- Nao słuchasz ty mnie?- Zapytała
zdenerwowanym tonem Hermiona. Oderwałam wzrok z kominka, spoglądając na
zmartwionych przyjaciół. Naprawdę starałam się być obecna nie tylko swoim
ciałem, lecz i umysłem podczas naszych rozmów. Tylko że to było niemożliwe. Nie
potrafiłam się skupić.
- Coś się stało?- Usłyszałam głos Neva
spoglądającego w moim kierunku. W jego spojrzeniu widziałam zmartwienie, smutek
czy też ból. Jeden z policzków chłopaka był zaczerwieniony. Znów wdał się w
bójkę. Raczej pozwolił z siebie zrobić worek treningowy.
Będę
musiała o tym poważnie z nim porozmawiać.
Pomyślałam. Zasłoniłam delikatnie twarz
pochylając. Przesiedziałam w milczeniu dobrych kilka chwil. Zdążyło dosiąść się
więcej osób.
- Widzicie nauka szkodzi. I macie tu
żywy dowód. Za wiele przesiadujesz przed tymi książkami. To szkodzi. – Odezwał
się Fred, na co jego brat się zaśmiał. Spojrzałam na nich widząc piorunujące
spojrzenie Hermiony. Uśmiechnełam się blado.
- Cały czas przesiadujesz przed książkami. Już Hermiona jest bardziej
rozrywkowa. A to nie lada wyczyn. – Powiedział Ron.
- Czep się samego siebie. – Warknęła
dziewczyna. Zaśmiałam się, patrząc na nich. Wypuściłam powietrze, patrząc na
przyjaciół.
- Nic mi nie jest. – Odpowiedziałam.
- Czyżby? Jesteś bladsza niż nie
jeden z duchów. Dziewczyno musisz trochę
zwolnić, inaczej jeszcze nam wykorkujesz.- Powiedział Lee patrząc na mnie i
przyłożył rękę do mojego czoła. Zapewne po to, by upewnić się, czy nie mam
gorączki. Pozwoliłam na to.
- Źle sypiam. – Powiedziałam w końcu,
opierając się o oparcie fotela ignorując spojrzenia towarzysz. – To jedyny,
powód dla którego tak wyglądam. Książki nie są niczemu winne. Wiele spraw
zwaliło mi się na głowę. – Powiedziałam uśmiechając się sztucznie.
- Dobrze może poradzi na to pani
Pomfrey?- Zapytałam Hermiona spoglądając na mnie.
No
tak jak mogłaś być, tak głupia.
Pomyślałam, podrywając się na równe nogi
z uśmiechem. Podeszłam do Hermiony i pocałowałam ja w czoło z radością.
Podskakując w miejscu, nie zamierzałam czekać długo. Chciałam iść tam od razu.
- Jesteś wielka Hermiono. – Powiedziałam,
wybiegając z pokoju wspólnego kierując się do skrzydła szpitalnego. Szłam
spokojnym krokiem. Wciąż oczywiście nie zapomniałam, aby zachować ostrożność.
Cobra nie miała w zwyczaju odpuszczać komuś. Tym bardziej po głupich dowcipach.
Im dłużej zwlekała z pojawieniem się przede mną, przerażała mnie jeszcze
bardziej.
Przemierzałam szare korytarze zamku,
zatrzymując się nagle czując znajome uczucie oparłam się o ścianę oddychając
ciężko. Zasłoniłam oczy. Po moich skroniach pociekło parę kropel potu. Z mojego
gardła wydobył się cichy jęk. Znów ten palący ból. Skąd on się brał? Dlaczego?
Nie chorowałam na żadne poważniejsze choroby.
Przypominasz
mi Elisę.
Usłyszałam w swojej głowie zachrypnięty
głos mężczyzny. Złapałam się za głowę, zaciskając mocniej oczy. Po korytarzu
rozniósł się odgłos kroków. Chciałam się podnieść z ziemi, lecz nie byłam w
stanie. Podniosłam wzrok, aby zobaczyć kto to był. Dostrzegłam zamazaną postać.
Fioletowa peleryna… Quiller.
Mężczyzna podszedł, zatrzymując się
kilka centymetrów ode mnie. Blada karnacja profesora zdawała się jeszcze bladsza.
Chodź nie wiedziałam, czy to było możliwe. Jednak coś uległo zmianie. Jego
postawa? Tak. Nie wydawał się przerażony, lecz dość pewny siebie. Jego oczy
wpatrywały się we mnie. Były lodowate. Nie miały żadnych uczuć. Był wściekły. Zamknęłam
oczy osłabiona.
- Co tu się dzieje?- Znajomy głos. Tym
razem należał on do profesora Eliksirów. – McGarden coś ty znów zrobiła?-
Odezwał się ponownie spoglądając na Quillera. Jego postawa nagle wróciła do
zwykłej. A dziwne uczucie znikło. Spoglądałam na profesorów, którzy dosłownie
wyglądali jak by, mieli zaraz skoczyć sobie do gardeł.
Wolałam wykonać manewr „Nogi za Pas” i
jak najszybciej oddalić się z miejsca oblężenia mistrza eliksirów. Przecisnęłam
się między profesorami i czmychnęłam szybciej niż to w ogóle możliwe.
Wpadłam do skrzydła szpitalnego
spoglądając na przerażoną kobietę. Upadłam na kolana ciężko oddychając.
Zastanawiałam się co to, miało znaczyć.
Za
mało snu.
Wyjaśniłam to sobie spoglądając na panią
Pomfrey która podeszła do mnie pomagając mi wstać i posadziła mnie na jednym z
łóżek.
- Co się stało kochaneczko.- Odezwała
się stroskanym głosem.
- Chciałam się spytać, czy może ma pani
coś na sen?- Zapytałam, patrząc na ziemię delikatnie dotknęłam czoła. –
Ostatnio mało co sypiam. – Dodałam po chwili, widząc jak kobieta zaczęła
krzątać się po swojej komórce wyciągając niebieski flakonik. Podała mi go.
- Trzy krople wystarczą. – Powiedziała
po chwili. Dla pewności zbadała mnie, ale stwierdzając, że nic mi nie jest wypuściła.
~*~*~
- Kogo my tu mamy?- Usłyszałam głos
Clarisy tuż przy swoim uchu. Spoglądałam na dwóch goryli. Na pewno byli z
ostatniej klasy. Nie ma możliwości pomyłki.
No to wpadłam jak śliwka w kompot. Odpuściła sobie? Co za głupota. Cobra i
odpuścić. Nie wierzę, że to przeszło mi nawet przez myśl. Teraz mnie się
oberwie.
- Miki… Kevin możecie nas zostawić. Mam
kilka spraw do omówienia z naszą słodką gryfonką. – Powiedziała Cobra, na co
owa dwójka po prostu opuściła klasę. Objęłam się ramieniem spoglądając na
dziewczynę.
- Jak chciałaś pogadać, wystarczyło
powiedzieć. Nie musiałaś nasyłać na mnie swoich piesków. – Powiedziałam.
- Wiesz. Nie mogłam ryzykować twojej
ucieczki. – Powiedziała, patrząc na mnie.
- Nie pochlebiasz sobie za bardzo. Co?
Miałabym uciekać przed tobą.- Powiedziałam, delikatnie zerkając w lewy kont.
Nie uszło to jej uwadze.
- Grasz silą, ale oboje dobrze wiemy,
jaka jest prawda. – Odezwała się dziewczyna siadając na blacie biurka
wyciągając swoją różdżkę. Delikatnie czyściła ją swoją peleryną.
- Co insynuujesz? Fakt przyznam
szczerze. Nie zamierzałam wszczynać żadnej bójki, czy też zatargów z tobą. Cóż
nie wyszło, ale nie zamierzam uciekać. Wcześniej czy później i tak byś mnie
złapała. – Powiedziałam, obserwując ją uważnie. Gdy podeszła do mnie
wyprowadzając pierwszy cios. Odchyliłam głowę w bok, czując pulsujący ból w
prawym policzku. Dość tęgą miała rękę. Nic dziwnego od pięciu lat grała jako
pałkarz. Jedyna kobieta w drużynie. To coś już znaczyło? Spojrzałam na nią,
czując metaliczny posmak. Delikatnie starłam czerwoną maź ze swoich warg.
- Nic a nic się nie zmieniłaś.- Dodałam
patrząc na swoje dłonie. – Jak zwykle wciągasz pochopne wnioski.
Zadowolona? Jesteśmy kwita. Ty oberwałaś
nie zidentyfikowaną mazią. Ja dostałam prawego sierpowego od pałkarza. Jeszcze
może powinnam dać ci pałkę do kolekcji co?- Dodałam patrząc na dziewczynę gdy
wymierzyła kolejny cios. Nie zamierzałam nic robić. Pozwoliłam jej na
wymierzenie kilku jeszcze innych ciosów. Tym razem wybrała bardziej dyskretne
miejsce. Brzuch. Po ciosie w splot słoneczny. Kaszląc padłam na kolana
trzymając się kurczowo za brzuch. Nie byłam w stanie złapać powietrza. Przed
oczami miałam mroczki. Zajęło mi to chwilkę, zanim udało mi się ponownie
podnieść. Drzwi od klasy nagle się otworzyły przykuwając tym samym naszą uwagę.
Do klasy wpadł zdyszany Nev, a za nim kilku innych gryfonów. Przeklęłam pod nosem.
- To znowu ty Black. Zostaw ją.- Warknął
Fred, siłując się z jednym ze strażników. Mogłam dostrzec też kilka osób z
mojej klasy.
-Zadawać się z takimi ludźmi?- Cmoknęła
przekręcając głowę w bok.
Zaraz
mnie krew zaleje.
Warknęłam w głowie. Znałam to
spojrzenie. To zachowanie. Nie znosiłam tego, gdy ktoś patrzał na innych z
wyższością.
-
Psujesz się Nao. Co by powiedział twój ojciec, widząc cię w takim
towarzystwie.- Odezwała się Clarisa przykuwając uwagę zebranych. Zacisnęłam
dłonie w pięści.
- Nie obchodzi mnie to co by powiedział.
Może i dał mi życie, lecz ojcem nie można go nazwać.- Powiedziałam, wstając i
spoglądając na Clarise morderczym spojrzeniem. Wyglądałyśmy teraz jak dwa
warczące psy gotowe, by skoczyć sobie do gardeł.
- Ojciec?- Zdziwił się ktoś. Spojrzałam
przez ramię na przyjaciół. Nie tylko oni się zastanawiali. Owa dwójka ślizgonów
też przekręcała głową w zamyśleniu.
- Oho!- Zaśmiała się. Złapałam za
szkarłatny krawat dziewczyny i pociągnęłam tak by się schyliła. Nie spodobało
się jej to.
- Trzymaj język za zębami Clarisa. –
Wysyczałam tak by tylko ona to słyszała. Nasze spojrzenia mierzyły siebie
nawzajem.
- Boisz się że, twoja tajemnica wyjdzie na
jaw?- Odezwała się dziewczyn, mierząc mnie swoim lodowatym, pozbawionym jakich
kolwiek emocji spojrzeniem. – Powinnaś być dumna z tego kim był twój ojciec. –
Dodała patrząc na mnie. – Powinnaś mieć większy szacunek. W końcu twoja matka
oddała mu swoje serce.- mówiła z dużą satysfakcją w głosie. Zgrzytałam zębami,
aby ostatkiem sił powstrzymać się przed przerobieniem jej twarzy w papkę.
Pamiętałam jeszcze jak ostatnia prowokacja się skończyła. Odwróciłam się,
podchodząc do oniemiałych przyjaciół.
- Ostrzegam cię Black. Nie mów mi co
powinnam robić. To, co myślę o tym człowieku to jedynie i wyłącznie moja sprawa.
Niczyja więcej. – Powiedziałam omijając bliźniaków, Lee, Dana, Rona. Kierowałam
się pośpiesznym krokiem do pokoju wspólnego. Ignorując całkowicie głosy
bliźniaków, wpadłam do pokoju spoglądając na zdziwionych uczniów. Hermiona
podniosła się z fotela myśląc, że coś się stało. Ominęłam ją biegnąc po
schodach do dormitorium.
- Nao co się dzieje?- Usłyszałam głos
George w odpowiedzi otrzymał jedynie trzaśnięcie drzwiami. Rzuciłam się na
łóżko, chowając głowę pod poduszką nie chcą nawet przez chwilę na nich spojrzeć.
Boisz
się że twoja tajemnica wyjdzie na jaw?
Powtórzyłam słowa Clarisy. Znałam ją nie
od dziś więc wiedziałam, że chciała mnie jedynie sprowokować do walki. Nie
powiedziałaby nikomu o moim… ojcu. Więc dlaczego czuję się tak paskudnie.
Dlaczego strach ściska mi serce? Przekręciłam się na bok spoglądając na Lawender
z podręcznikiem do transmutacji. Zmierzyła mnie obojętnym spojrzeniem i wyszła.
Przynajmniej
ten jeden raz nie wtykała nosa w nie swoje sprawy.
Pomyślałam przekręcając się na plecy. Jedną
z nóg miałam zgięte w kolanie a ręką zasłaniałam oczy zastanawiając.
Co
powinnam zrobić?
Dodałam głowie. Nie chciałam nikogo
okłamywać. Nie było po prostu o czum mówić. Każda zmianka na temat mojego ojca
była dla mnie tematem tabu. Zakazanym, każdy który odważy się nawet napomknąć o
tym podczas naszych rozmów. Musiał być przygotowany na konsekwencje jakie
za tym szły. Głównie był to niekontrolowany wybuch złości. Przygryzałam i tak obolałą jeszcze wargę.
Powoli ochłonęłam. Zamierzałam przemyśleć to na czysty rozum nie pod wpływem
emocji. Usiadłam, spoglądając na otwierające się drzwi.
- Nao wszyscy się martwią o ciebie.-
Odezwała się Hermiona. Oczywiście jak zwykle z pokaźną księgą pod pachą.
- Nie muszą to nic. Nie raz mi się jeszcze
oberwie. – Odpowiedziałam dziewczynie, siadając na parapet. Utkwiłam spojrzenie
w oknie.
- Nao? Proszę cię. – Zaczęła. Spojrzałam
na nią ze łzami w oczach. Najwidoczniej musiało to jej wystarczyć. Zamilkła.
Wytarłam delikatnie policzki. Naprawdę nie miałam teraz sił, ani nastroju na to.
- Przepraszam. Chciałabym pobyć w
samotności. –Powiedziałam do Hermiony. wracając do podziwiania księżyca. Dziś był on wyjątkowy. Uśmiechnęłam
się słysząc dźwięk zamykających się drzwi.
Z szafki sięgnęłam wisiorek z
flakonikiem, który otrzymałam od pani Pomfrey. Spoglądając na niego otworzyłam bardzo ostrożnie. Uniosłam go przechylając go tak, aby trzy krople
spadły na język. Przełknęłam krzywiąc się na każde możliwe sposoby.
- Kwaśne…- Wyjęczałam kładąc się
powrotem na łóżko wyciągając ze słoiczka zerwany medalik otwierając go. Moje
spojrzenie utkwiło w kobiecie szeroko uśmiechniętej. Jej błękitne oczy mówiły
wszystko. Uśmiechnęłam się przykładając medalik do serca.
- Tak bardzo tęsknię mamo. Co mam
robić?- Wyszeptałam nim eliksir zadziałał zasnęłam . Pierwszy raz od kilku
tygodni położyłam się bez strachu przed snem.
~*~*~
Gładziłam
delikatnie Inoe korzystając z godziny wolnej, aby spędzić czas na błoniach.
Spacerowałam spokojnie, rozmyślając nad wieloma sprawami. A troszeczkę ich się
zebrało. Jedną z największych dylematów jakie mnie męczyły to z kim mogłabym
porozmawiać. Czułam się już wystarczająco zmęczona tą tajemnicą.
- Nao?-
usłyszałam za sobą głos Lizy, spojrzałam na nią widząc jej zmartwienie.
Delikatnie dotknęłam policzka, na którym pozostał mi drobny ślad „spokojnej”
wymiany zdań między mną a Clarisą.
- Wpadłam na
ścianę.- Powiedziałam siadając na trawie i wypuściłam Inoe, aby mogła
wyprostować skrzydła.
- Tak już widzę
co to była za ściana. Szczupła, czarnowłosa ślizgonka. Z rodu Blacków – Powiedziała z przekąsem.
Spojrzałam w jej kierunku. Mimo paskudnego nastroju nie potrafiłam się nie
zaśmiać.
- Oj nic mi
nie jest. –Powiedziałam, patrząc jak usiadła koło mnie.
- Naprawdę
ostatnio jesteś jakaś nie obecna. Unikasz ludzi. – Odezwała się nie spuszczając
ze mnie wzroku. Obserwowała każdą moją reakcję z uwagą. Tak jakby chciała
nakryć mnie na kłamstwie.
- Jak dobrze
pamiętam ty też unikałaś ludzi. I ja ich nie unikam. Po prostu. – zaczęłam
skubać trawę, patrząc jak wiatr je porywał.
- Miałaś
kiedyś dylemat?- Zapytałam. Odwróciłam wzrok unikając jej spojrzenia. Czułam
się rozrywana na pół. Jakaś część mnie. Odważna bądź zbyt głupia pragnęła porozmawiać
z kimś na temat ojca. Pragnęła w końcu wyrzucić to z siebie. Porozmawiać na
spokojnie. Inna jednak była temu przeciwna. Nie musiałam być geniuszem by zdawać sobie sprawę z konsekwencji takiej
rozmowy. Mogłam raz na zawsze stracić ważną dla siebie osobę.
Czy byłam gotowa, aby zaryzykować?
- Nie jeden
raz.- Wyrwała mnie z zamyśleń krukonka, bacznie mi się przyglądając. Widziałam
jak delikatnie marszczyła nos.
- Kiedyś
chciałaś z kimś pogadać, lecz nie wiedziałaś jak obrać to w słowa?- Przełknęłam
ciężko ślinę zamykając oczy.
- Ech nieważne
już. – Dodałam, wstając i kierując swoje kroki do zamku. Zatrzymałam się czując
czyjś uścisk na ramieniu. Odwróciłam wzrok, spoglądając w szare oczy osoby tak
dobrze mi znanej. Draco miał poważny wyraz twarzy. Wiedziała co to oznaczało. Westchnęłam
zrezygnowana odwracając się do niego przodem. Jeszcze jego mi tu brakowało.
- Dracko czego
chcesz?- Wycedziłam przez zęby nie będąc w humorze na dodatkowe spory.
- Musimy
pogadać.- Powiedział i zaczął kierować się w kierunku Zakazanego Lasu. Westchnęłam
ciężko poprawiając torbę na ramieniu. Spojrzałam na blondyna z nie smakiem, ale
ruszyłam za nim.
- Wiesz. Nie
chce być nie miła, ale po jaką cholerę chcesz ze mną gadać? – Odezwałam się, zatrzymując
się w pobliżu wierzby. Oczywiście trzymałam się na bezpieczną odległość. Nie
chciałam zostać zaatakowana przez wściekłego pniaka.
- Nao co ci
szczeliło wchodzić w zatarg z Clarisą?- Zapytał patrząc na w chmury burzowe.
Spojrzałam na niego wypuszczając powietrze.
- Wiem, że mi
nie uwierzysz w to co powiem, ale wcale nie zamierzałam wchodzić w konflikt z
kim kolwiek. – Powiedziałam patrząc w bok.
- Wiesz. Wylanie
śmierdzącej mazi świadczy coś innego.- Zaznaczył jasno i wyraźnie to że to ja
byłam temu winna.
- Nie ja to
zrobiłam! Fakt byłam na miejscu zbrodni. Tylko, że to nie ja zastawiłam tą
pułapkę. – Powiedziałam patrząc na chłopaka, który mierzył mnie spojrzeniem.
- Fakt, że to
ty wybrałaś cel. To jest pomoc w dokonaniu zbrodni.
- Zaciągnąłeś
mnie tu, aby pogadać o tak mało istotnej sprawie? Jak tak to wracam. Wiesz w
porównaniu do ciebie nie mam taryfy ulgowej na eliksirach. Nie mam zamiaru znów
przez mości pana oberwać szlabanu. – Powiedziałam rozgniewanym tonem.
Odwróciłam się chcąc się oddalić. Chodź do zajęć miałam jeszcze trzydzieści
minut. Poczułam dość silny uścisk na ramieniu.
Zamknęłam oczy.
- Puść mnie
Malfoy.- Wycedziłam przez zęby nie patrząc się na chłopaka.
- Powinnaś
pogadać z Logbotomem na ten temat.- Odezwał się. Zatrzymałam się spoglądając
przez ramię.
- Ha?-
Zdziwiłam się. Chodź dobrze wiedziałam do czego zmierzał młody Malfoy. Zacisnęłam
dłoń w pięść odwracając wzrok.
- Nao! Do
cholery jasnej. –Warknął zdenerwowany i pociągną na tyle mocno abym się do
niego odwróciła. Spojrzałam się na niego wrogim spojrzeniem. – Przecież widzę
jak cię to niszczy od środka. Sądzisz, że unikanie tego tematu coś da? Spójrz
się na mnie! I powiedz mi dlaczego milczysz. – Chłopak położył mi ręce na ramionach
i potrząsnął delikatnie. Odtrąciłam delikatnie jego dłonie.
- O co ci do
cholery jasnej chodzi! Nie powinno cię to w ogóle obchodzić. Kto upoważnił
ciebie czy Clarisę byście w ogóle zaczynali ten temat? Naprawdę uwielbiacie
niszczyć mi życie. Co ja takiego zrobiłam? To, że nienawidzę swojego ojca nie
upoważnia was do poprawiania mnie. – Warknęłam na Malfoya spoglądając na osobę
za jego plecami. Był to zaniepokojony Neville spoglądając na nas.
- Nao?-
Usłyszałam jego zmartwiony głos.
- Nev
zaczekasz chwilę? Zaraz dołączę do ciebie. – Powiedziałam widząc jak chłopak
oddalił się nie chętnie od naszej dwójki. Kolejna wielka zaleta Neville. Nie
jest jak pozostali. Darzył mnie zaufaniem.
- Mówię to dla
twojego dobra. Jeśli Logbotom traktuje cię jako przyjaciółką, zaakceptuje
ciebie nie zależnie kim on jest. Powinnaś w końcu otworzyć swoje serce. Zaufać
komuś.- Powiedział Dracko patrząc na mnie. Wypuściłam powietrze. Byłam zdenerwowana.
Wiedziałam, że chłopak ma rację. Nie podobało mi się to. Nic a nic.
- Sądzisz, że
to takie proste? I co zdechło, że nie czepiasz się o to, że przyjaźnię się z Neville'm?
– Zdziwiłam się widząc jak chłopka skrzywił się dość mocno.
- Wybieram
mniejsze zło. Wolę go niż Wesley’ów bądź Pottera.- Warknął. Wypuściłam
powietrze masując sobie skronią.
- Coś jeszcze?
- Wracasz ze
mną na przerwę świąteczną do domu. – Powiedział podchodząc do swoich kumpli.
- Słucham?
- To co
słyszałaś. Wracasz na święta ze mną. Tak to jest jak nie czyta się listów. –
Powiedział mijając podchodzącego do mnie Neva. Spojrzałam na niego z uśmiechem
na twarzy.
- Czego chciał
od ciebie?- Zapytał patrząc na mnie. Ruszyłam w kierunku zamku. Przyglądałam
się chłopakowi z uwagą.
Może posłucham
się Malfoya?
Pomyślałam
patrząc na niego. Nie wierząc samej sobie, że rozważałam jego pomysł.
- Chciał
pogadać. Wiesz sytuacja z Cralisą. Poinformować mnie, że nie mogę zostać na
święta w szkole. Muszę wrócić. – Powiedziałam niezadowolona z tego faktu. No
cóż jak mus to mus.
- Rozumiem.
Powiedział chłopka i nie drążył już więcej. Chyba uznał, że już wystarczająco
jestem blisko załamania nerwowego, aby drążyć.
Eliksiry jak
zwykle zaczęły się od odjęcia kilkunastu punktów Gryfonom. Tym razem owymi
szczęśliwcami okazali się Ron. Oczywiście Harry też. Mieliśmy wywarzyć eliksir
na rany.
Przeczytałam uważnie
listę składników wyciągając potrzebne. Po czym zaczęłam. Delikatnie kruszyłam
skrzydła ważki. Wlewając do błękitnego roztworu w kociołku. Wywar w odpowiedzi
na składnik cicho zabulgotał ciemniejąc. Zaczęłam mieszać pięć razy w prawą
stronę po czym dziesięć w lewą stronę. Gdy zobaczyłam zmiętolony kawałek
kartki. Rozejrzałam się w prawo, w lewo czy nikogo nie było. Snape właśnie
karcił Rona za złe dodanie głowy nietoperza. Rozwinęłam kartkę czytając jej
zawartość.
Nao wszystko w porządku.
Rozpoznałam ten charakter pisma. Cały on. Wieczne zamartwia się o innych. Spojrzałam się
na sąsiadującą ławkę w której siedział Nev. Był jak zwykle spięty i zdenerwowany. Te zajęcia przyprawią go kiedyś o zawał. Widziałam jak ze zdenerwowaniem starał się skruszyć
skrzydła ważki.
Tak wszystko dobrze. Nie martw się.
Odpisałam i
ponownie rozejrzałam się czy nie widać Snape za moimi plecami czy w zasięgu.
Już wyobrażałam sobie co to by było gdyby przyłapał nas na pisaniu liścików.
Zadrżałam na samą myśl. Rzuciłam kartkę na ławkę Neville skupiając się na
eliksirze. Na swoich plecach czułam jeszcze jedno spojrzenie. Spojrzałam przez lewe
ramie spoglądając na Malfoya. Oczywiście wszyscy uważali, że dobrze uczy się z
eliksirów tylko, dlatego że jest pupilkiem Snape. To nie prawda. Był po prostu
dobry z tego przedmiotu. Gdy kartka ponownie upadła na moje biurko rozwinęłam
spoglądając na tekst zawarty na niej.
Wiesz to nie moja sprawa, ale mogę
zadać ci pytanie, które męczy mnie od dłuższego czasu?
Spojrzałam się
na chłopaka, który przyglądał mi się uważnie. Po czym zamieszał w kociołku
patrząc na jaskrawie fioletową barwę. Spojrzałam się z przerażeniem nie wiedząc
jak w ogóle tego dokonał.
Tak.
Odpisałam mu
krótko oddając kartkę. Snape usiadł za biurkiem głównie czepiając się Harry'ego
jak i Rona za ich eliksiry. Twarz Rona stała się purpurowa a ja mogłam jedynie
zgadywać zamiary rudzielca, który ewidentnie planował niecny plan na mistrza
Eliksirów. Podniosłam kartkę odwijając ją zaciekawiona owego pytania.
Zdaje sobie sprawę z tego, że będziesz
na mnie wściekła, czy nawet nie będziesz chciała ze mną rozmawiać. Jestem na to
przygotowany. W prawdę mówiąc nie sądziłem, że w ogóle ktoś by chciał się
przyjaźnić z kimś takim jak ja. Zauważyłem to już wcześniej, lecz obawiałem się
zapytać. Podczas ceremonii przedziału dostrzegłem, że unikasz tematu swojego
ojca, a dziś podczas rozmowy z Malfoyem powiedziałaś, że go nienawidzisz, więc
chciałem się zapytać.
Jakim potworem musi być twój ojciec
skoro tak mocno go nienawidzisz? Kim on był?
Przełknęłam
głośniej ślinę a skrawek papieru zaczął drżeć w moich rękach. Zamknęłam oczy.
Po kilku minutowej przerwie spojrzałam się na chłopaka widząc jak się wzdrygnął.
Pośpiesznie starłam łzę z policzków i wzięłam w dłoń pióro nabierając powietrza
w płuca. Zapisałam jedno słowo odrzucając papierek do przyjaciela.
Spoglądałam na
Neville ze strachem wymalowanym na twarzy. Serce coraz szybciej zaczęło
pompować krew. Delikatnie poluźniłam krawat czując ciężki uścisk. W dłoń
złapałam naszyjnik z małym flakonikiem. Każdy ruch
Neva był przeze mnie starannie obserwowany. Pulchny chłopiec, który właśnie
chciał dodać poćwiartowaną jaszczurkę odwinął kartkę czytając ją. Jego twarz
stała się blada jak ściana. Zawartość dłoni chłopaka z głośnym plasknięciem
wpadła do kociołka sprawiając wydobycie się ciemnego dymu. Neville delikatnie
spojrzał w moim kierunku z niedowierzaniem, strachem, bólem. Ciało chłopaka
nagle wbiło się w ścianę za jego plecami taranując ławkę Lawender i Dana, na co
refleks chłopaka był godny podziwów gdyż odskoczył na jednego ze ślizgonów
spoglądając na wbitego w ścianę Nevilla.
W klasie
zapadła głucha cisza. Nikt nie odzywał się starając się właśnie zrozumieć co
miało miejsce. Pierwszy, który niemal, że od razu zareagował był Snape, który
dosłownie przeleciał przez biurko i część Sali podbiegając do nieprzytomnego
chłopaka spoglądając na zakrwawioną twarz Neville. Oddech chłopaka był ciężki.
Widać było, że
cierpi.
- McGarden
posprzątaj ten bałagan. Koniec zajęć na dziś. Wasza praca domowa to napisać
wypracowanie na dwie rolki pergaminu na temat eliksirów leczniczych. –
Powiedział Snape biorąc Neville na ręce i znikając za drzwiami.
Dom węża zareagował
śmiechem. To było do przewidzenia. Jedyną osobą z tego domu, która się nie śmiała. To chłopak siedzący w rogu. Dracko spojrzał na unoszącą sie w powietrzu kartkę, która powoli opadła na fioletowy wywar. Chłopak przeniósł spojrzenie na mnie. odwróciłam wzrok zerkając na kartkę.
Mogłam jedynie odczytując trzy pierwsze litery.
Mogłam jedynie odczytując trzy pierwsze litery.
Vol...
Po czym całą
kartkę sprawiły płomienie. Wyciągnęłam drżącą ręką różdżkę i użyłam zaklęcia
czyszczącego pozbywając się tym samym wywaru jak i potłuczonego szkła.
Wszyscy
zdążyli już opuścić klasę natomiast ja usiadłam w jej szarym końce łapiąc się
za kolana chowając twarz. Po moich policzkach ciekły łzy.
Do dormitorium
wróciłam dopiero w czasie kolacji. Chodź na niej nie byłam. Weszłam bez życia
do pokoju wspólnego. Ciesząc się samotnością. Weszłam po schodach kierując się
do mojego pokoju kładąc się na łóżku spoglądając w sufit.
Po mojej
twarzy spływały łzy.
To tylko i wyłącznie moja wina. Nie powinnam była mu
odpowiadać na to pytanie. Jestem głupia łudząc się, że po tym wszystkim wciąż
będzie chciał być moim przyjaciele. Głupia. Inteligencją nie zabłysłam.
Co mi strzeliło do głowy by to pisać?
Zasłoniła twarz
zamykając oczy. Starałam się wyrzucić to wydarzenie z głowy. Drżącymi rękom
odkręciłam flakonik, który miałam od pani Pomfrey i kapnęłam przy kropelki na
język.
Zasypiając
przed oczami wciąż miałam obraz rannego, nieprzytomnego przyjaciela. Oraz
odpowiedz na jego pytanie. Małą karteczkę z napisem Voldemort, która znika w
ogniu.
- Przepraszam
Nev…. Wybacz mi- Wyszeptałam nim całkowicie zasnęłam zwinięta w kulkę. Kurczowo
trzymałam medalik.
Witam was
wszystkich serdecznie. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.
Gdy pisałam go
najbardziej szkoda mi się zrobiło Neville. Jak ja mogłam? No cóż musiałam.
Przepraszam, że
kazałam wam tak długo czekać.
Pracuje też nad
nowym opowiadaniem tym razem o Huncwotach.
Dodałam też pod
stronę „Prorok Codzienny” gdzie wszyscy chętni, którzy chcą otrzymać
informację na temat nowy rozdziałów mogą zostawić namiary.
|
Super. Świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńDziękuje. Wiele dla mnie znaczy że się komuś spodobało moje opowiadanie
UsuńZaciekawiła mnie ta notka, chyba zacznę czytać Twoje opowiadanie od początku. :)
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do nas, na historię Zakonu Feniksa okiem bohaterów starszego pokolenia.
http://qwertzxcvb.blog.pl/9-dorcas-moja-kolej/
Pozdrawiam i życzę weny! :)
Miło mi to słyszeć, że kogoś zaciekawił mój blog. Dziękuje. Z miłą przyjemnością zajrzę i przeczytam
UsuńKolejne świetny rozdział. Na prawdę cieszę się, że udało mi się trafić na ten blog i tu pozostać.
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na więcej!