Straciliśmy już dziesięciu ludzi. Lista ofiar z dnia na dzień rosła w zaskakujący sposób. Ludzie znikali bez słuchu. W jednej chwili. Każdy odczuwał piekący ból po stracie towarzyszy. Nie mogąc nawet ich pożegnać. Lily miała rację. Przegrywamy tę wojnę. Pozwalamy na to by świat się rozpadł. Nie mogąc nic zrobić. Stałam oparta o te same drzewo gdzie niecały miesiąc temu stał Remus. Śmiech chłopaka dźwięcznie rozbrzmiewał w mojej głowie. Wszystko się zmienia. Nic nie pozostaje takie samo. Ludzie pod wpływem chwil, podejmowanych decyzji, zmieniają się na lepsze czy gorsze. To nie od nich zależy, kim się staną.
James
po raz kolejny starał się zaimponować Lily, w taki sposób jakby chciał.
Zabawnie to wyglądało. Dlaczego? Osobie, której na czymś tak zależy, tak bardzo
nie wychodzi. Nie zależnie, co by nie robił, wciąż jest tak samo. Odchodząca
Lily. Ból w jego oczach zamalowany delikatnym uśmiechem. Płomienie w oczach
chłopaka, które powoli gasły. Płakał. Oparł się o drzewo delikatnie
zasłaniając ręką oczy. Po twarzy Huncwota spłynęła samotna łza, drżenie rąk,
nie udolnie staranie się by je powstrzymać. Z ust wypływająca czerwona maź
cieknąca powoli po jego bladej twarzy, a mimo to nie poluźnił szczenkę wbijając
w dolną wargę boleśnie zęby.
Peter
ostatnio wydawał się bardziej spokojnie. Chodź w jego przypadku to było dziwne.
Cóż może pogodził się z losem? Jak
można żyć, gdy ciągle obawia się o własne życie. Muszę przyznać, że jest jedyny
w swoim rodzaju. Każdy na jego miejscu załamałby się. Bać się nawet własnego cienia.
Chłopak
kucający w cieniu drzew, dziś wyglądał gorzej niż zazwyczaj. Chorobliwie bladą
twarz pokrywały liczne zadrapania jak i siniaki. Remus najwyraźniej też nie miał lekko. Rozmawiał o czymś z Syriuszem. Szepcząc tak by
nikt nie był wstanie ich usłyszeć.
Utkwiłam
spojrzenie w milczącej przyjaciółce. Nie
miała nastroju. Każdy w tej chwili go nie miał. Słuchaliśmy w milczeniu
słów Dumbledore. Nie patrząc po sobie. Chodź jego słowa były motywujące, nikt
nie miał już sił, aby postać z płomieni. Voldemort jak i jego słudzy skutecznie
niszczyli nas. Spotkanie trwało dość krótko. Wszyscy udali się w swoje strony.
Przemyśleć to wszystko.
Spoglądałam
na pusty dom. Ostatni raz. Chciałabym
by było jak za czasów Hogwartu. Zobaczyć na ich twarzach ponownie uśmiech. Walczymy. Tracąc przy tym samych siebie.
Na ramieniu poczułam delikatny uścisk. Podniosłam wzrok spoglądając na niego.
- Lily?- Wyszeptałam, nie miałam jednak odwagi spojrzeć się w jej oczy. Zostanę płomieniem. – Daj mu szansę.
-
Komu?- Zdziwiła się. Poczułam jej ciepły dotyk na dłoni. Zaczęłyśmy iść by po
chwili zniknąć w kłębach dymu pojawiając się na obrzeżu parku. Radośnie
biegające dzieci, dorośli rozmawiający o trudach dzisiejszego dnia.
-
Nie udawaj, że nie wiesz. Jego uczucia
są szczere. On cię kocha. – Spojrzałam na przyjaciółkę z uśmiechem na twarzy.
Policzki dziewczyny delikatnie przybrały szkarłatny odcień. Tylko on ci pozostanie.
-
To nie czas na romanse. Toczymy wojnę. – Mówiła to pustym głosem. Podchodząc do
butki z lodami gdzie zawsze jedliśmy nasze lody. Będę za tym tęsknić.
-Dlatego
nie powinnaś odkładać tego. – Utkwiłam spojrzenie w ziemi. Delikatnie się przy
tym uśmiechając. Chciałam zrobić coś dobrego. Ten ostatni raz. Sprawić,
aby na jej twarzy zagościł uśmiech „ Wszystko będzie dobrze”. – Nie wiesz ile
wam jeszcze zostało. Nie bój się. Co z tego, że może nie wyjść.
-
Elisa czy ty?
-
Widzę jak na niego patrzysz. Też go kochasz. Nie poddawaj się nawet nie
próbując. Inaczej niczego nie zmienisz. -
Nie przestawałam się uśmiechać. Mimo to miałam zamknięte oczy. Czując
ból w sercu. Czy mi będzie dane coś
takiego poczuć?
-
Łatwo powiedzieć.- Zrobiła niezadowolona dziubek. Cicho się zaśmiałam biorąc
lody od niej i powoli je jedząc. – Pogadamy jak sama się zakochasz. W tedy
będziesz mogła mi prawić morały.
-
Zakochać?- Wyszeptałam patrząc na ziemię. Właśnie.
Tego uczucia obawiałam się najbardziej. – Nie mnie to pisane.
-
Nigdy nie wiesz, kiedy trafi cię strzała amora. – Skrzywiłam się na samą myśl. Proszę nie mów tak. Podniosłam wzrok
zatrzymując go na twarzy przyjaciółki. Moja dłoń delikatnie zadrżała.
-
Nie chcę nikogo interesować w ten sposób jak ty James’a. – Spoglądając na lody
z drżącą ręką.- Miłość to ostatnia z rzeczy, jaka jest mi teraz potrzebna. Au!
Za co to?- Masowałam obolałe ramie spoglądając na dziewczynę.
-
Sądzisz, że sama chciałam się zakochać? To nie od nas zależy na kogo padnie. –
Powiedziała zdenerwowana dziewczyna patrząc w moje oczy.
-
Lily!- Uniosłam wzrok zamykając oczy. – Doskonale o tym wiem. Tylko, co zrobię
jak tak się stanie. Jeszcze gdybym tylko ja to poczuła, mogłabym to ignorować.
A co jeśli druga osoba to odwzajemni? Co w tedy?
Wiedziałam,
czego będzie mi brakować najbardziej po powrocie do domu. Pora się pożegnać. Czas, jaki z nią spędziłam był wyjątkowy. Każda
chwila, śmiech, złość czy kłótnie często o błache sprawy były jak oaza. Nie
musiałam myśleć o niczym inny. Czułam się wolna. Tylko Lily słuchała tego co
chciałam powiedzieć. Nie spotkałam jeszcze drugiej takiej osoby, która mimo
uprzedzeń do ludzi z takich jak moja rodzina, była zarazem tak miła w stosunku
do mnie. Została dla mnie jak siostra.
-
Elisa?- Doszedł do mnie zmartwiony głos przyjaciółki. Spojrzałam się na nią. –
Coś cię trapi?
-
To nic ważnego.- Odpowiedziałam tylko czując zimne uczucie, gdy roztopiony lut
delikatnie ściekał po mojej dłoni opadając na ziemię.
-
Widzę.
-
Lily..
-
Powiedz.- Spojrzała się na mnie jak zwykle tym swoim stanowczym spojrzeniem. Jak ja nie lubię, gdy taka się staje.
-
Będę za tym wszystkim tęsknić. – Wyszeptałam po kilkuminutowym milczeniu. Nie
patrzałam na nią. Nie chciałam widzieć. – To nasze ostatnie spotkanie.
-
O czym ty mówisz?- Usłyszałam po chwili głos przyjaciółki. Starałam się unikać
jej spojrzenia. W moich oczach pojawiły
się łzy. Nie chciałam odejść bez pożegnania
się.
-
Nie płacz. To tylko utrudnia. – Powiedziałam, zamykając oczy na widok łez
przyjaciółki. Chciałabym jej tego oszczędzić. – Po naszej rozmowie dowiedziałam
się, że Itan mnie szuka. Nie mogłam zwlekać.
-
Coś ty zrobiła…- Usłyszałam spoglądając na mnie. Nie rozumiała jeszcze. Nie
dochodziło do niej. Przygryzłam wargę czując metaliczny posmak.
-
Napisałam do ojca. Dziś, jutro, może za tydzień, nie wiem ile im to zajmie, ale
przyjdą po mnie. – Spojrzałam się na nią i jej delikatny uśmiech. Jak zwykle wiedziała,
kiedy go używać.
-
Idiotka!- Powiedziała z zamkniętymi oczami. Delikatnie się wyprostowałam
patrząc na nią z wyrzutem.- Przez coś takiego nie przestaniesz być moją
przyjaciółką.
-
Lily…- Zaczęłam odwracając wzrok. Optymistka.
– Będę musiała robić złe rzeczy.
-
Jestem jedną z tych, którzy cię wpakowali w to bagno. – Powiedziała patrząc się
stanowczo w moim kierunku. – Nie zależnie od tego co będzie się działo zawsze
będziesz moją przyjaciółką. I zabraniam ci się ze mną żegnać. Rozumiesz?
-
Będę musiała mówić na ciebie szlama.
-
Pieprzyć to! To tylko słowo. Elisa! Nie jestem głupia. Zdaje sobie sprawę, jak
będziesz musiała się zachowywać. Nie musisz czuć się winna. – Mówiła to stojąc
przede mną. Wydawała się jakby miała zaraz wybuchnąć. Jej twarz była czerwona.
– To, co powiesz mnie nie zrani. Wiem, że osobą, która będzie cierpiała najbardziej
to będziesz ty.
-
Dziękuje. – Wyszeptałam czując jak z serca spada duży, ciężki kamień. Rozmowa z
nią dała mi odrobinę spokoju. Planowałyśmy, że będziemy ze sobą pisać. I tak
musiałam znaleźć sposoby na przekazywanie informacji. Ale to z czasem. Teraz
musiałam pomyśleć jak w ogóle zostać jedną z nich. Spojrzałam po raz ostatni na odchodzącą
przyjaciółkę uśmiechając się, aby przenieść się do pokoju w dziurawym kotle.
Delikatnie złapałam sowę spoglądając na nią.
-
Nie długo wszystko się zmieni. Będę potrzebowała twojej pomocy Amo. –
Powiedziałam słysząc jej pohukiwanie uśmiechnęłam się delikatnie. – Jak myślisz
ile mi czasu jeszcze zostało? Co mnie tam będzie czekało? – Leżałam na łóżku
delikatnie gładząc przysypiającego ptaka. Gdy sama oparłam głowę zasypiając.
Starałam się nie zadręczać się pytaniami. Na które i tak nie miałam odpowiedzi.
~*~*~
Przez
okno przebijały się pierwsze promienie słońca delikatnie otulając moją twarz. Uśmiechnęłam się czując przyjemne ciepło. Zasłaniając delikatnie oczy ręką.
Wypuściłam powietrze otwierając je. Chwile mi zajęło, aż się nie przyzwyczaiłam
do światła. Przez dłuższy czas spoglądałam na sufit. Kolejny dzień. Przygryzłam wargę siadając na łóżku i zwiesiłam
delikatnie głowę zrezygnowana. Delikatnie rozmasowałam sobie dłonią kark. W
końcu doszło do mnie to, że w pokoju znajdował się ktoś jeszcze. Podniosłam
wzrok na młodego mężczyznę opartego o drzwi. Delikatnie obkręcał w dłoniach
różdżkę z ciemnego brązu. Milczał. Przełknęłam ciężej ślinę na jego widok.
-
Nikt cię nie nauczył dobrych manier?- Zapytałam po chwili. Tyle ćwiczyłaś.
-
Nikt nie nauczył cię szacunku.- Powiedział podchodząc bliżej. Jego błękitne
spojrzenie badało wnętrze pomieszczenia. Tak jakby w poszukiwaniu osób
trzecich. W końcu spojrzał się na mnie odgarniając brązowe włosy. –
Siostrzyczko.
-Przepraszam.-
Powiedziałam. Plan. Nie zapominaj. Delikatnie
złapałam za pościel i przyciągnęłam do siebie zakrywając się po szyje.
Zazwyczaj chodził ze swoją bandą. Jeszcze
mi ich brakuje. – Nie spodziewałam
się ciebie tu zastać.
-
A czego się spodziewałaś?- Warknął podchodząc bliżej. Zamknęłam oczy
podskakując delikatnie. Starałam się opanować. – Co?
-
Nie sądziłam, że wleziesz mi do pokoju. – Powiedziałam tym razem odważniej.
Modląc się w duszy by nie wejść na minę.
Itan. Proszę. Najwyraźniej zrozumiał o co mi chodzi, bo podszedł do szafy i
wyjął pierwsze lepsze ciuchy. Po czym rzucił je w moim kierunku. Spojrzałam się
na nie łapiąc.
-
Pięć minut. Nie zamykaj się.- Powiedział
stanowczym tonem. Musiałam przyznać, odziedziczył go po ojcu. Wstałam kierując
się do łazienki. Zdjęłam spodenki od piżamy jak i koszulkę ubierając się. W
lustrze mogłam dostrzec jak bacznie się przygląda. Szuka czegoś? – Twój list mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się tego
po tobie.
-
Możesz się tak nie lampić. To podchodzi pod zboczenie.- Powiedziałam słysząc
jak się zaśmiał. Ubrałam czarne spodenki odgarniając włosy na bok. Gdy nie był
wściekły. Był nawet całkiem znośny.
-
Co kombinujesz? – Zamarłam spoglądając na podejrzliwe spojrzenie brata. Weszłam
z powrotem do pokoju. Zbierając powoli swoje rzeczy i pakując je do kufra. Zamknęłam
oczy unikając jego spojrzenia.
-
Nic. – Odpowiedziałam krótko chcąc go przekonać. Itan usiadł na łóżku
rozwalając się na nim. Bawiąc się czymś w dłoni. Mimo iż dzielił nas tylko rok. Był znacznie
wyższy ode mnie. Bardziej zbudowany. Miał tak samo jak ja brązowe włosy jak i
błękitne oczy. W jego dłoni dostrzegłam moją różdżkę. Delikatnie i w skupieniu
obracał ją w palcach. – Oddaj!
-
Po tym wszystkim co wyprawiałaś. – Podniósł wzrok. To spojrzenie. Odwróciłam wzrok by nie widzieć bólu w nich. Podeszłam bliżej łóżka siadając na jego
krańcu. Wciąż mogłam czuć na sobie jego podejrzliwe spojrzenie. To może być trudniejsze niż podejrzewałam.
Spojrzenie utkwiłam w ziemi milcząc przez dłuższą chwilę.
-
To może sobie pójdę?- Zapytałam patrząc jak napiął mięśnie. Gdy wstałam
powstrzymał mnie łapiąc za ramię. Skrzywiłam się czując drętwienie. Zgięłam rękę
w łokciu starając się uwolnić.
-
O nie. To nie wchodzi w grę. – Usłyszałam jego głos tuż przy uchu. Zamknęłam
oczy czując jak ręka zaczęła mocniej boleć.
– Ojciec kazał mi cię sprowadzić do domu.
-
Itan. To boli…- Wyszeptałam stojąc pod ścianą z zamkniętymi oczami. – Puść. Czy
ty naprawdę sądzisz, że po napisaniu listu… - urwałam patrząc się w oczy brata.
Delikatnie się wzdrygnął a jego uścisk zelżał do momentu, gdy całkowicie mnie puścił.
Au… Stał się silniejszy niż ostatnio. –
I dziwicie się czemu uciekłam. – Powiedziałam wściekłym tonem. Przygryzłam
wargę. Odwróciłam się napięcie wychodząc z pokoju. Słysząc warknięcie. Po czym
odgłos trzaskania drzwi. Już po mnie.
Zasłoniłam delikatnie usta zbiegając po schodkach by po chwili wybiec na ulicę
chcąc przebiec przez ulicę nie patrząc nawet czy coś nie jedzie. Jak mogłam być głupia?
-
Głupia!- Poczułam czyjś stalowy uścisk jak i silne szarpnięcie. Otworzyłam oczy
spoglądając jak kilka centymetrów ode mnie przejechał rozpędzony samochód
ciężarowy. Na twarzy czułam jeszcze wiatr. – Jasno powiedziałem prawda.
-
Nie zamierzam wracać do domu.- Wciąż stojąc do brata plecami. Zasłoniłam dłonią
usta. Boli… - Jak wciąż zamierzacie
mnie tak traktować. Nie mogę uwierzyć, że upadłam tak nisko wysyłając list
ojcu. Aby się tak poniżyć.
Wyrwałam
się z uścisku brata idąc przed siebie. Będąc gotowa na to, że straci
cierpliwość i strzeli mi w plecy. Przygryzłam wargę drżąc na ciele. Spojrzałam
się smutno w ziemie.
-
Zaraz mnie krew zaleje. – Warknął i złapał mocniej i pociągnął tak bym
spojrzała na niego łapiąc mocniej za ramiona. Byłam bezbronna. Moja różdżka
była w jego dłoniach. Nie mogłam się bronić.
– Dziwisz się rodzicom czy mnie. Mam ci przypomnieć, co wyprawiałaś?
-
Wiem, że śle postąpiłam uciekając z domu! Sprawiłam im ból.- Spojrzałam się na
niego czując cieknące łzy po policzkach. – Bałam się! – Zaczęłam delikatnie
wycierać załzawione oczy a moje ramiona delikatnie unosiły się w górę. Ciężej
łapałam oddech. Opuściłam głowę. – Zawsze po każdym roku miałam przechlapane.
Uciekłam ze strachu.
-
Co sprawiło, że chcesz wrócić z własnej woli?- Przyglądał mi się uważnie.
Trochę zajęło mi, aby się uspokoić i spojrzeć na brata. Mimo że często się nie dogadywaliśmy. Był
moim bratem. Nie znosił moich łez.
-
Nie chce o tym mówić Braciszku. Sięgnęłam po rozum do głowy. Dorosłam.
Przepraszam.- Powiedziałam nie patrząc na brata. Popłakiwałam jeszcze. Co miałam mu powiedzieć? Nie wiedziałam
jak to wyjaśnić.
-
Nie zdajesz sobie sprawy jak się z tego powodu cieszę.- Powiedział przytulając
mnie. Czułam jak jego broda się wbijała w czubek mojej głowy. – Uwierz mi nie chciałbym
cię zranić. – Dodał delikatnie wycierając moje łzy. – Gdybyś nie wysłała listu,
miałem zabić tę brudną szlamę Evans. Jak i zabrać cię do domu nawet przy użyciu
siły. A nie chciałabyś tego.
Otworzyłam
szerzej oczy słysząc o tym, że miał zamiar ją zabić. Zamknęłam oczy a po
policzkach pociekły mi łzy. Tylko nie ją.
Czułam potworny ból. Nie chciałam by coś złego stało się Lily. Ona nie zasłużyła
na to. W niczym nie zawiniła. Lily
wybacz.
-
Mało mnie to obchodzi.- Powiedziałam dość chłodno, nienawidziłam siebie za te
słowa. Cieszyłam się w sercu z wysłania listu. Uratowałam ją. Nieświadomie.
-Nie
każmy rodzicom czekać.– Powiedział patrząc na mnie zaskakująco spokojnie.
Nabrałam powietrza. – Nie mogą się doczekać powrotu córki do domu.
-
Ruszajmy.- Powiedziałam pozwalając tylko jednej samotnej łzie pocieknąć po mym
policzku. Poczułam jak Itan delikatnie objął mnie ramieniem. Na jego twarzy
gościł uśmiech. Po czym zamknął oczy. Nie przyjemne szarpnięcie w okolicy
pępka. Zawrót głowy by po chwili pojawić się przed bramą wielkiej posiadłości.
Na szczycie bramy znajdowały się trzy litery McG. Posiadłość otaczał też
pięknie zadbany żywopłot. Itan złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą. Nie znosił,
gdy ktoś musiał czekać. Obiecał ojcu, że mnie sprowadzi. Gdy podeszliśmy do
bramy ta zaczęła się powoli otwierać. Ukazując duży, zadbany ogród, pełno
kwitło w nim różnokolorowych róż. Gdzie nie gdzie były ławeczki. A na środku
placu znajdowała się duża, okazała willa. Na marmurowych schodach znajdowały
się dwie postacie. Na ich widok delikatnie się zatrzymałam przełykając ślinę. W
przełyku czułam nieznośną gulę. Zamknęłam oczy delikatnie drżąc. Na co mój
kochany braciszek się zaśmiał.
-
Nie ma co teraz bać się.- Powiedział spoglądając na mnie przez ramię. –
Sądziłaś, że to cię ominie?
-
Oczywiście, że nie. – Powiedziałam patrząc na ziemię. Nie pomyślałam tylko jak ojciec zareaguje. Gdy ruszył z ledwością
utrzymałam się na nogach. Podbiegłam do niego. Spoglądając za jego pleców ową
parę.
ON.
Był Brązowowłosym, wysokim, dobrze zbudowany mężczyzną. O dość poważnym wyrazie
twarzy. Jego surowe, zimne brązowe oczy
były skierowanie w moim kierunku. Już po
mnie on mnie zabije. Ręce założył na
piersiach schodząc kilka stopni w dół zatrzymując się przed nami. Przełknęłam
głośniej ślinę. ONA. Była blondwłosą,
drobną kobietą. Spoglądała na mnie intensywnie błękitnym oczami. To właśnie po
niej je odziedziczyliśmy. Po chwili po jej delikatnej twarzy spłynęło kilka
łez. Mamo nie płacz. Stałam za Itanem
niczym za tarczą trzymając koszule brata delikatnie przykładając do niej twarz.
Nie mogłam patrzeć. Moi rodzice. Oboje byli w domu węża tak się poznali. Tata
walczył o rękę mamy cztery lata. Aż w końcu udało mu się to.
-
Przyprowadziłem ją ojcze. – Powiedział Itan spoglądając na swoje plecy ciężko westchnął.
– I gdzie się podziała ta waleczna lwica. Co?
-
Dobrze. Możesz odejść. – Powiedział wręczając mu kopertę. Oboje spojrzeliśmy
się na nią zaciekawieni. Chłopak spojrzał do jej środka po czym na ojca
zdziwiony. – Zrobiłeś to, o co cię prosiłem chodź już wcześniej miałeś zaplanowane
rzeczy.
-
Tu chodziło o moją siostrzyczkę. – Powiedział chłopak uśmiechając się. Zerknęłam
ciekawa co takiego dostał. – I poprosiłeś mnie o to.
-
Idź się spakuj. Miłej zabawy na finałach. – Powiedział przez ramię widząc jak
chłopak radośnie wbiegł po schodach znikając w budynku.
–
HANA! – Było po chwili słyszeć donośny krzyk Itana.
-
Teraz wracając do ciebie młoda panno. – Powiedział spoglądając na mnie.
Delikatnie zadrżałam podchodząc do niego bliżej. Tato… Zamknęłam oczy drżąc na całym ciele. – W końcu zmądrzałaś.
-
Przepraszam. – Wyszeptałam nie patrząc na rodziców. Nie musiałam udawać bólu.
Nie zależnie jacy by nie byli to wciąż moi rodzice. Ból, jaki im w tedy
sprawiłam musiał być nie do zniesienia. Wiedzę o tym co się dzieje z ich
dzieckiem brutalnie im odebrałam. – Za
sprawienie wam tylu problemów i zmartwień.
Wiedziałam
jak on zareaguje. Nie ważne, jaka bym nie była jestem ich dzieckiem. Wróciłam
do domu. Przeprosiłam.
-
Twój list bardzo mnie ucieszył. – Powiedział delikatnie mnie obejmując. Czułam
się nie pewnie. Delikatnie się wtuliłam w ramiona taty chowając twarz w jego
koszuli. Nie powstrzymywałam łez. – To,
że wróciłaś do nas. Nie chciałbym zranić własnego dziecka. Czy zmuszać Itana do
tego. Sprawa twojej ucieczki i to jak
się w tedy zachowywałaś jest inną sprawą. Za to musisz ponieść Konsekwencje.
-
Tak. Podejmę się jej. – Wyszeptałam nie patrząc na tatę. Chciałam się
nacieszyć. Rzadko, kiedy mieliśmy na to okazję. Po dłuższej chwili podeszłam do
mamy czując jak dotykała moje policzki.
-
Moja kochana córeczka. – Powiedziała wtulając mnie w swoją pierś i rozpłakała
się. To jest trudniejsze niż myślałam
Lily. Weszłam za nimi do domu spoglądając jak drzwi się zamykają. Po czym
udałam się za ojcem na piętro do jego gabinetu. Przełknęłam ślinę zastanawiając
się nad karą. Zawsze były one surowe. Gdy tylko drzwi się zamknęły można było
usłyszeć głuchy krzyk.
~*~*~
Boli. Chodź od mojego powrotu minęło
już dwa może trzy tygodnie wciąż odczuwałam ból. Kara, jaka mnie spotkała
oczywiście była dość surowa i sroga. Rany jeszcze nie poznikały do końca. Ale
bywało gorzej. Oberwało mi się zaledwie kilka razy. Oraz zostałam zamknięta w
pokoju. Bez zgody któregoś z rodziców nie mogłam wychodzić. W tych czterech
ścianach każdy straciłby rachubę.
Leżałam na łóżku machając delikatnie nogą w powietrzu. Moje spojrzenie
utkwione było w suficie. Na twarzy zagościł delikatny uśmiech. Co u ciebie słychać Lily? Bardzo
chciałam do niej napisać. Sprawdzić czy nic jej nie jest. Jak się czuje? Jednak nie mogłam. Spojrzałam na sowę drzemiącą na
bolcu wbitym w ścianę. Usiadłam spoglądając na zegarek na ręku i westchnęłam.
Za godzinę miała odbyć się kolacja. Itan wczoraj wrócił z meczu. Mogłam dziś
tylko słyszeć jakieś zamieszanie. Nie rozumiałam o co chodziło. Wstałam odgarniając
włosy i skierowałam swoje kroki do łazienki. Wnętrze pomieszczenia było dość
przestronne. Kafelki jasnego koloru. Duża wanna pod ścianą. Umywalka z całą
moją kosmetyczką. Powoli zdjęłam ciuchy kładąc je na półeczce, po czym weszłam
do przygotowanej wody. Skłam czując szczypanie w okolicy pleców. Delikatnie
oparłam się rozkoszując się tą przyjemną chwilą.
-
Pan Felix kazał panience się ładnie dziś ubrać. – Usłyszałam piskliwy głos.
Spojrzałam się w oliwkowe oczy skrzata domowego. Na mojej twarzy zagościł
przyjazny uśmiech. Skrzatka krzątała się
zbierając brudne ubrania.
-
Po co?- Zdziwiłam się. Mogłam dostrzec jak podskoczyła i zaczęła dygotać ze
strachu. Wyprostowałam się w wannie patrząc na skrzatkę. – Hana…
-
Dziś przyjdą goście.- Odpowiedziała pochylając się tak, że jej długi nos
uderzał o kafelkową podłogę.
-
Gości?- Przełknęłam głośniej ślinę. Nie wiedząc jak zareagować na tę wiadomość.
Dopiero teraz dostrzegłam na policzku skrzatki rozcięcie. Nie spodobało mi się
to. Znowu. – Hana.
-
Tak panienko?
-
Znów zostałaś ukarana bez powodu?- Zapytałam nie patrząc na skrzatkę. Która
wbiła się w ścianę machając rękoma przed sobą.
-
Ależ nie proszę panienko. Hana zasłużyła. Hana sama to sobie zrobiła. –
Powiedziała wywołując nie przyjemny uścisk w żołądku. Nie dość, że nie miała
łatwej rodziny to i ona jeszcze sama się karała. Złapałam się za nasadę nosa.
-
Dziękuję za twoją pomoc. – Powiedziałam. Całkowicie zapomniałam już jak Hana na
to reagowała. Długo mnie tu nie było. Skrzatka wybuchła płaczem i zaczęła kulić
się w koncie pomieszczenia. Przymknęłam delikatnie oczy i zaczęłam się kąpać. –
Możesz mi wybrać odpowiednie ubranie?
-
Oczywiście. Jak panienka sobie życzy. – Zawołała i przy pstryknięciu palcami
znikła. Po przyjemnej kąpieli wyszłam owijając się ręcznikiem i udałam się do
pokoju. Spojrzałam się na łóżko. Hana zostawiła na nim to co miała ubrać. Zsunęłam
ręcznik chodząc po pokoju w samej bieliźnie i ubierając się w to co wybrała.
Była to czarna bluzka zsuwająca się z jednego ramienia jak i takie same
spodenki. Ubrałam je zapinając guzik i spojrzałam w odbicie. Muszę przyznać, że nieźle wybrałaś.
Idealnie pasowały. W odbiciu mogłam
dostrzec jeszcze pamiątki po karze. Podbite oko i rozwalona warga. Ojciec nie
żartował z tą karą. Chodź robiłam wszystko tak jak chciał wciąż mi nie ufał. Jak mam to zrobić Lily? Chodź przyznam szczerze trudno było mi
siedzieć i słuchać ich rozmów na temat szlam. Do tego jeszcze potwierdzać, że
mają rację.
Mój
pokój był też dość dużym pomieszczeniem o wrzosowych ścianach. Naprzeciwko
drzwi od łazienki znajdowało się moje łóżko. Raczej łoże. Mogły się na nim
pomieścić z cztery osoby. Koło niego znajdowały się dwie szafki nocne z jasnego
drewna. Na jednej była lampka. Na drugiej leżała księga, którą właśnie
czytałam. Pod oknem stała biurko. Po prawej stronie od łazienki znajdowały się
kolejne drzwi- Korytarzowe. Po lewej stronie znajdowała się szafa jak i klatka
mojej sowy.
Rzuciłam
się na łóżko przybita. Miałam dość czterech ścian. Chciałam wyjść. Odetchnąć świeżym
powietrzem. Poczuć wiatr na twarzy. Zamknęłam oczy wsłuchując się w rozmowy
dobiegające z korytarza. Ciche śmiechy. Goście.
Trzeba się uśmiechać i nie przynieść ojcu wstydu.
-
Nigdy się tego po tobie nie spodziewałem Felixie. – Usłyszałam głos, którego
jeszcze dotąd nie miałam okazji usłyszeć. Był on niespotykany. Bynajmniej dla
mnie. Nie wiedziałam co. Ale jego
barwa. Może ta chrypka sprawiła, że
delikatnie się zarumieniłam.
-
Przepraszam p…Panie.- Łapiący głos należący do mojego ojca zburzył wszystko.
Poderwałam się spoglądając na drzwi. Mój
ojciec jest przerażony. Nigdy dotąd nie spotkałam się z tym by był
kiedykolwiek wystraszony, a co dopiero wystraszony. Zamarłam zdając sobie z
czegoś innego sprawę. Panie. Pobladłam podchodząc do drzwi przykładając do
niego ucho. Z nadzieją, że usłyszę coś więcej. – Błagam o wybaczenie. Miałem
wiele spraw na głowie. Zapomnia…- Nie dokończył. Po całym domu rozniósł się
przeraźliwy krzyk. Upadłam na podłogę spoglądając na drzwi z przerażeniem.
Cofając się pod samo okno. Hana spojrzała się przerażona w moim kierunku.
Zasłoniłam usta. Nie chcę. Po moich policzkach ciekły łzy. Z Salonu
dobiegały głośne śmiechy. Nie podobało mi się to. Przestań!
Wstałam i złapałam za klamkę szarpiąc za zamknięte drzwi nie mogąc ich otworzyć.
Przy kolejnym krzyku delikatnie osunęłam się po nich zasłaniając twarz. To moja wina. Od mojego powrotu rodzice
nigdzie nie wychodzili. Nie powinien zostać ukarany
-
Wiele? – Zagrzmiał ten sam tajemniczy głos. Brzmiał teraz stanowczo. Prze moje
plecy przeszły dreszcze. Po raz kolejny usłyszałam krzyk ojca i skuliłam się na
ziemi. – Na tyle ważnych by nie wykonać mojego polecenia?.
Mojego. Kucałam na ziemi podnosząc wzrok
i spoglądając na drzwi. Ten głos. To
Voldemort. Zasłoniłam usta przekręcając głowę w bok i czując jak skrzatka
delikatnie mnie przytuliła chcąc tym samym pocieszyć.
-
Odważny jesteś. Sprawdzać moją cierpliwość. – Zagrzmiał niebezpiecznie
Voldemort. Delikatnie złapałam skrzatkę za ramiona.
-
Hana przenieś mnie tam. – Powiedziałam nie powstrzymując łez. Patrzałam na nią
błękitnym spojrzeniem. Widząc jej smutnie spojrzenie.
-
Nie mogę panienki tam zabrać. Pan Felix srogo zabronił. Tylko on i Pani Nicola mogą panienkę wypuścić. – Powiedziała skrzatka. Ukryłam twarz w dłoniach.
-
Sprawdzasz czy potrafię być zawiedziony? Do czego jestem zdolny? Ty powinieneś
wiedzieć najlepiej.- Nie patrzałam się na drzwi. Zasłoniłam uszy kucając na
środku pokoju. Co miał wykonać? Jakie zadanie go tak wyprowadziło z równowagi.
Chodź jego głos przeczy by był wściekły.
-
Proszę mu wybaczyć. – Spojrzałam na drzwi słysząc głos mojej matki. Nie! Co jeśli wyprowadzi go z równowagi.
Poderwałam się usiłując je otworzyć. Gdybym
tylko miała różdżkę.
-
Nie mieszaj się w to Nicole!- Powiedziała rozbawiona kobieta. – Nie psuj nam
rozrywki. Tylko się przyglądaj.
-
Zamknij się Olivia!- Warknęła jadowitym tonem. Jak chciała potrafiła pokazać
ostry temperament. – Panie? – Krzyk mojego ojca ustał. – Dwa tygodnie temu
wróciła nasza córka.
-
Córka?- Odezwał się zdziwiony a zarazem zaciekawionym głosem Voldemort. Mogłam
usłyszeć czyjeś kroki. Po czym dość ożywione szepty. Których nie rozumiałam.
-
Tak panie. – Głos mojego ojca brzmiał ciężko. Starał się złapać oddech.
Spoglądałam na ziemię nie mogąc się z niej podnieść. Hana zaczęła wycierać moje
łzy.
-
Tą, którą miał sprowadzić Itan?
-
Sięgnęła po rozum do głowy i napisała list. – Powiedział spokojniejszym głosem.
Musiał już wrócić do siebie. Zapomniałam jak wytrzymały potrafi być. – Wróciła
z własnej woli. Musiałem jednak ją ukarać.
-
Hee…- Doszło do mnie jego westchnięcie. Zamknęłam oczy czując na skórze gęsią
skórkę. Dość intensywnie gdyż przez całe moje ciało przeszedł dreszcz. W
salonie zapadła głucha cisza. Siedziałam na ziemi spoglądając na drzwi. Serce
przyśpieszyło donośnie uderzając.
-
Misja była ważniejsza. – Przyznał tata. Zaczęłam delikatnie się podnosić i
poszłam do łazienki, aby opukać twarz.
Czując przyjemne zimno odetchnęłam z ulgą. Zamknęłam oczy. Trochę zajęło
aż ponownie wróciłam do pokoju.
-
Nie zapomniałem Felixie o tym co dla mnie oboje zrobiliście. – Powiedział
Voldemort spokojnym głosem. – Przyjęliście mnie pod wasz dach, gdy tego
potrzebowałem. Bez żadnych zastrzeżeń, pytań. Wyciągnąłeś do mnie pomocną dłoń.
Tym razem wybaczę twoje nie posłuszeństwo.
-Mieszkał
tu? – Spojrzałam na Hanę, która kiwnęła twierdząco głową. Zasłoniłam usta
czując jak wszystko uniosło mi się do góry. – Kiedy?
-
Dzień przed zakończeniem przez panienkę piątego roku. W tedy uciekła panienka z
domu. Mieszkał tu rok może dłużej. – Mówiła skrzatka spoglądając na mnie. – Dobrze,
że panienki w tedy nie było.
-
Gdzie jest?- Zaciekawiony głos Voldemorta odbił się w mojej głowie. Zamarłam
kucając na ziemi czując Serce w przełyku. Skrzatka wystraszona złapała mnie.
Spojrzałam na nią.
-
Elisa?- Przeszedł mnie dreszcz słysząc głos mojej matki. Nie chce tam iść.
Chciałam siedzieć tu gdzie czułam się bezpiecznie. Spoglądałam się na drżące ze
strachu nogi.
-
Tak. Chciałbym ją poznać. Oczywiście nie macie zastrzeżeń. By zeszła. I
przywitała się. –Jego głos sprawiał, że dostawałam dreszcz. Wypuściłam
powietrze. Pie zgódźcie się. Miałam zamknięte oczy prosząc o to by mnie nie
wołali.
-
Oczywiście panie. Jest u siebie.- Powiedział Felix. Po chwili mogłam usłyszeć
jak ktoś wchodzi po schodach zatrzymując się na szczycie. – Elisa! Zejdź tu. –
Mogłam usłyszeć jak zamek w drzwiach wydał charakterystyczny dźwięk po czym
otworzył się na oścież. Patrzałam się na korytarz z obawą i lękiem.
-
Przepraszam Hana muszę iść. – Wyszeptałam widząc sprzeciwiającą się skrzatkę. Zamknęłam
oczy. Uspokój się!
-
Elisa!- Zawołała tym razem Nicole. Zamknęłam oczy i udałam się w kierunku
schodów stając na ich szczycie. Spoglądałam na uśmiechniętych rodziców. Nie
chciałam. Powoli zaczęłam schodzić. Z trudem stawiałam kolejne kroki.
Zatrzymałam się przy tacie spoglądając na niego. Musiał dostrzec strach w moich
oczach, bo objął mnie delikatnie ramieniem pozwalając się wtulić. Po czym
poprowadził dalej. Spoglądałam na stojących bądź siedzących zakapturzonych
ludzi. Niektórzy dopiero, co się pojawili gdyż zaczęli zdejmować płaszcze, a
niektórych znałam osobiście.
-
Co cię tak odmieniło Elisa?- Usłyszałam znajomy głos. Lucjusz Malfoy był
przyjacielem Itana i jednym z tych, którzy byli z nim w barze. Denerwujący
chłopak.
-
Nie jesteś zbyt ciekawski Malfoy?- Powiedziałam jadowitym głosem na co
niektórzy zareagowali śmiechem a inni wykrztusili „ Ooo” Poczułam uścisk na
ramieniu. No tak miałam być miła.
-Elisa…-
usłyszałam głos mojego ojca czując jego oddech na swoich plecach. Zamarłam
przerażona tym faktem. Musiałam się opanować. Wiedziałam, co może się wydarzyć
po kolacji.
-
To, co sprawiło, że zmieniłam zdanie to moja sprawa. – Powiedziałam spokojniej
spoglądając na Malfoya.
-
Wciąż masz niewyparzony język. – Dodał stojąc tuż obok Narcyzy. Zaczęli ze sobą
chodzić od piątej klasy. Co ona w nim
widziała? Pokręciłam przecząco głową rozglądając się po tłumie. Trochę tych
gości było.
-
Elisa…- Westchnął ciężko mój ojciec z zamkniętymi oczami mogłam dostrzec jak
delikatnie kiwa przecząco głową. Zawiodłam? Spojrzałam na ziemię.
-
Przepraszam trochę mnie poniosło. – Powiedziałam spokojniejszy głosem. Po moich
plecach przeszedł dość znajomy dreszcz. Ktoś mnie obserwuje. Powoli wodziłam po
twarzach zebranych. Zdziwienie, podejrzliwość, ciekawość wymalowane na ich
twarzach. Mój wzrok zatrzymał się na osobie siedzącej na kanapie przed
kominkiem. Teraz jednak została ona odwrócona by Siedzący na niej człowiek mógł
widzieć wejście do salonu.
Ów
mężczyzna siedział w delikatnym rozkroku a jedną rękę miał przerzuconą przez
tylne oparcie. Mogłam dostrzec jak nagle zmienił pozycję. Poprawił się i
delikatnie pochylił. Jego twarz nic nie wyrażała był poważny. Jego jasne oczy
ewidentnie były wpatrzone we mnie. Na co
się tak gapi? Zmarszczyłam brwi. Nigdy go nie widziałam. Kto to? Jego włosy w tym świetle
wydawała się być ciemnego koloru. Mogłam dostrzec jak nagle jego klatka się
uniosła. Musiał nagle złapać i wstrzymać powietrze. Nie spokojnie się
poruszając na Sofie. Był ubrany na czarno, a w dłoni trzymał białą różdżkę.
-
He…- Wydał z siebie dźwięk lewą ręką oparł się łokciem o oparcie sofy po czym
oparł o nią głowę. Jak na obcego czuł się
dość swobodnie? Delikatnie przybliżył palca do swoich warg przygryzając go.
Jego spojrzenie zeszło niżej mierząc powoli mnie od stóp po koniuszek głowy.
Jego spojrzenie intensywnie mi się spoglądało nawet, gdy podeszłam do Mamy jego
spojrzenie powędrowało za mną. Zamknęłam oczy czując gęsią skórkę.
-
Co z twoją przyjaciółeczką Evans.- Zaśmiała się dziewczyna o czarnych
lokowanych włosach. Jej lodowate czarne spojrzenie nie jednemu odebrałoby
odwagę. Była to Belatrix- siostra Narcyzy. Utkwiłam w niej spojrzenie. Lily…Wybacz.
-
Black.- Wycedziłam podchodząc do dziewczyny delikatnie unosząc spojrzenie do
góry gdyż była ode mnie ciut wyższa – Nie wymawiaj przy mnie nazwiska tej
szlamy.
-
Co powiedziałaś?- Zdziwił się Malfoy. Czułam piekący ból w sercu i delikatnie
odwróciłam wzrok z nadzieją, że nikt nie dostrzeże jak skrzywiłam się nie
znacznie.
-
Mówiłem wam przecież.- Usłyszałam głos Itana na co zaczęłam się rozglądać.
Poczułam jak mnie objął i przyciągną do siebie. – Moja siostrzyczka nieźle mnie
zaskoczyła. Chodź muszę przyznać, że po tak długich poszukiwań odebrała mi
możliwość zabawienia się.
-
Itan..- Powiedziałam delikatnie uderzając w jego ramię. Słysząc jego śmiech
nabrałam powietrza w policzki.
-
Przepraszam.- Powiedział opierając brodę o moją głowę. – Żartowałem. – Dodał po
chwili spoglądając się na Sofę po czym na ojca. – Dużo mnie ominęło?
-
spóźniłeś się.- Odezwał się mój ojciec patrząc na niego.
-Wybacz
mi ojcze. – Powiedział patrząc na niego. – Kupienie nowej różdżki zajęło więcej
czasu niż mi się zdawało.
-
Zapraszam kolacja stygnie. – Usłyszałam głos Matki i poszłam z bratem do salonu
czując wciąż na sobie spojrzenie nieznajomego.
Itan poczochrał moje włosy pozwalając mi wejść pierwszej. Podeszłam, aby
zająć miejsce koło Matki. Itan zawsze siadał po prawej stronie po lewej zawsze
Mama. A ja? Zależało od nastroju. Gdy
byli wściekli siadałam koło Itana. Mężczyzna siedzący na Sofie wstał udając się
tuż za naszymi plecami. Zajął miejsce u szczytu stołu. Tam gdzie na co dzień
siedział mój tata.
-
Dziś nasze spotkanie będzie wyglądać trochę inaczej niż zazwyczaj. – Powiedział
po czym spojrzał się na węża, do którego cicho zasyczał gładząc pod łbem a wąż
w odpowiedzi owinął się wokół jego krzesła kładąc wygodnie łeb. Wariuje… Ten
wąż mi się przyglądał. Jakby miał ochotę mnie zjeść. Zmrużyłam oczy
przyglądając się uważnie.
-
Oj siostrzyczko. – Usłyszałam spoglądają na uśmiechniętego brata. – Tacie się
oberwało?- Usłyszałam przy uchu pytanie. – Kiwnij głową.
Spojrzałam
na niego i kiwnęłam delikatnie głową. Itan poczochrał moje włosy spoglądając
przez chwilę na blat stołu.
-
Wybacz panie.- Powiedział mój ojciec. Panie.
Utkwiłam wzrok w mężczyźnie. Przystojny…
Skrzywiłam się delikatnie. Nie wyglądał strasznie. Wyglądał jak
dwudziestopięcio letni Mężczyzna. Delikatnie zasłoniłam oczy. To ma być Voldemort. Słysząc niezadowolone szepty spojrzałam się
po nich.
-
Jeśli o to chodzi.- Przerwał Itan zwracając uwagę wszystkich zebranych.
-
Tak Itanie? – Odezwał się Voldemort przenosząc spojrzenie z mojego ojca na
niego.
-Wykonałem
to zadanie za mojego ojca. – Powiedział delikatnie drapiąc się po włosach i
cicho się zaśmiał. – Pomyślałem, że z powodu Elisy nie będzie miał do tego
głowy. – Dodał spoglądając na blat stołu. – Sądziłem, że zdążę wrócić nim
wszyscy się zbiorą. Ale nie dałem rady. Jeden grał bohatera.
Nie
wierzyłam w to co słyszałam od brata. Spoglądałam się na blat stołu. Straciłam apetyt. Myśl o tych biednych
ludziach odbierał mi ochotę na wszystko. Nie chciałam być przy tym. Zamknęłam
oczy.
-
Naprawdę? – Zdziwił się Felix spoglądając na Itana, który pokiwał twierdząco
głową.
-
Byłeś bardzo zajęty od powrotu Elisy. Więc pomyślałem, że przynajmniej tak ci
pomogę. – Powiedział czując delikatnie czochranie.
-
Dobrze się spisałeś. Przepraszam, że musiałeś mnie wyręczyć. – Powiedział
spokojnie. Dostrzegłam uśmiech na twarzy taty. Po czym zaczął jeść. Voldemort
delikatnie pochylił się nad wężem coś mówiąc i pogłaskał po łbie. Zaczęłam jeść
sałatkę starając się nie zwracać uwagi na mierzące mnie spojrzenie Voldemorta. To denerwujące. Zjeść się nie da.
-
Twoi rodzice wiele o tobie mówili. – Odezwał się po chwili Voldemort nie
patrząc na mnie. Nareszcie. –
Przyjaźniłaś się ze szlamami. – Delikatnie podniósł kieliszek spoglądając na
czerwone wino i delikatnie je skosztował spoglądając na mnie poważnie. – Brudasami
krwi.
-
Sprawiałam rodzicom nie lada problem.- Powiedziałam słysząc ciche śmiech. –
Cieszę się, że mam wyrozumiałych rodziców.
-
Widać.- Powiedziała Belatrix pokazując wierzchem dłoni na policzek sugerując
tym samym moje podbite oko. Gdy skończyłam
jeść spojrzałam się na zegarek. Wskazywał ósmą wieczorem. Spojrzałam się w
kierunku taty.
-
Tato?- Zaczęłam. Nie chciałam widzieć ich po kolacyjnej rozrywki. Nie dałabym
rady. – Mogę iść do ogrodu?
-Elisa…
Nie taka była umowa.- Powiedział nie patrząc na mnie.
-
Nie opuszczę posiadłości. – Powiedziałam spoglądając jak wypuszcza powietrze
zastanawiając się nad tym.
-
punkt dziesiąta masz być w domu. – Powiedział uśmiechnęłam się wstając od stołu
delikatnie się skłoniłam w kierunku mamy jak i z bólem delikatnie schyliłam
głowę przed Voldemortem odwróciłam się i pośpiesznie wyszłam nie dając czasu by
zmienił zdanie. Uśmiechnełam się czując przyjemny
wietrzyk na twarzy. Nareszcie.
Udałam
się w moje ulubione miejsce. Podeszłam do zarośniętej bluszczem bramy i weszłam
do środka. Udałam się na sam środek małego ogrodu. Nie wiedziałam, że jeszcze
stoi. Sama to urządziłam. Myślałam, że rodzice kazali to zniszczyć. Chodź było
mocno zaniedbanie. Usiadłam na jednym z kamieni ciesząc się chwilą wytchnienia.
Moje spojrzenie utkwione było w niebie, które dziś wyglądało zniewalająco.
Gwiazdy migotały niczym świetliki. Nie mogłam oderwać od tego oczu.
Z
domu zaczęły dochodzić przeraźliwe krzyki. Spojrzałam na ziemię, gdy w trawie
coś zaszeleściło. Zamarłam spoglądając na nią. Przetarłam oczy. Dziwaczeje.
Znów to samo.
-
Jest tu ktoś? – Zapytałam. Spoglądając w otaczającą mnie ciemność. Słysząc po raz
kolejny syczenie tym razem za sobą poderwałam się odwracając się napięcie.
Mogłam dostrzec łeb węża, który oplatał siedzenie Voldemorta. W pewnym momencie
gad wypełzł z ukrycia i popełzł w kierunku rezydencji. Spoglądałam przez ramie
i przeszły mnie ciarki. Usiadła ponownie bardziej spięta niż wcześniej. Z
biegiem czasu krzyki cichły. Chodź głosy wciąż zdawały się być ożywione. Pora
wracać. Podniosłam się. Przeciągając się nie wiedziałam, kiedy będzie mi dane
ponownie wyjść. Odwróciłam się i… ściana. Wpadłam na coś twardego. Zamknęłam
oczy. Przecież tu nie było ściany. Wyciągnęłam rękę delikatnie sprawdzając co
to było. Co? Czując pod palcami materiał. Otworzyłam oczy spoglądając na to co
wpadłam. Z bólem musiałam przyznać, że to nie to co się spodziewałam. Moje
spojrzenie powoli unosiło się od ciemnych butów przez czarną pelerynę
zatrzymując się na twarzy Voldemorta. Co
tu robił? Opuściłam spojrzenie znów czując intensywność jego. Dostrzegłam jak
uniósł dłoni. Odruchowo chciałam się cofnąć zaciskając mocno powieki. Voldemort
spoglądał na nie z góry delikatnie dłonią przejechał po moim policzku gdzie
znajdował się siniak. Wzdrygnęłam się czując ciepło jego skóry. Dziwne. Jego
dotyk delikatnie powędrował na mój podbródek zmuszając stanowczym a zarazem
delikatnym ruchem bym spojrzała na niego. Przejechał palcem po rozwalonej
dolnej wardze. Odskoczyłam oddychając szybciej.
-Boisz
się mnie?- Usłyszałam jego głos i zamknęłam oczy. A żebyś wiedział. – Felix był
bardzo surowy?
-
Jak na ojca, któremu uciekła córka to nie. – Powiedziałam nie wiedząc nawet po
co mu to mówiłam. Chodź starałam się trzymać go na dystans. – Przepraszam, ale
muszę już iść.
Odwróciłam
się wychodząc ze swojej oazy, która trzymała właśnie nieproszonego gościa.
Potrzebuję sił. Znów to spojrzenie.
Dlaczego? Delikatnie złapałam się za ramię spoglądając przez ramię. Niewyjaśnionych
mi przyczyn podążał niczym cień. Zatrzymałam się.
-
Nie chcę być nie miła.- Zaczęłam patrząc na niego – Ale po co idziesz za mną?
-
Tajemnica. – Powiedział nie opuszczając spojrzenie ze mnie. Moje natomiast
utkwiło w oknach rezydencji. W swojej sypialni mogłam dostrzec przerażone
spojrzenia Hany. – Podczas mojego pobytu tu. Miałem wiele o tobie usłyszeć. –
Dodał okrążając mnie. Poluje? Czułam się jak ofiara polującego drapieżnika.
Może to przez te spojrzenie?
-
Mało mnie to interesuje.- Powiedziałam zamykając oczy głupia! Wiedziałam co
mógł pomyśleć. – W tamtych czasach nie mieli powodów aby chwalić się
sprawiającą kłopoty córką.
-
Mylisz się.- Powiedział ponownie mierząc mnie spojrzeniem. Nie chce wiedzieć co
pomyślał.
-
W czym?
-
Zachowanie Felixa. Teraz rozumiem. –
Wybełkotał bardziej do siebie niż do mnie. Zmarszczyłam brwi. Nie podobało mi
się to.
-
Możesz zwrócić honor rodzicom. Przyłącz się do mnie. – Usłyszałam jego głos tuż
przy uchu. Co? Otworzyłam szerzej oczy niedowierzając do co właśnie powiedział.
-
Słucham? – Wyszeptałam patrząc na niego. Na jego twarzy zagościł uśmiech.
Wyciągnął rękę delikatnie odgarniając kosmyk z mojej twarzy.
-
Przyłącz się do mnie. – Powtórzył to co chciał powiedzieć spoglądając w moje
oczy. Mogłam dostrzec w nich dziwny blask. Za szybko. Przyglądałam się
podejrzliwie nie wiedząc za bardzo co zrobić. Fakt mam zostać śmierciożercą aby
dostarczać informacje Lily. Za łatwe. – Wiem od kilku osób, że jesteś
utalentowaną czarownicą. – Jego koniuszki delikatnie przejechały po moim
policzku. Znów. Delikatnie się oddaliłam
widząc jak jego dłoń zaciska się w pięść. – Tak byś wstąpiła w nasze szeregi.
Po co przedłużać to co nieuniknione.
-
Skąd ta pewność.- Powiedziałam stanowczo. Zaśmiał się. On się śmieje.
Delikatnie się zarumieniłam odwracając wzrok. Nabrałam odrobinę powietrza w
policzki. Co w tym śmiesznego?
-
Skąd?- Zaczął. Przybliżył się znacznie. Aż za bardzo. Pochylił się aby
powiedzieć coś mi na ucho.- Twój ojciec miał zamiar cię do tego nakłonić.-
Usłyszałam otwierając szerzej oczy. Mogłam się tego spodziewać. – Felix
naprawdę jest wiernym i oddanym śmierciożercą. Nikomu nie ufam tak bardzo jak
jemu. A rzadko się zdarza bym kogoś chwalił. Można na nim polegać. – Mówił to
przyciszonym głosem. Na szyi mogłam czuć jego oddech. Zamknęłam oczy czując
ciarki. – Znam jego pragnienie.
-
Tak samo było z Itanem.
-
Nie. – Wyprostował się patrząc mi w oczy. – Itan sam zgłosił się aby zostać
śmierciożercą. Był nim od dawna. Chodź znak otrzymał dopiero po szkole.
-
To nie jest prosta decyzja.- Powiedziałam zamykając oczy. Opanuj się. Nie
możesz się wycofać. Nie teraz. Spoglądałam na ziemię zastanawiając się nad tym.
Przygryzłam wargę czując jak łapie mnie za podbródek podnosząc głowę. Nabrał
powietrze. Zamykając na chwilę oczy.
-
Zrób to…- Wyszeptał. Nie puścił ani na chwili. Jego dotyk był znacznie
pewniejszy. Miałam wrażenie że zależy mu na tym bardziej niż powinno. Przełknęłam
ślinę. Zrób to! Po to wróciłaś.
-
Zgadzam się.- Powiedziałam zamykając oczy. Delikatnie drżałam. Nie otwierając
oczu. Poczułam jak puścił moją twarz. Spojrzałam jak wyciągnął różdżkę
spoglądając na mnie.
-
Wyciągnij prawą rękę.- Powiedział patrząc na nią. Wykonałam polecenie.
Spoglądając jak wolną ręką złapał za przegubę nadgarstku po czym odsłonił rękę
aż do łokcia. Koniuszkiem różdżki dotknął mojej skóry. Pali! Zamknęłam oczy gdy
pociekły mi łzy. Przygryzłam wargę czując metaliczny smak. Na mojej skórze
zaczęła się pojawiać stopniowo czaszka z wijącym się wężem. Mroczny znak. Trzymał
mnie za nadgarstek znacznie dłużej niż potrzeba. Już wyczarował znak. Patrzałam
na niego czując jak wytarł łzy cieknące po policzku.
-
Słod…- urwał patrząc przez ramię na węża wijącego się ciężko w kierunku lasu.
Był znacznie większy niż ostatnio. – Drżysz
-
Przepraszam.- Zabrałam rękę delikatnie zasłaniając znak. Nie chciałam na niego
teraz patrzeć. – Zrobiło mi się zimno. – Powiedziałam obejmując się ramionami.
Zrobiło się znacznie chłodniej niż godzinę temu. Chodź prawdą było to że
drżałam bojąc się tego co się wydarzy. Oklumencja jednak teraz to dla mnie dar
z niebios. – Panie?- Gdy to powiedziałam mogłam dostrzec jak przeszły go
dreszcze a jego kącik warg uniósł się nieznacznie. Dziś naprawdę wariuje.
Obserwujące węże. Śmiejący się Voldemort. Mam chorobę nocy letniej. – Możemy
wracać?
-
Boisz się mnie? – Jego ton głosu jak i spojrzenie sprawia że nie wiem co myśli,
planuje, jak mam się zachować. Spojrzałam się na ziemię.
-
To nie do końca tak.- Odezwałam się po dłuższej chwili milczenia. Podniosłam
wzrok uśmiechając się delikatnie. – Fakt obawiam się ciebie, ale aktualnie
bardziej obawiam się taty. – Powiedziałam spoglądając na zegarek Dwie minuty
spóźnienia. Po mnie. – Nie ufa mi. Nie jestem zła na to. Zasłużyłam na to. –
Mówiłam odwracając się do niego plecami drżąc gdy zawiał zimny wiatr. – Nie
chce go denerwować, a będzie jeśli nie przyjdę na czas.
Słysząc
rozbrzmiewający śmiech Voldemorta spojrzałam się przez ramię. Otwierając
szerzej oczy. Trzymał się za brzuch śmiejąc się tak że kilka łez pociekło po
jego twarzy. Przerażający. Nie wiedziałam w ogóle że ON potrafi się śmiać.
Wyglądał całkowicie inaczej.
-
Nie widzę tu nic zabawnego.- Zagrzmiałam widząc jak wyciera łzy patrząc na
mnie. Zacisnęłam pięści spoglądając na niego i zaczęłam iść w kierunku
rezydencji. Szłam nie patrząc się na niego. Zacisnęłam mocniej szczękę. Zatrzymałam
się dopiero gdy poczułam jak złapał mnie za ramię. Czego on chce? Spojrzałam na
niego piorunującym spojrzeniem.
-
Felix naprawdę jest wymagający i surowy. – Powiedział i ruszył prowadząc mnie
za sobą. – Przy takiej córce mu się nie dziwie.
-
Przy jakiej?- Wycedziłam przez zęby. – Puszczaj.- W odpowiedzi zmierzył mnie
tajemniczym i przeszywającym spojrzeniem nie puszczając. – Sama mogę iść.
Otworzył
drzwi rezydencji wchodząc do środka ciągnąc mnie za sobą. Udało mi się wyrwać
rękę z jego uścisku delikatnie masując. Mogłam dostrzec spojrzenie ojca. Był
zły. Jego wzrok jednak uległ zmianie dostrzegając Voldemorta.
-
Moi mili chcę wam przedstawić nowego śmierciożercę. – Powiedział dość
uradowanym głosem. Złapałam się za brzuch gdy niedawno co zjedzona kolacje niebezpiecznie
się cofnęła. Śmierciożerca. Lily… Zamknęłam oczy słysząc zdziwione szepty. Czując
silny uścisk na ręce. Skłam usiłując ją uwolnić. Teraz Voldemort stał tuż za
moim plecami. Dotykałam plecami jego ciała. Na co zadrżałam spoglądając za
siebie gdy ten pewnie odsłonił rękę na której znajdował się mroczny znak. Przez
salon przeszedł westchnięcie zdziwienia a niektórzy nawet zaczęli wiwatować.
Chcę zniknąć. Itan podszedł do mnie obejmując mnie w pasie i uniósł delikatnie
w powietrzu obracając się wokoło.
-
Nieźle siostrzyczko.- Powiedział całując moje czoło i poprowadził do rodziców.
Uwolnił mnie. Odetchnęłam z ulgą nie czując za sobą Voldemorta. Wtuliłam się w ramiona taty szukając w nich
oparcia. Do oczu napłynęły mi łzy.
-Jestem
z ciebie dumny córeczko. – Mogłam usłyszeć głos taty. Zamknęłam oczy gdy po
moich policzkach ciekły łzy.
Ptasia
klatka z jakiej udało mi się siedem lat temu uwolnić. Została ponownie
zamknięta, a klucz do niej został wyrzucony. Moje serce krwawiło, a dusza
płakała nie mogąc wyrzucić słów jakie ciężyły mi na sercu, rozrywane pa strzępy
przez skrajne uczucia.
Witam i dziękuję wszystkim tym którzy czytają
mojego bloga. Chodź nie wiem czy ktoś to jeszcze robi. Miło jest widzieć gdy
ktoś taki jest. A więc kolejna część Ptasiej Klatki została dodana. Z góry
przepraszam za błędy jakie się pojawiły. Mam nadzieję, że mimo ich rozdział
wam się spodobał. Co do kolejnego rozdziału nie wiem jeszcze dokładnej daty
dodania. Pracuję dalej nad kolejnym opowiadaniem tym razem o Huncwotach. Jak na
razie mogę powiedzieć, że planuję zacząć dodawać po wakacjach. Ale czy uda mi
się przekonamy się za kilka miesięcy. Dziękuję jeszcze raz.
|