłam
zmroziło mi krew w żyłach. Przełknęłam z trudem ślinę. Przeklinając siebie w
duszy że to właśnie tą grupę musiałam wybrać. Widząc jak powoli ocierała dłońmi
twarz aby pozbyć się glutowatej substancji. Czarne niegdyś włosy pokrywała owa
maź. A twarz wykrzywiał psychopatyczny grymas. Jej czarne oczy zastygły na
mojej twarzy. Mogłam przysiąc iż widziała mnie tylko chwilę lecz wiedziałam że
to jej wystarczyło. Słysząc niebezpieczny śmiech wstałam i zaczęłam biec
szybciej niż bliźniacy mogli to przepuszczać. Zatrzymałam się dopiero w pokoju
wspólnym bliska wyzionięcia ducha. Wszyscy spoglądali na mnie zdziwieni. Po
chwili poczułam rękę na swoim ramieniu i
spojrzałam na Nev’a.
- Nao co się stało?- Zapytał z troską w głosie. Podniosłam się
powoli kierując się do dormitorium dziewczyn.
- Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent jutro będę martwa.-
powiedziałam znikając w dormitorium rzucając się na swoje łóżko chowając głowę
w poduszkę. Wydając z siebie odgłos w rodzaju krzaku stłumionego przez materiał
poduszki.
Nie zajęło zbyt wiele czasu bym udała się do krainy snów gdzie
mogłam chodź by na chwilę oderwać się od natłoku zmartwień. Dziś było ich zbyt
wiele. Byłam pewna jednego. Musiałam
jutro unikać wszystkiego co ma związek z domem węża. Co było nie możliwe.
Tytuł opowiadania: „Inside the Hogward you can find my world ”
Tytuł rozdziału: 07: „Na
kolejne kłopoty? Nie mam sił, ani ochoty”:07
Ilość stron:8 stron
Hehe no nieźle nie spodziewałam się że rudzielcy wpakują ją w takie kłopoty teraz prawdopodobnie ta ślizgonka będzie chiała zemsty.Zaskakujące było dla mnie to że prócz Snapa znalazł ją też Quiller bonie spodziewałam się tego...
OdpowiedzUsuńJednak bardzo mi się podoba że powiedziano trochę o jej rodzinie mimo że nadal za wiele o tym nie wiadomo bo ona sama nie wie wszystkiego.
Fajnie że jej przyjaźń z Nevem i rudymi oraz pozostałymi się pogłębia a sprawy przybierają taki obrót w histori napradę super.
W końcu to bliźniacy. Oni zawsze się w coś wpakują. Ciszę się że rozdział się podobał:)
UsuńAleż tu się sprawy dzieją nono! Coraz bardziej podoba mi się ta historia i czekam na więcej! Świetnie pokazujesz tak ważny filar jak przyjaźń.. Super!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dziekuję za tak pozytywny komentarz. Mam nadzieje że następne rozdziały tak samo będą się podobać
UsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału, tyle się tu dzieje!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się niedługo!
Planowałam każdy rozdział dodawać co dwa tygodnie. Został mi jeszcze tydzień. Postaram się sprężyć aby nie mieć opóźnień
UsuńHejo, hejo! :D
OdpowiedzUsuńJest coraz ciekawiej! :D Podoba mi się. :)
Uwielbiam Hermionę! <3 "A wy nie znacie słowa NAUKA" - śmiechłam. xD
Kurczę, Naomi sobie narobiła na sam koniec... Ech, Fred i George... Oni ją wkopali... :P
Generalnie rozdział spoko.
To chyba tyle. ;)
Pozdrawiam!