niedziela, 29 stycznia 2017

05: „Smutek najłatwiej wytłumaczyć zmęczeniem”:05

Witam was ponownie. Jak widać udało mi się wyrobić i pojawia się kolejny rozdział. Mam nadzieję, iż wam się spodoba.
Arisa aa/ Lili

~^~^~
owa sytuacja sprzed kilku minut nie powinna się nigdy wydarzyć. Nie powinnam była dać się tak łatwo sprowokować. Tym bardziej jak znam go nie od dziś. Wiedziałam, że to kiedyś musiało się wydarzyć.
Nie dałam się mu sprowokować. Prawda jest inna. Ja… się bałam.
Tak bałam się. Wiedział więcej niż bym tego chciała. Przychodząc do Hogwartu miałam nadzieję, że uda mi się ucięć od tego.
Lecz czy to możliwe? Wątpię. Przygryzłam wargę czując w ustach metaliczny posmak. Zamknęłam jedynie oczy.  Miałam zły humor. Jednak komuś udało się popsuć mój piękny poranny nastrój. Oczywiście miałam ochotę wygarnąć wszystko Malfoyowi. Ale cóż jeden szlaban w zupełności wystarczy.  I to w dodatku pierwszy dzień szkoły.
            Czy kiedyś to się stało? Chyba nie. Super.
Wbiłam widelec w kiełbaskę słysząc podniecony głos jakiejś nieznajomej mi dziewczyny. Wiedziałam jedynie oczywiście po barwach krawatu, że pochodziła z domu Lwa. I niewątpliwie miała jakieś powiązania z bliźniakami.
- Fred!- Zawołała siadając koło niego. Tak samo jak jej towarzysz. Ugryzłam kiełbaskę zamykając oczy.
Musisz się uspokoić.
Pomyślałam motywując siebie w myślach. Wypuściłam powietrze czując spojrzenia dwójki przyjaciół. Przez to wszystko nawet nie zauważyłam ich przybycia.  Wiedziałam, czemu mi się tak przyglądali. Raczej spoglądali na czerwony policzek. Nie rozumieli co mogło się przydarzyć w przeciągu kilku ostatnich minut. A wydarzyło się wiele.
 Malfoy, bójka, Malfoy, odebrane punkty, Malfoy, Wściekły Snape, Malfoy, szlaban, Malfoy.
- Słyszałeś, że ktoś pobił się z Malfoyem?- Zapytała dziewczyna. Zadrżałam zatrzymując kiełbaskę w powietrzu tuż przy ustach. Moja głowa delikatnie zawisła. Szybko się rozniosło. Ale jak? Mimo, że miałam zamknięte oczy mogłam się domyśleć jak owy bliźniak kiwnął jej twierdząco głową.
- Tak.- Powiedział za niego George. Kulturalnie pokazując na mnie palcem. Nabrałam powietrza w policzki. Znów w przeciągu dwóch dni zwróciłam uwagę. Tym razem wolałam jednak zastać w cieniu.
- George czy ty właśnie pokazujesz na mnie palcem?- Zapytałam podnosząc wzrok na jednego z bliźniaków, który schował szybko ręce. Koło niego siedzieli już Angelina jak i Lee. Ci sami co widziałam w pociągu w ich przedziale. Angelina uśmiechnęła się w moim kierunku. Natomiast Lee wystawił kciuka na znak, że dobrze się spisałam. Wcale nie podniosło mnie to na duchu.
- Tak. To ja się z nim pobiłam.- Powiedziałam. Mimo, że nie musiałam. Dostrzegli bowiem zaczerwienienie na moim policzku, które niezdarnie starałam się zasłonić włosami.
 -Oj słyszeliście, że Malfoy dostał wciry.- Powiedziała Lawender. Gryfonka z pierwszego roku. Nie podnosiłam głowy, aby na nich spojrzeć. Postanowiłam jak najszybciej zjeść i udać się na zajęcia. Tak było najlepiej.
- Od kogo.- Zdziwił się Harry.
- Mówią, że od pięcio metrowego goryla.- Odpowiedział Ron, co wywołało u George napad niekontrolowanego śmiechu. Spojrzałam po sobie przekręcając delikatnie głowę w bok.
Nie ważne jakbym na siebie patrzała nie wyglądam jak goryl, a tym bardziej nie mam pięciu metrów.
George nie mógł opanować śmiechu trzymając się za brzuch. Co jakiś czas spoglądał na mnie. Miałam zamknięte oczy oddychając ciężko. 
- Oj widzicie McGonagall? Jest wściekła.- Powiedział szeptem Neville. Zmierzała do naszego stołu. Miałam złe przeczucia. Serce stanęło mi widząc przed oczami jastrzębia łapiącego swoją ofiarę. Którą nie wątpliwie miałam być ja. Nie tylko uczniowie dowiedzieli się w ekspresowym tempie o owym zdarzeniu, lecz i nauczyciele.
- McGarden proszę za mną.- Powiedziała. Wzięłam posłusznie torbę posyłając mordercze spojrzenie w kierunku bliźniaków, którzy nie dali rady opanować się i wybuchneli śmiechem. Hermiona pokręciła jedynie przecząco głową, natomiast Neville uśmiechnął się chcąc dodać mi więcej odwagi. Udałam się za profesor. Nie. Ja biegłam, aby dotrzymać jej kroku. Kierowaliśmy się do sali Transmutacji. Gdy koło nas przeleciał Irytek rzucając we mnie kredami schyliłam się łapiąc delikatnie za głowę starając się osłonić przed niechcianym atakiem.  Na co McGonagall warknęła „ Wynocha Iryt”. Nie miała dobrego humoru Weszłam za nią do klasy.
- Wiesz dlaczego tu przyszłaś?- Zapytała McGonagall zajmując miejsce za biurkiem. Podeszłam do niego spoglądając na opiekuna.
- Przez wydarzenie z dzisiejszego dnia.- Odpowiedziałam. Wiedziałam o co dokładnie jej chodziło.
- A dokładnie?- Kontynuowała. Domyślałam się, że chciała usłyszeć to ode mnie. Wzięłam głęboki oddech spoglądając na nią.
- O bójkę.
- Jestem zawieziona twoim zachowaniem. Bójka? I to w pierwszy dzień. Gryfindor prowadzi się dobrze. – Powiedziała w moim kierunku Profesor. Jedyne co mogłam zrobić w tej chwili to spojrzeć na ziemię.
- Takie karygodne zachowanie musi zostać ukarane.- Poinformowała. Spojrzałam na nią niczym rażona prądem.
- Profesor Snape ukarał już Gryfindor odejmując piętnaście punktów oraz powiedział, że czekać będzie nas kara.- Powiedziałam szybko by nie odebrała większej ilości punktów.
- Wiem o tym Panno McGarden. W tej właśnie sprawie cię tu zawołałam.- Powiedziała patrząc w moim kierunku. Stałam przed biurkiem czekając na werdykt.
- Razem z Profesor Snape doszliśmy do wniosku, że najsprawiedliwiej będzie jak karę dla Pana Malfoya przydzielę ja. Natomiast tobie…- Powiedziała notując coś. Przez chwile miałam wrażenie jak moje płuca zapominały jak się oddycha.
- Profesor Snape.- Wyszeptałam cicho blednąc na twarzy.  Jestem trupem.  McGonagall obserwowała mnie uważnie.
- Jeśli tak jest państwa decyzja. Podejmę się kary.- Powiedziałam czując się winna tego wszystkiego. Nie chciałam też jeszcze bardziej się narażać. Chodź zaczęłam uważać, że bardziej się nie da. Od samego początku wiedziałam o tym, iż ta kara może być surowa, lecz nigdy nie przepuszczałam czegoś takiego.
- Nie złościsz się.- Oznajmiła nie opuszczając wzroku. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Czy to dziwne?- Zapytałam. Fakt nie złościłam się. Teraz wiedziałam, że bo była i moja wina, więc czemu miałabym być wściekła. Po drugie pan Lucjusz przyzwyczaił mnie do częstych kar. Za wszystko. Może i to był powód mojego spokojnego podejścia.
- Uczniowie nie chętnie przyjmują kary a tym bardziej od profesora Eliksirów.
- Zasłużyłam na karę. Dałam się sprowokować. Mimo wszystko nie powinnam była dołączać do bójki. Co sprawiło, że ucierpiał też Gryfindor. Jeśli Profesorowie uzgodnili, kto przydziela kary nie mogę się kłócić. Chcę jedynie ją wykonać.- Mówiłam to ze wzrokiem wbitym w ziemię. Profesor wypuściła powietrze.
- Dobrze. Cieszy mnie to, że zrozumiałaś swój błąd. Lepiej późno niż wcale. I przypominasz mi Elisę. – Powiedziała uśmiechając się delikatnie.
- Też była bardzo wyrozumiała. Wspaniała cecha. –Powiedziała tak jakby sama do siebie
- Możesz odejść. Profesor Snape poinformuje cię o twojej każe.- Powiedziała, gdy miałam już opuścić klasę. Kiwnęłam w milczeniu głową. Dotarcie do wielkiej Sali zajęło mi kilka minut. Na korytarzach mogłam jednak usłyszeć przyciszone głosy, które z ożywienie dyskutowało o owym wydarzeniu. Do kolejnych zajęć zostało mi jeszcze prawie półgodziny. Usiadłam kładąc głowę o blat stołu.
- Niech ten dzień się skończy.- Wyszeptałam widząc pocieszającą minę Neville.
- Ktoś nam tu wymięka.- Powiedział Fred klepiąc mnie po ramieniu i śmiejąc się, gdy zobaczyła jak staram się ukryć twarz. Naprawdę nie byłam teraz w nastroju na żadne żarty. Myśl o tym, że karę ma dać mi Snape.
- Dziś to katastrofa.- Powiedziałam po chwili zerkając na niego. Trudno uwierzyć, że minęły dopiero cztery lekcje. 
- Oj dlaczego tak sądzisz?- Zdziwił się Lee szczerząc do mnie zęby. Spojrzałam na kielich z wodą i upiłam odrobinę, aby pozbyć się nieznośnej kluchy.
- Dlaczego? Pobiłam się z Malfoyem. Straciłam piętnaście punktów dla Gryffindoru. Miałam rozmowę u McGonagall. Dziś miałam dwie lekcje Historii Magii.- Wyliczałam. Nie zwracałam uwagi na zdziwione twarze zgromadzonych wokół mnie ludzi.
- Mogło być gorzej.- Starał się mnie pocieszyć Fred. A żeby tylko wiedział, że będzie gorzej. Nie mogło być lepiej. Nie dziś. 
- Ostatnie mam Eliksiry. A Profesor, który ma przydzielać mi karę to właśnie Profesor Snape. Powiedziałam z udawanym uśmiechem na twarzy. Chyba zrozumieli, bo się skrzywili.
- Uu.
- Współczuje.
- Nie miałabyś problemów gdybyś się nie biła.- Przypomniał Ron złym głosem. Spojrzałam
w kierunku rudzielca podnosząc głowę. Jeszcze ten niech mnie dobije. Proszę bardzo. Pozwalam ci wbić sztylet w moje plecy. Doskonale to wiem. Łatwiej powiedzieć niż zrobić.  Harry posłał w moim kierunku delikatny uśmiech.
- Dziś udało ci się zdobyć dwadzieścia punktów. To też coś. – Powiedział Harry spoglądając na innych, którzy przytaknęli twierdząco głową. .
- Po pierwsze Ron to nie ona zaczęła. Fakt powiedziała, że matka Malfoya wyglądała jakby patelnią za młodu obrywała. – Powiedział Fred na co wszyscy wybuchneli śmiechem. Prawdę mówiąc nawet mnie się wymsknęło. Zasłoniłam ręką usta starając się powstrzymać.
- Ale to on wyskoczył do niej z łapami.- Odsłonił mój prawy policzek.
- Wystarczy. – Powiedziałam i pokręciłam głową tak by zasłonić zaczerwienienie.
- To prawda. Dałam mu się sprowokować. To był błąd i mam za swoje. – Nie zamierzałam się z tym kłócić. Wiedziałam to doskonale.
- On natomiast powiedział, że jest tak samo zepsuta jak jej matka i ukrywa Fakty.- Dodał George. Poczułam silne i nieprzyjemne ukucie w klatce piersiowej. Skrzywiłam się jedynie zamykają oczy. Przygryzłam wargę.
- Zepsuta?- Zdziwiła się Hermiona spoglądając w moim kierunku. Delikatnie odwróciłam wzrok. Nie chciałam by dostrzegli łzy w moich oczach.
- Ukrywa Fakty.- Powiedział.
- Tak moja matka ukryła fakt…- Powiedziałam. Zamknęłam oczy starając się powiedzieć coś więcej, ale nie mogłam. Czułam w gardle gulę.
- Tu chodziło o sprawy … sama się dowiedziałam od osób trzecich. To nie była przyjemna rozmowa.- Powiedziałam czułam na sobie ciekawskie spojrzenia bliźniaków z resztą jak i pozostałych. 
- Nie lubisz o tym mówić? – Zapytał Fred. Przytaknęłam delikatnie.
- Tak. Nie lubię. – Opuściłam wzrok podpierając się ręką. Chciałam z nimi porozmawiać. Z kimkolwiek, ale nie byłam gotowa. Nie na tą rozmowę.  Nie teraz.
- Może kiedyś wam powiem.- Powiedziałam uśmiechając się blado.
- Ok. – Powiedzieli jednocześnie.
- Nao… Mówiłaś, że twoi rodzice byli czarodziejami?- Usłyszałam głos Finnigan’a.
- Tak?- Wyszeptałam nie pewnie. Przyglądałam się chłopakowi z uwagą. Po chwili na mojej twarzy zagościł ciepły uśmiech.
- Z jakich domów pochodzili?- Odezwał się ponowienie Finnigan.
- Mama była z Gryffindoru. – Uśmiechnełam się na samą myśl. Byłam z tego taka dumna
- A twój…- urwał Finnigan spoglądając za mnie. Jego mina zbiła mnie z pantałyku. Zmarszczyłam brwi odwracając się by zobaczyć profesora Snape. We własnej osobie.
Wstałam. Nie musiał nic mówić. Znałam powód jego przybycia. Zerknęłam jedynie na to jak pokazał głową bym udała się za nim. Wykonałam polecenie. Po drodze słyszałam przyciszone szepty. Pewnie kolejna głupia plotka powstała o mojej osobie. Tym razem kierowaliśmy się do podziemi.
Ah tak jedno z moich dzisiejszych marzeń udało mi się zrealizować. Zwiedzam zamek. Nie tak jak tego chciała, ale zawsze mogło być gorzej. 
Weszłam za nim do sali od eliksirów. Skąd to wiem? Znajdowały się tam kociołki, marynowane żaby, nietoperze i inne biedne stworzonka. Zatrzymałam się przy biurku czekając. Milczałam.
- Jak wiesz mam przydzielić tobie szlaban.- Postanowił w końcu się odezwać. Mimo tego nie patrzył w moim kierunku. Może to i lepiej. Nie widział jak pobladłam na samą myśl o tym.
- Owszem.- Odpowiedziałam.
- Długo się nad tym zastanawiałem Panno McGarden.- Powiedział jego ręce podpierały się właśnie łokciami o blat stołu. Obserwował.
- Nie tak długo…- Wymamrotałam pod nosem.
- Mówiłaś coś?- Odezwał się patrząc się w moim kierunku.
- Ależ nie.- Powiedziałam spoglądając w ziemię.
- Będzie trwał przez miesiąc.- Powiedział nie patrząc się na mnie. Może to i lepiej zobaczyłby jak zaciskam pięści.
- Miesiąc?- Wyszeptałam zrezygnowana. Pięknie miesiąc wyjęty z życia. Nawet u Malfoyów tak długiej kary nie miałam.
- Tak. Jeśli się nie podoba mogę dać dwa.- Odezwał się Snape. Zamarłam wolałam nie pogarszać i tak złej już mojej sytuacji.
- Przepraszam.- Powiedziałam delikatnie skłaniając się.
- Będziesz przychodzić o 16 tutaj do tej Sali. Każdego dnia. Sprzątała salę po zajęciach. Oraz w bibliotece.
- Rozumiem.
- Możesz odejść.  - Wyszłam z Sali i wróciłam do wielkiej Sali. Siedziały tam już tylko poszczególne osoby. Usiadłam koło Nevill’a. Uśmiechnełam się blado biorąc bułkę i spokojnie ją gryząc. Hermiona natomiast przyglądała mi się uważnie.
- Jak było?- Zapytał Neville. Widać było po nim, że się martwił. Uśmiechnełam się przepraszająco.
- Nie tak źle. Nie martw się.- Powiedziałam delikatnie klepiąc go po ramieniu. Mogłam dostrzec jak jego niepokój ulatuje z niego. To dobrze.
- Na miesiąc dostałam szlaban. Będę sprzątać salę jak i bibliotekę po zajęciach. – Powiedziałam spokojnym głosem. Wciąż czułam na sobie spojrzenie Hermiony.
- Ale teraz chyba nic nie zepsuje mi nastroju.- Powiedziałam Do nich delikatnie trącając dziewczynę ramieniem i uśmiechając się w jej kierunku. Nie chciałam by się na mnie dąsała za coś takiego.  Moją uwagę jednak przykuła sowa o brązowym upierzeniu. Z resztą nie tylko mnie. Każdy, kto został skierował swój wzrok na osamotnionego ptaka.
- Poczta? Tak wcześnie?- Usłyszałam głos jakiegoś puchon, który wstałby spojrzeć się przy kim wylądowała. Hermiona jak i Neville skierowali się w moją stronę widząc jak ptak z gracją wylądował na moim talerzu. Przy nóżce miała przywiązaną kopertę. Zamarłam.
To pismo…
Odwróciłam głowę kierując spojrzenie na szczerzącego się blondyna. Teraz wszystko jasne, dlaczego został mimo skończonego posiłku.
- Ajć. - Sykałam, gdy to przeklęte ptaszysko dziabło mnie w dłoń wyciągając nóżkę abym w końcu odwiązała przesyłkę. Spojrzałam się na ptaka i odwiązałam list.
- Psik! Taki sam jak właściciel.- Powiedziałam wstając od stołu i pokierowałam się do drzwi. Jak najszybciej opuścić sale. W dłoniach wciąż ściskałam kopertę, która zmieniała swoją barwę.
- Zaczekaj na nas!- Zawołał za mną Neville i podbiegł trochę niezdarnie. Hermiona dołączyła spoglądając na kopertę. Nie tylko ona nasz towarzysz zrobił to samo.
- Nie przeczytasz?- Zapytał Neville. Delikatnie zacisnęłam dłoń na liście.
- Nie muszę wiem co jest w nim zawarte.- Odpowiedziałam jedynie idąc dalej przed siebie. Owa dwójka prawie za mną biegła.
- Naprawdę?- Zdziwiła się Hermiona unosząc jedną brew do góry. Delikatnie podniosłam kopertę ukazując im koślawy napis.
Naomi McGarden
- Tak Hermiono znam ten charakter pisma. Wiem, kto mi go wysłał. To ojciec Malfoya. Nawet ty możesz wywnioskować co jest w nim zawarte.- Powiedziałam śmiejąc się. Przekręciłam głowę w bok zamyślona. Teraz nie chciałam wracać na wakacje. Może powinnam uciec? To tylko dwa miesiące?
              Tak… nie wykonalne.          
Pomyślałam spoglądając na towarzyszy, którzy pogrążyli się w rozmowie. Cieszyłam się z jednej strony gdyż nie musiałam odpowiadać aktualnie na żadne pytanie. A to mnie aktualnie najbardziej cieszyło.
~^~^~
Lekcje zielarstwa odbywały się w cieplarniach, które wyglądem przypominały szklarnie, które stoją przy szkole. Studenci pierwszego roku, czyli mój rocznik miał dostąp tylko do pierwszej. Natomiast pozostałe roczniki mogli korzystać z każdej. Zatrzymałam się przed wejściem i udałam się za Neville'm zatrzymując się przy nim. Szklarnia zapełniała się coraz bardziej, aż w końcu równo z dzwonkiem byli wszyscy uczniowie.  
Nauczycielka, która nauczała Zielarstwa nazywała się Pomona Sprout była osobą niską, przysadzistą czarownicą. Na głowie nosiła połataną tiarę. Jej szata była pobrudzona ziemią. Można było dostrzec u niej zaniedbane paznokcie spowodowane ciągłą pracą z magicznymi roślinami.
Już po pierwszych zajęciach można było uznać ją za osobę pozytywnie nastawioną do życia. Podczas prowadzenia lekcji często się uśmiechała. Była też surową osobą jeśli widziała taką potrzebę goniła uczniów za złe wykonanie pracy, którą im przydzieliła. Tak właśnie miał Malfoy, gdy wsypał nie tego nawozu co trzeba. Uśmiechnełam się szerzej na widok jego skwaszonej miny. Cieszyłam się, że pracowałam z Neville’m, ponieważ naprawdę był dobry z tego przedmiotu i dzięki niemu udało mi się wykonać poprawnie zadanie. Neville o dziwo był bardzo dobry zielarstwa. Tłumaczył mi dość wiele zagadnień. Pozostali byli dość zdziwieni, że dobrze mu tak na nich szło. Notowałam to co mówił. Miałam przeczucie, że może mi się to do czegoś przydać. Po zajęciach udałam się na drugie piętro.
Zajęcia z Obrony należały do jednych z najciekawszych zajęć. Fakt nauczyciel obawiał się własnego cienia. Ale można przyznać rację, że prowadził zajęcia w bardzo ciekawy sposób. Opowiadał właśnie o olbrzymach, gdy mnie dostrzegł. Odskoczył na tyle nie fortunnie, iż wywracając się przewrócił stos ksiąg. Skrzywiłam się. Tego jeszcze nie było. Aby nauczyciel był przerażony widokiem zwykłego ucznia.  .
- P…Panna McGarden… - Wyjąkał profesor Quirrell. Spoglądając w moim kierunku z przerażeniem w oczach. Większość uczniów nie omieszkała się powstrzymać i zareagowali na tę całą sytuację śmiechem. Mnie wcale nie było do śmiechu. Poczerwieniałam na twarzy schylając się pod stół tak by widać było jedynie mój czubek głowy. Hermiona, Neville jak i dwójka nierozłącznych. Czyli Harry i Ron. Utkwili we mnie swoje spojrzenia.
-  Tak…- Udało mi się wykrztusić. Chciałam zapaść się pod ziemię. Nie spodziewałam się jednak takiej reakcji profesora.
- P… powiedz mi j.. jak odróżnisz t…trolla od o…olbrzyma?- Zapytał. Usiadłam wyprostowana spoglądając po klasie, którzy utkwili we mnie wzrok. Nabrałam powietrza odpowiadając na jego pytanie na tyle ile pamiętałam z ksiąg.  Mój wzrok powędrował na uśmiechniętą, a zarazem przerażoną twarz Profesora.
- D…Dziesięć punktów o…otrzymuje G…Gryfindor.- Powiedział. Po chwili milczenia cofnął się prawie zlatując z podwyższenia. Zaczął kontynuować lekcję.  Oczywiście jak każdy nauczyciel zadał nam pracę domową pozwalając opuścić jego sale. Mogłam dostrzec jak siada na krześle przykładając rękę do serca oddychając z ulgą. Oczywiście dość duża część naśmiewała się z jego jąkania się. Spojrzałam się na Rona i pokręciłam przecząco głową łapiąc Hermione jak i Nevill’a za szatę i pociągnęłam za sobą.
Zostały nam tylko jedne zajęcia. I to te, których najbardziej się obawiałam. Eliksiry. Nie miałam czasu jednak ochłonąć po tym wszystkim. Pomyśleć. Przymknęłam oczy opierając się ścianę przed salą. Krzyżując ręce na piersiach przymknęłam oczy. Banda Malfoya zdążyła już dołączyć do nas. Ale nie tylko ja byłam w nie Humorze do rozmów. Dracko też opierał się o ścianę w milczeniu. Nie omieszkał nawet wyzwać Hermiony ani obrazić Harry’ego. Dość nie spotykanie zjawisko.  Gdy rozległ się dzwonek Snape pojawił się szybciej niż nie jeden duch otwierając drzwi. Nim zdążyliśmy porządnie zająć miejsca już prowadził swój wkład. Opowiadał o zaletach umiejętności ważenia eliksirów. Mimo że nie podnosił głosu potrafił zachować w klasie ciszę. Wolałam nic nie mówić. Wyjęłam pióro spoglądając na Neville, który był najwyraźniej wystraszony profesorem Snape.
To było dość miła myśl, że nie tylko mnie profesor nie lubi. Ale bardziej ode mnie chyba nie znosił Harry’ego Pottera. Któremu nie omieszkał się zadać parę pytań związanych z eliksirami. Na szczęście znałam na nie odpowiedzi. Nie sądziłam, że kiedyś nadejdzie dzień gdzie będę dziękowała panu Lucjuszowi jego zachowania. Ale gdyby nie to nigdy nie otworzyłabym księgi eliksirów. A w tedy… Zadrżałam.
Podczas tych zajęć dom Lwa zdążył stracić piętnaście punktów. Nie przeze mnie tym razem. Pięć punktów stracił Harry za nie odpowiedzenie na pytania Snape natomiast kolejne dziesięć stracił Neville po tym jak dodał nie to co trzeba i jego wywar stał się mocno rżącą substancją. Gdy wywalił mu się kociołek przypadkiem się oparzył przez co Finnigan musiał zabrać go do skrzydła szpitalnego.
Resztę lekcji nikt nie ośmielił się odezwać. Podopieczni Lwa nie zamierzali narażać się na złość i brutalną zemstę mrocznego profesora. Natomiast Podopieczni węża czuli się całkowicie swobodnie.
Gdy lekcja dobiegła końca Snape zadał nam na następne zajęcia pracę na całe dwie rolki pergaminu. Delikatnie złapałam się za głowę nie wiedząc jak sobie z tym poradzę. Nie wstawałam jednak z miejsca. A gdy klasa całkowicie opustoszała ubrałam rękawice ze smoczej skóry i zaczęłam pozbywać się mazi s posadzki Sali. Tocząc wojnę z przypalonymi roztworami w kociołkach. Oczywiście tyczyło się to tylko kociołków z domu węża. Snape w milczeniu coś notował. Najwyraźniej nie miał żadnych zastrzeżeń do tego co i jak robiłam. Po dokładnym posprzątaniu kociołków i ustawieniu ich na odpowiednim miejscu zabrałam się za układanie pustych słojów na pułkach. Miałam nadzieje, że nie będzie kazał mi ich wszystkich polerować. Nie myślałam o niczym innym jak tylko o najszybszym posprzątaniu Sali.
- Spieszy się gdzieś Panno McGarden?- Zapytał znad książki, gdy stłukłam całkowicie przypadkiem jeden ze słoi gdzie znajdowały się gałki oczne kameleona.
- Mówiąc szczerze.- Powiedziałam spoglądając na potłuczone szkło.
- Chciałabym, aby moja odpowiedź brzmiała nie.- Powiedziałam nie podnosząc wzroku. Po chwili zaczęłam zbierać odłamki szkła.
- Lecz tak nie jest. – Powiedziałam podchodząc do kosza z milczeniem wrzucając szkło do pojemnika.
- Panie Profesorze? Co mam zrobić z oczami?- Zapytałam, gdy posprzątałam całą sale trzymając jedynie w dłoniach owe narządy. Podeszłam do biurka, gdy ten wyciągnął rękę. Położyłam je na jego dłoni odwróciłam się podchodząc do drzwi. Chciałam już opuścić salę.
- Jeszcze czeka cię biblioteka. – Powiedział jakbym tego nie wiedziała. Oczywiście, że pamiętam to jasno i wyraźnie. Kiwnęłam jedynie głową i pobiegłam w kierunku schodów. Po czym zaczęłam błądzić po szkole w poszukiwaniu biblioteki. Gdy udało mi się tam dostać było po kolacji. Oczywiście błądzenie po korytarzach zajęło mi tylko dwie godziny. A mój brzuch zaczął wydawać niekontrolowane dźwięki. Przełknęłam ślinę wchodząc do pomieszczenia.
- Dzień dobry.- Powiedziałam w kierunku szczupłej bibliotekarki. I zamknęłam oczy. Widząc uradowaną kobietę podbiegając do mnie.
- Więc to ty dziecinko masz pomóc w porządkach. Profesor Snape mnie już o tym poinformował. Dobrze pora zaczynać zważając na swój wiek musimy się wyrychtować z tym za nim będzie 21. Musisz jeszcze wrócić do dormitorium. Szkoda by było jak byś miała mieć jeszcze jakieś kłopoty- Powiedziała kobieta znikająca za regałami.
- Aktualnie wystarczy mi problemów.- Powiedziałam i udałam się za kobietą. Moim zadaniem było układanie ksiąg w odpowiednich działach. Niektóre były na tyle miłe, że same się układała. Natomiast niektóre były nie znośne uciekały po całej bibliotece, uderzały czy nawet upadały na głowę.
Po dość długim siłowaniu się z jedną z ksiąg dostrzegłam dziewczynkę siedzącą przy jednym z podłużnych stołów. Maczała właśnie pióro w atramencie by zacząć pisać coś na pergaminie. Miała śliczne rude włosy. Kojarzyły mi się z marchewkami. Cicho się zaśmiałam i w ostatniej chwili ukryłam się za regałem, gdy dziewczyna odwróciła się by zobaczyć kto to. Kucnęłam spoglądając na nią. Miała szarawe oczy. Po szacie można było wywnioskować, iż była z Ravenclow. Po chwili gdy usłyszała czyjś głos zamknęła księgę i spakowała ją do torby wybiegając z biblioteki. Właśnie w tym momencie, gdy chciałam podejść i porozmawiać.
- Auu!- Krzyknąłem gdy po raz któryś z kolei księga magicznych wywarów. Uderzyła mnie w tył głowy. Spojrzałam się na nią i uderzyłam ją tak by upadła na kamienną posadzkę po czym złapałam ją walcząc z nią.
~^~^~
Siedziałam w pokoju wspólnym przy rozpalonym kominku odrabiając zadane nam prace w milczeniu. Przeciągałam się. Jednak po chwili skrzywiłam się łapiąc się za brzuch.
- Umieram z głodu.  - Wyszeptałam sądząc, że nikogo nie było.
- Fred słyszałeś to czy to wybuchający kociołek?- Zaśmiał się George podchodząc do mnie i czochrając włosy. Nie miałam sił, aby się z nimi droczyć. Spojrzałam się jedynie na nich.
- Oj młoda co jest?- Zdziwił się Fred. Odłożyłam pióro podnosząc głowę do góry.
- Umieram z głodu.
- Nie było cię na kolacji?
- Przestańcie mnie denerwować bardziej niż jestem. Niby kiedy. Szlaban odrabiałam. – Przypomniałam im. Pokazując na prace, które udało mi się zrobić. Oczywiście były to Transmutacja, OPCM oraz po części Eliksiry. Siedziałam w fotelu ze spojrzeniem utkwionym w płomienia. Mimo tego bliźniacy mogli dostrzec na mojej twarzy smutek.
- Oj nie smuć się. Od jednego szlabanu życie nie traci sensu. – Powiedział Fred.
- Bież przykład z nas.- Dodał George opierając się o brat.
- Fred, George co tu kombinujecie?- Usłyszeliśmy głos starszego z braci. Spojrzałam się na Percy’ego, który stał u szczytu schodów.
- Jest już pierwsza powinniście kłaść się spać.- Dodał. Dopiero teraz dostrzegł moją osobę.
- Nao coś się stało. Jesteś smutna. Czy zrobili coś złego. Fred… George tłumaczyć się albo mama z was t wyciągnie.- Powiedział zdenerwowany już Percy.
- Nic się nie stało Percy. Nie jestem smutna. Jedynie zmęczona. – Powiedziałam pakując swoje rzeczy po czym zaczęłam wchodzić po schodach kierując się do dormitorium dziewcząt.
- Oj Nao… Masz. Jeszcze nam z głodu umrzesz.- Zawołał Fred rzucając coś. Złapałam w locie bułkę i uśmiechnęłam się.
- Dzięki ratujesz mi życie. –Powiedziałam i znikłam w ciemnym korytarzu. Otworzyłam drzwi spoglądając na śpiące lokatorki i sama przyszykowałam się do snu. Po czym położyłam się pogrążając się w ramionach morfeusza.


Tytuł opowiadania: „Inside the Hogward you can find my world ”
Tytuł rozdziału:, 05: „Smutek najłatwiej wytłumaczyć zmęczeniem” :05”
Ilość stron: 11 stron

niedziela, 15 stycznia 2017

04.: „ Nie daj się ponieść emocją czasem nie warto”04

Witam was o tak późnej porze. Przez co oczywiście przeprosić muszę za pojawiające się błędy. Bardzo uszczęśliwiły mnie wasze komentarze pod wcześniejszym rozdziałem. Mam nadzieję, że ten rozdział wywoła u was takie samo zainteresowanie.
Życzę miłego czytania
*****************************************

Zaledwie kilka godzin później byłam już na nogach. Pełna entuzjazmu, energii czy wspaniałego nastroju. Którego nic i nikt nie był w stanie popsuć. Nie mogłam się doczekać pierwszych zajęć. Tego, że udam się zwiedzić szkołę. Zobaczyć gdzie co się znajduje. I nie tylko w locie do dormitorium by położyć się wcześnie spać. Tylko na spokojnie. Wiedziałam, że nie spałam za długo, lecz adrenalina jaka wciąż pływała w mojej krwi sprawiała cuda.
Łazienka w której się znajdowałam była dość duża. Kamienne posadzki dodawały jej jedynie uroku. Na środku znajdowała się łaźnia w której można było się wykąpać. Pod ścianą znajdowało się drewniane krzesełko. Podeszłam do niego i zdjęłam piżamę oraz położyłam świeże ubranie jak i szatę. Już pierwszej nocy zauważyłam, że moje wczorajsze ciuchy znikły w niewyjaśniony sposób z pokoju.  Powolnym krokiem szłam w kierunku łaźni czując pod stopami kamienie. Były gładkie, miłe, nie miały ostrych krawędzi.  Weszłam po schodkach  do niej opierając się o jej ścianę siadając spokojnie. Przyjemnie ciepła woda otuliła moje ciało sprawiając przyjemnie dreszcze rozchodzące się po nim. Na wodzie można było dostrzec pianę. Na pozór mogła wygląda na normalną pianę jednak pod wpływem dotyku zmieniała barwę, mieniąc się przepięknymi kolorami. Migocząc w mojej dłoni tworząc piękną paletę barw. Od czasu do czasu tworzyły banki mydlane powoli unosząc się w powietrzu podskakując spokojnie. Jednak po chwili stwierdziłam że lepiej będzie jak zacznę się już przygotowywać. Umyłam ciało żelem o zapachu migdałowym. Produkt mugoli Oczywiście przemycony do domu Malfoyów w tajemnicy. Pamiętałam je za czasów swojego dzieciństwa. Gdy żyła jeszcze mama… Kiedy wszystko było całkowicie inne, proste, wspaniałe.
Wstałam powolnym  ruchem owijając się ręcznikiem. Ubrałam na nogi czarne skarpetki. Niebieskie dżinsy tym razem, oraz białą koszulę. Pod szyją zawiązałam żółto czerwony krawat spoglądając w odbicie lustrzane z uśmiechem na twarzy. Rozczesałam włosy wiążąc je w staranną kitkę. Mimo tego grzywka spokojnie opadała na moją twarz. Delikatnie odgarnęłam ją za ucho. Po czym wzięłam w dłonie czarną szatę i wciągnęłam ją na ramiona zapinając kilka guzików po czym wyszłam kierując się do pokoju wspólnego.
Nikogo jeszcze nie minęłam po drodze. Czy to możliwe że jeszcze nikt nie wstał? Zeszłam po schodach siadając przy kominku spoglądając na płomienie. Zamyślając się.
Dobrze udało mi się poznać kilka miłych osób. Neville… Hermiona… Fred… George czy Ezra. Wszystkie te osoby zdawały się być miłe, sympatyczne, a nawet pomocne. Cieszyłam się z tego powodu. Mimo tego czułam dziwną obawę w sercu. Niepokój ,który zrodził się w moim sercu zdawał się nie dawać za wygraną. Zamknęłam oczy masując sobie czoło.
-  Aby spać miałaś czas wieczorem.- Usłyszałam znajomy głos za sobą. Spojrzałam się na któregoś z bliźniaków. Nie zauważyłam kiedy pojawili się obok mnie.
- Od jak dawna tu jesteście?
- Od jakiegoś czasu.- Odpowiedział z uśmiechem Fred opierając się o brata. Uśmiechali się spokojnie przez chwilę milcząc.
- Widać, że gotowa do przyswajania formułek.- Powiedział George delikatnie pstrykając mnie w czoło. Zaśmiałam się spoglądając na niego.
- Można tak powiedzieć. Ale prędzej po prostu nie byłam w stanie spać. Adrenalina wiecie. Te emocje. Czułam się wypoczęta.- Powiedziałam delikatnie drapiąc się po policzku spoglądając na braci.
- To zrozumiałe też tak mieliśmy za pierwszym razem. W prawdzie mówiąc nasz pokój nie miał czasu na spanie. Byliśmy zbyt podnieceni by zmrużyć oczy. Więc zapoznaliśmy się z lokatorami. – Zaśmiał się George siadając na fotelu obok mnie spoglądając na moje zamyślone spojrzenie.
- Coś nie tak?
- Nao?
Wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w płomienie tańczące w kominku spokojnie. Delikatnie się uśmiechnęłam czując przyjemnie ciepło. Otrząsnęłam się dopiero wtedy gdy zrozumiała ze jeden z braci dźga mnie końcem różdżki między zebra.
- Przepraszam. Coś mówiliście.- Wyszeptałam spoglądając na bliźniaków w milczeniu widziałam w nich uśmiechy na twarzach.
- Coś się stało?
- Nie. Po prostu zamyśliłam się. – Powiedziałam spoglądając na Fred’a jak dobrze pamiętam, a może to George. Zaczęłam szukać naszywki na jego szacie Fred Weslay, a jednak dobrze pamiętałam.
- Rozumiemy. 
- Jako starsi znajomi z domu oferujemy ci pomóc w dotarciu do wielkiej Sali. Co ty na to? Zgadzasz się. Powiedział George kłaniając się. Zaśmiałam się. Naprawdę byli zabawni.
- A wasi przyjaciele nie będą źli?- Zmarszczyłam delikatnie czoło nie chciałam być osobą przez którą mieli by się kłócić.
- Lee? Angelina? No coś ty. Zawsze spotykamy się w wielkiej Sali. – Zaśmiał się Fred klepiąc mnie po ramieniu.
- Dobrze. Skorzystam z pomocy. Wątpię bym pamiętała drogę.- Powiedziałam przeciągając się w fotelu.
- Ale mamy jeszcze odrobinę czasu do śniadania więc zostaniemy jeszcze tutaj. Czy zamierzasz sknocić coś już pierwszego dnia?- Powiedział George śmiejąc się z mojej miny.
- Wiesz wole jak na razie nie pakować się w jakieś tarapaty.- Powiedziałam pewnym głosem.
- Jak na razie? Czyli masz w planach coś zmajstrować.- Powiedział zaciekawiony Fred. Pokręciłam przecząco głową.
- Nie.  Nic takiego nie planuje, ale nie mogę powiedzieć że nie będę mieć problemów. Tego nie da się przewidzieć prawda.- Powiedziałam spoglądając na nich. Bliźniacy wybuchneli śmiechem z trudem łapiąc powierzę.  Nabrałam powietrza zastanawiając się co zabawnego powiedziałam. Lecz nie widziałam nic zabawnego. Odwróciłam wzrok. Postanowiłam skorzystać z towarzystwa starszych znajomych by dowiedzieć się czegoś więcej.
- Fred? Możecie mi powiedzieć coś o nauczycielach?- Zapytałam widząc jak przestają się śmiać i usiedli poważnie w fotelach.
- Też ciekawy sobie temat znalazłaś na początek.- Powiedział George.
- Zamiast zapytać się o to jak mija nam czas. O to jak się czujemy? O drużynie? Wybrałaś temat szkoły.- Powiedział Fred. Spojrzałam się na ziemię zastanawiając się czy dobrze wybrałam.
Może powinnam zapytać o to Percy’ego?
- Dobrze. Niech ci będzie. Więc może zacznę od Profesor McGonagal.  Jest naszym opiekunem. Wiesz każdy dom go ma. Akurat ona jest Gryffindoru. Jest też zastępcą dyrektora zapewne to wiesz po liście, który otrzymałaś zanim tu przybyłaś. Naucza Transmutacji. Jest wymagająca. Nie ma swoich faworytów. – Powiedział George spoglądając na brata, który kiwał twierdząco głową. Więc była taka jaką sobie ją wyobrażałam. Lepiej będzie nie narażać się na jej złość. Uśmiechnęłam się spokojnie. Przytakując jedynie bliźniakom że rozumiem.
- Co by ci tu powiedzieć o Flidwik’u? Hm…. No dobrze może tak. Profesor Flidwik jest naprawdę niskim nauczycielem. Aby w ogóle go zobaczyć na zajęciach stoi na stosie książek. Przedmiot, który naucza? To zaklęcia. Na pewno ci się spodobają. Całkiem spoko. – Odezwał się tym razem  Fred z uśmiecham na twarzy.
- O reszcie powiemy ci w drodze do Wielkiej Sali pora wyruszać.- Dodał George czekając na naszą dwójkę. Kiwnęłam twierdząco głową i podeszłam do nich idąc spokojnym krokiem w jego kierunku poprawiając zadartą szatę. Wyszłam przez otwór za obrazem. Zaczęłam kierować się tam gdzie bliźniacy. Przez chwilę milczeli czekając na to, aż dołączę.
- Quirrell… Eh.. To profesor OPMC.- Powiedział Fred.
- Czego?- Zdziwiłam się słysząc ostatnie słowo. Zadarłam delikatnie brodę spoglądając na nich.
- Obrony Przed Czarną Magią.- Powiedział George nie spoglądając w moim kierunku.
- Profesor Quirrell boi się wszystkiego. Najbardziej Uczniów. Straszny z niego Jąkała. – Powiedział George śmiejąc się. Zmarszczyłam brwi. Nie widziałam tu nic śmiesznego ale wolałam milczeć.
-Naomi, ale musisz się strzec jednego nauczyciela. Pamiętaj uważać na Profesora Snep’a. – Powiedział poważnym tonem Fred, aż za poważnym jeśli chodzi o tę dwójkę.
- Snep’a? Dlaczego?
- Jest to nauczyciel eliksirów fakt jest ich mistrzem. Jest też opiekunem Shlitherin’u.  Jest cholernie wymagający. Zdobyć u niego punkty? Ha… Podchodzi to pod cuda. Uwierz nam. Faworyzuje swój dom. Nie tak jak McGonagal. Jest wredny, mściwy lepiej jest nie podpaść mu. Nie ma w tedy zmiłuj się. Zadaje wiele prac domowych. – Powiedział Fred spoglądając w moje oczy. Przełknęłam głośniej ślinę. Czułam coś tak, że nie będzie zbyt dobrze.
- Uważaj na jego lekcji. Lepiej nie mówić nie proszonym.- Dodał George. Pokiwałam głową, że rozumiem o czym mówią. Aż za nad to rozumiałam. To właśnie jego zajęć obawiałam się najbardziej ze wszystkich.  Nie miałam zamiaru się narażać żadnemu nauczycielowi tylko  coś tak czułam, że to nie będzie takie łatwe.
- Dobra nie psujmy pięknego dnia. – Powiedział spokojnym głosem Fred. Można było dostrzec jak wymienia nieme spojrzenie z bliźniakiem.
Coś ukrywają?
Pomyślałam idąc koło nich. Milczałam jednak. Wolałam się nie odzywać dobrze wiedziałam jak niektórzy reagują na przerywanie. Uśmiechnęłam się pod nosem spoglądając w posadzkę.
- Profesor Historii Magii to duch. Jego lekcje są koszmarnie nudne. Podziwiam tych którzy nie zasną. Mają moje uznanie do końca życia. Sama się przekonasz. – Powiedział Fred delikatnie się skłaniając na znak swojego uznania.
-  Przecież nie można.- Powiedziałam ciut oburzona i odwróciłam spojrzenie w bok.
- Oczywiście, ale jego głos jest taki monotonnie usypiający ze nie każdy daje radę i zasypia. - Powiedział George idąc dalej.
- Profesor Hoch jest nauczycielem latania i sędzią na meczach. Jest jedną z najlepszych nauczycieli. Łatwo się dogadać z nią.- powiedział Fred spoglądając na niego.
Nawet nie zawarzyłam jak dotarliśmy z dormitorium po drzwi Wielkiej Sali. Fred pokazał bym weszła jako pierwsza więc tak zrobiłam. Na przywitanie dostrzegłam mrożące krew w żyłach spojrzenie niektórych ślizgonów. Wzruszyłam jedynie ramionami. Udałam się by zając miejsce spoglądając na Dracona, który skrobał coś energicznie.
Ciekawe co tak skrobie?
Pokręciłam przecząco głową po co się przejmować. Mam ciekawsze zajęcia. Usiadłam spoglądając na nakryty stół.
Nie minęło piętnaście minut a wielka sala została zapełniona uczniami. Każdy zajmował wolne miejsca rozmawiając spokojnie. Koło mnie usiadł Neville zamyślony. To dość ciekawe zjawisko. Dla niektórych. Nie wiele mogło wiedzieć że on często myślał. Nie o tym co trzeba lecz myślał.
- Coś się stało?- Zapytałam znajomego widząc jego zmartwienie.
- Nie to nic takiego. – Odpowiedział spoglądając na Hermionę uśmiechnęłam się delikatnie. Fred zaczął rozmawiać Lee jak dobrze pamiętałam. Podobno miał wielką tarantulę planując co z nią zrobić. Podskoczyłam słysząc odkrząknięcie po czym jak ktoś poklepał mnie po ramieniu. Spojrzałam się na Profesor McGonagal.
- Dzień Dobry pani Profesor.- Powiedziałam i uśmiechnęłam się. Poczułam ciekawe spojrzenie Hermiony.
- McGarden plan lekcji oraz mapa szkoły.- Powiedziała spokojnym głosem. Wzięłam w dłonie rozwijając go. Spojrzałam się wypuszczając powietrze. Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się za dobrze.
- Dobrze pani profesor. Dowiedzenia.- skłoniłam się i ruszyłam spoglądając na zwoje w swoich dłoniach jeden zawierał plan szkoły. pewnie po to by wiedzieć w jakich klasach ma się zajęcia. Natomiast kolejny pergamin zawierał plan zajęci. Zmarszczyłam brwi czytając plan na dzisiejszy dzień;

Poniedziałek:
Transmutacja.
H.Magi.
H.Magi
Zakl
ęcia
Czas Wolny.
Zielarstwo.
Obrona przed czarn
ą magią.
OPCM
Eliksiry

Przełknęłam ślinę i delikatnie się uśmiechnęłam. Ciekawe… Bardzo ciekawe. Spojrzałam się na uradowaną twarz Hermiony, która energicznie mówiła o nadchodzących zajęciach i to co może być.  Mogłam ze stu procentową pewnością powiedzieć , że była jedyną osobą jaką mogło to cieszyć. Oraz Jedyną osobą, która uważnie ją słuchała był Neville.
- Co to za ponura mina Nao? – Usłyszałam za sobą głos Fred’a. Zamknęłam oczy z uśmiechem na twarzy.
- Nie ponura tylko zamyślona.- Powiedziałam spoglądając na bliźniaków.
- Jakie masz zajęcia?- Tym razem odezwał się George podpierając się o moje ramie. Na mojej twarzy mógł dostrzec blady uśmiech. Wypuściłam ciężko powietrze.
- Jakie? Zaczynam dzień Transmutacją, kończę Eliksirami.- Odpowiedziałam na pytanie chłopaka podpierając się delikatnie o rękę. 
- uu. My Zaklęcia zaczynamy kończymy Zielarstwem.
- Dobra będę szła do dormitorium po książki. Na razie.- Powiedziałam wstając i wychodząc z kierunku Dormitorium.
Naprawdę było by prościej gdyby schody nie robiły psikusów. Czy też gdyby Irytek nie obrał sobie za cel nie świadomych niczego nowych uczniów. No cóż świeże mięsko podobno najlepsze. Powiadają. Zamknęłam oczy gdy udało mi się w końcu dostać do Portretu Grubej Damy. Podałam Hasło. Weszłam do środka i udałam się po rzeczy. Spakowałam do torby biorąc ją na ramię i wyszłam z dormitorium. Po drodze spotkałam  kilku chłopaków z naszego rocznika. Byłam właśnie w pokoju wspólnym gdy dostrzegłam twarz przyjaciela. Widać było po nim że miał drobny wypadek z Irytkiem.
- Naomi zaczekasz na mnie!- Zawołał Neville. Pokiwałam twierdząco głową siadając w fotelu.
- Grenger mnie denerwuje. Panoszy się jakby była najmądrzejsza.- Powiedział Rudzielec prychając. Chłopak stojący koło niego pokiwał w milczeniu głową. Zamknęłam oczy otwierając je dopiero po tym jak  poczułam delikatne szturchnięcie w ramię.
- Idziemy już.- Powiedział Neville idąc koło mnie.
- Oczywiście. Neville wziąłeś wszystko?- Zapytałam chcąc się upewnić.
- Sprawdź dokładnie. – Powiedziałam spoglądając jak chłopak nerwowo przeszukiwał swojej książki po czym wbiegł po schodach wywracając  się o jeden ze schodków robiąc zamieszanie po czym jednak biegł. Zastanawiałam się czy wszystko z nim w porządku.
- Księga do Eliksirów. – Powiedział Neville z uśmiechem na twarzy. Mogłam przeczuwać co to by było gdyby… Wypuściłam powietrze. Wychodząc przez dziurę w ścianie.

Klasa do Transmutacji znajdowała się na pierwszym piętrze. Dotarcie tam zajęło nam niecałe piętnaście minut. Pod salą można było dostrzec już zbierających się uczniów. Na nieszczęście zajęcia mieliśmy nie z kim innym jak ze ślizgonami. Równo z dzwonkiem pojawiła się profesor McGonagal zapraszając nas do środka.
Owa sala była dużym, okrągłym pomieszczeniem. Większość sali wypełniały ławki dla uczniów, przy jej końcu była katedra, biurko i krzesło, na którym podczas lekcji siedziała profesor McGonagall. Dookoła pomieszczenia znajdowały się klatki z różnymi zwierzętami. Rozglądałam się podniecona faktem że już nie długo będziemy mogli nauczyć się czegoś ciekawego.
- Proszę zając miejsca.- Powiedziała podchodząc do biurka i obserwując klasę. Zajęłam miejsce na końcu klasy. Natomiast Nevil zajął miejsce obok Hermiony. Nie widziałam w tym nic dziwnego. Skoro tak uzgodnili.
- Dobrze na początku zajęć omówię podstawowe informacje jakie musicie wiedzieć.- Powiedziała McGonagal obserwując nas. Na początku omówiła na czym w ogóle polega jej przedmiot. Następnie ocenianie. Troll czyli T jest najgorszą oceną jaką może otrzymać uczeń. Natomiast Wybitny jest najlepszą. Opowiadała też o zasadach panujących w klasie.
- Osoby które nie będą przestrzegać tych zasad. Wyjdą z klasy i nigdy do niej nie wrócą. – Powiedziała srogo. McGonagal była dokładnie taka jaką opisali ją bliźniacy. Wymagająca, surowa, sprawiedliwa.
Po omówieniu tego co miała zaplanowane zaczęła prowadzić zajęcia. Naszym pierwszym zajęciem było niby bardzo proste i błache. Zamienić guzik w igłę.  I odwrotnie.
Otworzyłam podręcznik na pierwszym temacie czytając go. W dłoń wzięłam pióro jak i otworzyłam zeszyt w którym postanowiłam zapisywać najważniejsze rzeczy. Taki brudnopis. Można by rzec. Po klasie można było usłyszeć od czasu do czasu jak ktoś stara się zmienić guzik w igłę ale z marnym powodzeniem.
- Uf nie ma jej.- Rozniósł się donośny głos oraz hałas gdy do klasy wpadły dwie osoby. Były to Potter jak i jego przyjaciel Weslay. Uśmiechnęli się sądząc że nie ma profesor McGonagal w klasie. Ich miny były bezcenne jak bury kot siedzący na biurku przemienił się w złą McGonagall. Zanurzyłam końcówkę pióra w atramencie i zaczęłam notować w zeszycie.  Gdy skończyłam notować postanowiłam teorię zmienić w praktykę. Poprawiłam delikatnie rękawy spoglądając na szary guzik na mojej ławce.  Poprawiłam szatę i zaczęłam próbować.
Brak powodzenia.
Westchnęłam jedynie nie poddając się. Przełknęłam ślinę rozglądając się po reszcie klasy. Malfoy był poirytowany tym że nie udało mu się to. Neville zdawał się być przerażony faktem wyczarowania czegokolwiek. Hermiona natomiast podwinęła rękawy  i zmieniła guzik w igłę za trzecim podejściem.
Zaczęłam próbować dalej aż w końcu pod koniec zajęć udało mi się tego dokonać. Zmieniłam guzik w igłę i odwrotnie.  Byłam szczęśliwa jak nigdy.
Oczywiście profesor zadała nam pracę domową, którą kazała zrobić na następne zajęcia. Spakowałam książki i opuściłam klasę. Kierując się na zajęcia z Historii Magii. Byłam ciekawa czy bliźniacy mieli rację. Może jedynie tak mówili aby mnie nastraszyć.
Na moje szczęście klasa w której odbywały się zajęcia Historii Magii znajdowała się na tym samym piętrze. 
Postanowiłam pobiec. By nie spóźnić się.  I to był błąd.  Nie wiem co mnie podkusiło do tego. Może gdybym nie biegła zdążyłabym dostrzec wyłaniającego się z ciemnego korytarza jednego z profesorów. I uniknąć spotkania pierwszego stopnia.  Gdy  udało mi się w końcu pozbierać z ziemi i podnieść głowę z przerażeniem mogłam stwierdzić , że na podłodze opierając się o schody na które najwyraźniej chciał się dostać leżał profesor Obrony Przed Czarną Magią. Moja twarz pobladła zresztą jak nauczyciela. Podbiegłam do niego. Mając nadzieje, że nic mu się poważnego nie stało. Owy nauczyciel nerwowo zbierał z posadzki księgi, zwoje i inne papiery. Wyglądał na mocno przerażonego. Przełknęłam ślinę głośniej niż mi się wydawało. 
- Przepraszam.- Wyszeptałam sprawiając, że podskoczył wbijając się w ścianę tak jakby zobaczył ducha.  Zaczęłam zbierać resztę ksiąg jakich nie zdążył pozbierać i spojrzałam na wciśniętego w ścianę profesora.
- Byłam nie ostrożna.- Dodałam opuszczając wzrok. Czułam się jeszcze bardziej głupio widząc
jak nauczyciel bał się mnie bardziej niż diabeł święconej wody.  Zapewne gdybym nie stała na drodze do schodów. Uciekł by szybciej niż nie jeden duch na tym zamku.
-  Powinnam być ostrożniejsza. Przepraszam, że na Profesora wpadłam. Nie zauważyłam pana.- Powiedziałam spoglądając na dość duży stos papierów. Przekręciłam głowę w bok.
- N…Naprawdę n…nic się n…nie stało p…Panno…- Urwał spoglądając na plakietę na mojej szacie.
- M…McGarden.- Wyjąkał Quiller po przeczytaniu mojego nazwiska.
- Może pomóc panu z tymi księgami? Zaniosę je do klasy. Gdzie się znajduje?- Zapytałam. Do lekcji miałam jeszcze kilka minut powinnam zdążyć wrócić. Nic nie zaszkodzi pomóc po tym jak się narobiło bałaganu.
- J..Jesteś b…bardzo uczynna. D...dziekuję.- Powiedział dając mi kilka ksiąg po czym pokazał na schody.
- J…Jak byś m…mogła to n…na trzecie p…piętro. D…do sali O…Obrony przed C…Czarną Magią.- wyjąkał pokazując mi kierunek w jakim miałam się udać. Kiwnęłam jedynie głową. Zaczęłam wbiegać po schodach. Dopiero piętro wyżej odetchnęłam z ulgą. Dobrze że Profesor jest w miarę sympatyczny i nie ukarał mnie za takie coś. Muszę być znacznie ostrożniejsza.
Znalezienie odpowiedniej klasy zajęło mi odrobinę więcej czasu niż się spodziewałam. Schody nie ułatwiły mi zadania. Kilka razy trafiłam w zupełnie innym kierunku. Gdy w końcu udało mi się dostać do klasy spojrzałam się   po pustej klasie kładąc na biurko owe księgi po czym ruszyłam biegiem ponownie na pierwsze piętro. Gdy udało mi się tam wrócić spojrzałam na uczniów którzy wchodzili już do klasy.
- Naomi gdzieś ty była.- Powiedziała do mnie Hermiona. Spojrzałam na nią nie pewnie. Lepiej jak na razie jej nie mówić że staranowałam po drodze jednego z nauczycieli.
- Długa historia.- Powiedziałam zajmując wolne miejsce koło chłopaka w okrągłych okularach. Jak się okazało był to Harry Potter. Blizna w kształcie błyskawicy delikatnie przebijała się spod jego grzywki. Widać było po nim że sam biegł by zdążyć na zajęcia. Poprawiłam szatę siadając i wyciągając książki.
 Po pierwszych minutach zajęć mogłam szczerze stwierdzić że bliźniacy mieli racje. Co do tego przedmiotu. Należał do trudnych zajęć. I to się nie tyczyło się zagadnień lecz samego profesora. Jego głos był tak monotonny, że większość uczniów zasnęło w przeciągu  pierwszych pięciu minut.
Z biegiem czasu kolejne głowy opadały na stosy ksiąg służących teraz jako poduszki. Starałam się utrzymać głowę w pionie nie mrużąc oczu. Co było dużym wysiłkiem a jeszcze większym było skupienie się na tym co mówił i notowaniu co ważniejsze. Przedarłam oczy szczypiąc policzek aby się rozbudzić. W porównaniu do mojego sąsiada który poddał się w ramiona Morfeusza.   Spał spokojnie z głową skierowaną w moim kierunku. Pokręciłam przecząco głową. Nie zamierzałam spać. Widząc jak Hermiona robiła energicznie notatki co jakiś czas rozglądając  się po klasie. Gdy zobaczyła że nie śpię uśmiechnęła się delikatnie. Odwzajemniłam delikatnie jej uśmiech. Tak bardzo chciało mi się spać.  Może i ja powinnam spać jak on i większość klasy. Mieć wylane na te zajęcia i to co mówi profesor. Pokręciłam nagle przecząco głową. To mogło się źle skoczyć. Muszę się przemęczyć to tylko dwie lekcje. Tylko. Przyglądanie się Hermionie dodawało mi sił. Albo to ja się na tyle zmotywowałam by nie zasypiać. .
- Potter… - Szturchnęłam go w ramię. Spoglądając jak się budzi.
- O co chodzi?- Wyszeptał cicho spoglądając na mnie z wyrzutem gdy dowiedział się że zajęcia się jeszcze nie z kończyły. Burknął coś pod nosem i po pięciu minutach skupienia i zanotowania dwóch zdań zasnął dalej.
Gdy w końcu Historia Magii dobiegła końca spakowałam się i wstałam podchodząc do Neville, który słuchał wyrzutów Hermiony. Uśmiechnęłam się do nich.
- Nie każdy spał. Ja i Naomi.- Powiedziała Hermiona, a Neville spojrzał na mnie z podziwem.
- Nie bądź dla niego taka sroga. Następnym razem postara się nie zasnąć.- Powiedziałam spoglądając na chłopaka.
- Dzięki.
- Jesteś dla niego zbyt wyrozumiała.
- Nie wyrozumiała. – Powiedziałam nabierając powietrza w policzki. Spojrzałam na plan aby dowiedzieć się o kolejnych zajęciach.
- Co mamy teraz?
- Zaklęcia.- Powiedziałam spokojnym głosem.
- Naprawdę. Kolejne ciekawe zajęcia. – Powiedziała podnieconym głosem Hermiona. Wymieniłam spojrzenie z Neville'm. Kierując się za nimi. Po drodze minęłam Craba. Dziwne, że bez pozostałych. Nie spotykane. Zamrugałam kilka razy zastanawiając się czy dobrze widziałam.
- Klasa zaklęć jest na trzecim piętrze.- Powiedział Neville kierując się na schodach.
- Tak samo jak klasa do OPCM.- Powiedziałam widząc zdziwione spojrzenia gdy okazało się że miałam rację.
- Skąd wiedziałaś?
- Opowiem wam w pokoju wspólnym – Powiedziałam poprawiając szatę po czym zatrzymałam się na chwilę przy klasie do zajęć.
Profesor Flidwik przydzielił uczniom ławki. W prawdzie siedział gryfon z gryfonem, a puchon z puchonem. Mnie trafił się Neville. Natomiast Hermionie trafił się Ron. Z tego powodu nie był za bardzo zadowolony. Wymieniał błagalne spojrzenia w kierunku Harry’ego który jedynie uśmiechnął się.  Oczywiście Flidwik był taki jakim opisali go bliźniacy. Niskim mężczyznom stojącym na stosie książek. Po tym jak przeczytał nazwisko Potera zleciał z niego robiąc straszny hałas.
- Witam.- Powiedział podnieconym głosem. Spojrzałam się na zdziwionego Nevil’a.  Po czym spojrzałam się ponownie na niego.
- Na zajęciach Związanych z zaklęciami i urokami jestem Profesor Filius Flitwick.- Przedstawił się delikatnie kłaniając się przed nami. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Dziś zaczniemy od prostego zaklęcia Lumos.- Powiedział profesor rozglądając się po klasie.
- Kto mi powie na czym ono polega?- Zapytał Flitwick. Ręka Hermiony wszczepiła w górę sprawiając że Ron spadł z krzesła wystraszony reakcją sąsiadki z ławki. Spojrzałam na nią zdziwiona. Nie tylko ja.  Cała klasa spojrzała się na nią. Większość z ulgą że zostaną uratowani.
-  Może … Panna McGarden nam powie.- Powiedział spoglądając po liście. Po czym uśmiechnął się widząc moją naszywkę. Wstałam niepewnie czując po sobie spojrzenia innych.
- Lumos to zaklęcie powodujące zapalenie niebieskiego światła o długości około trzech metrów.- Powiedziałam spokojnym głosem. Widząc nie zadowalanie Hermiony co sprawiło nieprzyjemne ukucie.
- BRAWO!- Krzyknął uradowany profesor klaszcząc dłońmi.
- Pięć punktów dla Griffindoru.- Dodał z uśmiechem na twarzy. Po chwili jednak spoważniał wyciągając swoją różdżkę. Wykonał nią dobrze mi znaną pętelkę i wypowiedział zaklęcie. Na końcu różdżki pojawiło się światełko oświetlając pomieszczenie. Wykonane zaklęcie wywołało wśród uczniów podniecone oklaski i wiwaty.
- Teraz proszę niech każdy weżnie do ręki swoją różdżkę i wykona taki ruch. Pętelkę zacinając od lewej do prawej strony.- Powiedział spokojnym głosem Flidwik. Nabrałam powietrza.  Delikatnie wykonałam owy ruch nadgarstkiem.
- Lumos.- Powiedziałam pewnie. To zaklęcie ćwiczyłam. Wiedziałam że mi wyjdzie. I nie myliłam się moja różdżka zaświeciła się na niebiesko.
- Wow.- Usłyszałam Neville obserwującego moją różdżkę.  Uśmiechnęłam się do niego.
- Brawo widać że ćwiczyłaś co nieco w wakacje nie mylę się Panno McGarden.- Powiedział najwyraźniej ucieszony Flitwick. Moje policzki poróżowiały delikatnie z zawstydzenia gdy pozostali spojrzeli w moim kierunku.
- Co nie co…- Wyszeptałam ledwie słyszalnym głosem.  Moje spojrzenie utkwiło w Harrym po czym w pozostałych zaciekawionych uczniach. Spojrzałam się na starania Nevill’a.
- Kolejne Pięć punktów dla Panny McGarden. Za umiejętne użycie zaklęcia. Brawo. Proszę brać przykład z niej.- Powiedział uradowany nauczyciel. Opuściłam wzrok czerwona na twarzy. Zdobyłam już dziesięć punktów na jednych zajęciach.  Drugą osobą jakiej się to udało była Hermiona co sprawiło oburzenie ze strony Rona.
- Neville nie denerwuj się tak.- Powiedziałam spokojnym głosem delikatnie kładąc mu rękę na dłoni by opuścił na chwilę różdżkę za nim wybije mi oko. Zaczęłam mu tłumaczyć. Nie byłam zbyt dobra w te klocki ale uważnie mnie słuchał. Widać było jak stara się wyłapać wszystko co mówię. Po kilku próbach udało mu się to. Co sprawiło że podskoczyły radośnie.
- Dobrze teraz jak brzmi zaklęcie odwracające. Panno McGarden?- Powiedział spoglądając w moim kierunku. Widziałam na sobie spojrzenia całej klasy. Opuściłam głowę na swoją różdżkę.
- Nox- Powiedziałam a światło z różdżki znikło. Profesor Flidwik był tak szczęśliwy, że dał mi tym razem dziesięć punktów. Na koniec lekcji zadał nam prace domową z resztą jak każdy nauczyciel. Podeszłam do Hermiony która mi się przyglądała.
- Jesteś taka mądra.- Powiedział przygnębiony tym Faktem Neville. Spojrzałam na niego i uśmiechnęła się delikatnie. Pokręciłam przecząco głową.
- Nie jestem mądra. Ćwiczyłam to zaklęcie w domu. Zajęło mi kilka godzin zanim opanowałam je. – Powiedziałam spoglądając na niego zdziwiona.  Rozdzieliłam się z Hermioną która udała się po książki do dormitorium Nevil udał się za nią pozostawiając mnie samą. Uśmiechnęłam się jedynie kierując się do wielkiej Sali.  Po drodze spotkałam uradowanych bliźniaków z którymi rozmawiałam do czasu gdy nie zostaliśmy zatrzymani przez Malfoya i jego świtę.
Jego mina mówiła mi że mogłam grubo się pomylić mówiąc że to wspaniały dzień.
- No no widać, że zbierasz samą śmietankę towarzyską. Najpierw szlamy, brudasy krwi a teraz ciamajdy.- Powiedział Draco.  Nie opuszczałam z niego spojrzenia. Zacisnęłam nerwowo dłonie w pięści.
- To nie twój interes z kim się zadaje Malfoy.- Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Uu… Jestem ciekaw czy próżniej będziesz taka napuszona jak ojciec się o tym dowie.- Powiedział Malfoy podchodząc do mnie bliżej. Spojrzałam się w jego oczy stojąc parę centymetrów od niego.
- Wiele razy tłumaczyłam to twojemu ojcu Draco. Mam inną hierarchę wartości. Oraz jak dobrze pamięć mnie nie myli pamiętam że nigdy nie podzielałam tych samych zainteresowań co twoja rodzina.- Powiedziałam pewnym głosem. Nie zamierzałam zmieniać zdania. Spojrzałam się przez ramię na bliźniaków którzy uważnie się nam przyglądali. Gotowi by skoczyć w razie czego między mną a nimi.
- Nie obchodzi mnie to co twój ojciec o tym powie. Ja będę decydować z kim będę rozmawiać. – Dodałam powoli ich wymijając. Fred jak i George ruszyli za mną jak cienie. Najwyraźniej odetchnęli z ulgą jak nie walczyłam z nimi.
- Nao nie daj się sprowokować.- Szepnął George spoglądając na mnie.  Kiwnęłam twierdząco. Szkoda że trudno zrobić. Wiedziałam do czego zdolny jest Malfoy.
- Nie dziwię się. W końcu tak samo zepsuta jak matka.- Powiedział Malfoy spoglądając w moje plecy. Zatrzymałam się sparaliżowana.
- Jeszcze jedno słowo , a Crab będzie zbierał twoją szczękę z posadzki byś mógł coś zjeść.- Powiedziałam spoglądając na niego przez ramię.  Poczułam uścisk na ramieniu któregoś z bliźniaków. Starający się mnie powstrzymać.
- A może nie jest tak. Twój ojciec… pewnie miał wiele zabawy z nią- Zaśmiał się.
- Nao...- Powiedział George. Zamknęłam oczy starając się opanować. Nie dam mu się sprowokować. Spojrzałam się na niego uśmiechając się.
-A co może było inaczej. Nie?- Zaśmiał się spoglądając na mnie. Delikatnie przekrzywiłam głowę w bok.  
- Twoja matka nie lepsza. Wygląda jakby przez całe dzieciństwo obrywała patelnią w twarz co sprawiło że się spłaszczyła.- Powiedziałam. Fred parsknął śmiechem. Nim oboje zareagowali upadłam na ziemię przygnieciona ciężarem Malfoya czując silne uderzenie w prawy policzek złapałam go za kołnierzyk przewracając na ziemię by go z siebie zwalić i odruchowo oddałam uderzenie rozcinając jego wargę.
- Nie obrażaj mojej Matki Naomi!
- I vice versa Dracko.- Szarpaliśmy się dalej. Szorując sobą nawzajem posadzkę zaledwie kilka metrów od wielkiej Sali.
- Moja matka nie ukrywała takich faktów co twoja!- Krzyknął Draco. Moja ręka zastygła w powietrzu spoglądając na niego. Ze wszystkich tematów musiał zacząć ten. Chciałam by przestał.
- Milcz Malfoy.- Powtórzyłam chcąc uderzyć go w nos. Lecz moja pięść zatrzymała się zaledwie kilka milimetrów od swojego celu. Spojrzałam się zdziwiona na przerażonych bliźniaków.
Jak nie oni mnie powstrzymali to kto?
Pomyślałam kierując wzrok na rękę. Po jej wyglądzie mogłam stwierdzić że to ręka dorosłego mężczyzny. Trzymał mocno ale nie na tyle by sprawić ból. Czerny rękaw. Czarny? Przełknęłam głośniej ślinę unosząc spojrzenie na wściekła twarz profesora o czarnych jak smoła włosach i takich samych oczach.
- Bójka? W pierwszym dniu szkoły. Nie dopuszczalne!- Uniósł delikatnie głos ściągając mnie z łatwość z Malfoya który od razu wstał otrzepując się z kurzu.
- Profesorze Snape…- Zaczął George spoglądając na niego.  Przełknęłam ślinę głośniej czując uścisk na ramieniu zamknęłam jedynie oczy.
- Piętnaście punktów traci Griffindor. Za takie zachowanie.- Powiedział Snape a ja zamarłam nie więżąc własnym uszom. Dwadzieścia punktów zyskałam w przeciągu godziny a piętnaście straciłam zaledwie pięć minut.
- Ale profesorze.- Zaczął Fred. Zaczęłam kręcić przecząco głową nie chciałam by dali mu powód do odebrania większej ilości.
- Malfoy zaczął...- Dodał George. Snape spojrzał na nich lodowatym spojrzenie. Podchodząc bliżej.
- I co z tego ze zaczął panie Weslay. Jesteście znacznie starsi mogliście powstrzymać pannę McGarden przed wyładowaniem emocji.- powiedział spoglądając na Malfoya, który najwyraźniej był ucieszony rezultatem jaki osiągnął. 
- Waszą dwójkę czekać będzie kara. I dziesięć punktów odejmuje Slitherinowi.- powiedział zerkając to na mnie to na Malfoya. Spoglądałam na ziemię unikając spojrzenia profesora. Podniosłam spojrzenie dopiero gdy usłyszałam oddalając się kroki Snape spoglądając w jego plecy. Po czym podeszłam do bliźniaków.
- George możesz mi przypomnieć co mi dziś mówiłeś? Bym nie zalazła za skórę profesorowi od Eliksirów prawda?- Zapytałam zerkając na niego. Malfoy ze swoimi gorylami zniknęli już a wielkiej Sali natomiast ja stałam jeszcze przez chwilę w swoim miejscu.
- Tak?- Wyszeptał cicho chłopak.
- To chyba nie będzie tak proste. Już sobie u niego nagrabiłam.- powiedziałam wchodząc do wielkiej sali. Policzek miałam dość czerwony co sprawiło że kilka Krukonów spojrzało na mnie ze zdziwieniem w oczach.  Szepcząc coś pod nosem.
Zajęłam swoje miejsce kładą  torbę. Nalałam sobie sok z dyni i upiłam łyk. Przeklinałam siebie w myślach że dałam się sprowokować. I to komu. Malfoyowi. 
Nigdy więcej nie daj się mu sprowokować.
Pomyślałam opuszczając wzrok. Więc udało mi się zdobyć jedynie pięć punktów. A to dopiero połowa dnia. Czekają mnie jeszcze Eliksiry. Wzięłam w dłonie bułkę spoglądając na Neville jak i Hermione którzy wymielili się spojrzeniami widząc zaczerwienienie.

- Nie potrzebnie dałam się ponieść emocją. Nie było warto.- Powiedziałam cicho tak by tylko oni usłyszeli i zajęłam się jedzeniem.
Tytuł opowiadania: „Inside the Hogward you can find my world ”
Tytuł rozdziału:,, 04: Nie daj się ponieść emocjom, czasem nie warto :04”
Ilość stron: 11 stron