Witam was ponownie. Jak widać udało mi się wyrobić i pojawia się kolejny rozdział. Mam nadzieję, iż wam się spodoba.
Arisa aa/ Lili
~^~^~
owa sytuacja sprzed kilku minut nie
powinna się nigdy wydarzyć. Nie powinnam była dać się tak łatwo sprowokować.
Tym bardziej jak znam go nie od dziś. Wiedziałam, że to kiedyś musiało się
wydarzyć.
Nie
dałam się mu sprowokować. Prawda jest inna. Ja… się bałam.
Tak bałam się. Wiedział więcej niż
bym tego chciała. Przychodząc do Hogwartu miałam nadzieję, że uda mi się ucięć
od tego.
Lecz czy to możliwe? Wątpię.
Przygryzłam wargę czując w ustach metaliczny posmak. Zamknęłam jedynie
oczy. Miałam zły humor. Jednak komuś
udało się popsuć mój piękny poranny nastrój. Oczywiście miałam ochotę wygarnąć
wszystko Malfoyowi. Ale cóż jeden szlaban w zupełności wystarczy. I to w dodatku pierwszy dzień szkoły.
Czy kiedyś to się stało? Chyba nie. Super.
Wbiłam widelec w kiełbaskę słysząc
podniecony głos jakiejś nieznajomej mi dziewczyny. Wiedziałam jedynie
oczywiście po barwach krawatu, że pochodziła z domu Lwa. I niewątpliwie miała
jakieś powiązania z bliźniakami.
- Fred!- Zawołała siadając koło
niego. Tak samo jak jej towarzysz. Ugryzłam kiełbaskę zamykając oczy.
Musisz
się uspokoić.
Pomyślałam motywując siebie w
myślach. Wypuściłam powietrze czując spojrzenia dwójki przyjaciół. Przez to
wszystko nawet nie zauważyłam ich przybycia.
Wiedziałam, czemu mi się tak przyglądali. Raczej spoglądali na czerwony
policzek. Nie rozumieli co mogło się przydarzyć w przeciągu kilku ostatnich
minut. A wydarzyło się wiele.
Malfoy, bójka, Malfoy, odebrane punkty,
Malfoy, Wściekły Snape, Malfoy, szlaban, Malfoy.
- Słyszałeś, że ktoś pobił się z
Malfoyem?- Zapytała dziewczyna. Zadrżałam zatrzymując kiełbaskę w powietrzu tuż
przy ustach. Moja głowa delikatnie zawisła. Szybko się rozniosło. Ale jak?
Mimo, że miałam zamknięte oczy mogłam się domyśleć jak owy bliźniak kiwnął jej
twierdząco głową.
- Tak.- Powiedział za niego George.
Kulturalnie pokazując na mnie palcem. Nabrałam powietrza w policzki. Znów w
przeciągu dwóch dni zwróciłam uwagę. Tym razem wolałam jednak zastać w cieniu.
- George czy ty właśnie pokazujesz
na mnie palcem?- Zapytałam podnosząc wzrok na jednego z bliźniaków, który
schował szybko ręce. Koło niego siedzieli już Angelina jak i Lee. Ci sami co
widziałam w pociągu w ich przedziale. Angelina uśmiechnęła się w moim kierunku.
Natomiast Lee wystawił kciuka na znak, że dobrze się spisałam. Wcale nie
podniosło mnie to na duchu.
- Tak. To ja się z nim pobiłam.-
Powiedziałam. Mimo, że nie musiałam. Dostrzegli bowiem zaczerwienienie na moim policzku,
które niezdarnie starałam się zasłonić włosami.
-Oj słyszeliście, że Malfoy dostał wciry.-
Powiedziała Lawender. Gryfonka z pierwszego roku. Nie podnosiłam głowy, aby na
nich spojrzeć. Postanowiłam jak najszybciej zjeść i udać się na zajęcia. Tak
było najlepiej.
- Od kogo.- Zdziwił się Harry.
- Mówią, że od pięcio metrowego
goryla.- Odpowiedział Ron, co wywołało u George napad niekontrolowanego
śmiechu. Spojrzałam po sobie przekręcając delikatnie głowę w bok.
Nie
ważne jakbym na siebie patrzała nie wyglądam jak goryl, a tym bardziej nie mam
pięciu metrów.
George
nie mógł opanować śmiechu trzymając się za brzuch. Co jakiś czas spoglądał na
mnie. Miałam zamknięte oczy oddychając ciężko.
- Oj widzicie McGonagall? Jest
wściekła.- Powiedział szeptem Neville. Zmierzała do naszego stołu. Miałam złe
przeczucia. Serce stanęło mi widząc przed oczami jastrzębia łapiącego swoją
ofiarę. Którą nie wątpliwie miałam być ja. Nie tylko uczniowie dowiedzieli się
w ekspresowym tempie o owym zdarzeniu, lecz i nauczyciele.
- McGarden proszę za mną.- Powiedziała.
Wzięłam posłusznie torbę posyłając mordercze spojrzenie w kierunku bliźniaków,
którzy nie dali rady opanować się i wybuchneli śmiechem. Hermiona pokręciła
jedynie przecząco głową, natomiast Neville uśmiechnął się chcąc dodać mi więcej
odwagi. Udałam się za profesor. Nie. Ja biegłam, aby dotrzymać jej kroku.
Kierowaliśmy się do sali Transmutacji. Gdy koło nas przeleciał Irytek rzucając
we mnie kredami schyliłam się łapiąc delikatnie za głowę starając się osłonić
przed niechcianym atakiem. Na co McGonagall
warknęła „ Wynocha Iryt”. Nie miała dobrego humoru Weszłam za nią do klasy.
- Wiesz dlaczego tu przyszłaś?-
Zapytała McGonagall zajmując miejsce za biurkiem. Podeszłam do niego
spoglądając na opiekuna.
- Przez wydarzenie z dzisiejszego
dnia.- Odpowiedziałam. Wiedziałam o co dokładnie jej chodziło.
- A dokładnie?- Kontynuowała.
Domyślałam się, że chciała usłyszeć to ode mnie. Wzięłam głęboki oddech
spoglądając na nią.
- O bójkę.
- Jestem zawieziona twoim
zachowaniem. Bójka? I to w pierwszy dzień. Gryfindor prowadzi się dobrze. –
Powiedziała w moim kierunku Profesor. Jedyne co mogłam zrobić w tej chwili to
spojrzeć na ziemię.
- Takie karygodne zachowanie musi
zostać ukarane.- Poinformowała. Spojrzałam na nią niczym rażona prądem.
- Profesor Snape ukarał już
Gryfindor odejmując piętnaście punktów oraz powiedział, że czekać będzie nas kara.-
Powiedziałam szybko by nie odebrała większej ilości punktów.
- Wiem o tym Panno McGarden. W tej
właśnie sprawie cię tu zawołałam.- Powiedziała patrząc w moim kierunku. Stałam
przed biurkiem czekając na werdykt.
- Razem z Profesor Snape doszliśmy
do wniosku, że najsprawiedliwiej będzie jak karę dla Pana Malfoya przydzielę
ja. Natomiast tobie…- Powiedziała notując coś. Przez chwile miałam wrażenie jak
moje płuca zapominały jak się oddycha.
- Profesor Snape.- Wyszeptałam cicho
blednąc na twarzy. Jestem trupem. McGonagall obserwowała mnie uważnie.
- Jeśli tak jest państwa decyzja.
Podejmę się kary.- Powiedziałam czując się winna tego wszystkiego. Nie chciałam
też jeszcze bardziej się narażać. Chodź zaczęłam uważać, że bardziej się nie
da. Od samego początku wiedziałam o tym, iż ta kara może być surowa, lecz nigdy
nie przepuszczałam czegoś takiego.
- Nie złościsz się.- Oznajmiła nie
opuszczając wzroku. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Czy to dziwne?- Zapytałam. Fakt
nie złościłam się. Teraz wiedziałam, że bo była i moja wina, więc czemu
miałabym być wściekła. Po drugie pan Lucjusz przyzwyczaił mnie do częstych kar.
Za wszystko. Może i to był powód mojego spokojnego podejścia.
- Uczniowie nie chętnie przyjmują
kary a tym bardziej od profesora Eliksirów.
- Zasłużyłam na karę. Dałam się
sprowokować. Mimo wszystko nie powinnam była dołączać do bójki. Co sprawiło, że
ucierpiał też Gryfindor. Jeśli Profesorowie uzgodnili, kto przydziela kary nie
mogę się kłócić. Chcę jedynie ją wykonać.- Mówiłam to ze wzrokiem wbitym w
ziemię. Profesor wypuściła powietrze.
- Dobrze. Cieszy mnie to, że
zrozumiałaś swój błąd. Lepiej późno niż wcale. I przypominasz mi Elisę. –
Powiedziała uśmiechając się delikatnie.
- Też była bardzo wyrozumiała.
Wspaniała cecha. –Powiedziała tak jakby sama do siebie
- Możesz odejść. Profesor Snape
poinformuje cię o twojej każe.- Powiedziała, gdy miałam już opuścić klasę.
Kiwnęłam w milczeniu głową. Dotarcie do wielkiej Sali zajęło mi kilka minut. Na
korytarzach mogłam jednak usłyszeć przyciszone głosy, które z ożywienie
dyskutowało o owym wydarzeniu. Do kolejnych zajęć zostało mi jeszcze prawie
półgodziny. Usiadłam kładąc głowę o blat stołu.
- Niech ten dzień się skończy.-
Wyszeptałam widząc pocieszającą minę Neville.
- Ktoś nam tu wymięka.- Powiedział
Fred klepiąc mnie po ramieniu i śmiejąc się, gdy zobaczyła jak staram się ukryć
twarz. Naprawdę nie byłam teraz w nastroju na żadne żarty. Myśl o tym, że karę
ma dać mi Snape.
- Dziś to katastrofa.- Powiedziałam
po chwili zerkając na niego. Trudno uwierzyć, że minęły dopiero cztery
lekcje.
- Oj dlaczego tak sądzisz?- Zdziwił
się Lee szczerząc do mnie zęby. Spojrzałam na kielich z wodą i upiłam odrobinę,
aby pozbyć się nieznośnej kluchy.
- Dlaczego? Pobiłam się z Malfoyem.
Straciłam piętnaście punktów dla Gryffindoru. Miałam rozmowę u McGonagall. Dziś
miałam dwie lekcje Historii Magii.- Wyliczałam. Nie zwracałam uwagi na
zdziwione twarze zgromadzonych wokół mnie ludzi.
- Mogło być gorzej.- Starał się mnie
pocieszyć Fred. A żeby tylko wiedział, że będzie gorzej. Nie mogło być lepiej.
Nie dziś.
- Ostatnie mam Eliksiry. A Profesor,
który ma przydzielać mi karę to właśnie Profesor Snape. Powiedziałam z udawanym
uśmiechem na twarzy. Chyba zrozumieli, bo się skrzywili.
- Uu.
- Współczuje.
- Nie miałabyś problemów gdybyś się
nie biła.- Przypomniał Ron złym głosem. Spojrzałam
w kierunku rudzielca podnosząc głowę. Jeszcze ten niech mnie dobije. Proszę bardzo. Pozwalam ci wbić sztylet w moje plecy. Doskonale to wiem. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Harry posłał w moim kierunku delikatny uśmiech.
w kierunku rudzielca podnosząc głowę. Jeszcze ten niech mnie dobije. Proszę bardzo. Pozwalam ci wbić sztylet w moje plecy. Doskonale to wiem. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Harry posłał w moim kierunku delikatny uśmiech.
- Dziś udało ci się zdobyć
dwadzieścia punktów. To też coś. – Powiedział Harry spoglądając na innych,
którzy przytaknęli twierdząco głową. .
- Po pierwsze Ron to nie ona
zaczęła. Fakt powiedziała, że matka Malfoya wyglądała jakby patelnią za młodu
obrywała. – Powiedział Fred na co wszyscy wybuchneli śmiechem. Prawdę mówiąc
nawet mnie się wymsknęło. Zasłoniłam ręką usta starając się powstrzymać.
- Ale to on wyskoczył do niej z
łapami.- Odsłonił mój prawy policzek.
- Wystarczy. – Powiedziałam i
pokręciłam głową tak by zasłonić zaczerwienienie.
- To prawda. Dałam mu się
sprowokować. To był błąd i mam za swoje. – Nie zamierzałam się z tym kłócić.
Wiedziałam to doskonale.
- On natomiast powiedział, że jest
tak samo zepsuta jak jej matka i ukrywa Fakty.- Dodał George. Poczułam silne i
nieprzyjemne ukucie w klatce piersiowej. Skrzywiłam się jedynie zamykają oczy.
Przygryzłam wargę.
- Zepsuta?- Zdziwiła się Hermiona
spoglądając w moim kierunku. Delikatnie odwróciłam wzrok. Nie chciałam by
dostrzegli łzy w moich oczach.
- Ukrywa Fakty.- Powiedział.
- Tak moja matka ukryła fakt…-
Powiedziałam. Zamknęłam oczy starając się powiedzieć coś więcej, ale nie
mogłam. Czułam w gardle gulę.
- Tu chodziło o sprawy … sama się
dowiedziałam od osób trzecich. To nie była przyjemna rozmowa.- Powiedziałam
czułam na sobie ciekawskie spojrzenia bliźniaków z resztą jak i pozostałych.
- Nie lubisz o tym mówić? – Zapytał
Fred. Przytaknęłam delikatnie.
- Tak. Nie lubię. – Opuściłam wzrok
podpierając się ręką. Chciałam z nimi porozmawiać. Z kimkolwiek, ale nie byłam
gotowa. Nie na tą rozmowę. Nie teraz.
- Może kiedyś wam powiem.- Powiedziałam
uśmiechając się blado.
- Ok. – Powiedzieli jednocześnie.
- Nao… Mówiłaś, że twoi rodzice byli
czarodziejami?- Usłyszałam głos Finnigan’a.
- Tak?- Wyszeptałam nie pewnie.
Przyglądałam się chłopakowi z uwagą. Po chwili na mojej twarzy zagościł ciepły
uśmiech.
- Z jakich domów pochodzili?-
Odezwał się ponowienie Finnigan.
- Mama była z Gryffindoru. –
Uśmiechnełam się na samą myśl. Byłam z tego taka dumna
- A twój…- urwał Finnigan
spoglądając za mnie. Jego mina zbiła mnie z pantałyku. Zmarszczyłam brwi
odwracając się by zobaczyć profesora Snape. We własnej osobie.
Wstałam. Nie musiał nic mówić.
Znałam powód jego przybycia. Zerknęłam jedynie na to jak pokazał głową bym
udała się za nim. Wykonałam polecenie. Po drodze słyszałam przyciszone szepty.
Pewnie kolejna głupia plotka powstała o mojej osobie. Tym razem kierowaliśmy
się do podziemi.
Ah
tak jedno z moich dzisiejszych marzeń udało mi się zrealizować. Zwiedzam zamek.
Nie tak jak tego chciała, ale zawsze mogło być gorzej.
Weszłam
za nim do sali od eliksirów. Skąd to wiem? Znajdowały się tam kociołki,
marynowane żaby, nietoperze i inne biedne stworzonka. Zatrzymałam się przy
biurku czekając. Milczałam.
- Jak wiesz mam przydzielić tobie
szlaban.- Postanowił w końcu się odezwać. Mimo tego nie patrzył w moim
kierunku. Może to i lepiej. Nie widział jak pobladłam na samą myśl o tym.
- Owszem.- Odpowiedziałam.
- Długo się nad tym zastanawiałem
Panno McGarden.- Powiedział jego ręce podpierały się właśnie łokciami o blat
stołu. Obserwował.
- Nie tak długo…- Wymamrotałam pod
nosem.
- Mówiłaś coś?- Odezwał się patrząc
się w moim kierunku.
- Ależ nie.- Powiedziałam
spoglądając w ziemię.
- Będzie trwał przez miesiąc.-
Powiedział nie patrząc się na mnie. Może to i lepiej zobaczyłby jak zaciskam
pięści.
- Miesiąc?- Wyszeptałam
zrezygnowana. Pięknie miesiąc wyjęty z życia. Nawet u Malfoyów tak długiej kary
nie miałam.
- Tak. Jeśli się nie podoba mogę dać
dwa.- Odezwał się Snape. Zamarłam wolałam nie pogarszać i tak złej już mojej
sytuacji.
- Przepraszam.- Powiedziałam
delikatnie skłaniając się.
- Będziesz przychodzić o 16 tutaj do
tej Sali. Każdego dnia. Sprzątała salę po zajęciach. Oraz w bibliotece.
- Rozumiem.
- Możesz odejść. - Wyszłam z Sali i wróciłam do wielkiej Sali.
Siedziały tam już tylko poszczególne osoby. Usiadłam koło Nevill’a.
Uśmiechnełam się blado biorąc bułkę i spokojnie ją gryząc. Hermiona natomiast
przyglądała mi się uważnie.
- Jak było?- Zapytał Neville. Widać
było po nim, że się martwił. Uśmiechnełam się przepraszająco.
- Nie tak źle. Nie martw się.-
Powiedziałam delikatnie klepiąc go po ramieniu. Mogłam dostrzec jak jego
niepokój ulatuje z niego. To dobrze.
- Na miesiąc dostałam szlaban. Będę
sprzątać salę jak i bibliotekę po zajęciach. – Powiedziałam spokojnym głosem.
Wciąż czułam na sobie spojrzenie Hermiony.
- Ale teraz chyba nic nie zepsuje mi
nastroju.- Powiedziałam Do nich delikatnie trącając dziewczynę ramieniem i
uśmiechając się w jej kierunku. Nie chciałam by się na mnie dąsała za coś
takiego. Moją uwagę jednak przykuła sowa
o brązowym upierzeniu. Z resztą nie tylko mnie. Każdy, kto został skierował
swój wzrok na osamotnionego ptaka.
- Poczta? Tak wcześnie?- Usłyszałam
głos jakiegoś puchon, który wstałby spojrzeć się przy kim wylądowała. Hermiona
jak i Neville skierowali się w moją stronę widząc jak ptak z gracją wylądował
na moim talerzu. Przy nóżce miała przywiązaną kopertę. Zamarłam.
To
pismo…
Odwróciłam
głowę kierując spojrzenie na szczerzącego się blondyna. Teraz wszystko jasne,
dlaczego został mimo skończonego posiłku.
- Ajć. - Sykałam, gdy to przeklęte
ptaszysko dziabło mnie w dłoń wyciągając nóżkę abym w końcu odwiązała
przesyłkę. Spojrzałam się na ptaka i odwiązałam list.
- Psik! Taki sam jak właściciel.-
Powiedziałam wstając od stołu i pokierowałam się do drzwi. Jak najszybciej
opuścić sale. W dłoniach wciąż ściskałam kopertę, która zmieniała swoją barwę.
- Zaczekaj na nas!- Zawołał za mną
Neville i podbiegł trochę niezdarnie. Hermiona dołączyła spoglądając na
kopertę. Nie tylko ona nasz towarzysz zrobił to samo.
- Nie przeczytasz?- Zapytał Neville.
Delikatnie zacisnęłam dłoń na liście.
- Nie muszę wiem co jest w nim
zawarte.- Odpowiedziałam jedynie idąc dalej przed siebie. Owa dwójka prawie za
mną biegła.
- Naprawdę?- Zdziwiła się Hermiona
unosząc jedną brew do góry. Delikatnie podniosłam kopertę ukazując im koślawy
napis.
Naomi McGarden
- Tak Hermiono znam ten charakter
pisma. Wiem, kto mi go wysłał. To ojciec Malfoya. Nawet ty możesz wywnioskować
co jest w nim zawarte.- Powiedziałam śmiejąc się. Przekręciłam głowę w bok
zamyślona. Teraz nie chciałam wracać na wakacje. Może powinnam uciec? To tylko
dwa miesiące?
Tak… nie wykonalne.
Pomyślałam spoglądając na towarzyszy,
którzy pogrążyli się w rozmowie. Cieszyłam się z jednej strony gdyż nie musiałam
odpowiadać aktualnie na żadne pytanie. A to mnie aktualnie najbardziej
cieszyło.
~^~^~
Lekcje zielarstwa odbywały się w
cieplarniach, które wyglądem przypominały szklarnie, które stoją przy szkole.
Studenci pierwszego roku, czyli mój rocznik miał dostąp tylko do pierwszej.
Natomiast pozostałe roczniki mogli korzystać z każdej. Zatrzymałam się przed
wejściem i udałam się za Neville'm zatrzymując się przy nim. Szklarnia
zapełniała się coraz bardziej, aż w końcu równo z dzwonkiem byli wszyscy
uczniowie.
Nauczycielka, która nauczała
Zielarstwa nazywała się Pomona Sprout była osobą niską, przysadzistą
czarownicą. Na głowie nosiła połataną tiarę. Jej szata była pobrudzona ziemią.
Można było dostrzec u niej zaniedbane paznokcie spowodowane ciągłą pracą z
magicznymi roślinami.
Już po pierwszych zajęciach można
było uznać ją za osobę pozytywnie nastawioną do życia. Podczas prowadzenia
lekcji często się uśmiechała. Była też surową osobą jeśli widziała taką
potrzebę goniła uczniów za złe wykonanie pracy, którą im przydzieliła. Tak
właśnie miał Malfoy, gdy wsypał nie tego nawozu co trzeba. Uśmiechnełam się
szerzej na widok jego skwaszonej miny. Cieszyłam się, że pracowałam z Neville’m,
ponieważ naprawdę był dobry z tego przedmiotu i dzięki niemu udało mi się
wykonać poprawnie zadanie. Neville o dziwo był bardzo dobry zielarstwa.
Tłumaczył mi dość wiele zagadnień. Pozostali byli dość zdziwieni, że dobrze mu
tak na nich szło. Notowałam to co mówił. Miałam przeczucie, że może mi się to
do czegoś przydać. Po zajęciach udałam się na drugie piętro.
Zajęcia z Obrony należały do jednych
z najciekawszych zajęć. Fakt nauczyciel obawiał się własnego cienia. Ale można
przyznać rację, że prowadził zajęcia w bardzo ciekawy sposób. Opowiadał właśnie
o olbrzymach, gdy mnie dostrzegł. Odskoczył na tyle nie fortunnie, iż
wywracając się przewrócił stos ksiąg. Skrzywiłam się. Tego jeszcze nie było.
Aby nauczyciel był przerażony widokiem zwykłego ucznia. .
- P…Panna McGarden… - Wyjąkał
profesor Quirrell. Spoglądając w moim kierunku z przerażeniem w oczach.
Większość uczniów nie omieszkała się powstrzymać i zareagowali na tę całą
sytuację śmiechem. Mnie wcale nie było do śmiechu. Poczerwieniałam na twarzy
schylając się pod stół tak by widać było jedynie mój czubek głowy. Hermiona,
Neville jak i dwójka nierozłącznych. Czyli Harry i Ron. Utkwili we mnie swoje
spojrzenia.
-
Tak…- Udało mi się wykrztusić. Chciałam zapaść się pod ziemię. Nie
spodziewałam się jednak takiej reakcji profesora.
- P… powiedz mi j.. jak odróżnisz
t…trolla od o…olbrzyma?- Zapytał. Usiadłam wyprostowana spoglądając po klasie,
którzy utkwili we mnie wzrok. Nabrałam powietrza odpowiadając na jego pytanie
na tyle ile pamiętałam z ksiąg. Mój
wzrok powędrował na uśmiechniętą, a zarazem przerażoną twarz Profesora.
- D…Dziesięć punktów o…otrzymuje
G…Gryfindor.- Powiedział. Po chwili milczenia cofnął się prawie zlatując z
podwyższenia. Zaczął kontynuować lekcję.
Oczywiście jak każdy nauczyciel zadał nam pracę domową pozwalając
opuścić jego sale. Mogłam dostrzec jak siada na krześle przykładając rękę do
serca oddychając z ulgą. Oczywiście dość duża część naśmiewała się z jego
jąkania się. Spojrzałam się na Rona i pokręciłam przecząco głową łapiąc
Hermione jak i Nevill’a za szatę i pociągnęłam za sobą.
Zostały nam tylko jedne zajęcia. I
to te, których najbardziej się obawiałam. Eliksiry. Nie miałam czasu jednak
ochłonąć po tym wszystkim. Pomyśleć. Przymknęłam oczy opierając się ścianę
przed salą. Krzyżując ręce na piersiach przymknęłam oczy. Banda Malfoya zdążyła
już dołączyć do nas. Ale nie tylko ja byłam w nie Humorze do rozmów. Dracko też
opierał się o ścianę w milczeniu. Nie omieszkał nawet wyzwać Hermiony ani
obrazić Harry’ego. Dość nie spotykanie zjawisko. Gdy rozległ się dzwonek Snape pojawił się
szybciej niż nie jeden duch otwierając drzwi. Nim zdążyliśmy porządnie zająć
miejsca już prowadził swój wkład. Opowiadał o zaletach umiejętności ważenia
eliksirów. Mimo że nie podnosił głosu potrafił zachować w klasie ciszę. Wolałam
nic nie mówić. Wyjęłam pióro spoglądając na Neville, który był najwyraźniej
wystraszony profesorem Snape.
To
było dość miła myśl, że nie tylko mnie profesor nie lubi. Ale bardziej ode mnie
chyba nie znosił Harry’ego Pottera. Któremu nie omieszkał się zadać parę pytań
związanych z eliksirami. Na szczęście znałam na nie odpowiedzi. Nie sądziłam,
że kiedyś nadejdzie dzień gdzie będę dziękowała panu Lucjuszowi jego
zachowania. Ale gdyby nie to nigdy nie otworzyłabym księgi eliksirów. A w tedy…
Zadrżałam.
Podczas tych zajęć dom Lwa zdążył
stracić piętnaście punktów. Nie przeze mnie tym razem. Pięć punktów stracił
Harry za nie odpowiedzenie na pytania Snape natomiast kolejne dziesięć stracił Neville
po tym jak dodał nie to co trzeba i jego wywar stał się mocno rżącą substancją.
Gdy wywalił mu się kociołek przypadkiem się oparzył przez co Finnigan musiał
zabrać go do skrzydła szpitalnego.
Resztę lekcji nikt nie ośmielił się odezwać. Podopieczni Lwa nie zamierzali narażać się na złość i brutalną zemstę mrocznego profesora. Natomiast Podopieczni węża czuli się całkowicie swobodnie.
Resztę lekcji nikt nie ośmielił się odezwać. Podopieczni Lwa nie zamierzali narażać się na złość i brutalną zemstę mrocznego profesora. Natomiast Podopieczni węża czuli się całkowicie swobodnie.
Gdy lekcja dobiegła końca Snape
zadał nam na następne zajęcia pracę na całe dwie rolki pergaminu. Delikatnie
złapałam się za głowę nie wiedząc jak sobie z tym poradzę. Nie wstawałam jednak
z miejsca. A gdy klasa całkowicie opustoszała ubrałam rękawice ze smoczej skóry
i zaczęłam pozbywać się mazi s posadzki Sali. Tocząc wojnę z przypalonymi
roztworami w kociołkach. Oczywiście tyczyło się to tylko kociołków z domu węża.
Snape w milczeniu coś notował. Najwyraźniej nie miał żadnych zastrzeżeń do tego
co i jak robiłam. Po dokładnym posprzątaniu kociołków i ustawieniu ich na
odpowiednim miejscu zabrałam się za układanie pustych słojów na pułkach. Miałam
nadzieje, że nie będzie kazał mi ich wszystkich polerować. Nie myślałam o
niczym innym jak tylko o najszybszym posprzątaniu Sali.
- Spieszy się gdzieś Panno
McGarden?- Zapytał znad książki, gdy stłukłam całkowicie przypadkiem jeden ze
słoi gdzie znajdowały się gałki oczne kameleona.
- Mówiąc szczerze.- Powiedziałam
spoglądając na potłuczone szkło.
- Chciałabym, aby moja odpowiedź
brzmiała nie.- Powiedziałam nie podnosząc wzroku. Po chwili zaczęłam zbierać
odłamki szkła.
- Lecz tak nie jest. – Powiedziałam
podchodząc do kosza z milczeniem wrzucając szkło do pojemnika.
- Panie Profesorze? Co mam zrobić z
oczami?- Zapytałam, gdy posprzątałam całą sale trzymając jedynie w dłoniach owe
narządy. Podeszłam do biurka, gdy ten wyciągnął rękę. Położyłam je na jego
dłoni odwróciłam się podchodząc do drzwi. Chciałam już opuścić salę.
- Jeszcze czeka cię biblioteka. –
Powiedział jakbym tego nie wiedziała. Oczywiście, że pamiętam to jasno i
wyraźnie. Kiwnęłam jedynie głową i pobiegłam w kierunku schodów. Po czym
zaczęłam błądzić po szkole w poszukiwaniu biblioteki. Gdy udało mi się tam
dostać było po kolacji. Oczywiście błądzenie po korytarzach zajęło mi tylko
dwie godziny. A mój brzuch zaczął wydawać niekontrolowane dźwięki. Przełknęłam
ślinę wchodząc do pomieszczenia.
- Dzień dobry.- Powiedziałam w
kierunku szczupłej bibliotekarki. I zamknęłam oczy. Widząc uradowaną kobietę
podbiegając do mnie.
- Więc to ty dziecinko masz pomóc w
porządkach. Profesor Snape mnie już o tym poinformował. Dobrze pora zaczynać
zważając na swój wiek musimy się wyrychtować z tym za nim będzie 21. Musisz
jeszcze wrócić do dormitorium. Szkoda by było jak byś miała mieć jeszcze jakieś
kłopoty- Powiedziała kobieta znikająca za regałami.
- Aktualnie wystarczy mi problemów.-
Powiedziałam i udałam się za kobietą. Moim zadaniem było układanie ksiąg w
odpowiednich działach. Niektóre były na tyle miłe, że same się układała.
Natomiast niektóre były nie znośne uciekały po całej bibliotece, uderzały czy
nawet upadały na głowę.
Po dość długim siłowaniu się z jedną
z ksiąg dostrzegłam dziewczynkę siedzącą przy jednym z podłużnych stołów.
Maczała właśnie pióro w atramencie by zacząć pisać coś na pergaminie. Miała
śliczne rude włosy. Kojarzyły mi się z marchewkami. Cicho się zaśmiałam i w
ostatniej chwili ukryłam się za regałem, gdy dziewczyna odwróciła się by
zobaczyć kto to. Kucnęłam spoglądając na nią. Miała szarawe oczy. Po szacie
można było wywnioskować, iż była z Ravenclow. Po chwili gdy usłyszała czyjś
głos zamknęła księgę i spakowała ją do torby wybiegając z biblioteki. Właśnie w
tym momencie, gdy chciałam podejść i porozmawiać.
- Auu!- Krzyknąłem gdy po raz któryś
z kolei księga magicznych wywarów. Uderzyła mnie w tył głowy. Spojrzałam się na
nią i uderzyłam ją tak by upadła na kamienną posadzkę po czym złapałam ją
walcząc z nią.
~^~^~
Siedziałam w pokoju wspólnym przy
rozpalonym kominku odrabiając zadane nam prace w milczeniu. Przeciągałam się.
Jednak po chwili skrzywiłam się łapiąc się za brzuch.
- Umieram z głodu. - Wyszeptałam sądząc, że nikogo nie było.
- Fred słyszałeś to czy to
wybuchający kociołek?- Zaśmiał się George podchodząc do mnie i czochrając
włosy. Nie miałam sił, aby się z nimi droczyć. Spojrzałam się jedynie na nich.
- Oj młoda co jest?- Zdziwił się
Fred. Odłożyłam pióro podnosząc głowę do góry.
- Umieram z głodu.
- Nie było cię na kolacji?
- Przestańcie mnie denerwować bardziej
niż jestem. Niby kiedy. Szlaban odrabiałam. – Przypomniałam im. Pokazując na prace,
które udało mi się zrobić. Oczywiście były to Transmutacja, OPCM oraz po części
Eliksiry. Siedziałam w fotelu ze spojrzeniem utkwionym w płomienia. Mimo tego
bliźniacy mogli dostrzec na mojej twarzy smutek.
- Oj nie smuć się. Od jednego
szlabanu życie nie traci sensu. – Powiedział Fred.
- Bież przykład z nas.- Dodał George
opierając się o brat.
- Fred, George co tu kombinujecie?-
Usłyszeliśmy głos starszego z braci. Spojrzałam się na Percy’ego, który stał u
szczytu schodów.
- Jest już pierwsza powinniście
kłaść się spać.- Dodał. Dopiero teraz dostrzegł moją osobę.
- Nao coś się stało. Jesteś smutna.
Czy zrobili coś złego. Fred… George tłumaczyć się albo mama z was t wyciągnie.-
Powiedział zdenerwowany już Percy.
- Nic się nie stało Percy. Nie
jestem smutna. Jedynie zmęczona. – Powiedziałam pakując swoje rzeczy po czym
zaczęłam wchodzić po schodach kierując się do dormitorium dziewcząt.
- Oj Nao… Masz. Jeszcze nam z głodu
umrzesz.- Zawołał Fred rzucając coś. Złapałam w locie bułkę i uśmiechnęłam się.
- Dzięki ratujesz mi życie.
–Powiedziałam i znikłam w ciemnym korytarzu. Otworzyłam drzwi spoglądając na
śpiące lokatorki i sama przyszykowałam się do snu. Po czym położyłam się
pogrążając się w ramionach morfeusza.
Tytuł opowiadania: „Inside the
Hogward you can find my world ”
Tytuł rozdziału:, 05: „Smutek najłatwiej wytłumaczyć zmęczeniem” :05”
Ilość stron: 11 stron
Tytuł rozdziału:, 05: „Smutek najłatwiej wytłumaczyć zmęczeniem” :05”
Ilość stron: 11 stron