Dzisiejszej
nocy miałam problemy z zaśnięciem. Może powodem było wyczekiwany od tygodni
upragniony dzień. Który miał być właśnie dziś. Dzisiejszego popołudnia udam się
na ulicę Pokontną, gdzie będę mogła
zakupić potrzebne rzeczy do rozpoczęcia roku w szkole. Na ten dzień
wyczekiwałam od bardzo dawna. Gdy tylko moja stopa przekroczyła próg tego domu.
Moim jedynym marzeniem było udać się do tej szkoły.
Aż w końcu
się doczekałam. I od pierwszego września będę mieć święty spokój. Przez
dziesięć długich miesięcy. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Przekręciłam się na łóżku tak aby móc spojrzeć po pomieszczeniu w jakim
aktualnie się znajdowałam.
Pokój
ten był dość dużych rozmiarów. Ściany
były koloru brzoskwiniowego bądź łososiowego , a w nie których miejscach
namalowane były kontury kwiatów - Lili.
Naprzeciwko drewnianych drzwi znajdowało się duże łóżko. Na którym teraz leżałam. Koło łóżka znajdowały się dwie małe szafki
nocne, koloru ciemnego brązu - Dębowe. Natomiast na nich stały lampki dzięki którym można było studiować w
nocy księgi. Po prawej stronie od drzwi znajdowała się komoda z moimi
ubraniami. Owa komoda była z tego samego drewna co pozostałe meble w tym
pokoju. Na niej znajdowały się ramki ze
zdjęciami. Na większości z nich była kobieta o niebieskich oczach na rękach
miała dziewczynkę o kruczoczarnych włosach i tak samo intensywnych oczach jak
ona. Kobieta szeptała coś do ucha dziewczynki pokazując palcem przed siebie.
Naprzeciw komody znajdowało się biurko. Na którym był porządek. Znajdowało się
na nim kilka ksiąg. Zwinięte
pergaminy, atrament i pióro. Obok biurka
było okno ukazujące widoki na podwórko. Koło komody znajdowały się jeszcze jedne
drzwi prowadzące do mojej łazienki.
Wstałam z
łóżka i powolnym krokiem skierowałam się do komody. Wyjmując z niej ciemną spódniczkę do połowy ud. Czarne
długie za kolana skarpetki. Oraz białą koszulkę. Kolejnym wybranym przez siebie
kierunkiem były drzwi do łazienki.
Weszłam spokojnie do owego pomieszczenia. Łazienka okazała się średnich rozmiarów. Delikatnie
błękitne kafelki ułożone były w kształt fal. Duża wanna, umywalka nad którą
znajdowało się lustro. Nie miałam czasu
do stracenia. Im szybciej udam się tam tym prędzej uwolnię się od tych ludzi.
Nawet na odrobinkę. Nie prosiłam o wiele. Nawet o wiele nie marzyłam. Gdy
wzięłam szybką kąpiel, ubrałam, uczesałam mogłam spokojnie wyjść z łazienki.
Przed wyjściem spojrzałam w odbicie lustrzane.
Byłam
dziewczyną o kruczoczarnych włosach, falowany. Grzywkę miałam ściętą delikatnie
na bok. Widać było tylko jedno oko koloru intensywnego błękitu. Drobnej budowy.
na szyi miałam serduszko. Delikatnie poprawiłam jeszcze koszulkę. I udałam się do pokoju. Spoglądając
na nie proszonego gościa leżącego na moim łóżku.
- Nikt nie nauczył ciebie jak się puka?- Zapytałam chłopca o
dość jasnych blond włosach i czarnych oczach. Był chłopcem o szczupłej budowie
i na swój wiek dość wysoki.
- Idziemy już. Miałem cię zawołać.- Odpowiedział chłopiec
gryząc jabłko. Spoglądał w moim kierunku z drwiącym uśmiechem na twarzy.
Owy chłopiec nazywał się Draco Malfoy i był
jedynym synem Lucjusza i Narcyzy Malfoy. Aktualnie zalegałam w jednym z pokoi
należących do ich posiadłości. Lecz wnioskuje, że lepszym miejscem było by
nawet spanie pod mostem niż w tym miejscu. Mimo moich sprzeciwów
zamieszkałam tutaj i tak zostało.
Zamknęłam drzwi od łazienki i wzięłam listę potrzebnych rzeczy. Podeszłam do
niego.
- Mimo to nie upoważniłam
cię do tego byś właził tu bez pukania.- Powiedziałam wychodząc do
salonu. Moje spojrzenie utkwiło w
wysokim, szczupłym mężczyźnie. Tak samo jak Draco miał włosy podchodzące pod
biały kolor. W ręku miał laskę.
- W Końcu zaszczyciłaś nas swoją obecnością Naomi.- Zwrócił
się w moim kierunku. Uniosłam delikatnie jedną brew do góry spoglądając na niego.
- Niech mi pan uwierzy, że gdyby nie te zakupy wciąż bym
siedziała w czterech ścianach.- Powiedziałam Wchodząc bardziej do salonu. Szłam za chłopcem który był w moim
wieku. Karzeł, blondas, mądry inaczej.
Wiele miałam Zwrotów określających go. Ale mało kiedy ich używałam. Zatrzymałam
się dopiero przy kominku w salonie.
Salon
znajdował się tuż obok jadalni. Był jasnych kolorów. Można przyznać że barwy
idealnie się ze sobą komponowały. Naprzeciwko kominka stała duża sofa oraz
stolik na którym znajdowała się poranna gazeta. Wzięłam w dłonie odrobinę
zielonego proszku spoglądając się na moją „Zastępczą rodzinę” i pokręciłam
nieznacznie głową.
Świat mnie nienawidzi. Jeśli każą mi się z nimi użerać.
Pomyślałam.
Po chwili podniosłam nie znacznie rękę gotowa do rzucenia proszkiem pod swoje
stopy. wchodząc do kominka.
- Masz zaczekać na nas.- powiedział Lucjusz – Ojciec Dracko
oraz aktualny mój opiekun.
- Jeszcze czego.- Powiedziałam spoglądając na nich.
- Ulica Pokątna.- Dodałam pośpiesznie nim zdążył mnie złapać . Rzuciłam proszkiem o ziemię pod swoimi
nogami. Znikając w zielonych
płomieniach. Podróż ta nie należała do najprzyjemniejszych. Nie przyjemne
szarpnięcie w żołądku. I po chwili wylądowałam
w kominku znajdującym się na ulicy pokątnej. Rozejrzałam się wokoło
siebie i ruszyłam im szybciej tym lepiej. Nie ma mowy bym się z nimi użerała.
Zrobię zakupy i tu przyjdę. Może poznam kogoś normalnego. Pierwszym
przystankiem był bank Gringota, który należał do Goblinów. Tam były ulokowane
pieniądze mojej matki która pozostawiła mi je. Do tarcie do niego nie zajęło mi
wiele czasu. Budynek wyglądał jakby miał się zaraz zawalić. Weszłam do środka dość krzywego budynku
przechodząc przez marmurowy korytarz i prosząc o wejście do krypty 690 podając
mały złoty kluczyk. Po czym udałam się za jednym z Goblinów, który poprowadził mnie do owej krypty
wybrałam z niej pieniądze na książki i potrzebne rzeczy i tak aby zostało coś
jeszcze. Po nie całych piętnastu minutach opuściłam bank dziękując przyjaźnie
Kolejnym moim
przestankiem była Madam Malkin. Wyszłam
i udałam się do Madame Malkin po szatę. Uśmiechnęłam się w głębi serca. Weszłam do budynku nad którym widniał wielki
szyld
MADAM MALKIM SZATY NA KAŻDĄ OKAZJĘ.
MADAM MALKIM SZATY NA KAŻDĄ OKAZJĘ.
W środku
znajdowała się starsza pani z jakimś chłopcem. Widać było jak jest dumna
natomiast chłopiec wydawał się być tym faktem przerażony. Zaczęłam się
zastanawiać czy przerażał go widok starszej pani czy to że stoi na chwiejącym
się stołku. Wolałam nie wnikać.
- Dzień dobry słoneczko ty też wybierasz się do Hogwartu?-
Zapyta Przysadzista kobieta ubrana w fiołkowo różową szatę. zmarszczyłam brwi.
- Tak.- Wyszeptałam gdy poczułam delikatnie szarpnięcie.
- Doskonale już wiem po co przyszłaś. Wejdź na stolik zaraz
się tobą zajmę.- Powiedziała z uśmiechem Madam Malkin.
- Też idziesz do Hogwartu?- Zapytałam się chłopca, który
miał kruczoczarne włosy i był troszeczkę przy kości. Nie licząc tego że
wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Uśmiechnęłam się delikatni i
przyjaźnie. Nie zamierzałam nikogo straszyć.
- Tak.- odpowiedział trochę zmartwiony tym faktem.
- Jestem Naomi McGarden.- Przedstawiłam się wyciągając do
niego rękę z uśmiechem na twarzy.
- N...Neville L...Logbotom.- wyszeptał chłopak, ale uścisnął
mi dłoń.
- Mam nadzieje, że trafimy do tego samego domu.- powiedział
z uśmiechem na twarzy. i wyszedł za swoją babcią. Spojrzałam na Madam, która
właśnie kończyła pakowanie moich rzeczy.
- Proszę twoje rzeczy.- powiedziała podając mi pakunek.
- Dziękuje.- Odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
Zapłaciłam za to wszystko wychodząc. Potem udałam się do księgarni aby zakupić
potrzebne mi księgi. Weszłam do środka starego, dużego budynku gdzie było wiele
regałów z księgami ustawionymi wzdłuż wejścia.
Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Powolnym krokiem chodziłam między
regałami wybierając księgi potrzebne do szkoły. Oraz kilka aby poszerzyć swoją
aktualną wiedzę. Gdy wybrałam to co miałam na liście udałam się do lady. Kładąc
na nią stos ksiąg. Po czym skreśliłam z listy to co miałam już zakupione.
Uśmiechnęłam się delikatnie do
sprzedawcy płacą i idąc dalej spoglądałam na kartkę.
- Potrzebuje jeszcze kociołka, różdżki, zestaw szklanych
bądź kryształowych fiolek, teleskop, miedzianą wagę z odważnikami.- Wyliczałam
spokojnie na palcach prawej dłoni. Nie zwracając zbytnio uwagi na swoje
otoczenie. Mogłam dostrzec kątem oka delikatne rude… nie to bardziej
przypominało mi pomarańczowy… jasny kolor włosów po czym właścicielka znikła za
budynkami.
Kierowałam
swoje kroki do odpowiednich sklepów mijając dużo liczbę ludzi. Jedni z podnieceniem pokazywali
palcami latając sowy, magiczne pomieszczenia nie dowierzając własnym oczom.
Inni natomiast rozmawiali do jakich domów trafią.
Pozostała
mi tylko jedna rzecz. Różdżka... .
Łup.
Rozniósł
się Dogłos uderzenia. Zachwiałam się upadając na ziemię. Nie zauważyłam
wychodzącego ze sklepu z miotłami chłopaka. I na niego wpadłam. Co ze mnie za
niezdara.
- Najmocniej przeprasza zagapiłam się.- powiedziałam cicho.
Kucając spokojnie zbierałam z ziemi książki. Nie podnosząc wzroku. Chłopak na
którego przypadkiem wpadłam kucnęła
pomagając mi przy tym. To było nawet miłe. Przy Malfoyach mogłam
pomarzyć o takie zachowanie.
- Nowa do Hogwartu?- Zapytał. Podniosłam wzrok spoglądając
na chłopaka o brązowych włosa i takich samych oczach. Szaty jakie miał pokazywały że należał
Haffelpuf.
- Az tak to widać?- Zapytałam z uśmiechem na twarzy.
- Odrobinę. Jestem Cedrik Digory. - Przedstawił się po czym
pomógł mi wstać. Uśmiechał się szeroko. Otrzepałam się z kurzu zerkając w jego
kierunku.
- Ja jestem Naomi McGarden.- Przedstawiłam się spokojnie
prostując.
-Kupowałaś już różdżkę?- Zapytał Cedrik spoglądając w moim kierunku.
Zamyśliłam się na chwilę. To był mój kolejny cel. Ale przyznam szczerzę nie
miałam pojęcia do kogo się udać.
- Jeszcze nie miałam okazji.
- Ach tak! To pozwól polecić sklep Olivander’a. Jest lekko stuknięty lecz różdżki ma
najlepsze sam kupowałem.- powiedział mi na ucho.
- Rozumiem na pewno tam zajrzę.- powiedziałam.
- Dziękuje i do zobaczenia.- Powiedziałam z uśmiechem i
udałam się w wskazane przez chłopaka miejsce.
Olivander
ma najlepsze?. Więc udamy się tam.
Spojrzałam
na mały sklepik. I weszłam do środka rozglądając się po pomieszczeniu. Nie
zdążyłam nic jeszcze powiedzieć, a miarka zaczęła mnie mierzyć. Zmierzyłam ją wzrokiem po czym
utkwiłam spojrzenie w mężczyźnie szukającym czegoś na półkach
. - Aa!- Rozniósł się donośny głos
mężczyzny który dosłownie w ułamku sekundy znalazł się obok mnie i zaczął
spisywać wymiary jakie pokazywała mu miarka.
- Pani Naomi w końcu do mnie
przybyła. Miałem nadzieje natrafić na panią. Jest pani tak podobna do
swojej matki Elisy. Pani Matka była bardzo utalentowana i dość miła. Oczywiście
patrząc na jej pochodzenie. Wie pani o co mi chodzi. Jej różdżka to czternaście cala. Z rogu
jednorożca. Duża moc.- powiedział Olivander. Cedrik miał racje mówiąc mi, że
jest on stuknięty.
- Prawda.- Potwierdziłam z uśmiechem na twarzy.
- Słyszałem że zmarła kilka lat temu. Szkoda.- Powiedział
smutny Podając mi do ręki różdżkę.
- Wiem.- powiedziałam biorąc ją do ręki.
- Wystarczy tych wspominek teraz pora dobrać różdżkę dla
pani. Ta nie.- powiedział zabierając mi ją z ręki nim zdążyłam cokolwiek
zrobić. Spojrzałam na niego zdziwiona,
lecz nic się nie odzywałam biorąc kolejną i kolejna różdżkę.
- Dziewięć i pół cala. Cis. Z drewna brzozowego. nie? Jednak
to nie tej różdżki szukamy. - Powiedział zabierając ją z mojej ręki i od razu
podał mi kolejną.
-Dwanaście i pół cala. Serce smoka i pióro Feniksa. och tak…
tak.- wyszeptał spoglądając na mnie.
Trzymałam
różdżkę w dłoni czując przyjemne uczucie. Ciepło przechodzące od koniuszków
palców rozchodziło się po całym ciele.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Proszę mi ją pokazać zapakuje ją.- powiedział spokojnym głosem
po czym podał mi pojemnik. Zapłaciłam i przyjaźnie się pożegnałam z nim
wychodząc na ulicę.
Świetnie mam już wszystko. Mogę już
wracać. Rozglądałam się w około.
Może sobie kupię sowę? W końcu mogę mieć jedno zwierzę. Więc
czemu by nie.
Pomyślałam
kierując swoje kroki w kierunku sowiarni. Po czym weszłam do środka rozglądając
się po jego wnętrzu. Otaczało mnie wiele śpiących zwierząt. Musiały przywyknąć
do wchodzących ludzi gdyż nawet nie zareagowali gdy weszłam do środka.
Ja wybrałam sowę. O czarnym upierzeniu, lecz
na skrzydłach miała gdzie nie gdzie białe prążki. Zapłaciłam za nią i wzięłam
klatkę. Udałam się do budynku z jakiego
wyszłam na jego parapecie siedział Draco. Wyglądał na takiego który na coś czekał.
Gdy mnie dostrzegł zeskoczył z niego z drwiącym uśmiechem na twarzy.
- W końcu wróciłaś.
Mój ojciec jest mocno wkurzony na ciebie za to że się oddaliłaś.-
Powiedział Drako siedzący na parapecie budynku z którego wyszłam gdy dotarłam
na tą ulicę.
- Nie mam pięciu lat by prowadził mnie za rączkę Malfoy.-
Powiedziałam wchodząc do budynku. Dostrzegając wściekły wyraz Lucjusza. No
świetnie. Lepiej być nie mogło.
- Draco idziesz pierwszy, a ty Naomi. Mam z tobą do
pogadania.- Powiedział kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Teraz się zacznie.- Powiedziałam podchodząc do niego.
- Mówiłem wyraźnie, że miałaś na nas zaczekać. A ty co?-
Powiedział czerwony z wściekłości.
- Nie jest pan moim rodzicem, a jak widać sama załatwiłam
swoje sprawy nie potrzebując ochrony. - powiedziałam wchodząc do kominka. Wzięłam
proszek i powiedziałam „Rezydencja Malfoy” i rzuciłam proszkiem pod nogi. Po
chwili te same nieprzyjemne uczucie. Tylko że gdy pojawiłam się w kominie
przywitał mnie znienawidzony dom. Wypuściłam powietrze i udałam się powoli do
pokoju. Zaniosłam tam kupione rzeczy i usiadłam na łóżku. Zdążyłam spakować to
co nie było mi teraz potrzebne. Księgi położyłam na łóżku aby później je
przejrzeć. Nie miałam pojęcia ile czasu
mi to zajęło. Gdy w końcu rozniósł się krzyk Lucjusza.
- NAOMI NA DÓŁ!-
Usłyszałam. Spojrzałam na drzwi. Sądziłam iż przeszło mu to że udałam się na
zakupy sama. Wstałam i udałam się do
salonu. Schodząc po schodach dostrzegłam stojących przy wejściu jednego z
goryli Dracona. To nie zapowiadało miłej rozmowy. Był to dość otyły dzieciak który
wiecznie coś jadł. Nie znosiłam go. Mało kogo lubiłam z otoczenia Malfoyów. Nie
ma nikogo kogo bym lubiła. Owy dzieciak nazywał się Vincenty Crab.
- Słyszałem że rozmawiałaś z dzieciakami mugoli. Czy to
prawda?- Zapytał Lucjusz stojąc z założonymi na klatce rękma. Spojrzałam się w
jego kierunku.
Czy z nimi rozmawiałam? Nie wiem.
Nie
spuszczałam z niego wzroku. Oddychałam spokojnie. Po czym jednak oparłam rękę o
biodro spoglądając na mężczyznę pewnym spojrzeniem.
- Nawet jeśli? To co? -Powiedziałam nie podzielałam jego poglądu. Nie wdziałam
nic złego w zadawaniu się z mugolami czy ich dziećmi.
- Osobie takiej jak ty nie przystoi zadawać się z brudasami
krwi czy szlamami. Ile razu mam ci to jeszcze tłumaczyć?
- Słucham? – Powiedziałam bliska śmiechu. Zasłoniłam
delikatnie usta by nie zaśmiać się naprawdę.
- To ja ocenię z kim warto się zadawać a z kim nie. Pan nie
jest moim rodzicem. Więc proszę nie wtykać nosa w nie swoje sprawy.-
Powiedziałam. Odchyliłam gwałtownie głowę w bok spoglądając na ziemię. Na
prawym policzku czułam mocne pieczenie oraz ból na dolnej wardze, metaliczny
posmak który dostał się do moich ust spływał delikatnie z kącika moich warg
plamiąc koszulkę na czerwono. Spojrzałam
na wyciągniętą dłoń Lucjusza. Po chwili dotknęłam zapewne czerwonego od
uderzenia policzka. Draco oraz Crab zaśmiali się z całej tej sytuacji stojąc w
kącie.
- Żeby mi się to więcej nie powtórzyło. Mam znów utemperować
tobie i język? Jak widać bez tego się nie da.- powiedział Lucjusz widocznie
wściekły za moje słowa. Mimo to nie widziałam w nich nic złego.
- Wątpię by to podziałało- Powiedziała z zamkniętymi
oczami Narcyza- matka Draco. Starała się
uspokoić męża. Prychnęłam odwracając wzrok w bok.
- Moim zdaniem dzieci
mugoli wcale nie powinno przyjmować do szkoły. Tylko brudzą dobre imię i krew
czystych czarodziej.- powiedział ojciec Craba. Znów się zaczynało. Zmarszczyłam
brwi. Zastanawiałam się kto im takie pranie mózgu zrobił. Mówią że głupota nie
boli w pewnych przypadkach powinna.
- Podzielam twoje zdanie przyjacielu. Draco wiem że trafisz
do Shlitherinu- Powiedział Lucjusz spoglądając w moim kierunku. Wiedziałam co
zamierzał powiedzieć i wcale mi się to nie podobało.
- Na mnie nie patrz nie zamierzam trafić do TEGO domu.-
Powiedziałam i gwałtownie oddaliłam się na bezpieczną odległość.
- Nie zamierzam być w tym domu. Wole każdy dom byle nie
Shlitherin.- powiedziałam i szybko wbiegłam po schodach z ledwością wyrabiając na zakręcie. Wpadłam
do pokoju zamykając drzwi tuż przy twarzy Lucjusza. Było słychać huk nie
wiedziałam czy po tym jak wpadł na nie czy po uderzeniu z pięści.
- Nie waż mi się stamtąd wychodzić.- Warknął Lucjusz po czym
oddalił się od drzwi. Wolałam nie sprawdzać czy jest za drzwiami. Wolałam
siedzieć tu w pokoju gdzie nie groziło mi ani ich towarzystwo a tym bardziej
pranie mózgu. Mania na temat czystości
krwi. Brednie. Bzdury. Ten temat bowiem był najczęstszym tematem ich rozmów.
Każdy z Shlitherinu taki właśnie był.
Miałam nadzieje... Nie ja nie chciałam tam trafić. Wszędzie lepiej niż
tam.
Usiadłam
na łóżku biorąc pierwszą księgę. Była to księga zaklęć. Otworzyłam ją na spis
treści czytając jakie w tym roku czekały mnie zaklęcia. A były to między innymi Lumus, Reparo,
Diffindo, Incendio, Alahamora, Wingardium Leviosa, Coloportus. Delikatnie
przewertowałam książkę wdychając przemiły zapach nowych książek. Uważałam że
każda ma specyficzny dla siebie zapach. Uwielbiałam go.
- A więc od czego by tu zacząć?- Powiedziałam kładąc się na
brzuchu. Spoglądałam na księgę z uśmiechem na twarz. Starałam się wypróbować
kilka z nich. Między innymi zaklęcie o nazwie Lumos, które sprawiało, że
końcówka różdżki świeciła się. Oczywiście pierwsze próby nie wyszły mi. Mimo
tego nie poddawałam się. Bez pracy nie ma kołaczy..
- Znów będzie pełno
szlam w Hogwardzie.- powiedział ktoś z dołu. Prychałam cicho skupiając się na
zaklęciu.
- Gdyby był Czarny pan to...- Spojrzałam na zamknięte drzwi.
W dzień w dzień to samo ta sama głupia gadka o czystości krwi. Nie dawało się
już tego wysłuchiwać.
- Lumos- Powiedziałam robiąc pętelkę od lewej strony do
prawej w odpowiedzi na to moja różdżka
zaświeciła się rozjaśniając już ciemny pokój.
- Udało mi się!- Zawołam szczęśliwa. Teraz pytanie jak
sprawić aby zgasła. Wertowałam księgę w odpowiedzi na to pytanie.
- Teraz jak je zgasić?
Hmm. Przeciwnym zaklęciem do
Lumos jest Nox.- Powiedziałam spoglądając na swoją różdżkę.
- Nox. – Powiedziałam. Spoglądając jak zgasło niebieskie światło. Po tym
poczytałam trochę innych zaklęć.
Najbardziej spodobało mi się zaklęcie Alahamora teraz będę mogła wyjść
nawet gdy znów mnie zamkną. Czy Vilgardium Leviosa. Oczywiście podręcznik do
eliksirów zawierał dość trudne spisy, formułki oraz inne rzeczy. Ale mogłam
stwierdzić to że będzie jeden z najtrudniejszych przedmiotów. Obrona przed
czarną magią... Mh... Będzie należeć do najlepszych przedmiotów oraz astronomia
czy transmutacja. Ostatnią księgą jaką
pamiętam należała do Eliksirów.
Obudził mnie łoskot do drzwi. Nawet nie
pamiętałam kiedy zasnęłam. Spojrzałam się na pogięte kardki na których spałam.
Przetarłam oczy.
- Ile mamy ciebie wołać.- Powiedziała pani Narcyza.
Przetarłam ponownie oczy wstając z łóżka ubrałam się w spodenki i koszulkę po czym zeszłam na dół od niechcenia. Sądząc po ich minach to nie wyglądałam zbyt dobrze.
Zmarszczyłam brwi zastanawiając się czy te uderzenie było na tyle silne aby
podbić mi oko.
- O której wstałaś?- Zdziwił się Draco widząc nie ład na
mojej głowie.
- Teraz.- powiedziałam siadając przy stole w jadalni. Moje
spojrzenie utkwiło w jedzeniu które było na stole.
- A zasnęłaś?- Zapytał po raz kolejny wzruszyłam jedynie
ramionami. Nie miałam pojęcia kiedy mi się zdarzyło zmrużyć oczy. Wątpiłam by
to był sen.
- Przeglądałam podręczniki do szkoły.- powiedziałam
spoglądając na nich czując ze coś by palnęli głupiego.
- Zasnęłam gdy kończyłam przeglądać podręcznik do
eliksirów.- Dodałam biorąc w dłonie bułkę i ją powoli jedząc.
- Chciało ci się?- Zdziwił się Draco. Nie odezwałam się.
Moją odpowiedzią było by. "Lepsze to niż przebywanie w waszym
towarzystwie" po namyśle stwierdziłam że lepiej przemilczeć to.
- Wolę wiedzieć czego będą mnie uczyć.- Odpowiedziałam na
pytanie Dracona z uśmiechem na twarzy. Czułam na sobie spojrzenie jego ojca.
Przetarłam delikatnie twarz. Bolała mnie głowa od niewyspania . Po śniadaniu
czmychnęłam szybciej do pokoju by nie
słuchać ich debaty na temat mugoli, dzieci mugoli, o sporcie.
I tak
właśnie mijał mi sierpień.
Wstawanie, śniadanie, pokój, księgi, obiad, pokój, sowa,
księgi, kolacja, pokój, kąpiel, sowa, księgi,
spanie.
Po
przestudiowaniu księgi do transmutacji mogłam stwierdzić że ten przedmiot
należał do jednych z najciekawszych przedmiotów.
~#~
31
Sierpina… Wyczekiwany dzień od dobrych kilku tygodni. Wstałam dość wcześnie aby
móc sprawdzić czy wszystko jest spakowanie. Przyszykowałam się. Ponownie
sprawdziłam zawartość kufla i zeszłam na śniadanie. W jadalni panowała ożywiona
atmosfera. Zjadłam pośpiesznie naleśniki
i udałam się do salonu gdzie czekał na mnie mój kufer.
- Więc powodzenia Draco w szkole. Ucz się dobrze.-
powiedziała Narcyza z szerokim uśmiechem. Ruszyłam za nimi w stronę podwórka
gdzie był już zaparkowany samochód.
- A ty nie narób nam kłopotów.- dodała mrożąc mnie swoim
spojrzeniem.
- Nie musi się pani tym martwić jak narobię kłopotów to
sobie nie państwu.- powiedziałam spokojnie i Włożyłam kufer jak i klatkę z sową
do bagażnika i usiadłam naprzeciwko Lucjusza. Gorszego miejsca nie mogłam sobie
wybrać Postanowiła więc zając się bardziej przydatnym zajęciem jakim było
podziwianie widoków za okna. Mimo że były to głównie drzewa.
- Mam nadzieje ze trafię do Griffindoru.- wyszeptałam cicho nie zdając sobie sprawy że
wypowiedziałam to nagłos. Te słowa sprawiły że Lucjusz niebezpiecznie
zmarszczył brwi.
- Coś powiedziała?- Zapytał przyglądając się mojej reakcji.
Spojrzałam się na niego. Nie drżałam. Przywykłam do tego. Wszystko go drażniło
gdy mówiłam nie tak jak on myślał.
- Ze chcę trafić do Griffindoru.- powtórzyłam. Właśnie
toczyłam z nim zażarty bój na spojrzenia.
- Masz trafić do Shlitherin’u – Wycedził przez zęby wkurzony już Lucjusz.
- Nie mam zamiaru trafić do tego... b... - nie dokończyłam
czując szarpnięcie. Zacisnęłam mocniej szczękę spoglądając na bordową z
wściekłości twarz Malfoya.
- Lucjuszu wystarczy.- Powiedziała Narcyza spoglądając na mnie.
- Nic nie zrobimy jak zostanie tam przydzielona. Jest taka
sama jak jej matka.- powiedziała Narcyza. Czułam na sobie ich spojrzenia.
Odwróciłam wzrok w kierunku okna. Wolałam już nic nie mówić. Wiedziałam, że
jeszcze kilka słów i by mi się solidnie oberwało. W prawdę mówiąc moim
marzeniem było trafić do Griffindoru ponieważ moja matka tam trafiła. Po kilku może kilkunastu minutach dostaliśmy
się na miejsce.
- Już jesteśmy na dworcu Cin Cross.- powiedział Lucjusz
biorąc moje bagaże i prowadząc przez perony.
- Ale tu się roi od Mugoli.- powiedział Draco spoglądając na
nich wywyższającym spojrzeniem. Skuliłam się tak by nikt nie był w stanie
zobaczyć ze idę w ich towarzystwie. Zatrzymaliśmy się pomiędzy peronem
dziewiątym a dziesiątym. Przekręciłam delikatnie głowę w bok zastanawiając się.
Co to ma
być?
Pomyślałam.
Najwyraźniej widok muru oddzielającego dwa perony nie tylko mnie zdziwiło.
- I co mamy teraz zrobić?- Zdziwił się Draco spoglądając na
mnie. Wzruszyłam jedynie ramionami.
- Macie biec na tę barierkę.- powiedział Lucjusz pokazując przed nami.
- Naomi idziesz pierwsza masz tu swoje rzeczy. Mam nadzieje że wzięłaś wszystko.- Dodał cicho podając mi wózek.
Wzięłam go i zaczęłam biec. Zamknęłam oczy
wyczekując uderzenia w mór lecz to nie nastąpiło. Spojrzałam na pociąg
znajdujący się przede mną. Nie czekając
długo udałam się w kierunku wejścia do pociągu. Zaczęłam rozglądać się za
wolnym pomieszczeniem. Trochę mi to zajęło. Oczywiście tam gdzie siedzieli
ślizgoni omijałam szerokim łukiem. W końcu dało mi się znaleźć pusty przedział.
Zajęłam miejsce pod oknem. Walcząc z ciężkim kuflem który umieściłam po kilku
minutowej walce nad swoją głową.
WITAJ
HOGWARD'ZIE.
Pomyślałam
w głowie opierając się o siedzenie i spoglądając na wchodzących ludzi. Na
tarczy zegara pokazała się godzina jedenasta a pociąg głośno zatrąbił po czym
ruszył przyśpieszając coraz szybciej i szybciej by zniknąć z oczu rodzicom
stojącym na peronie.
Tytuł opowiadania: „Inside the Hogward you can find my world ”
Tytuł rozdziału:,, 01: „Początek - Witaj Hogwardzie.” :01”
Ilość stron: 10 stron