środa, 26 grudnia 2018

Rozdział 11:



Przełknęłam ciężko ślinę spoglądając na drzwi prowadzące do skrzydła szpitalnego. Nawet nie miałam pojęcia kiedy tu zawędrowałam. Westchnęłam ciężko zaglądając do środka gdzie na łóżku siedział owinięty bandażami Neville spoglądając pustym spojrzeniem w okno.
Nienawidzi mnie
Poczułam nieprzyjemne ukucie w klatce. Właśnie powoli zaczynałam tracić i tak już kruchy grunt pod nogami. Weszłam nie pewnie.
— Nie przeszkadzam?— Zapytałam spoglądając na Neville gdy delikatnie się wzdrygnął na dźwięk mojego głosu.
— Dawno cię nie było. Hm… Wcale. — Powiedział chłopak spoglądając na mnie przez ramię. Podeszłam do niego siadając i spojrzałam się w jego oczy.
— Nie będę okłamywać że miałam wiele zajęć przez co nie miałam czasu aby cię odwiedzić. — Powiedziałam spoglądając na chłopaka który wzruszył jedynie ramionami. — Zbierałam odwagę by móc spojrzeć się w twoje oczy. — Dodałam po chwili spoglądając w okno. — Powiedziałam ci kim jest mój ojciec. Nie zamierzam wpływać na to czy to zaakceptujesz. Chciałam jedynie przeprosić. Gdyby nie to nie wylądował byś w skrzydle szpitalnym. — Mówiłam to ze spokojem lecz wcale go nie czułam. Dłonie drżały mi. Spojrzałam się na nie słysząc westchnięcie.
— To czy byś mi powiedziała czy też nie sprawiło by że nie trafił bym tutaj. Jeśli chodzi o eliksiry zawsze byłem lewy. Bardziej uraziło mnie to że mimo upływu czasu nie miałaś czasu pofatygować się do spotkania się z przyjacielem. Od bliźniaków dowiedziałem się że zaczynasz się dziwnie zachowywać. — mówił spoglądając w moim kierunku. — Malfoy znów ci zaczął dokuczać? Ostatnio coraz częściej cię nachodzi.
— Dokucza? Nie. — Zaśmiałam się spoglądając na ziemię. — Nie robi tego. Po prostu tak jak inni dostrzegł moje dziwne zachowanie. No i poinformować mnie że muszę wrócić na przerwę świąteczną do domu. — Powiedziałam patrząc na zdziwione spojrzenia przyjaciela.
— Zamierzasz tam wrócić? — Powiedział Nev siadając na łóżku.
— Nev jestem pod opieką Malfoyów. Nic tego nie zmieni. Skoro nie dostałam zgody na zostanie muszę. Nie martw się nie będę tam sama.— Powiedziałam uśmiechając się do przyjaciela. — Liz ma też tam być z rodziną. Jej ojciec jak i pani Malfoy to rodzeństwo.
— Wcale to mnie nie zadawala. — Powiedział chłopak zakładając ręce na piersiach. — Wolałbym byś się do nich nie zbliżała.
— To nie wykonalne. — Powiedziałam patrząc na chłopaka. Wypuściłam powietrze spoglądając w okno.
— Dlaczego nie powiedziałaś innym o tym kim jest twój ojciec. — Powiedział Nev spoglądając na mnie.
— Zwariowałeś?— Wyszeptałam patrząc przez ramię. — Nie każdy Nev jest taki jak ty. Nie zaakceptowali by tego. Co gorsza mogli by patrzeć się na mnie przez pryzmat jego działań. — Powiedziałam patrząc na przyjaciela.
— Jakoś Clarisa wie o tym. — Powiedział z domieszka złości w głosie. Spojrzałam się na niego z niedowierzaniem.
— Wściekasz się. — Powiedziałam spoglądając na przyjaciela. — Trudno by nie wiedziała skoro większa część jej rodziny do Śmierciożerca. — Powiedziałam pochylając się nad Nevilem patrząc się w jego oczy. — Gdyby ode mnie zależało to. Wolałabym by nikt o tym nie wiedział. — Powiedziałam do przyjaciela. — Wybacz że nie mam tak wspaniałego życia jak ty. — Powiedziałam podchodząc do drzwi łapiąc za klamkę. — Coraz bardziej zastanawiam się czy postąpiłam słusznie mówiąc tiarze że nie chcę trafić do Shlitherinu. — Powiedziałam wychodząc z Sali spoglądając na zdziwione spojrzenie Harry’ego, który przyglądał mi się uwarzenie. Ominęłam go jak i Rona kierując się do biblioteki. Chciałam zostać sama. Aby pozbierać się. To była pierwsza sprzeczka jaką miałam z Nevilem. Wyprowadziło mnie to z równowagi przez co z moich dłoni wypadały księgi.
— Nao coś się stało?— Podniosłam głowę spoglądając na Liz spoglądając w moim kierunku. nie byłam jednak zdziwiona tym że ją tu zastałam. Ukrywała się tak samo jak ja.
— Sprzeczka z Nevilem. — Powiedziałam widząc zdziwione spojrzenie przyjaciółki. — Złości się na mnie.
— O co? — Zdziwiła się Liz pomagając mi z układaniem ksiąg.
— Prawdopodobnie o to że nie przyszłam wcześniej. Nie rozumie tego że bałam się jego reakcji. Nie chwale się swoim drzewem genealogicznym. A on ma pretensje że Clarisa wie o moim ojcu. — Powiedziałam poddenerwowana. — Nie ja jej powiedziałam.
— Spokojnie musi to sobie poukładać. — Powiedziała Liz z delikatnym uśmiechem.
— Poukładać. Niby co? To że jestem córką największego wroga ludzkości. Czy to że nie jestem tak doskonała za jaką mnie wcześniej uważał. — Powiedziałam rzucając księgą w kąt biblioteki kucając na ziemi ukrywając twarz w kolanach. — Jest oburzony że nie powiedziałam pozostałym. Ciebie Ravenculn nie toleruje bo jesteś z rodu Blacków pomyśl co by było ze mną jeśli inni by się dowiedzieli. Nie jestem głupia by nie domyśleć się co by mnie czekało. — Spojrzałam się na nią czując jak wytarła moje policzki.— Myślałam że Nev jest inny. Że zaakceptuje to. Myślałam że jest moim przyjacielem na dobre i na złe. To boli. — Powiedziałam spoglądając na dziewczynę smutnym spojrzeniem.
— Ja będę przy tobie na dobre i na złe. — Powiedziała Liz delikatnie dotykając mojego policzka. — Możesz liczyć na mnie niezależnie od sytuacji.
— Dzięki Liz. — Delikatnie oparłam głowę o ramię dziewczyny. — Wiesz… Nie pasujemy do tego świata.
— Oczywiście. Ale łatwiej jest przetrwać gdy jest nas dwie. — Zaśmiała się delikatnie uderzając mnie w ramię. — Jest mi lżej gdy wiem że jest jedna osoba która rozumie mnie bez słów. Wystarczy że spojrzy się na mnie i wie co czuje. Nie robi mi wyrzutów za to kim jest moja rodzina. Akceptuje to wiedząc że nie mam żadnego wpływu na to. — Mówiła Liz spoglądając w sklepienie biblioteki wzdychając ciężko. — Chodź twoje ostatnie zachowanie jest ciut dziwne.
  Już ci to mówiłam. Nie wysypiam się ostatnio. Draco ma coś dla mnie sprawdzić. — Powiedziałam spoglądając na zdziwione spojrzenie przyjaciółki.
— To Draco wie a ja nie. — Powiedziała spoglądając na mnie oburzona. Chodź wiedziałam że nie naprawdę.
— Jeśli chodzi o to wiem że mogę mu zaufać. Chodź nie podoba się że będzie szperał w tematach od jakich chciałam go odciągnąć. — Spojrzałam się w bok widząc spojrzenie Malfoya. Liz podniosła wzrok na kuzyna i wywróciła oczy.
— Malfoy? — Zapytałam się widząc dziwne zachowanie chłopaka wstałam patrząc się na mężczyznę za jego plecami. — Co się stało?— Powiedziałam widząc czarny mankiet profesora Snape na ramieniu chłopaka po czym jak odsuwa go na bok aby podejść bliżej.
— Musiałem. — Powiedział krótko Malfoy. Otworzyłam szerzej oczy spoglądając na chłopaka.
— Obiecałeś nikomu nie mówić!— Powiedziałam wściekła — Tym bardziej nie jemu.
— Zważaj na język panno McGarden. Teraz zapraszam cię do mojego gabinetu. — Powiedział Snape kierując się do wyjścia z biblioteki przykuwająca uwagę innych uczniów. Udałam się za nim słysząc szepty ludzi na korytarzach. Zdziwienie gryfonów. Schodziłam po schodach kierując się do lochów. Spoglądając na plecy mistrza eliksirów. Gdy drzwi się zamknęły spojrzałam się na jego różdżkę po czym rzucił zaklęcie wyciszające tak aby nikt nie mógł usłyszeć naszej rozmowy.
— Złożyłem obietnice twojej matce że będę cię chronił— Powiedział odwracając się do mnie plecami. — Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć o tym.
— Wcale. — Powiedziałam zakładając dłonie na piersiach. — Teraz żałuje że zaufałam Malfoyowi. Wygadał się tak szybko.
— Sądzisz że mógłby przede mną ukryć to? — Powiedział poirytowany nauczyciel. — Zdajesz sobie sprawę z tego co się dzieje? — Powiedział 1)sciekłym tonem Snape pokazując bym usiadła przed biurkiem. — Powiedz mi dokładnie wszystko co się dzieje.
— Nie wierzę że muszę to zrobić. — Powiedziałam podchodząc i usiadłam naprzeciwko mężczyzny spoglądając na niego. — Nie wiem od czego zacząć wiele się stało. Czy mam powiedzieć o Nicholesie Flamelu. — Powiedziałam i podskoczyłam otwierając szerzej oczy. Nie tylko ja. Profesor Snape spojrzał się na mnie przez ramię nie odrywając spojrzenia.
— Skąd o nim wiesz?— Powiedział Spoglądają na mnie. Opuściłam wzrok spoglądając na ziemię.
Skąd znam?
Starałam się przypomnieć skąd mogłam usłyszeć to imię lecz nic nie przychodziło mi do głowy. Nie czytałam nic co mogło mieć w nazwie tę osobę. Na zajęciach też nie było to zawarte.
Nie wiedziałam.
Podniosłam wzrok spoglądając się na spojrzenie profesora. Po moich policzkach pociekło kilka łez.
— Nie wiem. — Wyszeptałam zaciskając dłonie w pięści. — Nie znam tego człowiek. Nic o nim ostatnio nie przeczytałam. Nie mogłam. Ból głowy, te wszystkie sny… ten głos… nie mogłam się skupić na tym co czytam.
— Głos?— Spojrzał się na mnie z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
— Profesorze?— Wyszeptałam spoglądając na ziemię.
— Nao! Czy byłaś kiedyś w śnie i obudziłaś się w innym miejscu? — Zapytał Snape patrząc się na mnie podchodząc bliżej.
— Poniekąd?
— Poniekąd?
— Raz śniło mi się że byłam w zakazanym lesie spotkałam tam jednorożca… — urwałam spoglądając na ziemię — Został zaatakowany przez coś…. Uratowałam go ale gdy się obudziłam bolały mnie nogi jak i dłonie we włosach miałam liście a rękaw mojego płaszcza był urwany. — Powiedziałam spoglądając na profesora który zamarł. — Co się dzieje ze mną Snape?— Wyszeptałam przekręcając delikatnie głowę w bok.
— Mówiłaś że słyszysz głos. Co mówi?
— Moje imię. — Powiedziałam spoglądając na swoje dłonie w milczeniu. — zawsze. Gdy pojawia się ból wścieka się każe przestać.
— Co się dzieje po tym?
— Widzę profesora Quiller spoglądającego na mnie…— Zadrżałam spoglądając na ziemię.
— Naomi….
— Za każdym razem gdy coś się dzieje natrafiam na niego. Jest w tedy inny. Nie widzę w jego oczach strachu. Jak usłyszał moje nazwisko podskoczył. — Powiedziałam przyglądając się nauczycielowi.
— Masz się do niego nie zbliżać. — Powiedział plecami do mnie.
— To nauczyciel jak mam go unikać podczas zajęć. I dlaczego miałabym to robić? — Uniosłam się podnosząc się na równe nogi.
— Nie zostawaj z nim sam na sam. Rozumiesz Naomi. Muszę się czegoś upewnić. — Powiedział mężczyzna zaglądając do kociołka z wywarem. — To pomoże na bóle głowy. Jeśli będzie się działo coś więcej masz mi od razu powiedzieć. To bardzo ważne. — Mogłam dostrzec że był zaniepokojony.
— Nic nie obiecuje profesorze. Mogę iść już do dormitorium nie chcę mieć problemów jeśli się spóźnię. — Powiedziałam wstając i wychodząc na korytarz kierując się do dormitorium.
— Snape podejrzewa coś. Nie ufa mi. — Usłyszałam znajomy głos dochodzący za drzwi jednej z sali. Podeszłam do niej delikatnie je uchylając.
— Nic dziwnego Severus zawsze był spostrzegawczy. — Wodziłam po Sali spojrzeniem.
 — Dziewucha zaczyna sprawiać problemy. Wtyka nos tam gdzie nie powinna. — Zatrzymałam spojrzenie na fioletowej pelerynie był sam więc do kogo należał drugi głos.
— Nie potrzebnie rzuciłeś na nią zaklęcie w zakazanym lesie. — Zamarłam cofając się uderzając plecami o zbroje przykuwając uwagę.
Ból przeszył całe moje ciało. Głowa bolała jakby miała za chwile eksplodować. Złapałam się za nią robiąc kilka kroków do tyłu.
— Nao!— otworzyłam oczy widząc czarnowłosą dziewczynę wyciągającą do mnie rękę. Zachwiałam się tracąc pod nogami grunt i lecąc do tyłu. Później donośny huk rozniósł się po całym zamku.