niedziela, 26 lutego 2017

07: „Na kolejne kłopoty? Nie mam sił, ani ochoty”:07

Dziękuje, za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Mogą się pojawiać błędy za które serdecznie przepraszam. 

~*~*~


           To co rzuciło mi się w oczy po przebudzeniu była biel. Śnieżna biel. Zmrużyłam oczy czując coś na czole. Delikatnie podniosłam rękę kładąc na niezidentyfikowanym przedmiocie dłoń delikatnie ją ściskając. Czując przyjemny chłód zdjęłam ją spoglądając na ścierkę. Podparłam się łokciami spoglądając na rzędy łóżek. Z pomieszczenia obok zbliżała się jakaś postać.
            - Nie próbuj nawet wstawać kochaneczko.- Powiedziała kobieta podbiegając go mnie.
Owa kobieta miała brązowe włosy schowane pod białym czepkiem. Jej przyjazne brązowe oczy były przepełnione miłością oraz troską. Na sobie miała biało-czerwony fartuszek pielęgniarski. Spoglądała w moim kierunku z uśmiechem na twarzy.
            - Przepraszam gdzie ja jestem?- Wyszeptałam starając się sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia. Ah tak. Wracałam się z biblioteki do dormitorium.
            - W skrzydle szpitalnym. – Powiedziała krótko pielęgniarka. Spojrzałam się na nią, po czym na kubek z nieznanym mi wywarem. Wzięłam szklankę w dłonie robiąc to co kazała. Czyli wypiłam krzywiąc się.
            - Ohydztwo.- Wyszeptałam kaszląc. Kobieta położyła butelkę na szafce obok łóżka.
            - Coś ty robiła tak późno na korytarzu?
            - Odrabiałam szlaban. – Wyszeptałam podparta wciąż łokciami. Głowę maiłam jak z ołowiu.
- I przysnęło mi się w bibliotece. Nie zbyt dobrze się czułam.- Wyszeptałam wciąż tak jakbym sama do siebie. Poderwałam się nagle przypominając sobie akcje na korytarzu.
            - Kogoś spotkałam na korytarzu… - Powiedziałam blada jak ściana, na co pielęgniarka zaśmiała się cicho.
- Oj spotkałaś dziecinko. Znaleźli cię profesorowie.- Powiedziała z uśmiechem, na co poderwałam się wciąż jednak siedząc.
- Jacy profesorowie?- Wyszeptałam obawiając się owej odpowiedzi. Przygryzłam wargę.
- Profesor Quiller oraz profesor Snape.- Odpowiedziała na moje pytanie na co opadłam bezwładnie na łóżko.
Już po mnie.
Pomyślałam na samą myśl jak mi się oberwie za włóczenie się po nocy po zamku. Jeszcze od tego profesora, u którego mam na pieńku. Słysząc kroki przekręciłam głowę widząc po chwili profesor McGonagall biegnącą z wymalowanym zmartwieniem.
- McGarden teraz proszę mi się wytłumaczyć. Coś ty robiła o tak późnej porze poza dormitorium?- Powiedziała zdenerwowana kobieta. Stała w cielonym szlafroku. Widać było, że została wyrwana ze snu.
- Przepraszam pani profesor. Po prostu odrabiałam szlaban. I przysnęło mi się w bibliotece. Obudziła mnie bibliotekarka każąc wracać do dormitorium. Lecz czułam się nie za dobrze. – Powiedziałam bardziej patrząc w sufit niż na opiekunkę.
- przepraszam…- dodałam jedynie.
- Pomfrey możesz zdradzić mi co z nią jest?
- To przemęczenie. Miała wysoką gorączkę. Przez którą straciła przytomność. Podałam już jej odpowiednie lekarstwa teraz potrzebuje odpoczynku. – Powiedziała kobieta kładąc na moim czole ścierkę. Mimo, że walczyłam z sennością nie byłam w stanie. Oddałam się w ramiona Morfeusza.
*~*~*
- Jaka ona lekkomyślna – usłyszałam czyjąś głos. Nie mogłam jeszcze go zidentyfikować ze wszystkimi znanymi mi głosami. Dziwne uczucie. Gdy chce się otworzyć oczy, aby zobaczyć swojego rozmówcę a mimo to nie mogąc.
- A nie mówiłem, od nadmiaru tej nauki zwoje jej się po przypalały.
- Nie mówcie tak o niej. Po prostu robiła wszystko co uważała za słuszne.
- Dla ciebie Hermiono wszystko związane z nauką jest słuszne. Nie znacie słowa ODPOCZYNEK!
- Wy natomiast nie znacie słowa NAUKA!
- To jest skrzydło szpitalne a nie korytarz. Jak zamierzacie wrzeszczeć wylecicie stąd. Zrozumiano. Naomi potrzebuje odpoczynku nie wrzasków. – Odezwała się pani Pomfrey. Spojrzałam się na nią delikatnie mrużąc oczy. Oczy powali przyzwyczajały się do panującej w pomieszczeniu jasności. Nieznane mi kształty pod wpływem czasu zaczęły przypominać twarze Bliźniaków jak i Hermiony. Na mojej twarzy zagościł mimo wszystko delikatny uśmiech.
- Hermiona…- Wyszeptałam z uśmiechem na twarzy. Patrząc na nią. Na twarzy dziewczyny zniknął grymas niepokoju. Uśmiechnęła się z widoczną ulgą.
- A nas to co nie widzisz już.- Udał oburzonego Fred siadając na skraju łóżka.
- Królewna w końcu się obudziła. – Dodał George patrząc w moim kierunku. Delikatnie dotknęłam czoła i wzięłam szklankę jaką podała mi pani Pomfrey. Wypiłam za jednym razem. Krzywiąc się przy tym dość mocno. Jednak nic nie powiedziałam. Na co owa kobieta uśmiechnęła się i pobiegła do swojego gabinetu.
- Jak się czujesz?- Zapytała Hermiona spoglądając na mnie.
- Znacznie lepiej niż wcześniej. – Powiedziałam delikatnie się podrywając. Szlaban całkowicie o nim zapomniałam. Nie skończył się jeszcze. 
- Szlaban… Muszę iść.- Powiedziałam czując jak bliźniacy mnie przytrzymują.
- O co wam chodzi? Muszę iść.
- Pani Pomfrey prędzej zamieni się w mandragorę niż cię wypuści na odbycie szlabanu. Poinformowała nas, że wyjdziesz najwcześniej jutro. Dziś masz czasy wypoczynkowe. – Powiedział George na co ja opadłam zrezygnowana.
- Ale czuje się dobrze. – Powiedziałam. Chłopacy wzruszyli jedynie ramionami. Spojrzałam się na Hermionę, która najwyraźniej czegoś szukała.
- Hermiona?
- Wiesz pomyślałam, że może ci się tu nudzić, więc przyniosłam ze sobą lekką lekturę. – Powiedziała kładąc dość sporawą książkę.
- Wiesz to nie jest nic o magii, lecz zbiór mugolskich baśni. – Powiedziała patrząc się na mnie nie pewnie.
- Hermiono nie znasz słowa Odpoczywać? Zero czytania.- Powiedział Fred usiłując zabrać mi książkę, lecz ja ją objęłam. Nie zamierzałam za nić w świecie oddawać jej.
- Nic mi nie będzie lubię czytać. Dziękuje Hermiono z chęcią ją przeczytam. – Powiedziałam patrząc na przyjaciółkę z uśmiechem. Porozmawialiśmy jeszcze, po czym pani Pomfrey kulturalnie ich wyrzuciła za bruk. Wzięłam ową książkę kładąc sobie na kolana i otworzyłam na pierwszej stronie. Która zazwyczaj była cała biała tym razem znajdowała się tam odręcznie napisany zwrot
Dla naszej najcenniejszej kruszynki na świecie. Mamy nadzieję, że ta książka przeniesie cię w świat fantazji i magii.
Twoi kochani: Mama i Tata
            Po okładce jak całej strukturze książki mogłam wnioskować, że była często użytkowana. Mimo to była w doskonałym stanie. Delikatnie przejechałam koniuszkami palców po stronnicach czując pod nimi przyjemnie chropowatą strukturę. Po chwili całkowicie oddałam się wykonywanej czynności pogrążając się w lekturze.
*~*~*
                Po ubłaganiu z trudem pani Pomfrey pozwoliła mi wyjść ze skrzydła przed śniadaniem. Uśmiechnełam się szeroko kierując swoje kroki w kierunku wielkiej Sali. Ciekawa czy już tam byli. W rękach trzymałam książkę, którą dość szybko przeczytałam. Zajęło to kilka godzin. Była dość specyficzna. Nie zawsze mogłam czytać mugolskie rzeczy. Po drodze nikogo nie spotkałam. Wiedziałam, że jest weekend. Lecz nie do przesady. Weszłam spoglądając na zaledwie kilka osób. W oddali dostrzegłam Liz. Siedziała w osamotnieniu czytając jakiś podręcznik. Postanowiłam to zmienić. Podeszłam do niej żwawym krokiem i usiadłam koło niej czując na sobie zdziwione spojrzenia Krukonów. Nie obchodziło mnie to co myślą.
            - Hej.- Powiedziałam krótko spoglądając na podręcznik eliksirów i zaśmiałam się cicho. Ten przedmiot będzie moją zmorą. Dziewczyna podniosła delikatnie spojrzenie.
            - Hej. Jak się czujesz? Nev mówił, że trafiłaś do skrzydła szpitalnego.- Powiedziała zamykając książkę.
            - Ah to prawda. Ale czuję się znacznie lepiej. Chodź przedstawię cię komuś. – Powiedziałam łapiąc ją za dłoń i pociągnęłam za sobą. Kierując się do stołu lwa. Zatrzymałam się.
            - Neville już znasz. – Powiedziałam patrząc na przerażoną Liz wiedziałam, bowiem czego raczej, kogo się obawiała. Lecz nie mogła pozwolić by jej życiem sterowała jej siostra czy durne poglądy jej rodziny.
            - Ta dziewczyna to Hermiona później jest Ron oraz Harry.- Powiedziałam przedstawiając jej kilka osób, które akurat zasiadły do stołu.
            - To Liz.- Powiedziałam delikatnie pokazując jej by usiadła. Uśmiechnełam się do niej delikatnie na co dziewczyna odpuściła. Usiadła po chwili pogrążyła się w rozmowie z Hermiona.  Jadłam spokojnie budyń waniliowy, gdy na poczułam na sobie mordercze spojrzenie. Spojrzałam przez ramię widząc Malfoya. Najwyraźniej nie wyspał się. Koło niego szła Clarisa obserwując Liz. Przełknęłam ślinę.
            - Liz… Cobra atakuje.- Powiedziałam a wszyscy nawet Ron zmrużyli oczy spoglądając na mnie. Nev domyślił się, o kogo chodzi.
            - Czy tylko mi się zdawało czy ta ślizgówka wyglądała jakby chciała nas wszystkich zamordować spojrzeniem. – Wyszeptał Harry spoglądając na bladą Liz. Westchnęłam ciężko. Klepałam ją w plecy.
            - Za co to?
            - Skup się. To jej ostatni rok. Nie możesz pozwolić by dyrygowała twoim życiem. Jesteś Krukonką. – Powiedziałam ignorując spojrzenia innych.
            - Nie jestem tak odważna by narażać się Clarisie.- Powiedziała a Nev pokręcił delikatnie głową, że się zgadza.
            - Eh…- Westchnęłam tylko biorąc bułkę chcąc ją ugryźć jak dostrzegłam przerażenie wymalowanie w oczach Nev’a. Delikatnie podniosłam głowę do góry spoglądając na to co przykuło uwagę. Nade mną pochylała się Clarisa. Uśmiechała się do mnie.
            - Nie zabłądziłaś czasem do stołu?- Zapytałam widząc jak usiadła koło mnie go patrząc na mnie lodowatym spojrzeniem. Zmierzyła dosłownie każdego z mojego towarzystwa. Zatrzymała się na Hermionie krzywiąc się, Rona zmierzyła spojrzeniem pełnym obrzydzenia a Harry'ego z chęcią mordu. Spojrzałam na nich cała trójka wyglądała jakby miała zaraz zemdleć.
            - Zdradzisz powód swojego przybycia tu. Wątpię byś to zrobiła z własnej woli. Malfoy też by cię nie nasłał. – Powiedziałam nie robiąc sobie nic z jej spojrzenia czując jak łapie mnie za ramie i wstaje zdziwiłam się.
            - Snape chce cię widzieć.- Powiedziała z diabelskim uśmiechem. Spojrzałam się na nią.
            - Po jakie licho?- Zdziwiłam się i mimo woli ruszyłam za nią gdy mnie pociągnęła za sobą. Liz spoglądała na mnie przepraszającym spojrzeniem. Spojrzałam na nią.
            - Umiem chodzić nie musisz mnie trzymać.- Powiedziałam patrząc się na plecy dziewczyny, za którą dosłownie biegła. Jednak po chwili poczułam jak uderzam plecami o ścianę i zakaszlałam cicho. Spojrzała się na mnie ogradzając mi drogę ręką. Pochyliła się. Spoglądałam na nią w milczeniu. Po plecach przeszły mi dreszcze. Nie opuszczałam spojrzenia z dziewczyny starając się z trudem panować nad swoim oddechem. Stałyśmy tak od dłuższego czasu. Musiała się nad czymś się zastanowić.
            - Obserwuje cię.- Wysyczała po czym ruszyła. Czy to miało zabrzmieć jak ostrzeżenie, groźba czy stwierdzenie. Ruszyłam za nią do tak znanego mi już miejsca. Weszłam powoli do Sali spoglądając na siedzącego za biurkiem mrocznego profesora zerkając przez ramię widząc jak Clarisa opuszcza klasie.
            - Chciał mnie pan widzieć.- Wyszeptałam spoglądając na niego. Profesor Snape podniósł wzrok kierując go w moim kierunku, po czym delikatnie uniósł rękę w geście abym podeszła i zajęła miejsce.
            - Musimy poważnie porozmawiać Naomi.- Powiedział Snape kierując wzrok na papier znajdujący się przed nim. Swoje kroki skierowałam do biurka profesora by po chwili zając miejsce we wskazanym krześle.
            - Więc zamieniam się w słuch.- Powiedziałam poważniejąc od razu na twarzy. Przełknęłam głośniej ślinę.  
*~*~*
Od pewnego czasu zalegałam w pokoju wspólnym spoglądając na palący się płomień. Moje spojrzenie nie wyrażało nic. Miałam pustkę w głowie. Cieszyłam się, że właśnie teraz nie było moich przyjaciół. Nie musieli się zamartwiać. Zero zbędnych pytań. Akurat tego jednego potrzebowała. Delikatnie przetarłam czoło słysząc śmiech Rona, który zatrzymał się w przejściu.
            - Ron przesuń się tarasujesz całą drogę.- Powiedział Dan- Kolega z klasy. Ciemnoskóry chłopak o przyjemnym nastawieniu do ludzi. Dość pomocy. Spojrzał się w kierunku, w którym spoglądał rudzielec.
            - Nao?- Usłyszałam po chwili zdziwiony głos Nev’a który podbiegł wywracając się o własną szatę. Dopiero w tedy przeniosłam wzrok w ich kierunku. Wymusiłam delikatny uśmiech.
            - Nie wróciłaś na śniadanie.- Powiedział z troską Harry. Podniosłam delikatnie wzrok, aby utkwić spojrzenie w znajomym. Wzruszyłam jedynie ramionami.
            - Straciłam apetyt. – Wyszeptałam wracając do spoglądania w płomienie. Hermiona jak i pozostali usiedli przy tym samym stole co ja. Obserwowali mnie. Lecz żaden nie był w stanie się odezwać. Wymieniali ze sobą tylko spojrzenia.
            - Kim była ta dziewczyna?- Odezwała się Hermiona kładąc na moim ramieniu swoją dłoń. Spojrzałam się na nią.
            - Ah… Clarisa? Tak.- Powiedziałam prostując się na fotelu. Jak by tu ją jak najlepiej opisać. Hm…
            - Tak on. Wyglądała jakby miała cię zabić. – Dodał Ron. Zaśmiałam się sprawiając, że czuli zakłopotanie.
            - Uwierz mi. Gdyby mogła zrobiłaby to.- Powiedziałam widząc przerażenie w ich oczach. Taka była prawda. Wiele osób jakby mogło to właśnie uczyniliby. Jedni szybko, drudzy bardziej boleśnie, lecz koniec byłby taki sam. Umarłabym. Może i lepiej.
            - Ostrzegałem cię Nao.- Odezwał się Nev spoglądając z przerażeniem. Wiedziałam, że jeszcze mu nie przeszło po wcześniejszym spotkaniu z Cobrą. Uśmiechnełam się delikatnie przekręcając głowę w bok.
            - Clarisa jest w ostatniej klasie. Ma siostrę w naszym wieku. Pochodzi z rodu podobnego do Malfoyów. Ba! Podobnego. Zabawne. Jej nazwisko to Black- Powiedziałam. Większość zebranych wiedziało już o co chodziło. Domyślali się więc mogłam dostrzec w nich obrzydzenie.
            - Jej siostra trochę odbiega od „Normalności” w znaczeniu Clarisy. Kilku miało okazję ją poznać. To Lizy jest siostrą Clarisy. – Powiedziałam widząc zdziwienia Harry'ego i Rona. Odwróciłam wzrok podchodząc do kominka. Odwróciłam się do nich.
            - Skąd ją znasz?- Zdziwił się Dan.
            - Jak już wiecie mieszkam z Malfoyami tak się składa, że Blackowie są z nimi spokrewnieni. – Powiedziałam zakładając dłonie na piersiach.
            - Więc Nev nawet gdybym nie wtrąciła się w sprawy Liz i Clarisy. Ona i tak wcześniej czy później przypomniałaby sobie o mnie. Nigdy nie pałałyśmy za sobą sympatią. – Powiedziałam spoglądając na nich. Widziałam jak Ron się nad czymś zastanawiał.
            - Ty nie jesteś z nimi spokrewniona?- Usłyszałam pytanie Ron.
            - Oczywiście, że nie. Chyba? – Powiedziałam po chwili zastanowienie. Nie znałam zbytnio rodziny z tego co pamiętam z opowieści mamy. Miałam wujka, który wyjechał z Anglii.
            - Chyba? To dlaczego u nich mieszkasz?- Zdziwił się Harry. Spojrzałam się na niego i delikatnie kopałam w podłogę paluszkami.
            - Dlaczego? Ponieważ tak postanowiono. Wiem, że moja matka miała starszego brata, lecz opuścił Anglię wiele lat temu. Nigdy go nie poznałam.- Powiedziałam patrząc na nich po czym na płomienie
I nigdy nie chciałabym go poznawać
Pomyślałam przymykając oczy. Gdy uspokoiłam trochę oddech podniosłam wzrok. Uśmiechnełam się delikatnie.
            - Stwierdzono, że oni będą odpowiednimi opiekunami. – Powiedziałam patrząc na ich blade twarze.
            - chyba nie znają znaczenia słowa „odpowiedzialność”- Powiedziała zbulwersowana Hermiona. Cicho się zaśmiałam.
            - się  a twój Ojciec..- zaczął chary spoglądając na mnie i delikatnie podskoczył. Nie wiem co go tak przeraziło.
            - Nie mam ojca. Wychowywała mnie jedynie matka. Na szczęście.  – Powiedziałam chłodnym tonem. Zacisnęłam dłonie zamykając oczy. Oddychałam szybko. Delikatnie dotknęłam skroni.
            - Nigdy nie uważałam tego człowieka… potwora za ojca Harry. – Powiedziałam a po policzku pociekła samotna łza. Delikatnie wytarłam ją z policzków.
            - A co my tu widzimy – Powiedział Fred łapiąc mnie za policzki i mocno pociągnął. Syknełam z bólu mrużąc oczy.
            - Fred… Przestań proszę maltretować moje policzki.- Wyszeptałam a chłopak puścił je z szerszym uśmiechem.
            - O nie już coś knuje.- Powiedział Ron.
Spojrzałam na niego a czując jak złapali mnie pod pachy i zaczęli iść do wyjścia zaczęłam bezskutecznie walczyć o wolność. Oczywiście tę walkę przegrałam i pozwoliłam się zanieść w miejsce jedynie znane bliźniakom. Rozejrzałam się po lochach. Nie miałam pojęcia o co mogło wiedzieć. Spoglądałam na knujących bliźniaków.
-Nao uroczyście informujemy cię że zastąpisz miejsce Lee.- Powiedział George spoglądając w moim kierunku. Kompletnie nic z tego nie rozumiałam.
- Ha?- Zdołałam z siebie wykrztusić siadając na schodkach.
- Planujemy zrobić psikus jakiemuś ślizgonów. – Powiedział mi na uch Fred. Spojrzałam w jego kierunku i pokazałam na siebie.
- Odpadam.- Powiedziałam szybko wstając i chcąc odejść.
- O nie. Zostajesz bądź się pogniewamy na ciebie. Pomożesz nam jedynie w tym że masz informować czy ktoś idzie. Jedynie w tym. – Powiedział George. Nie wiem co mnie podkusiło by się zgodzić.
Kucałam właśnie za rogiem spoglądając to na bliźniaków to na korytarz. Przełknęłam ślinę. Starając uspokoić szalejące serce. Bez skutecznie. Widząc za rogu grupę ślizgonek podbiegłam do bliźniaków i poklepałam ich po ramienicach po czym pobiegliśmy aby się schować. Obserwowałam całą sytuacje z uwagą.
Dziewczyny nie świadome zagrożenia wyszły za zakrętu kierując się chyba do swojego pokoju wspólnego gdy nagle rozniósł się straszny wrzask i wszystkie spoglądały na swoją towarzyszkę zasłaniając delikatnie nos. Po korytarzu roznosił się straszny odór. Zasłoniłam delikatnie swoją twarz starając się nie wdychać nieprzyjemnego zapachu.  spoglądając na śmiejących się bliźniaków. Wychyliłam się aby zerknąć kto ucierpiał przy tym żarcie. To co zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach. Przełknęłam z trudem ślinę. Przeklinając siebie w duszy że to właśnie tą grupę musiałam wybrać. Widząc jak powoli ocierała dłońmi twarz aby pozbyć się glutowatej substancji. Czarne niegdyś włosy pokrywała owa maź. A twarz wykrzywiał psychopatyczny grymas. Jej czarne oczy zastygły na mojej twarzy. Mogłam przysiąc iż widziała mnie tylko chwilę lecz wiedziałam że to jej wystarczyło. Słysząc niebezpieczny śmiech wstałam i zaczęłam biec szybciej niż bliźniacy mogli to przepuszczać. Zatrzymałam się dopiero w pokoju wspólnym bliska wyzionięcia ducha. Wszyscy spoglądali na mnie zdziwieni. Po chwili  poczułam rękę na swoim ramieniu i spojrzałam  na Nev’a.
- Nao co się stało?- Zapytał z troską w głosie. Podniosłam się powoli kierując się do dormitorium dziewczyn.
- Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent jutro będę martwa.- powiedziałam znikając w dormitorium rzucając się na swoje łóżko chowając głowę w poduszkę. Wydając z siebie odgłos w rodzaju krzaku stłumionego przez materiał poduszki.  
Nie zajęło zbyt wiele czasu bym udała się do krainy snów gdzie mogłam chodź by na chwilę oderwać się od natłoku zmartwień. Dziś było ich zbyt wiele.  Byłam pewna jednego. Musiałam jutro unikać wszystkiego co ma związek z domem węża. Co było nie możliwe.

Tytuł opowiadania: „Inside the Hogward you can find my world ”
Tytuł rozdziału:  07: „Na kolejne kłopoty? Nie mam sił, ani ochoty”:07
Ilość stron:8  stron

niedziela, 12 lutego 2017

06: Każdy z nas ma nadzieje na niemożliwe :06


Snape okazał się być moją zmorą, uporczywym odciskiem, którego za nic nie dało się usunąć. Cieszyłam się, że aktualnie moja skromna postać zeszła z celownika mistrza Eliksirów.  Był bowiem ktoś, kto bardziej zaintrygował biednego Snape. Potter. Od owej bójki z Malfoyem minęło zaledwie kilka dni. Zdążyłam się już przyzwyczaić do natłoku zadań. Aktualnie siedziałam w fotelu trzymając na kolanach księgę zaklęć.
- Nao…- usłyszałam za sobą znajomy głos. Uśmiechnełam się delikatnie na widok przyjaciela.
- Witaj Nev- przywitałam się z nim.- Coś się stało? Dziwnie wyglądasz?- Zapytałam po chwili milczenia chłopak usiadł na fotelu naprzeciwko mnie.
- Wiesz… Pomogłabyś mi z zaklęciami? Nie wiem w czym robię źle. – Powiedział załamanym głosem chłopak. Zaśmiałam się tylko zerkając w jego kierunku. Podeszłam do niego i zaczęłam uważnie mu tłumaczyć. Na kawałku pergaminu rozpisałam dokładnie czynności jakie trzeba wykonać.
- Teraz wystarczy jedynie trochę treningu- powiedziałam zajmując miejsce. Po zastanowieniu się podniosłam wzrok znad księgi. – Nev?
- Tak.- Usłyszałaś skupiony głos chłopaka.
- Idziesz ze mną do biblioteki. – Powiedziałam – Wiesz oczywiście po szlabanie u Snape. Jak to przeżyje z dnia na dzień robi się coraz gorsze. Jeszcze brakuje bym zaczęła sprzątać wszystkie pomieszczenia w lochach. – Dodałaś z cichym zaśmianiem się.
- I to tylko dlatego, że pobiłaś się z Malfoyem. – Stwierdził patrząc na mnie. Nabrałam powietrza. Wróciłam do rozwiązywania zadania. Oczywiście gdy musiałam iść pożegnałam się z przyjacielem i wyszłam z dormitorium udając się do lochów.
- Kogo my tu widzimy?- Usłyszałam za sobą.- Zaczynamy czuć się urażeni.
- Mogę wiedzieć czym sobie zawiniłam?- Zapytałam widząc uśmiechy na twarzach bliźniaków.
- Całkowicie nas zaniedbałaś. Zero wysadzania, wygłupów, nauka a my to co.- Odezwał się naburmuszony Fred. Zaśmiałam się tylko.
- Wiecie jestem dość rozrywana w tym miesiącu. Nie wiem czy w grafiku znajdę czas.- Mówiłam to spokojnym głosem. Bliźniacy spojrzeli się tylko po mnie i pożegnali się przy schodach prowadzących do wielkiej Sali.
- Nie podpadnij nikomu po drodze.- Odezwał się Fred znikając Miałam wrażenie jakbym znała szkołę na pamięć. Oczywiście klasę od Eliksirów czy Bibliotekę znalazłabym z zamkniętymi oczami.  
Gdy udało mi się dotrzeć do lochów bez żadnych problemów zastukałam do Sali słysząc odchrząknięcie uznałam to za pozwolenie wejścia. Otworzyłam drzwi sali. Po czym weszłam kierując się do biurka profesora, aby położyć na niej swoją różdżkę po czym podeszłam do brudnych kociołków. Zaczęłam je szorować w ciszy.
~^~
Wyszłam z Sali spoglądając na twarz przyjaciela, który właśnie opierał się o jedna ścianę. Na mojej twarzy zagościł ciepły uśmiech. Podbiegłam do niego idąc po schodach. Oboje milczeliśmy. Do czasu, gdy nie odezwał się pierwszy.
- Nao?- Zaczął nie pewnie odwracając wzrok spoglądając w moje oczy. – Czy to źle, że trafiłem do domu Lwa? – Zadał pytanie nie spuszczając mnie z oczu.
- Nev co to za nagła zmiana?- Zapytałam obserwując chłopaka.- Oczywiście, że to dobrze.- Dodałam idąc koło niego trzymając na ramieniu torb z księgami do oddania. Gdy nastała krępująca cisza westchnęłam zrezygnowana.
- Wiesz. Ja w cale nie jestem odważny.- Powiedział z opuszczoną głową.- Dlatego pomyślałem, że tiara mogła się pomylić.
- Wiesz co sądzę?- Zapytałaś spoglądając przed siebie idąc po schodach na piąte piętro. Bowiem tam właśnie znajdowała się biblioteka.
- Nie.
- Tiara się nie pomyliła. Są różne oznaki męstwa czy odwagi. – Powiedziałam patrząc na chłopaka, który nieudolnie starał się odwrócić głowę. Westchnęłam ciężko.
- Nie jestem odważny jak Harry czy nawet ty.- Powiedział sprawiając, że pokazałam na siebie palcem nie wierząc. Ja? Odważna?- Tak Nao. Ty. Masz odwagę kłócić się z Malfoyami. To nie lada wyczyn.- Powiedział z podziwem w głosie.
- To nie odwaga tylko głupota.- Powiedziałam patrząc w oczy chłopaka, który wyglądał jakby nie rozumiał, dlaczego tak sądzę.  – To głupota. W końcu i tak Malfoyowie postawią na swoim. A mnie co zostanie? Kara. – Dodałam zamykając oczy poprawiając torbę. – Ale wiesz. Czasem można podpisać pod odwagę. Zależ jak się leży. – Zaśmiałam się a po chwili dołączył do mnie Neville.
Najwyraźniej udało mi się poprawić nastrój kolegi. Kosztem własnego. Czułam się przygnębiona myślą o nadchodzącej przerwie świątecznej i powrocie do Rezydenci państwa Malfoy. Zatrzymałam się dopiero gdy do moich uszu doszedł dźwięk cichy pisk podobny do szlochania. Zerknęłam na Neville, aby potwierdzić, że mi się nie przesłyszało. Po minie chłopaka sądziłam, że nie było możliwości pomyłki.
Ponownie
- Clarisa…. Proszę to nie była moja wina.- Usłyszałam dziewczęcy głos. Można było z niego usłyszeć strach. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi wchodząc do Sali, która niczym się nie różniła od pozostałych. Jedynie na jej środku po tablicą znajdowały się dwie dziewczyny. Jedną z nich miała rude włosy… nie było pomyłki. To dziewczyna z biblioteki.
Nad nią pochylała się dziewczyna znacznie starsza od niej. Trzymała w dłoni jej włosy odchylając głowę do tyłu tak by patrzeć się w zapłakane oczy dziewczynki. Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Nao… Nie…- Wyszeptał. Poczułam na swoim ramieniu dłoń Neville. Próbował mnie powstrzymać. – Nie pakuj się w tarapaty. Masz już jeden szlaban chcesz kolejny?- Zapytał. Spojrzałam się w oczy chłopaka, po czym na ową sytuacje i pokręciła przecząco głową. Nie mogłam jednak zostawić tej sytuacji. Gdybym to zrobiła nie mogłabym spojrzeć sobie w twarz.  
- Jeśli jeszcze raz zobaczę cię w otoczeniu tych rudzielców zapłacisz. – Powiedziała dziewczyna imieniem Clarisa. Delikatnie przekręciłam głowę w bok. Kojarzyłam skądś to imię. Ton dziewczyny dawał do zrozumienia, że nie mówi na żarty. Jest poważna, stanowcza. Coś było w nim takiego, że po ciele przeszły mnie dreszcze.
- Zostaw ją.- Powiedziałam patrząc się na nią. Neville pisnął starając się mnie od ciągnąć od tej całej sytuacji. Na co tylko spojrzałam na niego czując jak poluźnił uścisk. Clarisa zatrzymała się prostując się by po chwili zwrócić twarz w moim kierunku. Była piękną kobietą. Czarne lokowane włosy sięgające do pasa. Takie same duże oczy. Drobna postura.  Jasna karnacja. Na sobie miała szatę z herbem domu węża. Wypuściłam ciężko powietrze.
- Nie wiesz, że się nie miesza w nie swoje sprawy – powiedziała podchodząc bliżej obserwując mnie z uwagą. Neville przełknął głośniej ślinę łapiąc mnie mocniej za ramie. Poczułam delikatnie jak ściska mnie mocniej.
- Nao nie…- usłyszałam cichy pisk przy uchu. Westchnęłam spoglądając na niego z delikatnym politowaniem. Czasem denerwowało mnie jego tchórzostwo.
- Powinnaś posłuchać kluseczkę. – Powiedziała wybuchając śmiechem na widok bladego Neville. – Wiesz. Z waszej dwójki to on ma instynkt przetrwania.- Dodała podchodząc bliżej. Zatrzymała się spoglądając na rudowłosą dziewczynkę kucającą na posadzce. Nawet nie drgnęła.
- Powiedziałam. Masz ją zostawić.- Powiedziałam na co dziewczynka spojrzała się na mnie szarymi oczami. Mogłam dostrzec jak po jej bladej twarzy spływają kilka łez.
- Nie rób tego.- Powiedziała spoglądając na swoją napastniczkę. Na co Clarisa zatrzymała się spoglądając na nią przez ramię.
- Za późno. Sami się w mieszali. –Powiedziała kładąc ręce na biodrach obserwując mnie dokładnie. – Pierwszoroczniaki? Pf..- Prychał delikatnie odgarniając włosy ręką. Mierzyła Nevilla spojrzeniem, przy którym nie jeden odważny puścił nogi za pas. Delikatnie wyciągnęłam rękę by w razie czego odgrodzić jej możliwość dotarcia do mojego przyjaciela.
- Nie wystraszysz mnie. Dręcz osoby w swoim wieku.- Odezwałam się po dłuższej chwili, gdy podeszła do mnie pochylając się nade mną. Milczałaby po chwili jednym zwinnym ruchem odepchnąć Nevilla na tyle mocno by upadł między ławki. Usłyszałam tylko syknięcie.
-  Czyżby… Czy to czasem nie ty pobiłaś mojego kolegę z Domu?- Usłyszałam jej lodowaty głos tuż przy uchu. Przekręciłam delikatnie głowę nie dając się wyprowadzić z równowagi. Nie zamierzałam wszczynać żadnych bójek.
- Chodzi ci o Malfoya? Tak to ja.- Potwierdzałam widząc jak obchodzi mnie wokoło mierząc spojrzeniem bazyliszka.
- Powinnaś uważać. Nie wiesz jak się kończy zadzieranie ze Ślizgonami? Wypadki chodzą po ludziach.- Powiedziała delikatnie dotykając mojego policzka nad czymś się zastanawiając. Usłyszałam jak drzwi się otworzyły.
- McGarden znów wszczynasz bójki?- Doszedł do mnie głos Dracko jak i jego kroki. No świetnie przylazł kłopot. Spojrzałam na niego przez ramię widząc jego dziarski uśmiech. Odwzajemniłam go.
- No coś ty. Tłumaczę jednie twojej starszej koleżance by nie znęcała się nad młodszymi.- Powiedziałam spoglądając jak zatrzymał się koło mnie mierząc mnie spojrzeniem. Jak i nie omieszkał zmierzyć spojrzeniem Neville by po chwili pokręcić głową.  Dracko po chwili przeniósł spojrzenie na rudą dziewczynę po czym na Clarise unosząc brew.
- Jeszcze ci się nie znuciło dręczenie siostry Black.- Powiedział po chwili chłopak nie spuszczając oczu z dziewczyny. Black… No świetnie kolejna pokręcona rodzinka do kompletu.
- Urosłeś Dracko.- Powiedziała czochrając włosy chłopka.
- Black widać, że wciąż urozmaicasz sobie dzień dręczeniem swojej siostry. – Powiedział Dracko. Najwyraźniej niezadowolony z poczynania dziewczyny delikatnie odchylił głowę, aby przestała.
- Dawno nie było cię z ciocią u nas. – Powiedział z delikatną urazą w głosie. – Nie musisz być taka surowa. To Naomi.- Powiedział wskazując na mnie głową. Teraz już całkowicie sobie ją przypomniałam. Coś tam mówiła Dracko o siostrze. Spojrzałam na kucającą dziewczynę na środku Sali.
- Naomi? McGarden?- Usłyszałam odrywając się od własnych myśli spojrzałam się w oczy dziewczyny. Która pokręciła przecząco głową. – Wyraźniej i ją trzeba będzie naprostować. – Zamarłam spoglądając na nią. W jakim znaczeniu „naprostować”?
- Wiesz co Black jestem wystarczająco prosta.- Powiedziałam spokojnym tonem nie spuszczając dziewczyny z oczu.
- Oj Dracko to nie droczenie czy dręczenie to było pouczenie prawda Liz.- Powiedziała delikatnie klepiąc siostrę po ramieniu. – Mam nadzieję, że wystarczające by przemówić dziewczynie do rozsądku. – Dodała wstając.
- Co ciebie tu sprowadza?- Zapytała po chwili spoglądając na blondyna.
-Ach tak zapomniałbym Snape chce cię widzieć.- Powiedział po chwili spoglądając w moim kierunku.
- Rozumiem lepiej chodźmy.- Odezwała się spoglądając na siostrę.- Liz pamiętaj co ci powiedziałam nie chcesz mnie wyprowadzić z równowagi prawda.-Powiedziała znikając za drzwiami jak i Malfoy. Podeszłam do dziewczyny wyciągając w jej kierunku rękę. Spojrzała na nią nie pewnie po czym delikatnie chwyciła ją aby wstać.
- Liza tak?- Zapytałam spoglądając jak kiwa twierdząco głową- Jestem Naomi miło mi cię poznać Liz.- Uśmiech nie znikał mi z twarzy.
- Nie powinnaś była się w to mieszać.- Wyszeptała dziewczyna patrząc na ziemię gdy wstała. Zmierzyłaś ją jedynie spojrzeniem patrząc na nią w milczeniu.
- Lepiej nie podpadać Clarisie.- Odezwała się widząc jak podeszłam do roztrzęsionego jeszcze Neville. Pomogłam mu jednak wstać i skierowałam się do wyjścia. Przeszłam przez drzwi wkładając rękę do kieszeni. Nie pojrzałam się jednak na przyjaciela. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w bibliotece. Dopiero teraz gdy adrenalina zaczęła znikać zrozumiałam jak się bałam. Co pierwszoroczniak mógł zrobić siódmoklasistce? Nic. Znów moja odwaga przerodziła się w głupotę. Mimo że szlachetną. Odgarnęłam delikatnie włosy czując spojrzenia owej dwójki.
- Możecie się tak nie patrzeć. Usłyszałam szlochy i zareagowałam. – Powiedziałam patrząc na nich przez ramie delikatnie wyciągnęłam rękę zerkając na nienaruszony list od Pana Malfoya.
- Nie czytałaś?- Zdziwił się. Wiedziałam co mógł pomyśleć. Spojrzałam przez ramię na przyjaciela, po czym schowałam list z powrotem. Zatrzymałam się dopiero przed drzwiami do biblioteki na piątym piętrze. Otworzyłam je wchodząc do ogromnego pomieszczenia. Westchnęłam na widok porozwalanych ksiąg.
No i czeka nasz teraz wojna.
Pomyślałam wiedząc, że za szybko stąd nie wyjdę. Podeszłam do jednego ze stosów biorąc go na ręce i zaczęłam kierować do odpowiednich działów. Postanowiłam najpierw je po sortować będzie znacznie łatwiej. W bibliotece miałam czas do rozmyślań. Aż za na to. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Oddychałam spokojnie.
            - Może pomóc?- Usłyszałam za sobą głos Lizy. Stała za regałem spoglądając na księgi. Uśmiechnełam się delikatnie patrząc w jej kierunku. Zastanawiając się nad tym.
            - Wiesz? Chyba nie będzie problemu jak mi trochę pomożesz. Ale tak by nie widział tego Snape. Nie chcę by szlaban się przedłużył. – Zaśmiałam się na samą myśl i wyciągnęłam różdżkę patrząc na książki.
            - Wingardium Leviosa.- Powiedziałam spoglądając ja kilka z ksiąg uniosło się w powietrze, po czym wylądowało w odpowiednich miejscach. Lizy spojrzała w moim kierunku z uśmiechem.
            - Wykorzystanie zaklęcia z działu 10. Profesor Flidwik byłby w niebo wzięty widząc cię teraz.- Zaśmiała się dziewczyna spoglądając na unoszące książki. – Musiało ci się nieźle nudzić prawda?
            - To nie tak, że mi się nudziło. Po prostu chciałam wiedzieć czego będę się uczyć. A że te zaklęcie idealnie pasuje do mojej aktualnej sytuacji. Szkoda by było ją zmarnować. – Zaśmiałam się spoglądając na nią, gdy wszystkie księgi wylądowała na swoich miejscach. Chodziłam między regałami zbierając pozostawione książki.
            - Dziękuje.- Wyszeptała Liz za moimi plecami powoli idąc.  Zatrzymał się zdziwiona. W końcu nic takiego nie zrobiłam.- Za to co zrobiłaś w tamtej Sali.- Dodała tak jakby czytając w mojej głowie o co mogło chodzić. Delikatnie zaśmiałam się gładząc jedną z księg.
            - To nic takiego Liz. Po prostu nie mogłam tego tak zostawić. Mimo że nie rozumiem, dlaczego twoja siostra tak cię traktuje. Oraz zdziwiłam się, że masz coś z rodem Blacków. Wiesz nie masz czarnych włosów jak i oczu.- Powiedziałam spoglądając na nią. Zaśmiała się patrząc na mnie.
            - Oj tam. Cóż. Rodziny się nie wybiera. Moja siostra… Eh… jest jak reszta rodziny. Sądzi, że tylko czarodziej czystej krwi mogą być w Hogwarcie. Więc wściekła się widząc mnie z rudzielcami. Oczywiście ja nic nie robiłam tylko stałam jak oni robili żart grupce ślizgonów. I oczywiście złe to zinterpretowała. – Powiedziała Liz odgarniając włosy. Widziałam jak się nad czymś zastanawiała. Usiadłam przy stole spoglądając w okno.
            - Fred i George.- Powiedziałam wyobrażając sobie co mogli zmalować. A wiedziałam, że byli zdolni do wszystkiego. Lizy delikatnie poklepała mnie po ramieniu ze zmartwieniem.
            - Nao coś się stało?- Zapytała z troską w głosie. Nie dostrzegłam nawet jak Nevil dołączył do nas. Spoglądałam to na jednego to na drugiego zdziwiona.
            - Przepraszam zamyśliłam się.- Wyszeptałam delikatnie drapiąc się po głowie. Zaśmiałam się.
            - O czym tak rozmyślałaś? O bliźniakach?- Zapytała Lizy szturchając Nev’a. Spojrzałam w jej kierunku delikatnie kręcąc przecząco ręką. Uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Po chwili jednak wstałam i zaczęłam wykonywać resztę szlabanu.
            - Nie.- Odpowiedziałam krótko wyciągając rękę z różdżką i zrobiłam pętelkę i trach – Wingardium Leviosa.- Powiedziałam oddychając spokojnie widząc jak księgi zaczęły lewitować w górę. Zatrzymały się na wysokości ostatnich półek po czym wsunęły się w odpowiednie miejsca. Liz jak i Nev pozostali jednak na swoich miejscach wiedząc, że lepiej mi aktualnie nie przeszkadzać.  Moją głowę krzątały się myśli. Czułam się coraz gorzej.
Chodziłam spokojnie między regałami powoli kończąc już porządki na dziś. Bibliotekarka była po prostu w niebie, gdy przyszła i już prawie wszystko było sprzątnięte. Cóż praktyki czynią mistrza.
Usiadłam po nie całej godzinie na fotelu przecierając oczy. Nie otwierałam ich do momentu, gdy nie poczułam delikatnie szarpnięcia.
            - Hmm…- Wydałam jedynie z siebie dźwięk. Nie podniosłam nawet głowy, aby spojrzeć któż miał czelność wyrywać mnie z zadumy a może nawet z ramion morfeusza.
            - Jeszcze tutaj- Usłyszałam głos nie wiedziałam do kogo należał. Wiedziałam, że jest mi znany, lecz nie umiałam teraz go utożsamić z nimi mi znanym. Wstałam podchodząc do drzwi biblioteki delikatnie podpierając się o nie. Czułam się strasznie osłabiona. Nev z Liz pewnie wrócili już do swoich dormitorium. Pomyślałam zakładając torbę na swoje ramię.
- Jest tak późno. Powinnaś być dawno w dormitorium. – Usłyszałam za sobą owy głos.  Pokiwałam jedynie głową wychodząc z pomieszczenia. Szłam powoli po schodach trzymając torbę na ramieniu. Gdybym mogła oczywiście wlekłam bym ją za sobą.
            - Chyba przeliczyłam swoją wytrzymałość.- Wyszeptałam sama do siebie delikatnie podtrzymując się o poręcz schodów. Obraz przed moimi oczami zaczął mi się dwoić. Zatrzymałam się delikatnie przykładając rękę do czoła oddychając ciężko. Delikatnie potrzęsłam głową. Wypuściłam powietrze patrząc się w sklepienie sufitu. 
            - Jeszcze tylko trochę…- wyszeptałam spoglądając na stopnie. Weszłam kierując się przez korytarz. Podeszłam jednak do ściany podpierając się rękoma. Aby nie stracić równowagi. Z każdą chwilą miałam wrażenie, że ten korytarz jakby się wydłużał a nie skracał. Zakaszlałam.
Naomi…
Usłyszałam cichy głos. Zamarłam patrząc przed siebie. Czułam się coraz gorzej. Delikatnie przyłożyłam rękę do gorącego czoła zamykając oczy. Oddech stawał się coraz cięższy.
            - C…Co r…robisz o tak…. P…późnej porze na korytarzu? – Usłyszałam za swoimi plecami. Zatrzymałam się chcąc już coś odpowiedzieć.
            - McGarden!- Kolejny znany mi głos. Spoglądałam na ziemię powoli podnosząc wzrok. Moim oczom ukazały się dwie postacie. Jedna z nich miała Fioletową szatę. Po chwili poczułam jak ktoś przykłada do mojego czoła rękę.
            - S…Sewerusie ona jest r…rozpalona.- Wyjąkał. Zamknęłam oczy czując jak straciłam równowagę i zaczęłam spadać.

Tytuł opowiadania: „Inside the Hogward you can find my world ”
Tytuł rozdziału:,, 06: „Każdy z nas ma nadzieje na nie możliwe”: 06”·
Ilość stron: 7 stron