sobota, 2 września 2017

010. Szczera rozmowa może zdziałać więcej, niż jakiekolwiek milczenie.

— Poprosiłem cię byś powiedziała mu prawdę. — Powiedział blondyn spoglądając na mnie.— A nie wysadzała w powietrze.
— To wcale nie jest śmieszne Nie powinnam była w ogóle ciebie słuchać. Co mnie w ogóle do tego podkusiło? A no tak wiem. Moja głupota. — Boleśnie złapałam się z włosy starając się je wyrwać. Po czym kucnęłam na ziemi spoglądając na chłopaka, który skrzywił się.
— Jeśli Logbotom ma krztyny rozumu nie zmieni swojego nastawienia do ciebie Nao. Jeśli nagle przestanie się z tobą zadawać jego problem. Będzie wiadomo, że jest skończonym głupkiem. Skoro po takim czasie będzie uważał cię za złą. Z jakiego powodu? Ojca? – Powiedział chłopaka siadając koło mnie spoglądając w niebo. — Nie powinnaś wylewać łez. Jeszcze ci się przydadzą.
— Dzięki za pocieszenie. — Burknęłam na chłopaka spoglądając na niego — Dobrze wiesz jak ciężko jest mi znaleźć przyjaciół.
— Więc ich nie szukaj. — Spojrzał się na mnie przeszywającym spojrzeniem. Zamknęłam oczy. — Jeśli masz się zmieniać z powodu takich osób. To nie szukaj przyjaciół. Skoro nie będą potrafić zaakceptować ciebie takiej, jaka jesteś z zaletami i wadami po prostu nie byliby godni tego miana. Sądzisz, dlaczego Crab i Goryl są zawsze przy mnie? Ja akceptuje ich takimi jacy są, a oni mnie. Co jest bardzo rzadkie. No i oni, jako jedyni nie chcą się podlizywać z powodu mojego statusu. — Zaśmiał się spoglądając na mnie z delikatnym uśmiechem. Lecz nie takim, jaki miał zazwyczaj na twarzy.
— Mimo to wciąż nosisz maskę Draco. Nie jesteś sobą. — Powiedziałam spoglądając na chłopka, który ogarnął włosy do tyłu.
— I tego tobie zazdrosne Nao. — Wyszeptał oplątując delikatnie ramionami. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.
— Ty zazdrościsz mnie? Czego? — Wyszeptałam pokazując na siebie palcem.
— Czego? Jeszcze się pytasz? Wolności? Może? Siły? — Powiedział delikatnie przekręcając głowę w bok. — Może twojego nieporadnego dążenia przed siebie. Chodź doskonale wiesz, że będziesz jedynie cierpieć. Zaczynasz poprawiać błędy swojej matki. — Powiedział zerkając na nie mógł dostrzec smutnie spojrzenie.
— Zdaje sobie sprawę z tego Draco. Ale co mi pozostało? Nie mam niczego. Nie znam swojego ojca tak dobrze jak moja matka. Nikomu nie mogę zaufać. Strach zżera mnie od środka. Staram się iść przed siebie, ale oboje wiemy jak to się zakończy. Jestem na przegranej linii. Nie każdy zaakceptuje mnie. Mój ojciec wyrządził zbyt wiele krzywd by mu kiedykolwiek zaufano. — Powiedziałam patrząc się delikatnie na trawę.
— Dobrze powiedziane. Twój ojciec. Nie ty. A to różnica. Jesteś czysta i zbyt delikatna by porównywać cię z nim. To nie ty popełniałaś te rzeczy tylko on. Jeśli osoby nie potrafią tego oddzielić nie powinno się w ogóle marnować na nich czasu. Po prostu nie zasługują na to by być przyjaciółmi. — Powiedział patrząc na mnie. Cicho się zaśmiałam. No nigdy bym nie posądziła Draco o coś takiego. Spoglądałam na niego czując delikatnie szturchniecie w ramię zaśmiałam się głośno. — Dawno nie słyszałem byś się tak śmiała Nao. Chyba za dzieciaka się tak śmiałaś.
— Ja nigdy nie przepuszczałam, że jeszcze kiedyś usłyszę coś takiego od ciebie Draco. — Powiedziałam patrząc na chłopaka z delikatnym uśmiechem na twarzy. Zamknęłam oczy. — Mimo tego wciąż się boję.
— Nie bój się. Logbotom może jest głupi, ale nie jest idiotą— Powiedział patrząc na mnie. Zaśmiałam się
— Oj Draco. Czym się różni głupek od idioty? — Zapytałam spoglądając na czerwoną twarz chłopaka. Którego chwili uderzył mnie w ramie.
— Doskonale wiesz co chcę powiedzieć. — Powiedział patrząc na mnie.
— Wiem. — Spojrzałam się na ziemię. — Nie tylko to mnie przeraża.
— Jest coś jeszcze Nao? — Mogłam przysiądź, że napiął mięsnie. Spojrzałam na niego. Może starał się nałożyć maskę obojętności, ale najwyraźniej się zaniepokoił.
— Tak… Bynajmniej. Trudno to opisać. Uznasz, że wariuje. — Powiedziałam przygnębiona delikatnie patrząc na swoje kolana, które zaczęły drżeć.
— Oj! Nao, jeśli coś się dzieje powiedz. Ktoś ci dokucza zaczepia. Ustawię ich zaraz do pionu. — Powiedział chłopaka sprawiając ze się zaśmiałam. — Mówię szczerze. — Powiedział poważnie. Doskonale to wiedziałam. Rzadko, kiedy zdążało się by przy mnie żartował.
— Wiem o tym. Ale to nic z tych rzeczy. Naprawdę. Ale ostatnio dzieje się wiele dziwnych rzeczy. Nie wiem komu mogę się wygadać. Zazwyczaj rozmawiałam z Nevilem  bądź Hermiona. — Mogłam dostrzec jak Draco skrzywia się na brzmienie imienia drugiej osoby. — Oj Draco nie powiesz mi, że Hermiona jest przytkną dziewczyną. Gdyby nie była z rodziny mugoli zapewne sam byś zawiesił na niej oko.
— Za kogo ty mnie bierzesz. Sądziłem, że oceniasz mnie ciut lepiej. — Prychnął chłopak delikatnie uderzając mnie w ramię. — Dobrze wiesz… — Zaśmiał się chłopak patrząc na mnie. — Nie lubię zarozumiałych dziewczyn.
— A Pancy?
— Nie zaczynaj. — Powiedział chłodno. Kiwnęłam delikatnie głową odwracając wzrok.
— Nie mogłabym z nimi na ten temat porozmawiać. Nie zrozumieliby mnie. — Wyszeptałam patrząc na chłopaka. — Sama zaczynam uważać siebie za wariatkę.
— Porozmawiaj ze mną. — Powiedział chłopak spoglądając na mnie.
— Draco…
— Nao.  Od pewnego czasu jesteś inna. Nie obecna. Snujesz się po korytarzach niczym duch. Na lekcjach stałaś się milcząca. Chodź doskonale wiemy, że mogłabyś rywalizować z Granger o miano najmądrzejszej dziewczyny w Domu Lwa. – Powiedział Patrząc na mnie delikatnie odgarniając włosy z twarzy. — Na posiłkach prawie nic nie jesz. Martwię się.
— Wiem. Przepraszam. — Wyszeptałam patrząc na niego. Zamknęłam oczy i wypuściłam ciężko powietrze.
Zaczęłam mu opowiadać o swoich dziwnych snach nawiedzających mnie przez ostatnie tygodnie. O lęku, jaki w tedy wyczuwałam. O dziwnej zjawie w moim pokoju. Chodź każdy wiedział, że chłopak do dormitorium dziewczyn nie mógł wejść. Prócz nauczycieli. Chłopak uważnie słuchał. Nie przerwał mi. Czasem jednak zmarszczył brwi.
— To nie wszystko. Czasem słyszę czyjś głos. Woła mnie w mojej głowie. W tedy jest ten przeszywający ból. Jest nie do opisania. W tedy głos każe przestać. Jest wściekły. Za każdym razem, gdy czuję ból pojawia się profesor Quiller. Może to przez jego strach przed wampirami i te maści, jakimi się profilaktycznie smaruje. – Zaśmiałam się, ale można było wyczuć strach.
— Rozmawiałaś z kimś jeszcze o tym? — Zapytał się Dracko patrząc na mnie.
— Jesteś jedynym, któremu to powiedziałam. Chyba nikogo nie darzę tak silnym zaufaniem a zarazem nienawiścią jak ciebie. — Powiedziałam patrząc na niego i jego smutne spojrzenie. — Przepraszam Draco.
— Za co? Jestem świadom, że mnie nienawidzisz. Jestem jedną z osób, która nieustannie cię męczy i nawiedza starając się zmusić cię to własnej woli. Doskonale rozumiem to, że będę przez ciebie znienawidzony. – Powiedział chłopak z uśmiechem na twarzy.
— To nie do końca tak Draco… Trudno jest opisać moje uczucia. Zdaje sobie sprawę, że jesteś jedyną osobą, której mogę bez obaw o wszystkim powiedzieć. Wiem, że mnie możesz wyśmiać. Ale wiem też, że mogę na ciebie liczyć. Z drugiej strony wiesz o mnie tak wiele by mnie znienawidzić. Boję się… - Powiedziałam spoglądając na chłopaka, który się uśmiechał fakt delikatnie, ale taki uśmiech zapamiętałam nim stał się taki jakim jest teraz. Ciepły, przyjazny uśmiech pięcio letniego chłopca, który witał mnie u progu swojego domu. Uśmiech nieskalany złem. Niewinnego dziecka. Teraz bliski wyginięcia.
— Dobrze już nie martw się mną. Musimy pomyśleć o tych wszystkich dziwnych rzeczach, które cię nawiedzają. Mówiłaś coś o snach. Może czytałaś coś o tym w bibliotece?
— Wiesz nie do wszystkich działów mam wstęp. Nie zamierzam wchodzić w dział ksiąg zakazanych.
— Hm… Wiesz trochę cuchnie mi to. Nie wiem, czemu ale czarną magią.
— Czarna magia? Tu w Hogwarcie? To przecież nie możliwe. — Powiedziałam patrząc na niego, gdy spojrzał się na mnie z politowaniem. Zamknęłam oczy. — kto by mógł to robić. Komu podpadłam na tyle by rzucać na mnie zaklęcia? Jedyną osobą, która przychodzi mi do głowy to Clarisa. – Powiedziałam widząc jak chłopak się zaśmiał. — No co?
— Clarisa chce cię nawrócić a nie zabić? I uwierz mi że jak by to była ona. Wiedziałabyś o tym. Nie bawiłaby się w podchody. Chciałaby byś widziała jej twarz. – Powiedział patrząc na mnie. No cóż tu ma rację. Podchody wcale nie pasują do Clarisy.
— Więc kto? — Zapytałam patrząc jak chłopak tylko wzruszył ramionami.
— Nie wiem. Ale postaram się czegoś dowiedzieć. A ty staraj się wrócić do normalności. Jak będzie coś się działo to powiedz? Dobrze. Ja powęszę. I popytam się. — Powiedział chłopaka z uśmiechem na twarzy.
— Pałasz się czarną Magią
— Uważam że nie powinniśmy się ograniczać tylko do jednej dziedziny magii. Wiesz nie ciągnie cię tak bardzo jak do rzeczy zakazanych. Dlatego chyba Dumstang ma w swoich planach czarną magię. – Powiedział chłopak spoglądając na mnie.
— Nie pakuj się z mojego powodu w tarapaty. — Ostrzegłam go srogo.
— No coś ty przecież znasz mnie jestem grzeczny jak aniołek.
— chyba taki z rogami— zaśmiałam się patrząc na chłopaka który wstał i przeciągną się wygodnie.
— Ach tak zapomniałem. Będę czekał w wielkiej Sali na ciebie gdy będziemy musieli jechać do domu. —Powiedział patrząc na mnie jak się skrzywiłam. — Wiem że ta perspektywa ci się nie podoba ale to moi rodzice proszę cię Nao nie spraw im problemów. — Powiedział spoglądając na mnie. — Czasem potrafią być nie znośni. Ale…
— Kochasz ich. To są twoi rodzice Draco to zrozumiałe. Po prostu obawiam się powrotu. Wiesz i rekcji twojego ojca. Z listów wynikało że nie jest zbyt zadowolony. —powiedziałam przekręcając delikatnie głowę w bok.
—Powiem ci coś co powinno cię uszczęśliwić. Liza jak i Clarisa będą u nas całe święta. — Powiedział chłopak.
— Naprawdę! Liza będzie też? Nie kłamiesz? — Poderwałam się na równe nogi spoglądając na chłopaka.
— Co bym zyskał na takim kłamstwie co? — Zaśmiał się chłopak gdy przytuliłam go z radości. — Jesteś dziwną osobą. Nie łatwo zrozumieć twój tok rozumowania. Rozmawiasz z Lizy z taką łatwością chodź wiesz jaką ma rodzinę. Jest taka jak ja czy reszta. A mimo to z nią jakoś łatwiej przyszło ci nawiązać kontakt.
— Wiesz może to dlatego ze jest do mnie podobna. Bynajmniej ma podobną sytuacje do mojej.  Dziś dość trudne pytania zadajesz Draco. I jesteś zaskakująco miły.
— Wiesz nawet mnie się czasem zdarza się być miłym. Najwyraźniej się rozchorowałem. – Powiedział chłopaka spoglądając na mnie z uśmiechem na twarzy. — Wiadomo już co u Logbotom?
— Nie. Wciąż jest nie przytomny. Nie wiadomo kiedy się obudzi. — Powiedziałam patrząc na ziemię.
— Pójdziesz do niego. — Powiedział patrząc na mnie i zatrzymał się patrząc na moje plecy — Nie wydurniaj się. Masz go odwiedzić i spojrzeć mu w oczy. Inaczej osobiście cię tam zawlokę nawet jeśli trzeba będzie użyć przy tym siły. Brak Odwagi nie pasuje do Lwicy. — Zmrużyłam oczy patrząc na śmiejącego się chłopca.
— Wiesz że nawet Lwice czasem mają przejawy lęku.— Powiedziałam idąc za chłopakiem do zamku słysząc jego śmiech. Nabrałam powietrza w poliki i udałam się po schodach w kierunku pokoju wspólnego.  Przymknęłam oczy spoglądając na wejście na trzecie piętro przekręcając głowę w bok. Byłam ciekawa dlaczego jest zakaz wejścia tam. Ale ostatkiem sił stłumiłam swoją ciekawości udając się do pokoju. Przy kominku siedziało już paru gryfonów. Rozmawiali z ożywieniem na temat stanu Nev’a. Kilku miało nawet odwagę naśmiewać się z niego. Spojrzałam się chłodno na rudzielca siedzącego koło Harry’ego.
— Bardzo zabawne Ronaldzie. Jestem ciekawa jak ty byś wyglądał na jego miejscu. — Powiedziałam chłodno. Nawet nie wiedziałam dlaczego ogarnęła mnie fala złości. Pragnienie rzucenia się na niego z pięściami nasiliło się. Co się ze mną dzieje? 
— Oj wiemy że jest twoim przyjacielem. Nie musisz wyładowywać swojej złości na nas. Dobrze rozumiemy co czujesz. — Powiedział Ron patrząc na mnie.
— Nie. Nic nie rozumiecie. — Powiedziałam kierując się po schodach do pokoju. Zatrzymałam się na szczycie. Spoglądając na Harry’ego smutnym spojrzeniem. Przygryzłam wargę znikając.
— A tą co ugryzło? Rozumiecie coś?
Zamknęłam drzwi siadając na ziemi i zasłoniłam twarz w ramionach. Muszę spróbować dotrzyma słowa Draco. Muszę starać się żyć tak jak było za nim zaczęły dziać się te wszystkie dziwne rzeczy. Podeszłam do łóżka kładąc się na nim. Zamykając oczy aby znaleźć.
— Nicolas Flamel…

Wyszeptałam nie wiedząc nawet dlaczego to imię przyszło mi do głowy. Oddychałam spokojnie pozwalając. Pierwszy raz od wielu tygodni na to bym mogła zasnąć bez obaw przed nadchodzącym snem. Rozmowa z Draco pomogła mi na tyle że zaznałam w końcu odrobiny spokoju. Najwyraźniej potrzebowałam tego. Chodź myśl le przez ze mnie zacznie węszyć w Czarnej Magii wcale mnie nie uszczęśliwia. Powód dla którego wciąż miewam re dziwne rzeczy wciąż nie został wyjaśniony. Ale myśl że święta spędzę z Liz dodaje mi nadzieję jak i ochoty na powrót do tego domu.


     ~Witam was serdenicznie po tak długiej nie obecności. Nie wiem czy jest jeszcze ktoś kto by chciał czytać moje opowiadanie. Dlatego nie wiem czy mam dla kogo jeszcze pisać, dodawać kolejnie opowiadanie. Oczywiście piszę dla samej siebie. Lecz każdy kto ma bloga z opowiadaniem. Wie ile znaczy jeden mały komentarz pod rozdziałem. Kolejny rozdział dodam jak dokończę go pisać. J Życzę miłego czytania
Arisa~

niedziela, 25 czerwca 2017

Miniaturka 02: „Ptasia klatka cz.2”: Miniaturka 02


            Straciliśmy już dziesięciu ludzi. Lista ofiar z dnia na dzień rosła w zaskakujący sposób. Ludzie znikali bez słuchu. W jednej chwili.  Każdy odczuwał piekący ból po stracie towarzyszy. Nie mogąc nawet ich pożegnać. Lily miała rację. Przegrywamy tę wojnę. Pozwalamy na to by świat się rozpadł. Nie mogąc nic zrobić.  Stałam oparta o te same drzewo gdzie niecały miesiąc temu stał Remus. Śmiech chłopaka dźwięcznie rozbrzmiewał w mojej głowie. Wszystko się zmienia.  Nic nie pozostaje takie samo. Ludzie pod wpływem chwil, podejmowanych decyzji, zmieniają się na lepsze czy gorsze. To nie od nich zależy, kim się staną.
James po raz kolejny starał się zaimponować Lily, w taki sposób jakby chciał. Zabawnie to wyglądało. Dlaczego?  Osobie, której na czymś tak zależy, tak bardzo nie wychodzi. Nie zależnie, co by nie robił, wciąż jest tak samo. Odchodząca Lily. Ból w jego oczach zamalowany delikatnym uśmiechem. Płomienie w oczach chłopaka, które powoli gasły.  Płakał. Oparł się o drzewo delikatnie zasłaniając ręką oczy. Po twarzy Huncwota spłynęła samotna łza, drżenie rąk, nie udolnie staranie się by je powstrzymać. Z ust wypływająca czerwona maź cieknąca powoli po jego bladej twarzy, a mimo to nie poluźnił szczenkę wbijając w dolną wargę boleśnie zęby.
Peter ostatnio wydawał się bardziej spokojnie. Chodź w jego przypadku to było dziwne. Cóż może pogodził się z losem? Jak można żyć, gdy ciągle obawia się o własne życie. Muszę przyznać, że jest jedyny w swoim rodzaju. Każdy na jego miejscu załamałby się. Bać się nawet własnego cienia.
Chłopak kucający w cieniu drzew, dziś wyglądał gorzej niż zazwyczaj. Chorobliwie bladą twarz pokrywały liczne zadrapania jak i siniaki. Remus najwyraźniej też nie miał lekko.  Rozmawiał o czymś z Syriuszem. Szepcząc tak by nikt nie był wstanie ich usłyszeć.
Utkwiłam spojrzenie w milczącej przyjaciółce. Nie miała nastroju. Każdy w tej chwili go nie miał. Słuchaliśmy w milczeniu słów Dumbledore. Nie patrząc po sobie. Chodź jego słowa były motywujące, nikt nie miał już sił, aby postać z płomieni. Voldemort jak i jego słudzy skutecznie niszczyli nas. Spotkanie trwało dość krótko. Wszyscy udali się w swoje strony. Przemyśleć to wszystko.
Spoglądałam na pusty dom. Ostatni raz. Chciałabym by było jak za czasów Hogwartu. Zobaczyć na ich twarzach ponownie uśmiech. Walczymy. Tracąc przy tym samych siebie. Na ramieniu poczułam delikatny uścisk. Podniosłam wzrok spoglądając na niego.
- Lily?- Wyszeptałam, nie miałam jednak odwagi spojrzeć się w jej oczy. Zostanę płomieniem. – Daj mu szansę.
- Komu?- Zdziwiła się. Poczułam jej ciepły dotyk na dłoni. Zaczęłyśmy iść by po chwili zniknąć w kłębach dymu pojawiając się na obrzeżu parku. Radośnie biegające dzieci, dorośli rozmawiający o trudach dzisiejszego dnia.
- Nie udawaj, że nie wiesz.  Jego uczucia są szczere. On cię kocha. – Spojrzałam na przyjaciółkę z uśmiechem na twarzy. Policzki dziewczyny delikatnie przybrały szkarłatny odcień. Tylko on ci pozostanie.
- To nie czas na romanse. Toczymy wojnę. – Mówiła to pustym głosem. Podchodząc do butki z lodami gdzie zawsze jedliśmy nasze lody. Będę za tym tęsknić.
-Dlatego nie powinnaś odkładać tego. – Utkwiłam spojrzenie w ziemi. Delikatnie się przy tym uśmiechając. Chciałam zrobić coś dobrego. Ten ostatni raz.  Sprawić, aby na jej twarzy zagościł uśmiech „ Wszystko będzie dobrze”. – Nie wiesz ile wam jeszcze zostało. Nie bój się. Co z tego, że może nie wyjść.
- Elisa czy ty?
- Widzę jak na niego patrzysz. Też go kochasz. Nie poddawaj się nawet nie próbując. Inaczej niczego nie zmienisz. -  Nie przestawałam się uśmiechać. Mimo to miałam zamknięte oczy. Czując ból w sercu. Czy mi będzie dane coś takiego poczuć?
- Łatwo powiedzieć.- Zrobiła niezadowolona dziubek. Cicho się zaśmiałam biorąc lody od niej i powoli je jedząc. – Pogadamy jak sama się zakochasz. W tedy będziesz mogła mi prawić morały.
- Zakochać?- Wyszeptałam patrząc na ziemię. Właśnie. Tego uczucia obawiałam się najbardziej. – Nie mnie to pisane.
- Nigdy nie wiesz, kiedy trafi cię strzała amora. – Skrzywiłam się na samą myśl. Proszę nie mów tak. Podniosłam wzrok zatrzymując go na twarzy przyjaciółki. Moja dłoń delikatnie zadrżała.  
- Nie chcę nikogo interesować w ten sposób jak ty James’a. – Spoglądając na lody z drżącą ręką.- Miłość to ostatnia z rzeczy, jaka jest mi teraz potrzebna. Au! Za co to?- Masowałam obolałe ramie spoglądając na dziewczynę.
- Sądzisz, że sama chciałam się zakochać? To nie od nas zależy na kogo padnie. – Powiedziała zdenerwowana dziewczyna patrząc w moje oczy.
- Lily!- Uniosłam wzrok zamykając oczy. – Doskonale o tym wiem. Tylko, co zrobię jak tak się stanie. Jeszcze gdybym tylko ja to poczuła, mogłabym to ignorować. A co jeśli druga osoba to odwzajemni? Co w tedy?
Wiedziałam, czego będzie mi brakować najbardziej po powrocie do domu. Pora się pożegnać. Czas, jaki z nią spędziłam był wyjątkowy. Każda chwila, śmiech, złość czy kłótnie często o błache sprawy były jak oaza. Nie musiałam myśleć o niczym inny. Czułam się wolna. Tylko Lily słuchała tego co chciałam powiedzieć. Nie spotkałam jeszcze drugiej takiej osoby, która mimo uprzedzeń do ludzi z takich jak moja rodzina, była zarazem tak miła w stosunku do mnie. Została dla mnie jak siostra.
- Elisa?- Doszedł do mnie zmartwiony głos przyjaciółki. Spojrzałam się na nią. – Coś cię trapi?
- To nic ważnego.- Odpowiedziałam tylko czując zimne uczucie, gdy roztopiony lut delikatnie ściekał po mojej dłoni opadając na ziemię.
- Widzę.
- Lily..
- Powiedz.- Spojrzała się na mnie jak zwykle tym swoim stanowczym spojrzeniem. Jak ja nie lubię, gdy taka się staje.
- Będę za tym wszystkim tęsknić. – Wyszeptałam po kilkuminutowym milczeniu. Nie patrzałam na nią. Nie chciałam widzieć. – To nasze ostatnie spotkanie.
- O czym ty mówisz?- Usłyszałam po chwili głos przyjaciółki. Starałam się unikać jej spojrzenia.  W moich oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam odejść bez pożegnania się.
- Nie płacz. To tylko utrudnia. – Powiedziałam, zamykając oczy na widok łez przyjaciółki. Chciałabym jej tego oszczędzić. – Po naszej rozmowie dowiedziałam się, że Itan mnie szuka. Nie mogłam zwlekać.
- Coś ty zrobiła…- Usłyszałam spoglądając na mnie. Nie rozumiała jeszcze. Nie dochodziło do niej. Przygryzłam wargę czując metaliczny posmak.
- Napisałam do ojca. Dziś, jutro, może za tydzień, nie wiem ile im to zajmie, ale przyjdą po mnie. – Spojrzałam się na nią i jej delikatny uśmiech. Jak zwykle wiedziała, kiedy go używać.
- Idiotka!- Powiedziała z zamkniętymi oczami. Delikatnie się wyprostowałam patrząc na nią z wyrzutem.- Przez coś takiego nie przestaniesz być moją przyjaciółką.
- Lily…- Zaczęłam odwracając wzrok. Optymistka. – Będę musiała robić złe rzeczy.
- Jestem jedną z tych, którzy cię wpakowali w to bagno. – Powiedziała patrząc się stanowczo w moim kierunku. – Nie zależnie od tego co będzie się działo zawsze będziesz moją przyjaciółką. I zabraniam ci się ze mną żegnać. Rozumiesz?
- Będę musiała mówić na ciebie szlama.
- Pieprzyć to! To tylko słowo. Elisa! Nie jestem głupia. Zdaje sobie sprawę, jak będziesz musiała się zachowywać. Nie musisz czuć się winna. – Mówiła to stojąc przede mną. Wydawała się jakby miała zaraz wybuchnąć. Jej twarz była czerwona. – To, co powiesz mnie nie zrani. Wiem, że osobą, która będzie cierpiała najbardziej to będziesz ty.
- Dziękuje. – Wyszeptałam czując jak z serca spada duży, ciężki kamień. Rozmowa z nią dała mi odrobinę spokoju. Planowałyśmy, że będziemy ze sobą pisać. I tak musiałam znaleźć sposoby na przekazywanie informacji. Ale to z czasem. Teraz musiałam pomyśleć jak w ogóle zostać jedną z nich.  Spojrzałam po raz ostatni na odchodzącą przyjaciółkę uśmiechając się, aby przenieść się do pokoju w dziurawym kotle. Delikatnie złapałam sowę spoglądając na nią.
- Nie długo wszystko się zmieni. Będę potrzebowała twojej pomocy Amo. – Powiedziałam słysząc jej pohukiwanie uśmiechnęłam się delikatnie. – Jak myślisz ile mi czasu jeszcze zostało? Co mnie tam będzie czekało? – Leżałam na łóżku delikatnie gładząc przysypiającego ptaka. Gdy sama oparłam głowę zasypiając. Starałam się nie zadręczać się pytaniami. Na które i tak nie miałam odpowiedzi.
~*~*~
Przez okno przebijały się pierwsze promienie słońca delikatnie otulając moją twarz. Uśmiechnęłam się czując przyjemne ciepło. Zasłaniając delikatnie oczy ręką. Wypuściłam powietrze otwierając je. Chwile mi zajęło, aż się nie przyzwyczaiłam do światła. Przez dłuższy czas spoglądałam na sufit. Kolejny dzień. Przygryzłam wargę siadając na łóżku i zwiesiłam delikatnie głowę zrezygnowana. Delikatnie rozmasowałam sobie dłonią kark. W końcu doszło do mnie to, że w pokoju znajdował się ktoś jeszcze. Podniosłam wzrok na młodego mężczyznę opartego o drzwi. Delikatnie obkręcał w dłoniach różdżkę z ciemnego brązu. Milczał. Przełknęłam ciężej ślinę na jego widok.
- Nikt cię nie nauczył dobrych manier?- Zapytałam po chwili. Tyle ćwiczyłaś.
- Nikt nie nauczył cię szacunku.- Powiedział podchodząc bliżej. Jego błękitne spojrzenie badało wnętrze pomieszczenia. Tak jakby w poszukiwaniu osób trzecich. W końcu spojrzał się na mnie odgarniając brązowe włosy. – Siostrzyczko.
-Przepraszam.- Powiedziałam. Plan. Nie zapominaj. Delikatnie złapałam za pościel i przyciągnęłam do siebie zakrywając się po szyje. Zazwyczaj chodził ze swoją bandą. Jeszcze mi ich brakuje.  – Nie spodziewałam się ciebie tu zastać.
- A czego się spodziewałaś?- Warknął podchodząc bliżej. Zamknęłam oczy podskakując delikatnie. Starałam się opanować. – Co?
- Nie sądziłam, że wleziesz mi do pokoju. – Powiedziałam tym razem odważniej. Modląc się w duszy by nie wejść na minę. Itan. Proszę. Najwyraźniej zrozumiał o co mi chodzi, bo podszedł do szafy i wyjął pierwsze lepsze ciuchy. Po czym rzucił je w moim kierunku. Spojrzałam się na nie łapiąc.
- Pięć minut. Nie zamykaj się.-  Powiedział stanowczym tonem. Musiałam przyznać, odziedziczył go po ojcu. Wstałam kierując się do łazienki. Zdjęłam spodenki od piżamy jak i koszulkę ubierając się. W lustrze mogłam dostrzec jak bacznie się przygląda. Szuka czegoś? – Twój list mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się tego po tobie.
- Możesz się tak nie lampić. To podchodzi pod zboczenie.- Powiedziałam słysząc jak się zaśmiał. Ubrałam czarne spodenki odgarniając włosy na bok. Gdy nie był wściekły. Był nawet całkiem znośny.
- Co kombinujesz? – Zamarłam spoglądając na podejrzliwe spojrzenie brata. Weszłam z powrotem do pokoju. Zbierając powoli swoje rzeczy i pakując je do kufra. Zamknęłam oczy unikając jego spojrzenia.
- Nic. – Odpowiedziałam krótko chcąc go przekonać. Itan usiadł na łóżku rozwalając się na nim. Bawiąc się czymś w dłoni.  Mimo iż dzielił nas tylko rok. Był znacznie wyższy ode mnie. Bardziej zbudowany. Miał tak samo jak ja brązowe włosy jak i błękitne oczy. W jego dłoni dostrzegłam moją różdżkę. Delikatnie i w skupieniu obracał ją w palcach. – Oddaj!
- Po tym wszystkim co wyprawiałaś. – Podniósł wzrok. To spojrzenie. Odwróciłam wzrok by nie widzieć bólu w nich.  Podeszłam bliżej łóżka siadając na jego krańcu. Wciąż mogłam czuć na sobie jego podejrzliwe spojrzenie. To może być trudniejsze niż podejrzewałam. Spojrzenie utkwiłam w ziemi milcząc przez dłuższą chwilę.
- To może sobie pójdę?- Zapytałam patrząc jak napiął mięśnie. Gdy wstałam powstrzymał mnie łapiąc za ramię. Skrzywiłam się czując drętwienie. Zgięłam rękę w łokciu starając się uwolnić.
- O nie. To nie wchodzi w grę. – Usłyszałam jego głos tuż przy uchu. Zamknęłam oczy czując jak ręka zaczęła mocniej boleć.  – Ojciec kazał mi cię sprowadzić do domu.
- Itan. To boli…- Wyszeptałam stojąc pod ścianą z zamkniętymi oczami. – Puść. Czy ty naprawdę sądzisz, że po napisaniu listu… - urwałam patrząc się w oczy brata. Delikatnie się wzdrygnął a jego uścisk zelżał do momentu, gdy całkowicie mnie puścił. Au… Stał się silniejszy niż ostatnio. – I dziwicie się czemu uciekłam. – Powiedziałam wściekłym tonem. Przygryzłam wargę. Odwróciłam się napięcie wychodząc z pokoju. Słysząc warknięcie. Po czym odgłos trzaskania drzwi. Już po mnie. Zasłoniłam delikatnie usta zbiegając po schodkach by po chwili wybiec na ulicę chcąc przebiec przez ulicę nie patrząc nawet czy coś nie jedzie. Jak mogłam być głupia? 
- Głupia!- Poczułam czyjś stalowy uścisk jak i silne szarpnięcie. Otworzyłam oczy spoglądając jak kilka centymetrów ode mnie przejechał rozpędzony samochód ciężarowy. Na twarzy czułam jeszcze wiatr. – Jasno powiedziałem prawda.
- Nie zamierzam wracać do domu.- Wciąż stojąc do brata plecami. Zasłoniłam dłonią usta. Boli… - Jak wciąż zamierzacie mnie tak traktować. Nie mogę uwierzyć, że upadłam tak nisko wysyłając list ojcu. Aby się tak poniżyć.
Wyrwałam się z uścisku brata idąc przed siebie. Będąc gotowa na to, że straci cierpliwość i strzeli mi w plecy. Przygryzłam wargę drżąc na ciele. Spojrzałam się smutno w ziemie.
- Zaraz mnie krew zaleje. – Warknął i złapał mocniej i pociągnął tak bym spojrzała na niego łapiąc mocniej za ramiona. Byłam bezbronna. Moja różdżka była w jego dłoniach. Nie mogłam się bronić.  – Dziwisz się rodzicom czy mnie. Mam ci przypomnieć, co wyprawiałaś?
- Wiem, że śle postąpiłam uciekając z domu! Sprawiłam im ból.- Spojrzałam się na niego czując cieknące łzy po policzkach. – Bałam się! – Zaczęłam delikatnie wycierać załzawione oczy a moje ramiona delikatnie unosiły się w górę. Ciężej łapałam oddech. Opuściłam głowę. – Zawsze po każdym roku miałam przechlapane. Uciekłam ze strachu.
- Co sprawiło, że chcesz wrócić z własnej woli?- Przyglądał mi się uważnie. Trochę zajęło mi, aby się uspokoić i spojrzeć na brata.  Mimo że często się nie dogadywaliśmy. Był moim bratem. Nie znosił moich łez.
- Nie chce o tym mówić Braciszku. Sięgnęłam po rozum do głowy. Dorosłam. Przepraszam.- Powiedziałam nie patrząc na brata. Popłakiwałam jeszcze. Co miałam mu powiedzieć? Nie wiedziałam jak to wyjaśnić.
- Nie zdajesz sobie sprawy jak się z tego powodu cieszę.- Powiedział przytulając mnie. Czułam jak jego broda się wbijała w czubek mojej głowy. – Uwierz mi nie chciałbym cię zranić. – Dodał delikatnie wycierając moje łzy. – Gdybyś nie wysłała listu, miałem zabić tę brudną szlamę Evans. Jak i zabrać cię do domu nawet przy użyciu siły. A nie chciałabyś tego.
Otworzyłam szerzej oczy słysząc o tym, że miał zamiar ją zabić. Zamknęłam oczy a po policzkach pociekły mi łzy. Tylko nie ją. Czułam potworny ból. Nie chciałam by coś złego stało się Lily. Ona nie zasłużyła na to. W niczym nie zawiniła. Lily wybacz.
- Mało mnie to obchodzi.- Powiedziałam dość chłodno, nienawidziłam siebie za te słowa. Cieszyłam się w sercu z wysłania listu. Uratowałam ją. Nieświadomie.
-Nie każmy rodzicom czekać.– Powiedział patrząc na mnie zaskakująco spokojnie. Nabrałam powietrza. – Nie mogą się doczekać powrotu córki do domu.
- Ruszajmy.- Powiedziałam pozwalając tylko jednej samotnej łzie pocieknąć po mym policzku. Poczułam jak Itan delikatnie objął mnie ramieniem. Na jego twarzy gościł uśmiech. Po czym zamknął oczy. Nie przyjemne szarpnięcie w okolicy pępka. Zawrót głowy by po chwili pojawić się przed bramą wielkiej posiadłości. Na szczycie bramy znajdowały się trzy litery McG. Posiadłość otaczał też pięknie zadbany żywopłot. Itan złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą. Nie znosił, gdy ktoś musiał czekać. Obiecał ojcu, że mnie sprowadzi. Gdy podeszliśmy do bramy ta zaczęła się powoli otwierać. Ukazując duży, zadbany ogród, pełno kwitło w nim różnokolorowych róż. Gdzie nie gdzie były ławeczki. A na środku placu znajdowała się duża, okazała willa. Na marmurowych schodach znajdowały się dwie postacie. Na ich widok delikatnie się zatrzymałam przełykając ślinę. W przełyku czułam nieznośną gulę. Zamknęłam oczy delikatnie drżąc. Na co mój kochany braciszek się zaśmiał.
- Nie ma co teraz bać się.- Powiedział spoglądając na mnie przez ramię. – Sądziłaś, że to cię ominie?
- Oczywiście, że nie. – Powiedziałam patrząc na ziemię. Nie pomyślałam tylko jak ojciec zareaguje. Gdy ruszył z ledwością utrzymałam się na nogach. Podbiegłam do niego. Spoglądając za jego pleców ową parę.
ON. Był Brązowowłosym, wysokim, dobrze zbudowany mężczyzną. O dość poważnym wyrazie twarzy.  Jego surowe, zimne brązowe oczy były skierowanie w moim kierunku. Już po mnie on mnie zabije.  Ręce założył na piersiach schodząc kilka stopni w dół zatrzymując się przed nami. Przełknęłam głośniej ślinę.  ONA. Była blondwłosą, drobną kobietą. Spoglądała na mnie intensywnie błękitnym oczami. To właśnie po niej je odziedziczyliśmy. Po chwili po jej delikatnej twarzy spłynęło kilka łez. Mamo nie płacz. Stałam za Itanem niczym za tarczą trzymając koszule brata delikatnie przykładając do niej twarz. Nie mogłam patrzeć. Moi rodzice. Oboje byli w domu węża tak się poznali. Tata walczył o rękę mamy cztery lata. Aż w końcu udało mu się to.
- Przyprowadziłem ją ojcze. – Powiedział Itan spoglądając na swoje plecy ciężko westchnął. – I gdzie się podziała ta waleczna lwica. Co?
- Dobrze. Możesz odejść. – Powiedział wręczając mu kopertę. Oboje spojrzeliśmy się na nią zaciekawieni. Chłopak spojrzał do jej środka po czym na ojca zdziwiony. – Zrobiłeś to, o co cię prosiłem chodź już wcześniej miałeś zaplanowane rzeczy.
- Tu chodziło o moją siostrzyczkę. – Powiedział chłopak uśmiechając się. Zerknęłam ciekawa co takiego dostał. – I poprosiłeś mnie o to.
- Idź się spakuj. Miłej zabawy na finałach. – Powiedział przez ramię widząc jak chłopak radośnie wbiegł po schodach znikając w budynku.
– HANA! – Było po chwili słyszeć donośny krzyk Itana.
- Teraz wracając do ciebie młoda panno. – Powiedział spoglądając na mnie. Delikatnie zadrżałam podchodząc do niego bliżej. Tato… Zamknęłam oczy drżąc na całym ciele. – W końcu zmądrzałaś.
- Przepraszam. – Wyszeptałam nie patrząc na rodziców. Nie musiałam udawać bólu. Nie zależnie jacy by nie byli to wciąż moi rodzice. Ból, jaki im w tedy sprawiłam musiał być nie do zniesienia. Wiedzę o tym co się dzieje z ich dzieckiem brutalnie im odebrałam.  – Za sprawienie wam tylu problemów i zmartwień.
Wiedziałam jak on zareaguje. Nie ważne, jaka bym nie była jestem ich dzieckiem. Wróciłam do domu. Przeprosiłam.
- Twój list bardzo mnie ucieszył. – Powiedział delikatnie mnie obejmując. Czułam się nie pewnie. Delikatnie się wtuliłam w ramiona taty chowając twarz w jego koszuli. Nie powstrzymywałam łez.  – To, że wróciłaś do nas. Nie chciałbym zranić własnego dziecka. Czy zmuszać Itana do tego.  Sprawa twojej ucieczki i to jak się w tedy zachowywałaś jest inną sprawą. Za to musisz ponieść Konsekwencje.
- Tak. Podejmę się jej. – Wyszeptałam nie patrząc na tatę. Chciałam się nacieszyć. Rzadko, kiedy mieliśmy na to okazję. Po dłuższej chwili podeszłam do mamy czując jak dotykała moje policzki.
- Moja kochana córeczka. – Powiedziała wtulając mnie w swoją pierś i rozpłakała się. To jest trudniejsze niż myślałam Lily. Weszłam za nimi do domu spoglądając jak drzwi się zamykają. Po czym udałam się za ojcem na piętro do jego gabinetu. Przełknęłam ślinę zastanawiając się nad karą. Zawsze były one surowe. Gdy tylko drzwi się zamknęły można było usłyszeć głuchy krzyk.
~*~*~
Boli. Chodź od mojego powrotu minęło już dwa może trzy tygodnie wciąż odczuwałam ból. Kara, jaka mnie spotkała oczywiście była dość surowa i sroga. Rany jeszcze nie poznikały do końca. Ale bywało gorzej. Oberwało mi się zaledwie kilka razy. Oraz zostałam zamknięta w pokoju. Bez zgody któregoś z rodziców nie mogłam wychodzić. W tych czterech ścianach każdy straciłby rachubę.  Leżałam na łóżku machając delikatnie nogą w powietrzu. Moje spojrzenie utkwione było w suficie. Na twarzy zagościł delikatny uśmiech. Co u ciebie słychać Lily? Bardzo chciałam do niej napisać. Sprawdzić czy nic jej nie jest. Jak się czuje? Jednak nie mogłam. Spojrzałam na sowę drzemiącą na bolcu wbitym w ścianę. Usiadłam spoglądając na zegarek na ręku i westchnęłam. Za godzinę miała odbyć się kolacja. Itan wczoraj wrócił z meczu. Mogłam dziś tylko słyszeć jakieś zamieszanie. Nie rozumiałam o co chodziło. Wstałam odgarniając włosy i skierowałam swoje kroki do łazienki. Wnętrze pomieszczenia było dość przestronne. Kafelki jasnego koloru. Duża wanna pod ścianą. Umywalka z całą moją kosmetyczką. Powoli zdjęłam ciuchy kładąc je na półeczce, po czym weszłam do przygotowanej wody. Skłam czując szczypanie w okolicy pleców. Delikatnie oparłam się rozkoszując się tą przyjemną chwilą.
- Pan Felix kazał panience się ładnie dziś ubrać. – Usłyszałam piskliwy głos. Spojrzałam się w oliwkowe oczy skrzata domowego. Na mojej twarzy zagościł przyjazny uśmiech.  Skrzatka krzątała się zbierając brudne ubrania.
- Po co?- Zdziwiłam się. Mogłam dostrzec jak podskoczyła i zaczęła dygotać ze strachu. Wyprostowałam się w wannie patrząc na skrzatkę. – Hana…
- Dziś przyjdą goście.- Odpowiedziała pochylając się tak, że jej długi nos uderzał o kafelkową podłogę.
- Gości?- Przełknęłam głośniej ślinę. Nie wiedząc jak zareagować na tę wiadomość. Dopiero teraz dostrzegłam na policzku skrzatki rozcięcie. Nie spodobało mi się to. Znowu. – Hana.
- Tak panienko?
- Znów zostałaś ukarana bez powodu?- Zapytałam nie patrząc na skrzatkę. Która wbiła się w ścianę machając rękoma przed sobą.
- Ależ nie proszę panienko. Hana zasłużyła. Hana sama to sobie zrobiła. – Powiedziała wywołując nie przyjemny uścisk w żołądku. Nie dość, że nie miała łatwej rodziny to i ona jeszcze sama się karała. Złapałam się za nasadę nosa.
- Dziękuję za twoją pomoc. – Powiedziałam. Całkowicie zapomniałam już jak Hana na to reagowała. Długo mnie tu nie było. Skrzatka wybuchła płaczem i zaczęła kulić się w koncie pomieszczenia. Przymknęłam delikatnie oczy i zaczęłam się kąpać. – Możesz mi wybrać odpowiednie ubranie?
- Oczywiście. Jak panienka sobie życzy. – Zawołała i przy pstryknięciu palcami znikła. Po przyjemnej kąpieli wyszłam owijając się ręcznikiem i udałam się do pokoju. Spojrzałam się na łóżko. Hana zostawiła na nim to co miała ubrać. Zsunęłam ręcznik chodząc po pokoju w samej bieliźnie i ubierając się w to co wybrała. Była to czarna bluzka zsuwająca się z jednego ramienia jak i takie same spodenki. Ubrałam je zapinając guzik i spojrzałam w odbicie. Muszę przyznać, że nieźle wybrałaś. Idealnie pasowały.  W odbiciu mogłam dostrzec jeszcze pamiątki po karze. Podbite oko i rozwalona warga. Ojciec nie żartował z tą karą. Chodź robiłam wszystko tak jak chciał wciąż mi nie ufał. Jak mam to zrobić Lily?  Chodź przyznam szczerze trudno było mi siedzieć i słuchać ich rozmów na temat szlam. Do tego jeszcze potwierdzać, że mają rację. 
Mój pokój był też dość dużym pomieszczeniem o wrzosowych ścianach. Naprzeciwko drzwi od łazienki znajdowało się moje łóżko. Raczej łoże. Mogły się na nim pomieścić z cztery osoby. Koło niego znajdowały się dwie szafki nocne z jasnego drewna. Na jednej była lampka. Na drugiej leżała księga, którą właśnie czytałam. Pod oknem stała biurko. Po prawej stronie od łazienki znajdowały się kolejne drzwi- Korytarzowe. Po lewej stronie znajdowała się szafa jak i klatka mojej sowy.
Rzuciłam się na łóżko przybita. Miałam dość czterech ścian. Chciałam wyjść. Odetchnąć świeżym powietrzem. Poczuć wiatr na twarzy. Zamknęłam oczy wsłuchując się w rozmowy dobiegające z korytarza. Ciche śmiechy. Goście. Trzeba się uśmiechać i nie przynieść ojcu wstydu.
- Nigdy się tego po tobie nie spodziewałem Felixie. – Usłyszałam głos, którego jeszcze dotąd nie miałam okazji usłyszeć. Był on niespotykany. Bynajmniej dla mnie.  Nie wiedziałam co. Ale jego barwa.  Może ta chrypka sprawiła, że delikatnie się zarumieniłam.
- Przepraszam p…Panie.- Łapiący głos należący do mojego ojca zburzył wszystko. Poderwałam się spoglądając na drzwi. Mój ojciec jest przerażony. Nigdy dotąd nie spotkałam się z tym by był kiedykolwiek wystraszony, a co dopiero wystraszony. Zamarłam zdając sobie z czegoś innego sprawę. Panie.  Pobladłam podchodząc do drzwi przykładając do niego ucho. Z nadzieją, że usłyszę coś więcej. – Błagam o wybaczenie. Miałem wiele spraw na głowie. Zapomnia…- Nie dokończył. Po całym domu rozniósł się przeraźliwy krzyk. Upadłam na podłogę spoglądając na drzwi z przerażeniem. Cofając się pod samo okno. Hana spojrzała się przerażona w moim kierunku. Zasłoniłam usta. Nie chcę.  Po moich policzkach ciekły łzy. Z Salonu dobiegały głośne śmiechy. Nie podobało mi się to.  Przestań! Wstałam i złapałam za klamkę szarpiąc za zamknięte drzwi nie mogąc ich otworzyć. Przy kolejnym krzyku delikatnie osunęłam się po nich zasłaniając twarz. To moja wina. Od mojego powrotu rodzice nigdzie nie wychodzili. Nie powinien zostać ukarany
- Wiele? – Zagrzmiał ten sam tajemniczy głos. Brzmiał teraz stanowczo. Prze moje plecy przeszły dreszcze. Po raz kolejny usłyszałam krzyk ojca i skuliłam się na ziemi. – Na tyle ważnych by nie wykonać mojego polecenia?.
Mojego. Kucałam na ziemi podnosząc wzrok i spoglądając na drzwi. Ten głos. To Voldemort. Zasłoniłam usta przekręcając głowę w bok i czując jak skrzatka delikatnie mnie przytuliła chcąc tym samym pocieszyć.
- Odważny jesteś. Sprawdzać moją cierpliwość. – Zagrzmiał niebezpiecznie Voldemort. Delikatnie złapałam skrzatkę za ramiona.
- Hana przenieś mnie tam. – Powiedziałam nie powstrzymując łez. Patrzałam na nią błękitnym spojrzeniem. Widząc jej smutnie spojrzenie.
- Nie mogę panienki tam zabrać. Pan Felix srogo zabronił. Tylko on i Pani Nicola mogą panienkę wypuścić. – Powiedziała skrzatka. Ukryłam twarz w dłoniach.
- Sprawdzasz czy potrafię być zawiedziony? Do czego jestem zdolny? Ty powinieneś wiedzieć najlepiej.- Nie patrzałam się na drzwi. Zasłoniłam uszy kucając na środku pokoju.  Co miał wykonać? Jakie zadanie go tak wyprowadziło z równowagi. Chodź jego głos przeczy by był wściekły.
- Proszę mu wybaczyć. – Spojrzałam na drzwi słysząc głos mojej matki. Nie! Co jeśli wyprowadzi go z równowagi. Poderwałam się usiłując je otworzyć. Gdybym tylko miała różdżkę.
- Nie mieszaj się w to Nicole!- Powiedziała rozbawiona kobieta. – Nie psuj nam rozrywki. Tylko się przyglądaj.
- Zamknij się Olivia!- Warknęła jadowitym tonem. Jak chciała potrafiła pokazać ostry temperament. – Panie? – Krzyk mojego ojca ustał. – Dwa tygodnie temu wróciła nasza córka.
- Córka?- Odezwał się zdziwiony a zarazem zaciekawionym głosem Voldemort. Mogłam usłyszeć czyjeś kroki. Po czym dość ożywione szepty. Których nie rozumiałam.
- Tak panie. – Głos mojego ojca brzmiał ciężko. Starał się złapać oddech. Spoglądałam na ziemię nie mogąc się z niej podnieść. Hana zaczęła wycierać moje łzy.
- Tą, którą miał sprowadzić Itan?
- Sięgnęła po rozum do głowy i napisała list. – Powiedział spokojniejszym głosem. Musiał już wrócić do siebie. Zapomniałam jak wytrzymały potrafi być. – Wróciła z własnej woli. Musiałem jednak ją ukarać.
- Hee…- Doszło do mnie jego westchnięcie. Zamknęłam oczy czując na skórze gęsią skórkę. Dość intensywnie gdyż przez całe moje ciało przeszedł dreszcz. W salonie zapadła głucha cisza. Siedziałam na ziemi spoglądając na drzwi. Serce przyśpieszyło donośnie uderzając.
- Misja była ważniejsza. – Przyznał tata. Zaczęłam delikatnie się podnosić i poszłam do łazienki, aby opukać twarz.  Czując przyjemne zimno odetchnęłam z ulgą. Zamknęłam oczy. Trochę zajęło aż ponownie wróciłam do pokoju.
- Nie zapomniałem Felixie o tym co dla mnie oboje zrobiliście. – Powiedział Voldemort spokojnym głosem. – Przyjęliście mnie pod wasz dach, gdy tego potrzebowałem. Bez żadnych zastrzeżeń, pytań. Wyciągnąłeś do mnie pomocną dłoń.  Tym razem wybaczę twoje nie posłuszeństwo.
-Mieszkał tu? – Spojrzałam na Hanę, która kiwnęła twierdząco głową. Zasłoniłam usta czując jak wszystko uniosło mi się do góry. – Kiedy?
- Dzień przed zakończeniem przez panienkę piątego roku. W tedy uciekła panienka z domu. Mieszkał tu rok może dłużej. – Mówiła skrzatka spoglądając na mnie. – Dobrze, że panienki w tedy nie było.
- Gdzie jest?- Zaciekawiony głos Voldemorta odbił się w mojej głowie. Zamarłam kucając na ziemi czując Serce w przełyku. Skrzatka wystraszona złapała mnie. Spojrzałam na nią.
- Elisa?- Przeszedł mnie dreszcz słysząc głos mojej matki. Nie chce tam iść. Chciałam siedzieć tu gdzie czułam się bezpiecznie. Spoglądałam się na drżące ze strachu nogi.
- Tak. Chciałbym ją poznać. Oczywiście nie macie zastrzeżeń. By zeszła. I przywitała się. –Jego głos sprawiał, że dostawałam dreszcz. Wypuściłam powietrze. Pie zgódźcie się. Miałam zamknięte oczy prosząc o to by mnie nie wołali.
- Oczywiście panie. Jest u siebie.- Powiedział Felix. Po chwili mogłam usłyszeć jak ktoś wchodzi po schodach zatrzymując się na szczycie. – Elisa! Zejdź tu. – Mogłam usłyszeć jak zamek w drzwiach wydał charakterystyczny dźwięk po czym otworzył się na oścież. Patrzałam się na korytarz z obawą i lękiem.
- Przepraszam Hana muszę iść. – Wyszeptałam widząc sprzeciwiającą się skrzatkę. Zamknęłam oczy. Uspokój się!
- Elisa!- Zawołała tym razem Nicole. Zamknęłam oczy i udałam się w kierunku schodów stając na ich szczycie. Spoglądałam na uśmiechniętych rodziców. Nie chciałam. Powoli zaczęłam schodzić. Z trudem stawiałam kolejne kroki. Zatrzymałam się przy tacie spoglądając na niego. Musiał dostrzec strach w moich oczach, bo objął mnie delikatnie ramieniem pozwalając się wtulić. Po czym poprowadził dalej. Spoglądałam na stojących bądź siedzących zakapturzonych ludzi. Niektórzy dopiero, co się pojawili gdyż zaczęli zdejmować płaszcze, a niektórych znałam osobiście.
- Co cię tak odmieniło Elisa?- Usłyszałam znajomy głos. Lucjusz Malfoy był przyjacielem Itana i jednym z tych, którzy byli z nim w barze. Denerwujący chłopak.
- Nie jesteś zbyt ciekawski Malfoy?- Powiedziałam jadowitym głosem na co niektórzy zareagowali śmiechem a inni wykrztusili „ Ooo” Poczułam uścisk na ramieniu. No tak miałam być miła.
-Elisa…- usłyszałam głos mojego ojca czując jego oddech na swoich plecach. Zamarłam przerażona tym faktem. Musiałam się opanować. Wiedziałam, co może się wydarzyć po kolacji.
- To, co sprawiło, że zmieniłam zdanie to moja sprawa. – Powiedziałam spokojniej spoglądając na Malfoya.
- Wciąż masz niewyparzony język. – Dodał stojąc tuż obok Narcyzy. Zaczęli ze sobą chodzić od piątej klasy. Co ona w nim widziała? Pokręciłam przecząco głową rozglądając się po tłumie. Trochę tych gości było.
- Elisa…- Westchnął ciężko mój ojciec z zamkniętymi oczami mogłam dostrzec jak delikatnie kiwa przecząco głową. Zawiodłam?  Spojrzałam na ziemię.
- Przepraszam trochę mnie poniosło. – Powiedziałam spokojniejszy głosem. Po moich plecach przeszedł dość znajomy dreszcz. Ktoś mnie obserwuje. Powoli wodziłam po twarzach zebranych. Zdziwienie, podejrzliwość, ciekawość wymalowane na ich twarzach. Mój wzrok zatrzymał się na osobie siedzącej na kanapie przed kominkiem. Teraz jednak została ona odwrócona by Siedzący na niej człowiek mógł widzieć wejście do salonu.
Ów mężczyzna siedział w delikatnym rozkroku a jedną rękę miał przerzuconą przez tylne oparcie. Mogłam dostrzec jak nagle zmienił pozycję. Poprawił się i delikatnie pochylił. Jego twarz nic nie wyrażała był poważny. Jego jasne oczy ewidentnie były wpatrzone we mnie. Na co się tak gapi? Zmarszczyłam brwi. Nigdy go nie widziałam. Kto to? Jego włosy w tym świetle wydawała się być ciemnego koloru. Mogłam dostrzec jak nagle jego klatka się uniosła. Musiał nagle złapać i wstrzymać powietrze. Nie spokojnie się poruszając na Sofie. Był ubrany na czarno, a w dłoni trzymał białą różdżkę.
- He…- Wydał z siebie dźwięk lewą ręką oparł się łokciem o oparcie sofy po czym oparł o nią głowę. Jak na obcego czuł się dość swobodnie? Delikatnie przybliżył palca do swoich warg przygryzając go. Jego spojrzenie zeszło niżej mierząc powoli mnie od stóp po koniuszek głowy. Jego spojrzenie intensywnie mi się spoglądało nawet, gdy podeszłam do Mamy jego spojrzenie powędrowało za mną. Zamknęłam oczy czując gęsią skórkę.
- Co z twoją przyjaciółeczką Evans.- Zaśmiała się dziewczyna o czarnych lokowanych włosach. Jej lodowate czarne spojrzenie nie jednemu odebrałoby odwagę. Była to Belatrix- siostra Narcyzy. Utkwiłam w niej spojrzenie. Lily…Wybacz.
- Black.- Wycedziłam podchodząc do dziewczyny delikatnie unosząc spojrzenie do góry gdyż była ode mnie ciut wyższa – Nie wymawiaj przy mnie nazwiska tej szlamy.
- Co powiedziałaś?- Zdziwił się Malfoy. Czułam piekący ból w sercu i delikatnie odwróciłam wzrok z nadzieją, że nikt nie dostrzeże jak skrzywiłam się nie znacznie.
- Mówiłem wam przecież.- Usłyszałam głos Itana na co zaczęłam się rozglądać. Poczułam jak mnie objął i przyciągną do siebie. – Moja siostrzyczka nieźle mnie zaskoczyła. Chodź muszę przyznać, że po tak długich poszukiwań odebrała mi możliwość zabawienia się.
- Itan..- Powiedziałam delikatnie uderzając w jego ramię. Słysząc jego śmiech nabrałam powietrza w policzki.
- Przepraszam.- Powiedział opierając brodę o moją głowę. – Żartowałem. – Dodał po chwili spoglądając się na Sofę po czym na ojca. – Dużo mnie ominęło?
- spóźniłeś się.- Odezwał się mój ojciec patrząc na niego.
-Wybacz mi ojcze. – Powiedział patrząc na niego. – Kupienie nowej różdżki zajęło więcej czasu niż mi się zdawało.
- Zapraszam kolacja stygnie. – Usłyszałam głos Matki i poszłam z bratem do salonu czując wciąż na sobie spojrzenie nieznajomego.  Itan poczochrał moje włosy pozwalając mi wejść pierwszej. Podeszłam, aby zająć miejsce koło Matki. Itan zawsze siadał po prawej stronie po lewej zawsze Mama. A ja? Zależało od nastroju. Gdy byli wściekli siadałam koło Itana. Mężczyzna siedzący na Sofie wstał udając się tuż za naszymi plecami. Zajął miejsce u szczytu stołu. Tam gdzie na co dzień siedział mój tata.
- Dziś nasze spotkanie będzie wyglądać trochę inaczej niż zazwyczaj. – Powiedział po czym spojrzał się na węża, do którego cicho zasyczał gładząc pod łbem a wąż w odpowiedzi owinął się wokół jego krzesła kładąc wygodnie łeb. Wariuje… Ten wąż mi się przyglądał. Jakby miał ochotę mnie zjeść. Zmrużyłam oczy przyglądając się uważnie.
- Oj siostrzyczko. – Usłyszałam spoglądają na uśmiechniętego brata. – Tacie się oberwało?- Usłyszałam przy uchu pytanie. – Kiwnij głową.
Spojrzałam na niego i kiwnęłam delikatnie głową. Itan poczochrał moje włosy spoglądając przez chwilę na blat stołu.
- Wybacz panie.- Powiedział mój ojciec. Panie. Utkwiłam wzrok w mężczyźnie. Przystojny… Skrzywiłam się delikatnie. Nie wyglądał strasznie. Wyglądał jak dwudziestopięcio letni Mężczyzna. Delikatnie zasłoniłam oczy. To ma być Voldemort.  Słysząc niezadowolone szepty spojrzałam się po nich.
- Jeśli o to chodzi.- Przerwał Itan zwracając uwagę wszystkich zebranych.
- Tak Itanie? – Odezwał się Voldemort przenosząc spojrzenie z mojego ojca na niego.
-Wykonałem to zadanie za mojego ojca. – Powiedział delikatnie drapiąc się po włosach i cicho się zaśmiał. – Pomyślałem, że z powodu Elisy nie będzie miał do tego głowy. – Dodał spoglądając na blat stołu. – Sądziłem, że zdążę wrócić nim wszyscy się zbiorą. Ale nie dałem rady. Jeden grał bohatera.
Nie wierzyłam w to co słyszałam od brata. Spoglądałam się na blat stołu. Straciłam apetyt. Myśl o tych biednych ludziach odbierał mi ochotę na wszystko. Nie chciałam być przy tym. Zamknęłam oczy.
- Naprawdę? – Zdziwił się Felix spoglądając na Itana, który pokiwał twierdząco głową.
- Byłeś bardzo zajęty od powrotu Elisy. Więc pomyślałem, że przynajmniej tak ci pomogę. – Powiedział czując delikatnie czochranie.
- Dobrze się spisałeś. Przepraszam, że musiałeś mnie wyręczyć. – Powiedział spokojnie. Dostrzegłam uśmiech na twarzy taty. Po czym zaczął jeść. Voldemort delikatnie pochylił się nad wężem coś mówiąc i pogłaskał po łbie. Zaczęłam jeść sałatkę starając się nie zwracać uwagi na mierzące mnie spojrzenie Voldemorta. To denerwujące. Zjeść się nie da.
- Twoi rodzice wiele o tobie mówili. – Odezwał się po chwili Voldemort nie patrząc na mnie. Nareszcie. – Przyjaźniłaś się ze szlamami. – Delikatnie podniósł kieliszek spoglądając na czerwone wino i delikatnie je skosztował spoglądając na mnie poważnie. – Brudasami krwi.
- Sprawiałam rodzicom nie lada problem.- Powiedziałam słysząc ciche śmiech. – Cieszę się, że mam wyrozumiałych rodziców.
- Widać.- Powiedziała Belatrix pokazując wierzchem dłoni na policzek sugerując tym samym moje podbite oko.  Gdy skończyłam jeść spojrzałam się na zegarek. Wskazywał ósmą wieczorem. Spojrzałam się w kierunku taty.
- Tato?- Zaczęłam. Nie chciałam widzieć ich po kolacyjnej rozrywki. Nie dałabym rady. – Mogę iść do ogrodu?
-Elisa… Nie taka była umowa.- Powiedział nie patrząc na mnie.
- Nie opuszczę posiadłości. – Powiedziałam spoglądając jak wypuszcza powietrze zastanawiając się nad tym.
- punkt dziesiąta masz być w domu. – Powiedział uśmiechnęłam się wstając od stołu delikatnie się skłoniłam w kierunku mamy jak i z bólem delikatnie schyliłam głowę przed Voldemortem odwróciłam się i pośpiesznie wyszłam nie dając czasu by zmienił zdanie.  Uśmiechnełam się czując przyjemny wietrzyk na twarzy. Nareszcie.
Udałam się w moje ulubione miejsce. Podeszłam do zarośniętej bluszczem bramy i weszłam do środka. Udałam się na sam środek małego ogrodu. Nie wiedziałam, że jeszcze stoi. Sama to urządziłam. Myślałam, że rodzice kazali to zniszczyć. Chodź było mocno zaniedbanie. Usiadłam na jednym z kamieni ciesząc się chwilą wytchnienia. Moje spojrzenie utkwione było w niebie, które dziś wyglądało zniewalająco. Gwiazdy migotały niczym świetliki. Nie mogłam oderwać od tego oczu.
Z domu zaczęły dochodzić przeraźliwe krzyki. Spojrzałam na ziemię, gdy w trawie coś zaszeleściło. Zamarłam spoglądając na nią. Przetarłam oczy. Dziwaczeje. Znów to samo.
- Jest tu ktoś? – Zapytałam. Spoglądając w otaczającą mnie ciemność. Słysząc po raz kolejny syczenie tym razem za sobą poderwałam się odwracając się napięcie. Mogłam dostrzec łeb węża, który oplatał siedzenie Voldemorta. W pewnym momencie gad wypełzł z ukrycia i popełzł w kierunku rezydencji. Spoglądałam przez ramie i przeszły mnie ciarki. Usiadła ponownie bardziej spięta niż wcześniej. Z biegiem czasu krzyki cichły. Chodź głosy wciąż zdawały się być ożywione. Pora wracać. Podniosłam się. Przeciągając się nie wiedziałam, kiedy będzie mi dane ponownie wyjść. Odwróciłam się i… ściana. Wpadłam na coś twardego. Zamknęłam oczy. Przecież tu nie było ściany. Wyciągnęłam rękę delikatnie sprawdzając co to było. Co? Czując pod palcami materiał. Otworzyłam oczy spoglądając na to co wpadłam. Z bólem musiałam przyznać, że to nie to co się spodziewałam. Moje spojrzenie powoli unosiło się od ciemnych butów przez czarną pelerynę zatrzymując się na twarzy Voldemorta.  Co tu robił? Opuściłam spojrzenie znów czując intensywność jego. Dostrzegłam jak uniósł dłoni. Odruchowo chciałam się cofnąć zaciskając mocno powieki. Voldemort spoglądał na nie z góry delikatnie dłonią przejechał po moim policzku gdzie znajdował się siniak. Wzdrygnęłam się czując ciepło jego skóry. Dziwne. Jego dotyk delikatnie powędrował na mój podbródek zmuszając stanowczym a zarazem delikatnym ruchem bym spojrzała na niego. Przejechał palcem po rozwalonej dolnej wardze. Odskoczyłam oddychając szybciej.
-Boisz się mnie?- Usłyszałam jego głos i zamknęłam oczy. A żebyś wiedział. – Felix był bardzo surowy?
- Jak na ojca, któremu uciekła córka to nie. – Powiedziałam nie wiedząc nawet po co mu to mówiłam. Chodź starałam się trzymać go na dystans. – Przepraszam, ale muszę już iść.
Odwróciłam się wychodząc ze swojej oazy, która trzymała właśnie nieproszonego gościa. Potrzebuję sił.  Znów to spojrzenie. Dlaczego? Delikatnie złapałam się za ramię spoglądając przez ramię. Niewyjaśnionych mi przyczyn podążał niczym cień. Zatrzymałam się.
- Nie chcę być nie miła.- Zaczęłam patrząc na niego – Ale po co idziesz za mną?
- Tajemnica. – Powiedział nie opuszczając spojrzenie ze mnie. Moje natomiast utkwiło w oknach rezydencji. W swojej sypialni mogłam dostrzec przerażone spojrzenia Hany. – Podczas mojego pobytu tu. Miałem wiele o tobie usłyszeć. – Dodał okrążając mnie. Poluje? Czułam się jak ofiara polującego drapieżnika. Może to przez te spojrzenie?
- Mało mnie to interesuje.- Powiedziałam zamykając oczy głupia! Wiedziałam co mógł pomyśleć. – W tamtych czasach nie mieli powodów aby chwalić się sprawiającą kłopoty córką.
- Mylisz się.- Powiedział ponownie mierząc mnie spojrzeniem. Nie chce wiedzieć co pomyślał. 
- W czym?
- Zachowanie Felixa. Teraz rozumiem.  – Wybełkotał bardziej do siebie niż do mnie. Zmarszczyłam brwi. Nie podobało mi się to.
- Możesz zwrócić honor rodzicom. Przyłącz się do mnie. – Usłyszałam jego głos tuż przy uchu. Co? Otworzyłam szerzej oczy niedowierzając do co właśnie powiedział.
- Słucham? – Wyszeptałam patrząc na niego. Na jego twarzy zagościł uśmiech. Wyciągnął rękę delikatnie odgarniając kosmyk z mojej twarzy.
- Przyłącz się do mnie. – Powtórzył to co chciał powiedzieć spoglądając w moje oczy. Mogłam dostrzec w nich dziwny blask. Za szybko. Przyglądałam się podejrzliwie nie wiedząc za bardzo co zrobić. Fakt mam zostać śmierciożercą aby dostarczać informacje Lily. Za łatwe. – Wiem od kilku osób, że jesteś utalentowaną czarownicą. – Jego koniuszki delikatnie przejechały po moim policzku. Znów.  Delikatnie się oddaliłam widząc jak jego dłoń zaciska się w pięść. – Tak byś wstąpiła w nasze szeregi. Po co przedłużać to co nieuniknione.
- Skąd ta pewność.- Powiedziałam stanowczo. Zaśmiał się. On się śmieje. Delikatnie się zarumieniłam odwracając wzrok. Nabrałam odrobinę powietrza w policzki. Co w tym śmiesznego?
- Skąd?- Zaczął. Przybliżył się znacznie. Aż za bardzo. Pochylił się aby powiedzieć coś mi na ucho.- Twój ojciec miał zamiar cię do tego nakłonić.- Usłyszałam otwierając szerzej oczy. Mogłam się tego spodziewać. – Felix naprawdę jest wiernym i oddanym śmierciożercą. Nikomu nie ufam tak bardzo jak jemu. A rzadko się zdarza bym kogoś chwalił. Można na nim polegać. – Mówił to przyciszonym głosem. Na szyi mogłam czuć jego oddech. Zamknęłam oczy czując ciarki. – Znam jego pragnienie.
- Tak samo było z Itanem.
- Nie. – Wyprostował się patrząc mi w oczy. – Itan sam zgłosił się aby zostać śmierciożercą. Był nim od dawna. Chodź znak otrzymał dopiero po szkole.
- To nie jest prosta decyzja.- Powiedziałam zamykając oczy. Opanuj się. Nie możesz się wycofać. Nie teraz. Spoglądałam na ziemię zastanawiając się nad tym. Przygryzłam wargę czując jak łapie mnie za podbródek podnosząc głowę. Nabrał powietrze. Zamykając na chwilę oczy.
- Zrób to…- Wyszeptał. Nie puścił ani na chwili. Jego dotyk był znacznie pewniejszy. Miałam wrażenie że zależy mu na tym bardziej niż powinno. Przełknęłam ślinę.  Zrób to! Po to wróciłaś.
- Zgadzam się.- Powiedziałam zamykając oczy. Delikatnie drżałam. Nie otwierając oczu. Poczułam jak puścił moją twarz. Spojrzałam jak wyciągnął różdżkę spoglądając na mnie.
- Wyciągnij prawą rękę.- Powiedział patrząc na nią. Wykonałam polecenie. Spoglądając jak wolną ręką złapał za przegubę nadgarstku po czym odsłonił rękę aż do łokcia. Koniuszkiem różdżki dotknął mojej skóry. Pali! Zamknęłam oczy gdy pociekły mi łzy. Przygryzłam wargę czując metaliczny smak. Na mojej skórze zaczęła się pojawiać stopniowo czaszka z wijącym się wężem. Mroczny znak. Trzymał mnie za nadgarstek znacznie dłużej niż potrzeba. Już wyczarował znak. Patrzałam na niego czując jak wytarł łzy cieknące po policzku.
- Słod…- urwał patrząc przez ramię na węża wijącego się ciężko w kierunku lasu. Był znacznie większy niż ostatnio. – Drżysz
- Przepraszam.- Zabrałam rękę delikatnie zasłaniając znak. Nie chciałam na niego teraz patrzeć. – Zrobiło mi się zimno. – Powiedziałam obejmując się ramionami. Zrobiło się znacznie chłodniej niż godzinę temu. Chodź prawdą było to że drżałam bojąc się tego co się wydarzy. Oklumencja jednak teraz to dla mnie dar z niebios. – Panie?- Gdy to powiedziałam mogłam dostrzec jak przeszły go dreszcze a jego kącik warg uniósł się nieznacznie. Dziś naprawdę wariuje. Obserwujące węże. Śmiejący się Voldemort. Mam chorobę nocy letniej. – Możemy wracać?
- Boisz się mnie? – Jego ton głosu jak i spojrzenie sprawia że nie wiem co myśli, planuje, jak mam się zachować. Spojrzałam się na ziemię.
- To nie do końca tak.- Odezwałam się po dłuższej chwili milczenia. Podniosłam wzrok uśmiechając się delikatnie. – Fakt obawiam się ciebie, ale aktualnie bardziej obawiam się taty. – Powiedziałam spoglądając na zegarek Dwie minuty spóźnienia. Po mnie. – Nie ufa mi. Nie jestem zła na to. Zasłużyłam na to. – Mówiłam odwracając się do niego plecami drżąc gdy zawiał zimny wiatr. – Nie chce go denerwować, a będzie jeśli nie przyjdę na czas.
Słysząc rozbrzmiewający śmiech Voldemorta spojrzałam się przez ramię. Otwierając szerzej oczy. Trzymał się za brzuch śmiejąc się tak że kilka łez pociekło po jego twarzy. Przerażający. Nie wiedziałam w ogóle że ON potrafi się śmiać. Wyglądał całkowicie inaczej.
- Nie widzę tu nic zabawnego.- Zagrzmiałam widząc jak wyciera łzy patrząc na mnie. Zacisnęłam pięści spoglądając na niego i zaczęłam iść w kierunku rezydencji. Szłam nie patrząc się na niego. Zacisnęłam mocniej szczękę. Zatrzymałam się dopiero gdy poczułam jak złapał mnie za ramię. Czego on chce? Spojrzałam na niego piorunującym spojrzeniem.
- Felix naprawdę jest wymagający i surowy. – Powiedział i ruszył prowadząc mnie za sobą. – Przy takiej córce mu się nie dziwie.
- Przy jakiej?- Wycedziłam przez zęby. – Puszczaj.- W odpowiedzi zmierzył mnie tajemniczym i przeszywającym spojrzeniem nie puszczając.  – Sama mogę iść.
Otworzył drzwi rezydencji wchodząc do środka ciągnąc mnie za sobą. Udało mi się wyrwać rękę z jego uścisku delikatnie masując. Mogłam dostrzec spojrzenie ojca. Był zły. Jego wzrok jednak uległ zmianie dostrzegając Voldemorta.
- Moi mili chcę wam przedstawić nowego śmierciożercę. – Powiedział dość uradowanym głosem. Złapałam się za brzuch gdy niedawno co zjedzona kolacje niebezpiecznie się cofnęła. Śmierciożerca. Lily… Zamknęłam oczy słysząc zdziwione szepty. Czując silny uścisk na ręce. Skłam usiłując ją uwolnić. Teraz Voldemort stał tuż za moim plecami. Dotykałam plecami jego ciała. Na co zadrżałam spoglądając za siebie gdy ten pewnie odsłonił rękę na której znajdował się mroczny znak. Przez salon przeszedł westchnięcie zdziwienia a niektórzy nawet zaczęli wiwatować. Chcę zniknąć. Itan podszedł do mnie obejmując mnie w pasie i uniósł delikatnie w powietrzu obracając się wokoło.
- Nieźle siostrzyczko.- Powiedział całując moje czoło i poprowadził do rodziców. Uwolnił mnie. Odetchnęłam z ulgą nie czując za sobą Voldemorta.  Wtuliłam się w ramiona taty szukając w nich oparcia. Do oczu napłynęły mi łzy.
-Jestem z ciebie dumny córeczko. – Mogłam usłyszeć głos taty. Zamknęłam oczy gdy po moich policzkach ciekły łzy.
Ptasia klatka z jakiej udało mi się siedem lat temu uwolnić. Została ponownie zamknięta, a klucz do niej został wyrzucony. Moje serce krwawiło, a dusza płakała nie mogąc wyrzucić słów jakie ciężyły mi na sercu, rozrywane pa strzępy przez skrajne uczucia.


Witam i dziękuję wszystkim tym którzy czytają mojego bloga. Chodź nie wiem czy ktoś to jeszcze robi. Miło jest widzieć gdy ktoś taki jest. A więc kolejna część Ptasiej Klatki została dodana. Z góry przepraszam za błędy jakie się pojawiły. Mam nadzieję, że mimo ich rozdział wam się spodobał. Co do kolejnego rozdziału nie wiem jeszcze dokładnej daty dodania. Pracuję dalej nad kolejnym opowiadaniem tym razem o Huncwotach. Jak na razie mogę powiedzieć, że planuję zacząć dodawać po wakacjach. Ale czy uda mi się przekonamy się za kilka miesięcy. Dziękuję jeszcze raz.