Przełknęłam
ciężko ślinę spoglądając na drzwi prowadzące do skrzydła szpitalnego. Nawet nie
miałam pojęcia kiedy tu zawędrowałam. Westchnęłam ciężko zaglądając do środka
gdzie na łóżku siedział owinięty bandażami Neville spoglądając pustym
spojrzeniem w okno.
Nienawidzi
mnie
Poczułam
nieprzyjemne ukucie w klatce. Właśnie powoli zaczynałam tracić i tak już kruchy
grunt pod nogami. Weszłam nie pewnie.
— Nie
przeszkadzam?— Zapytałam spoglądając na Neville gdy delikatnie się wzdrygnął na
dźwięk mojego głosu.
— Dawno cię
nie było. Hm… Wcale. — Powiedział chłopak spoglądając na mnie przez ramię.
Podeszłam do niego siadając i spojrzałam się w jego oczy.
— Nie będę
okłamywać że miałam wiele zajęć przez co nie miałam czasu aby cię odwiedzić. —
Powiedziałam spoglądając na chłopaka który wzruszył jedynie ramionami. —
Zbierałam odwagę by móc spojrzeć się w twoje oczy. — Dodałam po chwili
spoglądając w okno. — Powiedziałam ci kim jest mój ojciec. Nie zamierzam
wpływać na to czy to zaakceptujesz. Chciałam jedynie przeprosić. Gdyby nie to
nie wylądował byś w skrzydle szpitalnym. — Mówiłam to ze spokojem lecz wcale go
nie czułam. Dłonie drżały mi. Spojrzałam się na nie słysząc westchnięcie.
— To czy byś
mi powiedziała czy też nie sprawiło by że nie trafił bym tutaj. Jeśli chodzi o
eliksiry zawsze byłem lewy. Bardziej uraziło mnie to że mimo upływu czasu nie
miałaś czasu pofatygować się do spotkania się z przyjacielem. Od bliźniaków
dowiedziałem się że zaczynasz się dziwnie zachowywać. — mówił spoglądając w
moim kierunku. — Malfoy znów ci zaczął dokuczać? Ostatnio coraz częściej cię
nachodzi.
— Dokucza?
Nie. — Zaśmiałam się spoglądając na ziemię. — Nie robi tego. Po prostu tak jak
inni dostrzegł moje dziwne zachowanie. No i poinformować mnie że muszę wrócić
na przerwę świąteczną do domu. — Powiedziałam patrząc na zdziwione spojrzenia
przyjaciela.
— Zamierzasz
tam wrócić? — Powiedział Nev siadając na łóżku.
— Nev jestem
pod opieką Malfoyów. Nic tego nie zmieni. Skoro nie dostałam zgody na zostanie
muszę. Nie martw się nie będę tam sama.— Powiedziałam uśmiechając się do
przyjaciela. — Liz ma też tam być z rodziną. Jej ojciec jak i pani Malfoy to
rodzeństwo.
— Wcale to
mnie nie zadawala. — Powiedział chłopak zakładając ręce na piersiach. —
Wolałbym byś się do nich nie zbliżała.
— To nie
wykonalne. — Powiedziałam patrząc na chłopaka. Wypuściłam powietrze spoglądając
w okno.
— Dlaczego
nie powiedziałaś innym o tym kim jest twój ojciec. — Powiedział Nev spoglądając
na mnie.
—
Zwariowałeś?— Wyszeptałam patrząc przez ramię. — Nie każdy Nev jest taki jak
ty. Nie zaakceptowali by tego. Co gorsza mogli by patrzeć się na mnie przez
pryzmat jego działań. — Powiedziałam patrząc na przyjaciela.
— Jakoś
Clarisa wie o tym. — Powiedział z domieszka złości w głosie. Spojrzałam się na
niego z niedowierzaniem.
— Wściekasz
się. — Powiedziałam spoglądając na przyjaciela. — Trudno by nie wiedziała skoro
większa część jej rodziny do Śmierciożerca. — Powiedziałam pochylając się nad
Nevilem patrząc się w jego oczy. — Gdyby ode mnie zależało to. Wolałabym by
nikt o tym nie wiedział. — Powiedziałam do przyjaciela. — Wybacz że nie mam tak
wspaniałego życia jak ty. — Powiedziałam podchodząc do drzwi łapiąc za klamkę.
— Coraz bardziej zastanawiam się czy postąpiłam słusznie mówiąc tiarze że nie
chcę trafić do Shlitherinu. — Powiedziałam wychodząc z Sali spoglądając na
zdziwione spojrzenie Harry’ego, który przyglądał mi się uwarzenie. Ominęłam go
jak i Rona kierując się do biblioteki. Chciałam zostać sama. Aby pozbierać się.
To była pierwsza sprzeczka jaką miałam z Nevilem. Wyprowadziło mnie to z
równowagi przez co z moich dłoni wypadały księgi.
— Nao coś
się stało?— Podniosłam głowę spoglądając na Liz spoglądając w moim kierunku.
nie byłam jednak zdziwiona tym że ją tu zastałam. Ukrywała się tak samo jak ja.
— Sprzeczka
z Nevilem. — Powiedziałam widząc zdziwione spojrzenie przyjaciółki. — Złości
się na mnie.
— O co? —
Zdziwiła się Liz pomagając mi z układaniem ksiąg.
— Prawdopodobnie
o to że nie przyszłam wcześniej. Nie rozumie tego że bałam się jego reakcji.
Nie chwale się swoim drzewem genealogicznym. A on ma pretensje że Clarisa wie o
moim ojcu. — Powiedziałam poddenerwowana. — Nie ja jej powiedziałam.
— Spokojnie
musi to sobie poukładać. — Powiedziała Liz z delikatnym uśmiechem.
— Poukładać.
Niby co? To że jestem córką największego wroga ludzkości. Czy to że nie jestem
tak doskonała za jaką mnie wcześniej uważał. — Powiedziałam rzucając księgą w
kąt biblioteki kucając na ziemi ukrywając twarz w kolanach. — Jest oburzony że
nie powiedziałam pozostałym. Ciebie Ravenculn nie toleruje bo jesteś z rodu
Blacków pomyśl co by było ze mną jeśli inni by się dowiedzieli. Nie jestem
głupia by nie domyśleć się co by mnie czekało. — Spojrzałam się na nią czując
jak wytarła moje policzki.— Myślałam że Nev jest inny. Że zaakceptuje to.
Myślałam że jest moim przyjacielem na dobre i na złe. To boli. — Powiedziałam
spoglądając na dziewczynę smutnym spojrzeniem.
— Ja będę
przy tobie na dobre i na złe. — Powiedziała Liz delikatnie dotykając mojego
policzka. — Możesz liczyć na mnie niezależnie od sytuacji.
— Dzięki
Liz. — Delikatnie oparłam głowę o ramię dziewczyny. — Wiesz… Nie pasujemy do
tego świata.
—
Oczywiście. Ale łatwiej jest przetrwać gdy jest nas dwie. — Zaśmiała się
delikatnie uderzając mnie w ramię. — Jest mi lżej gdy wiem że jest jedna osoba
która rozumie mnie bez słów. Wystarczy że spojrzy się na mnie i wie co czuje.
Nie robi mi wyrzutów za to kim jest moja rodzina. Akceptuje to wiedząc że nie
mam żadnego wpływu na to. — Mówiła Liz spoglądając w sklepienie biblioteki
wzdychając ciężko. — Chodź twoje ostatnie zachowanie jest ciut dziwne.
— Już ci to mówiłam. Nie wysypiam się ostatnio.
Draco ma coś dla mnie sprawdzić. — Powiedziałam spoglądając na zdziwione
spojrzenie przyjaciółki.
— To Draco
wie a ja nie. — Powiedziała spoglądając na mnie oburzona. Chodź wiedziałam że
nie naprawdę.
— Jeśli
chodzi o to wiem że mogę mu zaufać. Chodź nie podoba się że będzie szperał w
tematach od jakich chciałam go odciągnąć. — Spojrzałam się w bok widząc
spojrzenie Malfoya. Liz podniosła wzrok na kuzyna i wywróciła oczy.
— Malfoy? —
Zapytałam się widząc dziwne zachowanie chłopaka wstałam patrząc się na
mężczyznę za jego plecami. — Co się stało?— Powiedziałam widząc czarny mankiet
profesora Snape na ramieniu chłopaka po czym jak odsuwa go na bok aby podejść
bliżej.
— Musiałem.
— Powiedział krótko Malfoy. Otworzyłam szerzej oczy spoglądając na chłopaka.
— Obiecałeś
nikomu nie mówić!— Powiedziałam wściekła — Tym bardziej nie jemu.
— Zważaj na
język panno McGarden. Teraz zapraszam cię do mojego gabinetu. — Powiedział
Snape kierując się do wyjścia z biblioteki przykuwająca uwagę innych uczniów.
Udałam się za nim słysząc szepty ludzi na korytarzach. Zdziwienie gryfonów.
Schodziłam po schodach kierując się do lochów. Spoglądając na plecy mistrza
eliksirów. Gdy drzwi się zamknęły spojrzałam się na jego różdżkę po czym rzucił
zaklęcie wyciszające tak aby nikt nie mógł usłyszeć naszej rozmowy.
— Złożyłem
obietnice twojej matce że będę cię chronił— Powiedział odwracając się do mnie
plecami. — Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć o tym.
— Wcale. —
Powiedziałam zakładając dłonie na piersiach. — Teraz żałuje że zaufałam
Malfoyowi. Wygadał się tak szybko.
— Sądzisz że
mógłby przede mną ukryć to? — Powiedział poirytowany nauczyciel. — Zdajesz sobie
sprawę z tego co się dzieje? — Powiedział 1)sciekłym tonem Snape pokazując bym usiadła
przed biurkiem. — Powiedz mi dokładnie wszystko co się dzieje.
— Nie wierzę
że muszę to zrobić. — Powiedziałam podchodząc i usiadłam naprzeciwko mężczyzny spoglądając
na niego. — Nie wiem od czego zacząć wiele się stało. Czy mam powiedzieć o
Nicholesie Flamelu. — Powiedziałam i podskoczyłam otwierając szerzej oczy. Nie
tylko ja. Profesor Snape spojrzał się na mnie przez ramię nie odrywając
spojrzenia.
— Skąd o nim
wiesz?— Powiedział Spoglądają na mnie. Opuściłam wzrok spoglądając na ziemię.
Skąd znam?
Starałam się
przypomnieć skąd mogłam usłyszeć to imię lecz nic nie przychodziło mi do głowy.
Nie czytałam nic co mogło mieć w nazwie tę osobę. Na zajęciach też nie było to zawarte.
Nie wiedziałam.
Podniosłam
wzrok spoglądając się na spojrzenie profesora. Po moich policzkach pociekło
kilka łez.
— Nie wiem.
— Wyszeptałam zaciskając dłonie w pięści. — Nie znam tego człowiek. Nic o nim
ostatnio nie przeczytałam. Nie mogłam. Ból głowy, te wszystkie sny… ten głos…
nie mogłam się skupić na tym co czytam.
— Głos?—
Spojrzał się na mnie z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
—
Profesorze?— Wyszeptałam spoglądając na ziemię.
— Nao! Czy
byłaś kiedyś w śnie i obudziłaś się w innym miejscu? — Zapytał Snape patrząc
się na mnie podchodząc bliżej.
— Poniekąd?
— Poniekąd?
— Raz śniło
mi się że byłam w zakazanym lesie spotkałam tam jednorożca… — urwałam
spoglądając na ziemię — Został zaatakowany przez coś…. Uratowałam go ale gdy
się obudziłam bolały mnie nogi jak i dłonie we włosach miałam liście a rękaw
mojego płaszcza był urwany. — Powiedziałam spoglądając na profesora który
zamarł. — Co się dzieje ze mną Snape?— Wyszeptałam przekręcając delikatnie
głowę w bok.
— Mówiłaś że
słyszysz głos. Co mówi?
— Moje imię.
— Powiedziałam spoglądając na swoje dłonie w milczeniu. — zawsze. Gdy pojawia
się ból wścieka się każe przestać.
— Co się
dzieje po tym?
— Widzę
profesora Quiller spoglądającego na mnie…— Zadrżałam spoglądając na ziemię.
— Naomi….
— Za każdym
razem gdy coś się dzieje natrafiam na niego. Jest w tedy inny. Nie widzę w jego
oczach strachu. Jak usłyszał moje nazwisko podskoczył. — Powiedziałam
przyglądając się nauczycielowi.
— Masz się
do niego nie zbliżać. — Powiedział plecami do mnie.
— To
nauczyciel jak mam go unikać podczas zajęć. I dlaczego miałabym to robić? —
Uniosłam się podnosząc się na równe nogi.
— Nie
zostawaj z nim sam na sam. Rozumiesz Naomi. Muszę się czegoś upewnić. —
Powiedział mężczyzna zaglądając do kociołka z wywarem. — To pomoże na bóle
głowy. Jeśli będzie się działo coś więcej masz mi od razu powiedzieć. To bardzo
ważne. — Mogłam dostrzec że był zaniepokojony.
— Nic nie
obiecuje profesorze. Mogę iść już do dormitorium nie chcę mieć problemów jeśli
się spóźnię. — Powiedziałam wstając i wychodząc na korytarz kierując się do
dormitorium.
— Snape
podejrzewa coś. Nie ufa mi. — Usłyszałam znajomy głos dochodzący za drzwi
jednej z sali. Podeszłam do niej delikatnie je uchylając.
— Nic
dziwnego Severus zawsze był spostrzegawczy. — Wodziłam po Sali spojrzeniem.
— Dziewucha zaczyna sprawiać problemy. Wtyka
nos tam gdzie nie powinna. — Zatrzymałam spojrzenie na fioletowej pelerynie był
sam więc do kogo należał drugi głos.
— Nie
potrzebnie rzuciłeś na nią zaklęcie w zakazanym lesie. — Zamarłam cofając się
uderzając plecami o zbroje przykuwając uwagę.
Ból przeszył
całe moje ciało. Głowa bolała jakby miała za chwile eksplodować. Złapałam się
za nią robiąc kilka kroków do tyłu.
— Nao!—
otworzyłam oczy widząc czarnowłosą dziewczynę wyciągającą do mnie rękę.
Zachwiałam się tracąc pod nogami grunt i lecąc do tyłu. Później donośny huk
rozniósł się po całym zamku.
bardzo fajny rozdział tylko lepiej by było gdybyś dodawała trochę więcej opisów :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam serdecznie bo niedługo pojawi się nowy rozdział po długiej przerwie
https://gruvia-melodia-strachu.blogspot.com/
Dziękuję to bardzo miłe. Postaram się wprowadzić więcej opisów :)
Usuń