środa, 14 września 2016

02: „O jeden krok bliżej do spełnienia marzeń.”:02

Przepraszam z góry za błędy jakie się pojawią w tym rozdziale. Jeszcze daleko mi do doskonałości. Cieszę się bynajmniej, że udało mi się znaleźć drobne grono czytelników. Mam nadzieję iż rozdział spodoba się. :) W planach mam jeszcze napisać jedno opowiadanie o tej tematyce ale zobaczymy co życie pokaże :)

Z wyrazami szacunku Arisa aa/ Lili

~#~


-  Naomi?- Usłyszałam znajomy głos. Spojrzałam w kierunku wejścia do przedziału. Stał tam chłopiec. Ten sam, którego poznałam u Madam Malkin. Koło niego stała jeszcze jedna osoba dziewczynka o brązowych włosach. Zaglądała mu przez ramię nie pewnie. Uśmiechnęłam się w jego kierunku.
- Miło mi znów cię widzieć.- Zawołał po chwili rozglądając się po przedziale. Mogłam jedynie zgadywać, że sprawdzał czy są rzeczy kogoś innego.
- Nevil!- Zawołałam wstając z miejsca i podeszłam bliżej. Wyciągnęłam rękę na przywitanie spoglądając na dziewczynę, która aktualnie stała za nim. Spoglądając w moim kierunku. Pierwszoroczna. Z resztą tak jak i ja.
- Wolne?- Zapytał spokojnym głosek. Po czym wskazał brodą na miejsca. Zerknęłam w tamtym kierunku i uśmiechnęła się. Ich towarzystwo mi odpowiadało. Każdy lepszy od Malfoy’a.
- No pewnie.- Odpowiedziałam podchodząc do swojego miejsca i usiadłam na nim. Delikatnie zarzuciłam nogę na nogę opierając głowę o dłoń. Spoglądałam w okno zamyślona. To wszystko zdawało się być snem. Pięknym. Z którego niebawem zostanę boleśnie obudzona. Chciałam by to trwało wiecznie. Spokój bez kłótni, nakazów, zakazów, poleceń, nagan. Mimo, że czytałam o Hogwardzie trochę i wiedziałam o tym, że każdy uczeń należąc do danego domu zdobywa jak i traci dla niego punkty. Może zostać ukarany. Przyjmę każdą karę, aby nie spędzać czasu z Malfoyami.  
- Chodź!- Zawołał po chwili Neville. Spojrzałam w jego kierunku wyrwana z zmyśleń. Wypuściłam cicho powietrze.
- Tutaj jest wolne. – Powiedział do dziewczynki, która weszła tuż zanim. Spojrzała na mnie podchodząc bliżej.
- Naomi poznaj Hermione. Tak samo jak my jest w Hogwardzie po raz pierwszy.- Powiedział pokazując na nią.
Hermiona jest dziewczyną o brązowych, długich włosach. Można powiedzieć, że miała je w nieładzie bądź takie już miała. Jej oczy były tego samego koloru co włosy. Przednie zęby były ciut dłuższe od pozostałych.
- Hermiona? Tak. Ja jestem Naomi.- Powiedziałam z uśmiechem na twarz. Wstałam wyciągając dłoń w stronę dziewczyny na przywitanie. Gdy ją uścisnęła usiadłam ponownie spoglądając na Neville.
- Miło mi cię poznać. – Powiedziała stojąc wyprostowana. Po chwili zajęła miejsce naprzeciwko mnie koło niej usiadł Nevil obserwując nasze zachowanie. Milczał. Hermiona spojrzała w okno zastanawiając się nad czymś. Pod pachą miała dość grubą książkę. Lekka lektura na podróż. Zapewne tak. Odwróciłam wzrok spoglądając w okno, na którym zaczęły pojawiać się pierwsze smugi.
W naszym przedziale zapadła nie zręczna cisza. Najwidoczniej nikt nie był chętny do rozmowy. Musiało minąć kilka bądź kilkanaście dobrych minut by odezwał się Nevil. Znudzony naszym milczeniem.  
- Z kim mieszkacie?- Zapytał Nevil. Zacisnęłam szczękę jak i pięści. Też sobie wybrał dogodny temat do rozpoczęcia rozmowy. Co miałam powiedzieć? Przecież jak wspomnę o Malfoy'ach… Pokręciłam przecząco głową. To może się źle się skończyć.
- Moimi rodzicami są mugole. – Odpowiedziała Hermiona z delikatnym uśmiechem. Książkę położyła na swoich kolanach spoglądając na nią co jakiś czas.
- Zarówno moja mama jak i tata są mugolami.- Dodała po chwili namysłu spoglądając na Neville, który uśmiechał się delikatnie. Widziałam na jego twarzy spokój.
- Ja natomiast mieszkam z babką.- Powiedział po chwili. Uniosłam delikatnie brew do góry spoglądając na nich.
- Naomi może ją kojarzyć. Byłem z nią u Madam Malkin.- Dodał z lekkim uśmiechem na twarzy. Pokiwałam jedynie głową na znak, że pamiętam. Moje spojrzenie ponownie utkwiło w oknie. Czułam na sobie krępujące spojrzenia owej dwójki. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że oczekują ode mnie odpowiedzi na zadane przez Nevill’a pytanie.
Zapadła martwa cisza. Każdy milczał. Oni czekając na moją odpowiedź. Natomiast ja milczałam zastanawiając się nad tym co powiedzieć. Raczej jak to powiedzieć, aby ich nie zrazić. Hermiona mogła nie wiedzieć, ale Nevil… Zapewne zdawał sobie sprawę z tego jacy oni byli.
- A ty?- Zapytała w końcu Hermiona. Moje oczy utkwiły w jej spojrzeniu. Uśmiechnęła się delikatnie przełykając ślinę.
Oj... Kiepsko to widzę.
Dodałam w myślach. Delikatnie odgarniając włosy z twarzy.  No dobra raz grozi śmierć wcześniej czy później i tak by się dowiedzieli.
- Eh… ja…Malfoy.- Wydukałam dość nie wyraźnie rozglądając się po przedziale tak jakbym szukała pomocy od niewidzialnego człowieka. Nevil zachłysnął się powietrzem. To było do przewidzenia. Natomiast Hermiona zdziwiona reakcją chłopaka spojrzała na mnie pytająco.
- Z kim?- Ponowiła dziewczyna. Zacisnęłam dłonie w pięści. Wypuściłam spokojnie powietrze z płuc poluźniając uścisk.
- Malfoy.- Powtórzyłam. Jeszcze raz powiem te nazwisko i utnę sobie język. Czemu akurat tu? Gdy udało mi się od nich uwolnić. Muszę używać tak przez siebie znienawidzonego nazwiska.
- Naomi… Czy ja dobrze usłyszałem?- Wyszeptał Neville z niedowierzaniem na twarzy. Mój wzrok utkwił ponownie w szybie, o którą uderzały krople deszczu.
- Mieszkam u nich od kilku lat.- Odpowiedziałam na pytanie chłopaka podpierając się o parapet. Hermiona wciąż nie rozumiała o co chodzi. Co z tą rodziną jest nie tak? Wszystko było nie tak.
- A twoi rodzice?- Zapytała ciekawa. Nabrałam gwałtownie powietrza. Ale nie z powodu pytania dziewczyny tylko dlatego że rozcięłam sobie palec o wystający gwoździa.
- Dlaczego z nimi nie mieszkasz?- Kolejne pytanie dziewczyny. Spojrzałam w kierunku Hermiony i wyprostowałam się.
- Nie mam rodziców. Dlatego mieszkam u Malfoy’ów.- Odpowiedziałam odgarniając włosy. Uśmiechnęłam się blado.
- Po śmierci mojej matki trafiłam do nich. Nie pytano mnie o zdanie czy chcę tam zamieszkać. – Dodałam sama od siebie. Moją uwagę przykuła ropucha, którą trzymał Nevil w ręku. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Co to za ropucha?- Wskazałam na jego zwierzaka. Neville uśmiechnął się delikatnie gładząc go po głowie. Ropucha zdawała się spać.
- Teodora.- Odpowiedział cicho nie patrząc w naszym kierunku. Uniosłam brew do góry. Teodora? Hm.. Uśmiechnęłam się nie odwracając tym razem głowy.
- Teodora?- Powtórzyła Hermiona. Zdawała się być zamyślona. Po czym spojrzała się w jego stronę.
- Tak zwie się moja ropucha, a wy macie jakieś zwierzęta?- Zapytał się chłopak spoglądając na nas. Ten temat bardziej mi przypadł do gustu. Nie musiałam wracać do nie przyjemnych dość wspomnień. Każdy je miał. Dla każdego wyglądały inaczej. Nikt nie mógł być szczęśliwy do końca. Bynajmniej tak ja sądzę.
- Tak.- Odpowiedziałam i pokazałam na sowę w klatce. Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Spoglądając na śpiące zwierzę. Przynajmniej teraz nie przynosi mi zdechłych myszy w podzięce.
- Zwie się Inoe.- Dodałam z uśmiechem na twarzy. Po czym skierowałam spojrzenie na Hermione, która przyglądała się jej.
- Inoe?
- Aktualnie nie miałam innego imienia. Więc wybrałam to.- Powiedziałam zarumieniona. Nigdy nie miałam zwierzaka. Więc nigdy nie wybierałam imion.
- Nie mam zwierzaka.- Odezwała się cicho dziewczyna. Delikatnie wzruszyła ramionami spoglądając w okno.
Nasze tematy obejmowały wszystko. Od tematów związanych z ulubionymi rzeczami po to co planowaliśmy robić w dorosłym życiu. Zauważyłam, że mimo różnic miło spędziłam z nimi czas. Hermiona opowiadała o świecie mugoli. Natomiast ja i Nevil słuchaliśmy jej opowieści z zapartym tchem. Jej rodzice z tego co opowiadała zajmowali się leczeniem zębów. Opowiadała też o swojej wcześniejszej szkole. Od zawsze dużo czytała. Jej ulubionym zapachem okazała się koszona trawa. Dom do którego chciała trafić był Griffindor. Nevil natomiast opowiadał, że nie za bardzo jest utalentowany. Zawsze o czymś zapominał co zabawne nie pamiętał o czym. Jego zainteresowaniem było zielarstwo. Czym wiązał swoje przyszłe życie. Chciał nauczać tego przedmiotu. Lubiał czytać książki związane z tym tematem.   Przyjemną atmosferę przerwał odgłos nagle otwieranych drzwi. Cała nasza trójka spojrzała w tamtym kierunku. Zmrużyłam oczy widząc, kto zaszczycił nas swoją obecnością.
- W końcu cię znalazłem. Idziemy.- Powiedział Draco pokazując ręką za swoje ramie na drzwi do przedziału. Zmarszczyłam brwi. Wołam mnie. On.
- Niby gdzie?- Zapytałam zdziwiona tym faktem.
On mnie szukał? Woła? Czy się rozchorował? To jakaś nowy typ choroby lokomocyjnej? Zaniepokoił mnie ten fakt.
- Jak to gdzie? W lepsze towarzystwo.- Odpowiedział. Uśmiechnęłam się nie znacznie, a jednak był taki sam jak zawsze. Całe szczęście. Jego wzrok powędrował najpierw na Neville. Zmierzył go spojrzeniem oceniając. Włączył radar czystości krwi. Zacisnęłam dłonie w pięści. Dla mnie oni byli lepszym towarzystwem niż jego banda czy ludzie podobni do niego. Po chwili Draco spojrzał się na Hermionę mrużąc oczy. Oho… Zacznie się?
- Nie powinnaś tu być.- Powiedział kierując ponownie swoje spojrzenie w moim kierunku. Założyłam ręce na piersi spoglądając na niego.
- To ciebie nie powinno tu być.- Powiedziałam nad podziw spokojnym tonem. Na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Widzisz Draco. Mnie odpowiada takie towarzystwo. Wiec idź mi stąd.- Powiedziałam pokazując mu ręką drzwi.  Uśmiechnęłam się szerzej widząc reakcję blondasa. Odwrócił się na pięcie i nim wyszedł spojrzał na mnie.
- Jeszcze tego pożałujesz.- Dodał wychodząc z naszego przedziału. Osunęłam się na siedzeniu spoglądając na towarzyszy.
- Jaki gbur. Kto to był?- Zapytała oburzona Hermiona. Nie była chyba przyzwyczajona do takiego spojrzenia. Wybacz musi się do tego przyzwyczaić.
- On?- Pokazałam na miejsce gdzie jeszcze tak nie dawno znajdował się Draco. Uśmiechnęłam się do dziewczyny. Po czym delikatnie podrapałam się po głowie.
- Tak. On.- Powiedziała spoglądając to na mnie to na Neville. On zaś unikał naszego spojrzenia. Zmrużyłam brwi.
- To był Malfoy… Draco Malfoy.- Odpowiedziałam dziewczynie po dłuższej ciszy. Spojrzałam na nie ze zdziwieniem. Odwróciłam wzrok w stronę okna.
- Współczuje ci.- Powiedział Nevil. Zaśmiałam się cicho. Nie potrzebowałam współczucia. Nauczyłam się ignorować ich. Można było do tego przywyknąć. A nawet trzeba było. Nie miałam wyboru. Musiałam tam zamieszkać.
- Można przywyknąć.- Odpowiedziałam cicho nie spoglądając na niego. Przez chwile czułam się zmęczona. Wyszło mi studiowanie po nocach ksiąg. Przetarłam oczy przeciągając się.
- CO to za siniak?- Zapytałam Hermiona wskazując moje ramię. Spojrzałam tam zerkając na zasinienia. Nie gdzie się nie wywaliłam. Ach no tak. Dzisiejsza pamiątka po Lucjuszu.
- To… To nic takiego. Nie przejmuj się.- Powiedziałam opierając głowę o szybę. Każdy zaczął robić co chciał. Nevil głaskał Teodorę. Hermiona czytała księgę. Natomiast ja postanowiłam oddać się w ramiona morfeusza. Przymknęłam oczy. Nie zajęło mi to wiele czasu.
~#~
- TEODORA! – Obudził mnie przeraźliwy krzyk Neville. Poderwałam się rozglądając po przedziale. Mój wzrok utkwił w stojącym chłopaku. Który po chwili rzucił się na ziemię i zaczął przemieszczać to w stronę drzwi bądź do okna. Zmrużyłam oczy. Coś musiało mnie ominąć podczas snu.
- Hermiona?- Wyszeptałam szukając u dziewczyny odpowiedzi na moje nieme pytania. Musiała odczytać z mojej twarzy. Gdyż po chwili wypuściła powietrze pokazując na kucającego Neville.
- Teodora znikła.- Powiedziała spokojnie dziewczyna. Spojrzałam się na załamanego chłopaka. No to był problem. Pociąg duży. Zwierzak mały.
- Nie ma jej.- Powiedział załamany siadając obok Hermiony. Swoją twarz ukrył w dłoniach. Nie opuszczałam z niego wzroku. Nie widziałam innego wyjście.
- Znajdzie się. Poszukam jej po innych przedziałach.- Powiedziałam wstając. Odrobinkę wyprostuje kości. Rozbudzę się do końca.
- Może ktoś już ją znalazł?- Dodałam otwierając drzwi od przedziału i wychyliłam głowę. Spojrzałam na stojącą Hermionę.
- Pomogę ci. Ja pójdę w tę stronę.- Wskazała głąb pociągu. Kiwnęłam twierdząco głową.
- Więc ja kieruję się w stronę lokomotywy.  – Powiedziałam i ruszyłam tam.
Wystarczyły pierwsze kilkanaście minut abym stwierdziła, że to szukanie igły w stogu siana. Oczywiście niektórzy z uczniów uprzejmie mówili mi, że nie widzieli zwierzaka. Nie spodziewałam się tego, że to będzie aż takie trudne. Na samą myśl jak będzie cierpiał Nevil ścisnęło mnie w sercu. W jednym z odwiedzanych przeze mnie przedziałów spotkałam Cedrik’a. Spojrzałam na niego z uśmiechem na twarzy.
Jest ktoś, kogo znam.
Pomyślałam czując ulgę. Nie zamierzałam przeszkadzać mu w rozmowie oczywiście stało się inaczej. Jego towarzysze zmierzyli mnie spojrzeniem milknąć od razu. Czułam, że trafiłam w nieodpowiednim pomięcie.
- Przepraszam.- Jedynie to mogłam aktualnie wypowiedzieć.  Cedrik powoli spojrzał się w moim kierunku a na jego twarzy zagościł przyjazny uśmiech. Odwzajemniłam nie pewnie jego gest.
- Naomi. Jak miło cię znów widzieć. Czy coś się stało?- Zapytał ignorując ciekawskie spojrzenia przyjaciół. Nabrałam delikatnie powietrza w płuca.
- Mój przyjaciel zgubił ropuchę.- Powiedziałam spokojnym głosem.
- Pomagam mu jej szukać. Może ją widzieliście? – Zapytałam z nadzieją, że któreś w końcu powie „Tak”.
- Przykro mi.- Odpowiedział. Kiwnęłam jedynie głową, że zrozumiałam, po czym skierowałam się do wyjścia.
- Powidzaninie w Hogwarcie.- Dodał pewniej. Czułam jego spojrzenie na swoich plecach. Spojrzałam na niego unosząc nie pewnie rękę z wyciągniętym ku górze kciuku. Na znak. „Będzie dobrze”. Otworzyłam drzwi po czym je zasunęłam.
- Kto to był?
- Oj Cedrik powiedz nam.
- Naomi.- Powiedział Cedrik. Zamarłam w miejscu. Spoglądając na ziemię. Czułam się jak rzadki okaz w Zoo. Który był godny do podziwiania.
- Naomi?
- Tak.
- Nie słyszałem.
- Pierwszoroczna?
- Nie inaczej.
Reszty rozmowy nie słyszałam, ponieważ wróciłam do poszukiwań. Nie zamierzałam zaprzestać. Miałam nadzieję, że uda mi się ją odnaleźć nim dotrzemy do miejsca. Każdy inny przedział kończył się tym samym. Byłam zawiedziona. Może Hermionie się uda. Został mi tylko jeden przedział. Zapukałam do drzwi z którego dobiegły donośne śmiechy.
- Na co czekasz na zaproszenie.- Usłyszałam męski głos. Otworzyłam drzwi spoglądając na czterech uczniów. Dwoje z nich byli rudymi bliźniakami. Jeden z nich akurat stał w śmiesznej pozie przed ciemnoskórą dziewczyną. Miała dłubie ciemne włosy. Na mój widok delikatnie się uśmiechnęła. Ich kolejny towarzysz leżał rozwalony na kilku siedzeniach. Spojrzał w moim kierunku.
- Przepraszam.- Wyszeptałam spoglądając na bliźniaków, którzy zamilkli obserwując mnie. Przełknęłam ślinę głośniej niż zazwyczaj.
- O co chodzi?- Zapytała w końcu dziewczyna. Miała przyjazny głos. Spojrzałam na nią i weszłam bardziej do przedziału. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na ziemię. Stałam tak jakby na stracenie.
- Mój przyjaciel zgubił Teodorę. Pomagam mu jej znaleźć.- Powiedziałam spokojnym głosem. Mimo to nie podnosiłam wzroku wbitego w ziemię.
- Może ją widzieliście?- Dodałam po chwili z nadzieją w głosie.
- Teodora?- Zapytał bliźniak siedzący naprzeciwko rozwalonego ciemnowłosego chłopaka. Spojrzałam na niego. No tak. Skąd mogą wiedzieć o kogo mi chodzi.
- Ropucha.- Powiedziałam krótko.
- Nie. Nie mieliśmy przyjemności jej spotkać. Jak ją zobaczymy od razu ci to powiemy.- Powiedział drugi z bliźniaków.
- W ogóle jak masz na imię?- Zapytał po chwili namysłu. Spojrzałam na niego i zamknęłam oczy.
- Nazywam się McGarden Naomi.- Odpowiedziałam spokojnym głosem. Spoglądałam na nich. Mogłam wnioskować, że byli starsi ode mnie. Może o trzy lata nie więcej. Podeszłam do drzwi otwierając je.
- Ubierz się w szaty. Zaraz będziemy na miejscu.- Powiedziała jedyna dziewczyna z ich towarzystwa. Kiwnęłam jedynie głową zamykając drzwi. Zwiesiłam głowę.
Dobra pora wracać. Nie ma sensu dalej szukać.
Pomyślałam idąc przez korytarz w kierunku naszego przedziału. Gdy tam dotarłam weszłam do środka i zajęłam swoje miejsce. Nevil przyglądał mi się uważnie.
- Wybacz Neville.- Wyszeptałam cicho. Miałam nadzieje ją znaleźć a tu. Nic.
- Pora się przebrać.- Dodałam sięgając po swoje szaty. Ubrałam czarną szare spoglądając na wpadającą do przedziału Hermionę. Miała na sobie szaty. I była dość podekscytowana. Zastanawiał mnie powód.
- Nie zgadniecie, kogo poznałam.- Powiedziała siadając na swoim miejscu. Spojrzałam na Nevill’a który wyglądał na dość zaciekawionego tym. Zamknęłam na chwile oczy.
- Harry Potter jest w pociągu.- Powiedziała po kilku minutach. Moje spojrzenie utkwiło w szybie. Nic dziwnego, że był. W końcu ten sam rocznik. Delikatnie zacisnęłam dłonie tak by kości w palcach przeskoczyły mi.
- Ten Potter?- Zdziwił się Nevil zapominając o swojej ropuszce. Odgarnęłam z twarzy włosy zerkając na nich ukradkiem.
- Tak Nevil. Sama widziałam. Ta blizna jest prawdziwa.- Mówiła z radością w głosie. Wstałam i zdjęłam swój kufer przygotowując się do opuszczenia pociągu.
-Naomi nie jesteś tym faktem podekscytowana?- Zdziwiła się moim zachowaniem Hermiona. Zerknęłam w jej kierunku.
- Nie bardzo.- Odpowiedziałam jej wracając do zbierania swoich rzeczy. Ignorując zdziwione spojrzenia towarzyszy.
- Czemu?
- To zwykły jedenastoletni chłopak nie prawdaż?- Odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Widząc ich zmieszane spojrzenia uśmiechnęłam się delikatnie.
- Faktycznie. Każdy zna jego imię. Nie widzę tylko powodów by się tym przejmować. Wygląda jak człowiek.- Powiedziałam zerkając na nich.
- Wiesz. Mieszkanie z Malfoy’ami musiało cię trochę zdziwaczeć.- Powiedział żartem Nevil. Spojrzałam na niego wzrokiem typu „ Gdyby spojrzenie mogło zabić”. Chłopak umilkł spoglądając na Hermionę.
-  Znalazłaś Teodorę?- Zapytał się, ale widząc przygnębioną dziewczynę zrozumiał, że nic z tego. Nabrał jedynie powietrza.
- Nie lubisz go prawda?- Zapytała Hermiona podchodząc do mnie. Ona też zaczęła szykować się do wyjścia. Pomagała też Nevill'owi. Spojrzałam na nią zmieszana. Teraz nie za bardzo rozumiałam o co dziewczynie chodziło.
- Kogo?
- Pottera.- Odpowiedziała. Nevil spojrzał to w moim kierunku to Hermiony. Widziałam, że jest zmieszany tak jakby obawiał się mojej odpowiedzi.
- Czemu miałabym go nie lubić? Nawet go nie znam.- Odpowiedziałam jej. Chłopak wypuścił powietrze.
- Wiesz. Wyglądasz tak jak byś go nie lubiła.- Oznajmiła mi dziewczyna. – Bądź byś była zazdrosna o jego sławę.- Dodała.
- Dziękuje ci za taką sławę. W dniu w którym stał się sławny stracił rodzinę. Hm. Interesujące. Wiesz. Ja wolałabym nie być sławna. A mieć rodzinę. Oczywiście jak bym była na jego miejscu.- Mówiłam nie patrząc na nią. Nevil podszedł do mnie delikatnie klepiąc po ramieniu. Spojrzałam na niego wypuszczając powietrze.
- Życie nie jest sprawiedliwe. – Dodałam widząc spojrzenie dziewczyny. Złapałam za rączkę kufla i ruszyłam do wyjścia. Zeskoczyłam na peron rozglądając się.  Na dworze było dość ciemno.
Ciekawe, która była już godzina
Przez głowę przeszła mi jedynie ta myśl. W oknach okolicznych domów było zgaszone światło. Ulice zdawały się być opuszczone. Zatrzymałam swoje kroki. Spoglądając na wyłaniających się z pociągu uczniów. Rozmawiali podnieceni.  Gromadząc się w grupach. Przyjaciele, rodzina, znajomi. Każdy był przydzielony. Nawet pierwszoroczni łączyli się w grupy z świeżo poznanymi ludźmi.
Człowiek nie jest stworzony do bycia samotnym. Nawet jeśli bardzo stara się tego dokonać. Jakaś część ciągła go do innych.  
Przy mnie zatrzymał się Nevil zresztą jak Hermiona. Można było dostrzec przerażenie malowane na ich twarzach. Nie dziwiłam się im., Co teraz?  Zmrużyłam oczy wytężając spojrzenie przed siebie. Nad głowami tłoczących się na peronie uczniów migało światełko lampy. Zamrugałam kilkukrotnie zastanawiając się czy dobrze widziałam. Delikatnie przetarłam oczy. Światełko przybliżyło się by po chwili zastygnąć w powietrzu.
- Pierwszo roczni do mnie.- Rozniósł się donośny męski głos. Dopiero po chwili, gdy promienie światła padły na włochatą twarz mężczyzny w futrze z norek, lisów czy innych futrzastych stworzeń.
- Zostawić bagaże!- Rozkazał olbrzym. Mężczyzna ten miał na pewno ponad dwa może trzy metry. Oprócz zdziwionych, przerażonych pierwszoroczniaków nikt nie okazywał większego zainteresowania.
- Ruszać się. Cholibka.- Dodał po chwili odwracając się do nas plecami, po czym ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Zaczęłam iść za nim zresztą jak pozostali. Koło mnie oprócz Hermiony i Neville szedł chłopak w okrągłych okularach oraz jego towarzysz rudzielec. Jeż te rude włosy widziałam. Bliźniacy.
Olbrzym w milczeniu zaprowadził nas nad brzeg jeziora gdzie przycumowane były drewniane łódki. Do jednej mieściły się pięć może sześć osób. Nie pewnie zajęłam miejsce siadając tuż obok Neville spoglądając na pozostałych.
- Łał! Widzicie!- Usłyszałam głos jakiegoś chłopca. Którego łódka zaczęła odpływać. Gdy usiadła ostatnia osoba. Nasza uczyniła to samo. W tafli wody można było dostrzec przepiękny widok. Światła z okien wielkiego zamku przepięknie migotały.
Ten widok niewątpliwie zapadnie mi w pamięci.
Nie tylko na mnie ten widok zrobił wrażenie. Bowiem inni uczniowie byli tak samo podekscytowani jak ja. Serce zaczęło bić szybciej, ale nie było wywołane strachem. Te bicie było przyjemne.
Przed naszą łódką płynęła inna, w której rozpoznałam jedynie trzy osoby. Vincent Crab, Gregory Goryle oraz oczywiście Draco Malfoy. Jak by nie inaczej. Tak było od zawsze. Trójka nie rozłącznych. A skąd to wiem. Znałam ich. Byli najlepszymi przyjaciółmi Draco. Wiele czasu spędzali w jego rezydencji. Miałam, więc wiele czasu by ich poznać. Oczywiście mieli takie same poglądy co jego rodzina.  Draco zerknął w moim kierunku z szyderczym uśmiechem. Po chwili jednak odwrócił wzrok w stronę zamku do którego zmierzaliśmy.
Dotarcie na drugi brzeg zajęło nam dziesięć minut. Każdy wychodził z łodzi kierując się za olbrzymem. Zamarłam oczarowana widokiem zamku. Nie zdając sobie sprawy z tego ile się oddalili ode mnie.
- Cholibka! Nie zostawaj z tyłu.- Powiedział do mnie olbrzym machając ogromną ręką abym w końcu ruszyła.
- Korzenie tam zapuściłaś czy co?- Dodał, gdy udało mi się w końcu ich dogonić. Wzruszyłam jedynie ramionami idąc dalej. Do zamku dostaliśmy się przez wielkie mosiężne drzwi. Które prowadziły do środka. Olbrzym prowadził nas zawiłymi korytarzami. Zmarszczyłam brwi. Nie łatwo będzie znaleźć klasę. Zatrzymał się dopiero przed czekającą kobietą. Miała poważny wyraz twarzy. Na nosie widniały okulary. A włosy miała starannie upięte w kok.
- Cholibka.- Ponownie się odezwał prowadząc nas kamiennymi korytarzami do stojącej na schodach kobiety. Miała na sobie zielone szaty. Pokazała ręką byśmy zatrzymali się spoglądając na nas. Zatrzymaliśmy się u podnóża schodów spoglądając na kobietę zaciekawieni.
- Dziękuje Hagridzie. – Powiedziała kobieta posyłając delikatny uśmiech olbrzymowi.
- Nie ma za co Profesor McGonagal.- Odpowiedział Hagrid. Spod jego gęstej brody można było dostrzec szeroki uśmiech. Moje spojrzenie utkwiło w kobiecie. Była jednym z profesorów. Ciekawe czego nauczała?
- Zanim rozpocznie się ceremonia przedziału chciałabym wam powiedzieć parę słów.- Zaczęła McGonagal zatrzymując na mnie swoje spojrzenie. Miała dość wyraźny głos, mimo że nie podnosiła go umiała zachować spokój.
- Za kilka minut zacznie się ceremonia przedziału. Każdy z was zostanie przydzielony do poszczególnych domów.- Mówiła stojąc niewzruszona. – Podczas całego pobytu w Hogwardzie wasz dom będzie waszą rodziną.- Kontynuowała. Oddychałam spokojnie spoglądając w kierunku pozostałych. Każdy milczał słuchając dokładnie o czym mówiła
- Czas wolny będziecie spędzać w pokoju wspólnym z innymi mieszkańcami. Wasze osiągnięcia będą Chlubą waszego domu. Natomiast przewinienia staną się jego hańbą.- Mówiła poważne nie przerywając nawet gdy Nevil rzucił się jej pod nogi gdzie znajdowała się Teodora- ropucha.
- są cztery domy Gryfindor, Haffepuff, Ravenclow oraz Slytherin. -  Oznajmiła zakładając ręce na piersiach. Obserwowała nas. Oceniając nasze zachowanie. A może to mi się tylko tak wydawało.
- Mam nadzieje, że będziecie wierni waszemu domowi. Proszę teraz poczekać tutaj. – Dodała po chwili namysłu po czym znikał za drzwiami.
Dobra już zaczynałam panikować. Ceremonia przedziału? Jak będzie wyglądać?
Utkwiłam spojrzenie w zamkniętych drzwiach przełykając głośnio ślinę. Moim ciałem przechodziły dreszcze trudne do opanowania. Nerwowo zaczęłam tupać nogą.
Ile może trwać przygotowanie?
Zamknęłam oczy by móc odrobinkę ochłonąć. Nie mogłam pozwolić ponieść się emocjom. Mogłam usłyszeć kilka podnieconych głosów. Jeden z nich nawet wspominał coś o trudnym teście. Może i miał rację? Zaczęłam przeszukiwać całą swoją wiedzę. W razie czego.
Po upływie dwudziestu minut drzwi otworzyły się ukazując wnętrze pomieszczenia. W środku znajdowało się pięć długich stołów. Mogłam wnioskować to, że każdy były przydzielony dla poszczególnego domu oraz nauczycieli. Weszliśmy do środka idąc wzdłuż dwóch stołów. Skupiając tym samym uwagę zebranych w Sali.
Główna atrakcja wieczoru wkroczyła.
Profesor McGonagal stała na tle podłużnie ustawionego stołu. Gdzie zasiadali pozostali nauczyciele. W ręku trzymała zwój delikatnie uderzając nim w otwartą dłoń. Uczniowie spoglądali na nas z zaciekawieniem. Pokazując na poszczególnych dzieciaków szepcząc coś.
Stworzenie bliskie wyginięciu.
Tak właśnie się teraz czułam. W centrum uwagi. Ciche szepty. Uwagi.  To sprawiało, że czułam się właśnie tak.
- Podjedzcie bliżej.- Powiedziała McGonagal spoglądając w naszym kierunku. Pokazałam nam, że mamy podejść. Gdy to uczyniliśmy rozwinęła zwój.
- Gdy wyczytam wasze nazwisko oraz imię podchodzicie, siadacie na stołku. W tedy nałożę wam tiarę na głowę. I ona powie do jakiego domu będziecie należeć.- Powiedziała McGonagal spoglądając na listę.
- Tylko tyle?
- A czego się spodziewaliście? Tortur?- Zdziwiła się McGonagal unosząc brew.
- Nie niczego.- Odezwał się rudzielec stojący obok chłopaka w okrągłych okularach. Profesor zaczęła więc dalej. Wyczytując z listy natomiast tiara mówiła nazwę domu. Obserwowałam uważnie całą sytuację czując nie miły ścisk w żołądku. Nie tylko spowodowany głodem, ale też strachem.
Co jeśli przydzieli mnie do Slytherin’u?
Pobladłam na twarzy z przejęcia. Oddychałam ciężko. Tego się nie spodziewałam. Wolałam egzamin.
Oczywiście to było do przewidzenia, że Crab oraz Goyl trafią właśnie do tego domu – Shlitherin. Hermiona natomiast jak i Nevil trafili do wymarzonego przez nich – Gryffindor. Też bym chciałam tam się udać. Przełknęłam ślinę czując nie przyjemną gulkę w gardle.
- Malfoy, Draco- Wyczytała czekając aż zajmie miejsce. Nim jedna tiara dotknęła jego głowy.
- Shlitherin- Krzyknęła tiara. Natomiast chłopak uśmiechnął się szeroko i udał do witającego go uczniów. Zajął miejsce obok przyjaciół.
- McGarden, Naomi.- Teraz ja. Zaczęłam podchodzić bliżej rozglądając się po Sali. Dostrzegłam kilka zaciekawionych spojrzeń. Cedrik, Bliźniacy, Nevil, Draco czy Hermiona utkwili we mnie spojrzenia wyczekując. Usiadłam na stołku. Po czym widziałam już ciemność gdy tiara opadła mi na oczy zatrzymując się na nasadzie nosa.
Milczała.
Poruszyłam się nie spokojnie na stołku zamykając oczy. Czekałam. Serce waliło mi teraz dziesięciokrotnie niż normalnie.
Ile to trwa? Co jeśli nic nie powie? Odeślą mnie?
Męczyła mnie masa pytań bez odpowiedzi. Wyczekiwałam tego aż tiara wykrzyczy dom. Mocno się zdziwiłam słysząc cichutki łosik w swojej głosie. Nie spodziewając się tego delikatnie podskoczyłam na stołku. Opuszczając głowę.
- Hm.- Wyszeptała cicho pogrążona w myślach. Zacisnęłam dłonie na stołku wbijając w drewno palce.
- Nie zjem cię.- Oznajmiła cicho śmiejąc się z moich reakcji. Co było w tym śmiesznego. Czułam dużą presje związaną z tym.
- Przepraszam.- Odpowiedziałam w myślach mając nadzieję, że usłyszy to. Nie myliłam się.
- Gdzie by cię tu przydzielić?- Zastanawiała się. Przełknęłam głośniej ślinę.
- Pasujesz do każdego domu. Masz dużo wiedzy. Uwielbiasz się uczyć. Oh tak… Ravenclaw to odpowiedni dom…, ale…- Powiedziała tiara poruszając moją głową w stronę wspomnianego domu. Uczniowie należący do niego mieli niebieskie naszywki jak i krawaty.
- Z nudów tyle się uczę pani Tiaro.- Odpowiedziałam na jej rozmyślanie starając się odwrócić głowę całą siłą ciała.
- Nie? To może Hufflepuff. Masz cechy jakie są cenione w tym domu.- Odezwała się przekręcając nagle moją głową w kolejnym kierunku. Tak nagle, że zachwiałam się na stołku niebezpiecznie. Miałam wrażenie, że zaraz skręci mi kark.
- Nie Slytherin. – Pomyślałam. Może posłucha mojej prośby. Może nie mam prawa mówić tego o czym Pragę.
- Jesteś tego pewna?- Urwała tiara wsłuchując się w milczenie, które nastało. Przekręciła głową tym razem mocniej w kierunku poszczególnych domów. Moje uczucia się nie zmieniły. Mogła mnie przydzielić do każdego domu oprócz Slytherin’u. Może mogłam tylko o tyle prosić. O nic więcej.
- GRYFFINDOR!- Krzyknęła nagle Tiara sprawiając, że zamarłam na miejscu.
- Naomi to nie siła czy krew decydują o tym jakimi jesteśmy ludźmi. Tylko nasze czyny, dojrzałe decyzje czy poświęcenie ukazuje to kim tak naprawdę jesteśmy.- Powiedziała Tiara. Miałam wrażenie jak uśmiechnęła się do mnie. Zdjęłam ja i pobiegłam do wiwatującego domu. Zajęłam swoje miejsce siadając tuż obok Hermiony i Neville.

Czułam na sercu ulgę gdy moje pragnienie zostało spełnione. Jeden malutki krok do spełnienia marzeń. 


Tytuł opowiadania: „Inside the Hogward you can find my world ”
Tytuł rozdziału:,, 02: „O jeden krok bliżej do spełnienia marzeń.”:02”
Ilość stron: 13 stron

wtorek, 16 sierpnia 2016

01: „Początek - Witaj Hogwardzie.” :01

Dzisiejszej nocy miałam problemy z zaśnięciem. Może powodem było wyczekiwany od tygodni upragniony dzień. Który miał być właśnie dziś. Dzisiejszego popołudnia udam się na ulicę Pokontną,  gdzie będę mogła zakupić potrzebne rzeczy do rozpoczęcia roku w szkole. Na ten dzień wyczekiwałam od bardzo dawna. Gdy tylko moja stopa przekroczyła próg tego domu. Moim jedynym marzeniem było udać się do tej szkoły. 
Aż  w końcu  się doczekałam. I od pierwszego września będę mieć święty spokój. Przez dziesięć długich miesięcy. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Przekręciłam się na łóżku tak aby móc spojrzeć po pomieszczeniu w jakim aktualnie się znajdowałam.
Pokój ten  był dość dużych rozmiarów. Ściany były koloru brzoskwiniowego bądź łososiowego , a w nie których miejscach namalowane były kontury kwiatów - Lili.  Naprzeciwko drewnianych drzwi znajdowało się duże łóżko.  Na którym teraz leżałam.  Koło łóżka znajdowały się dwie małe szafki nocne, koloru ciemnego brązu - Dębowe. Natomiast na nich stały  lampki dzięki którym można było studiować w nocy księgi. Po prawej stronie od drzwi znajdowała się komoda z moimi ubraniami. Owa komoda była z tego samego drewna co pozostałe meble w tym pokoju.  Na niej znajdowały się ramki ze zdjęciami. Na większości z nich była kobieta o niebieskich oczach na rękach miała dziewczynkę o kruczoczarnych włosach i tak samo intensywnych oczach jak ona. Kobieta szeptała coś do ucha dziewczynki pokazując palcem przed siebie. Naprzeciw komody znajdowało się biurko. Na którym był porządek. Znajdowało się na nim kilka ksiąg.  Zwinięte pergaminy,  atrament i pióro. Obok biurka było okno ukazujące  widoki na podwórko.  Koło komody znajdowały się jeszcze jedne drzwi prowadzące do mojej łazienki.
Wstałam z łóżka i powolnym krokiem skierowałam się do komody. Wyjmując  z niej ciemną spódniczkę do połowy ud. Czarne długie za kolana skarpetki. Oraz białą koszulkę. Kolejnym wybranym przez siebie kierunkiem były drzwi do łazienki.  Weszłam spokojnie do owego pomieszczenia. Łazienka  okazała się średnich rozmiarów. Delikatnie błękitne kafelki ułożone były w kształt fal. Duża wanna, umywalka nad którą znajdowało się lustro.  Nie miałam czasu do stracenia. Im szybciej udam się tam tym prędzej uwolnię się od tych ludzi. Nawet na odrobinkę. Nie prosiłam o wiele. Nawet o wiele nie marzyłam. Gdy wzięłam szybką kąpiel, ubrałam, uczesałam mogłam spokojnie wyjść z łazienki. Przed wyjściem spojrzałam w odbicie lustrzane.
Byłam dziewczyną o kruczoczarnych włosach, falowany. Grzywkę miałam ściętą delikatnie na bok. Widać było tylko jedno oko koloru intensywnego błękitu. Drobnej budowy. na szyi miałam serduszko. Delikatnie poprawiłam jeszcze  koszulkę. I udałam się do pokoju. Spoglądając na nie proszonego gościa leżącego na moim łóżku.
- Nikt nie nauczył ciebie jak się puka?- Zapytałam chłopca o dość jasnych blond włosach i czarnych oczach. Był chłopcem o szczupłej budowie i na swój wiek dość  wysoki.
- Idziemy już. Miałem cię zawołać.- Odpowiedział chłopiec gryząc jabłko. Spoglądał w moim kierunku z drwiącym uśmiechem na twarzy.
 Owy chłopiec nazywał się Draco Malfoy i był jedynym synem Lucjusza i Narcyzy Malfoy. Aktualnie zalegałam w jednym z pokoi należących do ich posiadłości. Lecz wnioskuje, że lepszym miejscem było by nawet spanie pod mostem niż w tym miejscu. Mimo moich sprzeciwów zamieszkałam  tutaj i tak zostało. Zamknęłam drzwi od łazienki i wzięłam listę potrzebnych rzeczy. Podeszłam do niego.
- Mimo to nie upoważniłam  cię do tego byś właził tu bez pukania.- Powiedziałam wychodząc do salonu.  Moje spojrzenie utkwiło w wysokim, szczupłym mężczyźnie. Tak samo jak Draco miał włosy podchodzące pod biały kolor. W ręku miał laskę.
- W Końcu zaszczyciłaś nas swoją obecnością Naomi.- Zwrócił się w moim kierunku. Uniosłam delikatnie jedną brew do góry spoglądając na niego.
- Niech mi pan uwierzy, że gdyby nie te zakupy wciąż bym siedziała w czterech ścianach.- Powiedziałam Wchodząc bardziej do salonu.  Szłam za chłopcem który był w moim wieku.  Karzeł, blondas, mądry inaczej. Wiele miałam Zwrotów określających go. Ale mało kiedy ich używałam. Zatrzymałam się dopiero przy kominku w salonie.
Salon znajdował się tuż obok jadalni. Był jasnych kolorów. Można przyznać że barwy idealnie się ze sobą komponowały. Naprzeciwko kominka stała duża sofa oraz stolik na którym znajdowała się poranna gazeta. Wzięłam w dłonie odrobinę zielonego proszku spoglądając się na moją „Zastępczą rodzinę” i pokręciłam nieznacznie głową.
Świat mnie nienawidzi. Jeśli każą mi się z nimi użerać.
Pomyślałam. Po chwili podniosłam nie znacznie rękę gotowa do rzucenia proszkiem pod swoje stopy. wchodząc do kominka.
- Masz zaczekać na nas.- powiedział Lucjusz – Ojciec Dracko oraz aktualny mój opiekun.
- Jeszcze czego.- Powiedziałam spoglądając na nich.
- Ulica Pokątna.- Dodałam pośpiesznie nim  zdążył mnie złapać .  Rzuciłam proszkiem o ziemię pod swoimi nogami.  Znikając w zielonych płomieniach. Podróż ta nie należała do najprzyjemniejszych. Nie przyjemne szarpnięcie w żołądku. I po chwili wylądowałam  w kominku znajdującym się na ulicy pokątnej. Rozejrzałam się wokoło siebie i ruszyłam im szybciej tym lepiej. Nie ma mowy bym się z nimi użerała. Zrobię zakupy i tu przyjdę. Może poznam kogoś normalnego. Pierwszym przystankiem był bank Gringota, który należał do Goblinów. Tam były ulokowane pieniądze mojej matki która pozostawiła mi je. Do tarcie do niego nie zajęło mi wiele czasu. Budynek wyglądał jakby miał się zaraz zawalić.  Weszłam do środka dość krzywego budynku przechodząc przez marmurowy korytarz i prosząc o wejście do krypty 690 podając mały złoty kluczyk. Po czym udałam się za jednym z Goblinów,   który poprowadził mnie do owej krypty wybrałam z niej pieniądze na książki i potrzebne rzeczy i tak aby zostało coś jeszcze. Po nie całych piętnastu minutach opuściłam bank dziękując przyjaźnie
Kolejnym moim przestankiem była Madam Malkin.  Wyszłam i udałam się do Madame Malkin po szatę. Uśmiechnęłam się w głębi serca.  Weszłam do budynku nad którym widniał wielki szyld

MADAM MALKIM SZATY NA KAŻDĄ OKAZJĘ.
W środku znajdowała się starsza pani z jakimś chłopcem. Widać było jak jest dumna natomiast chłopiec wydawał się być tym faktem przerażony. Zaczęłam się zastanawiać czy przerażał go widok starszej pani czy to że stoi na chwiejącym się stołku. Wolałam nie wnikać.
- Dzień dobry słoneczko ty też wybierasz się do Hogwartu?- Zapyta Przysadzista kobieta ubrana w fiołkowo różową szatę. zmarszczyłam brwi.
- Tak.- Wyszeptałam gdy poczułam delikatnie szarpnięcie.
- Doskonale już wiem po co przyszłaś. Wejdź na stolik zaraz się tobą zajmę.- Powiedziała z uśmiechem Madam Malkin.
- Też idziesz do Hogwartu?- Zapytałam się chłopca, który miał kruczoczarne włosy i był troszeczkę przy kości. Nie licząc tego że wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Uśmiechnęłam się delikatni i przyjaźnie. Nie zamierzałam nikogo straszyć.
- Tak.- odpowiedział trochę zmartwiony tym faktem.
- Jestem Naomi McGarden.- Przedstawiłam się wyciągając do niego rękę z uśmiechem na twarzy.
- N...Neville L...Logbotom.- wyszeptał chłopak, ale uścisnął mi dłoń.
- Mam nadzieje, że trafimy do tego samego domu.- powiedział z uśmiechem na twarzy. i wyszedł za swoją babcią. Spojrzałam na Madam, która właśnie kończyła pakowanie moich rzeczy.
- Proszę twoje rzeczy.- powiedziała podając mi pakunek.
- Dziękuje.- Odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Zapłaciłam za to wszystko wychodząc. Potem udałam się do księgarni aby zakupić potrzebne mi księgi. Weszłam do środka starego, dużego budynku gdzie było wiele regałów z księgami ustawionymi wzdłuż wejścia.  Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Powolnym krokiem chodziłam między regałami wybierając księgi potrzebne do szkoły. Oraz kilka aby poszerzyć swoją aktualną wiedzę. Gdy wybrałam to co miałam na liście udałam się do lady. Kładąc na nią stos ksiąg. Po czym skreśliłam z listy to co miałam już zakupione. Uśmiechnęłam się delikatnie do  sprzedawcy płacą i idąc dalej spoglądałam na kartkę.
- Potrzebuje jeszcze kociołka, różdżki, zestaw szklanych bądź kryształowych fiolek, teleskop, miedzianą wagę z odważnikami.- Wyliczałam spokojnie na palcach prawej dłoni. Nie zwracając zbytnio uwagi na swoje otoczenie. Mogłam dostrzec kątem oka delikatne rude… nie to bardziej przypominało mi pomarańczowy… jasny kolor włosów po czym właścicielka znikła za budynkami.
Kierowałam swoje kroki do odpowiednich sklepów mijając dużo liczbę  ludzi. Jedni z podnieceniem pokazywali palcami latając sowy, magiczne pomieszczenia nie dowierzając własnym oczom. Inni natomiast rozmawiali do jakich domów trafią.
Pozostała mi tylko jedna rzecz. Różdżka... .
Łup.
Rozniósł się Dogłos uderzenia. Zachwiałam się upadając na ziemię. Nie zauważyłam wychodzącego ze sklepu z miotłami chłopaka. I na niego wpadłam. Co ze mnie za niezdara.
- Najmocniej przeprasza zagapiłam się.- powiedziałam cicho. Kucając spokojnie zbierałam z ziemi książki. Nie podnosząc wzroku. Chłopak na którego przypadkiem wpadłam kucnęła  pomagając mi przy tym. To było nawet miłe. Przy Malfoyach mogłam pomarzyć o takie zachowanie. 
- Nowa do Hogwartu?- Zapytał. Podniosłam wzrok spoglądając na chłopaka o brązowych włosa i takich samych oczach.  Szaty jakie miał pokazywały że należał Haffelpuf.
- Az tak to widać?- Zapytałam z uśmiechem na twarzy.
- Odrobinę. Jestem Cedrik Digory. - Przedstawił się po czym pomógł mi wstać. Uśmiechał się szeroko. Otrzepałam się z kurzu zerkając w jego kierunku.
- Ja jestem Naomi McGarden.- Przedstawiłam się spokojnie prostując.
-Kupowałaś już różdżkę?- Zapytał  Cedrik spoglądając w moim kierunku. Zamyśliłam się na chwilę. To był mój kolejny cel. Ale przyznam szczerzę nie miałam pojęcia do kogo się udać.
- Jeszcze nie miałam okazji.
- Ach tak! To pozwól polecić sklep Olivander’a.  Jest lekko stuknięty lecz różdżki ma najlepsze sam kupowałem.- powiedział mi na ucho.
- Rozumiem na pewno tam zajrzę.- powiedziałam. 
- Dziękuje i do zobaczenia.- Powiedziałam z uśmiechem i udałam się w wskazane przez chłopaka miejsce.
Olivander ma najlepsze?. Więc udamy się tam.
Spojrzałam na mały sklepik. I weszłam do środka rozglądając się po pomieszczeniu. Nie zdążyłam nic jeszcze powiedzieć, a miarka zaczęła mnie  mierzyć. Zmierzyłam ją wzrokiem po czym utkwiłam spojrzenie w mężczyźnie szukającym czegoś na półkach
.           - Aa!- Rozniósł się donośny głos mężczyzny który dosłownie w ułamku sekundy znalazł się obok mnie i zaczął spisywać wymiary jakie pokazywała mu miarka. 
- Pani Naomi w końcu do mnie  przybyła. Miałem nadzieje natrafić na panią. Jest pani tak podobna do swojej matki Elisy. Pani Matka była bardzo utalentowana i dość miła. Oczywiście patrząc na jej pochodzenie. Wie pani o co mi chodzi.  Jej różdżka to czternaście cala. Z rogu jednorożca. Duża moc.- powiedział Olivander. Cedrik miał racje mówiąc mi, że jest on stuknięty.
- Prawda.- Potwierdziłam z uśmiechem na twarzy.
- Słyszałem że zmarła kilka lat temu. Szkoda.- Powiedział smutny Podając mi do ręki różdżkę.
- Wiem.- powiedziałam biorąc ją  do ręki.
- Wystarczy tych wspominek teraz pora dobrać różdżkę dla pani. Ta nie.- powiedział zabierając mi ją z ręki nim zdążyłam cokolwiek zrobić. Spojrzałam  na niego zdziwiona, lecz nic się nie odzywałam biorąc kolejną i kolejna różdżkę.
- Dziewięć i pół cala. Cis. Z drewna brzozowego. nie? Jednak to nie tej różdżki szukamy. - Powiedział zabierając ją z mojej ręki i od razu podał mi kolejną.
-Dwanaście i pół cala. Serce smoka i pióro Feniksa. och tak… tak.- wyszeptał spoglądając na mnie.
Trzymałam różdżkę w dłoni czując przyjemne uczucie. Ciepło przechodzące od koniuszków palców rozchodziło się  po całym ciele. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Proszę mi ją pokazać zapakuje ją.- powiedział spokojnym głosem po czym podał mi pojemnik. Zapłaciłam i przyjaźnie się pożegnałam z nim wychodząc na ulicę.
 Świetnie mam już wszystko. Mogę już wracać.  Rozglądałam się w około.
Może sobie kupię sowę? W końcu mogę mieć jedno zwierzę. Więc czemu by nie.
Pomyślałam kierując swoje kroki w kierunku sowiarni. Po czym weszłam do środka rozglądając się po jego wnętrzu. Otaczało mnie wiele śpiących zwierząt. Musiały przywyknąć do wchodzących ludzi gdyż nawet nie zareagowali gdy weszłam do środka.
 Ja wybrałam sowę. O czarnym upierzeniu, lecz na skrzydłach miała gdzie nie gdzie białe prążki. Zapłaciłam za nią i wzięłam klatkę.  Udałam się do budynku z jakiego wyszłam na jego parapecie siedział Draco. Wyglądał na takiego który na coś czekał. Gdy mnie dostrzegł zeskoczył z niego z drwiącym uśmiechem na twarzy.
- W końcu wróciłaś.  Mój ojciec jest mocno wkurzony na ciebie za to że się oddaliłaś.- Powiedział Drako siedzący na parapecie budynku z którego wyszłam gdy dotarłam na tą ulicę.
- Nie mam pięciu lat by prowadził mnie za rączkę Malfoy.- Powiedziałam wchodząc do budynku. Dostrzegając wściekły wyraz Lucjusza. No świetnie. Lepiej być nie mogło.
- Draco idziesz pierwszy, a ty Naomi. Mam z tobą do pogadania.- Powiedział kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Teraz się zacznie.- Powiedziałam podchodząc do niego.
- Mówiłem wyraźnie, że miałaś na nas zaczekać. A ty co?- Powiedział czerwony z wściekłości.
- Nie jest pan moim rodzicem, a jak widać sama załatwiłam swoje sprawy nie potrzebując ochrony. - powiedziałam wchodząc do kominka. Wzięłam proszek i powiedziałam „Rezydencja Malfoy” i rzuciłam proszkiem pod nogi. Po chwili te same nieprzyjemne uczucie. Tylko że gdy pojawiłam się w kominie przywitał mnie znienawidzony dom. Wypuściłam powietrze i udałam się powoli do pokoju. Zaniosłam tam kupione rzeczy i usiadłam na łóżku. Zdążyłam spakować to co nie było mi teraz potrzebne. Księgi położyłam na łóżku aby później je przejrzeć.  Nie miałam pojęcia ile czasu mi to zajęło. Gdy w końcu rozniósł się krzyk Lucjusza.
 - NAOMI NA DÓŁ!- Usłyszałam. Spojrzałam na drzwi. Sądziłam iż przeszło mu to że udałam się na zakupy sama.  Wstałam i udałam się do salonu. Schodząc po schodach dostrzegłam stojących przy wejściu jednego z goryli Dracona. To nie zapowiadało miłej rozmowy. Był to dość otyły dzieciak który wiecznie coś jadł. Nie znosiłam go. Mało kogo lubiłam z otoczenia Malfoyów. Nie ma nikogo kogo bym lubiła. Owy dzieciak nazywał się  Vincenty Crab.
- Słyszałem że rozmawiałaś z dzieciakami mugoli. Czy to prawda?- Zapytał Lucjusz stojąc z założonymi na klatce rękma. Spojrzałam się w jego kierunku.
Czy z nimi rozmawiałam? Nie wiem.
Nie spuszczałam z niego wzroku. Oddychałam spokojnie. Po czym jednak oparłam rękę o biodro spoglądając na mężczyznę pewnym spojrzeniem.
- Nawet jeśli? To co? -Powiedziałam  nie podzielałam jego poglądu. Nie wdziałam nic złego w zadawaniu się z mugolami czy ich dziećmi.
- Osobie takiej jak ty nie przystoi zadawać się z brudasami krwi czy szlamami. Ile razu mam ci to jeszcze tłumaczyć?
- Słucham? – Powiedziałam bliska śmiechu. Zasłoniłam delikatnie usta by nie zaśmiać się naprawdę.
- To ja ocenię z kim warto się zadawać a z kim nie. Pan nie jest moim rodzicem. Więc proszę nie wtykać nosa w nie swoje sprawy.- Powiedziałam. Odchyliłam gwałtownie głowę w bok spoglądając na ziemię. Na prawym policzku czułam mocne pieczenie oraz ból na dolnej wardze, metaliczny posmak który dostał się do moich ust spływał delikatnie z kącika moich warg plamiąc koszulkę na czerwono.  Spojrzałam na wyciągniętą dłoń Lucjusza. Po chwili dotknęłam zapewne czerwonego od uderzenia policzka. Draco oraz Crab zaśmiali się z całej tej sytuacji stojąc w kącie.
- Żeby mi się to więcej nie powtórzyło. Mam znów utemperować tobie i język? Jak widać bez tego się nie da.- powiedział Lucjusz widocznie wściekły za moje słowa. Mimo to nie widziałam w nich nic złego.
- Wątpię by to podziałało- Powiedziała z zamkniętymi oczami  Narcyza- matka Draco. Starała się uspokoić męża. Prychnęłam odwracając wzrok w bok.
-  Moim zdaniem dzieci mugoli wcale nie powinno przyjmować do szkoły. Tylko brudzą dobre imię i krew czystych czarodziej.- powiedział ojciec Craba. Znów się zaczynało. Zmarszczyłam brwi. Zastanawiałam się kto im takie pranie mózgu zrobił. Mówią że głupota nie boli w pewnych przypadkach powinna.
- Podzielam twoje zdanie przyjacielu. Draco wiem że trafisz do Shlitherinu- Powiedział Lucjusz spoglądając w moim kierunku. Wiedziałam co zamierzał powiedzieć i wcale mi się to nie podobało.
- Na mnie nie patrz nie zamierzam trafić do TEGO domu.- Powiedziałam i gwałtownie oddaliłam się na bezpieczną odległość.
- Nie zamierzam być w tym domu. Wole każdy dom byle nie Shlitherin.- powiedziałam i szybko wbiegłam po schodach  z ledwością wyrabiając na zakręcie. Wpadłam do pokoju zamykając drzwi tuż przy twarzy Lucjusza. Było słychać huk nie wiedziałam czy po tym jak wpadł na nie czy po uderzeniu z pięści.
- Nie waż mi się stamtąd wychodzić.- Warknął Lucjusz po czym oddalił się od drzwi. Wolałam nie sprawdzać czy jest za drzwiami. Wolałam siedzieć tu w pokoju gdzie nie groziło mi ani ich towarzystwo a tym bardziej pranie mózgu.  Mania na temat czystości krwi. Brednie. Bzdury. Ten temat bowiem był najczęstszym tematem ich rozmów. Każdy z Shlitherinu taki właśnie był.  Miałam nadzieje... Nie ja nie chciałam tam trafić. Wszędzie lepiej niż tam.
Usiadłam na łóżku biorąc pierwszą księgę. Była to księga zaklęć. Otworzyłam ją na spis treści czytając jakie w tym roku czekały mnie zaklęcia.  A były to między innymi Lumus, Reparo, Diffindo, Incendio, Alahamora, Wingardium Leviosa, Coloportus. Delikatnie przewertowałam książkę wdychając przemiły zapach nowych książek. Uważałam że każda ma specyficzny dla siebie zapach. Uwielbiałam go.
- A więc od czego by tu zacząć?- Powiedziałam kładąc się na brzuchu. Spoglądałam na księgę z uśmiechem na twarz. Starałam się wypróbować kilka z nich. Między innymi zaklęcie o nazwie Lumos, które sprawiało, że końcówka różdżki świeciła się. Oczywiście pierwsze próby nie wyszły mi. Mimo tego nie poddawałam się. Bez pracy nie ma kołaczy..
-  Znów będzie pełno szlam w Hogwardzie.- powiedział ktoś z dołu. Prychałam cicho skupiając się na zaklęciu.
- Gdyby był Czarny pan to...- Spojrzałam na zamknięte drzwi. W dzień w dzień to samo ta sama głupia gadka o czystości krwi. Nie dawało się już tego wysłuchiwać.
- Lumos- Powiedziałam robiąc pętelkę od lewej strony do prawej w odpowiedzi na to  moja różdżka zaświeciła się rozjaśniając już ciemny pokój.
- Udało mi się!- Zawołam szczęśliwa. Teraz pytanie jak sprawić aby zgasła. Wertowałam księgę w odpowiedzi na to pytanie.
-  Teraz jak je zgasić?  Hmm.  Przeciwnym zaklęciem do Lumos jest Nox.- Powiedziałam spoglądając na swoją różdżkę.
- Nox. – Powiedziałam. Spoglądając  jak zgasło niebieskie światło. Po tym poczytałam trochę innych zaklęć.  Najbardziej spodobało mi się zaklęcie Alahamora teraz będę mogła wyjść nawet gdy znów mnie zamkną. Czy Vilgardium Leviosa. Oczywiście podręcznik do eliksirów zawierał dość trudne spisy, formułki oraz inne rzeczy. Ale mogłam stwierdzić to że będzie jeden z najtrudniejszych przedmiotów. Obrona przed czarną magią... Mh... Będzie należeć do najlepszych przedmiotów oraz astronomia czy transmutacja.  Ostatnią księgą jaką pamiętam należała do Eliksirów.
 Obudził mnie łoskot do drzwi. Nawet nie pamiętałam kiedy zasnęłam. Spojrzałam się na pogięte kardki na których spałam. Przetarłam oczy.
- Ile mamy ciebie wołać.- Powiedziała pani Narcyza. Przetarłam ponownie oczy wstając z łóżka ubrałam się w spodenki i koszulkę  po czym zeszłam na dół od niechcenia.  Sądząc po ich minach to nie wyglądałam zbyt dobrze. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się czy te uderzenie było na tyle silne aby podbić mi oko.
- O której wstałaś?- Zdziwił się Draco widząc nie ład na mojej głowie.
- Teraz.- powiedziałam siadając przy stole w jadalni. Moje spojrzenie utkwiło w jedzeniu które było na stole. 
- A zasnęłaś?- Zapytał po raz kolejny wzruszyłam jedynie ramionami. Nie miałam pojęcia kiedy mi się zdarzyło zmrużyć oczy. Wątpiłam by to był sen.
- Przeglądałam podręczniki do szkoły.- powiedziałam spoglądając na nich czując ze coś by palnęli głupiego.
- Zasnęłam gdy kończyłam przeglądać podręcznik do eliksirów.- Dodałam biorąc w dłonie bułkę i ją powoli jedząc. 
- Chciało ci się?- Zdziwił się Draco. Nie odezwałam się. Moją odpowiedzią było by. "Lepsze to niż przebywanie w waszym towarzystwie" po namyśle stwierdziłam że lepiej przemilczeć to.
- Wolę wiedzieć czego będą mnie uczyć.- Odpowiedziałam na pytanie Dracona z uśmiechem na twarzy. Czułam na sobie spojrzenie jego ojca. Przetarłam delikatnie twarz. Bolała mnie głowa od niewyspania . Po śniadaniu czmychnęłam  szybciej do pokoju by nie słuchać ich debaty na temat mugoli, dzieci mugoli, o sporcie.
I tak właśnie mijał mi sierpień. 
Wstawanie,  śniadanie, pokój, księgi, obiad, pokój, sowa, księgi, kolacja, pokój, kąpiel, sowa, księgi,  spanie.
Po przestudiowaniu księgi do transmutacji mogłam stwierdzić że ten przedmiot należał do jednych z najciekawszych przedmiotów.
~#~
31 Sierpina… Wyczekiwany dzień od dobrych kilku tygodni. Wstałam dość wcześnie aby móc sprawdzić czy wszystko jest spakowanie. Przyszykowałam się. Ponownie sprawdziłam zawartość kufla i zeszłam na śniadanie. W jadalni panowała ożywiona atmosfera.  Zjadłam pośpiesznie naleśniki i udałam się do salonu gdzie czekał na mnie mój kufer.
- Więc powodzenia Draco w szkole. Ucz się dobrze.- powiedziała Narcyza z szerokim uśmiechem. Ruszyłam za nimi w stronę podwórka gdzie był już zaparkowany samochód.
- A ty nie narób nam kłopotów.- dodała mrożąc mnie swoim spojrzeniem.
- Nie musi się pani tym martwić jak narobię kłopotów to sobie nie państwu.- powiedziałam spokojnie i Włożyłam kufer jak i klatkę z sową do bagażnika i usiadłam naprzeciwko Lucjusza. Gorszego miejsca nie mogłam sobie wybrać Postanowiła więc zając się bardziej przydatnym zajęciem jakim było podziwianie widoków za okna. Mimo że były to głównie drzewa.
- Mam nadzieje ze trafię do Griffindoru.-  wyszeptałam cicho nie zdając sobie sprawy że wypowiedziałam to nagłos. Te słowa sprawiły że Lucjusz niebezpiecznie zmarszczył brwi.
- Coś powiedziała?- Zapytał przyglądając się mojej reakcji. Spojrzałam się na niego. Nie drżałam. Przywykłam do tego. Wszystko go drażniło gdy mówiłam nie tak jak on myślał.
- Ze chcę trafić do Griffindoru.- powtórzyłam. Właśnie toczyłam z nim zażarty bój na spojrzenia. 
- Masz trafić do Shlitherin’u – Wycedził przez zęby  wkurzony już Lucjusz.
- Nie mam zamiaru trafić do tego... b... - nie dokończyłam czując szarpnięcie. Zacisnęłam mocniej szczękę spoglądając na bordową z wściekłości twarz Malfoya. 
- Lucjuszu wystarczy.- Powiedziała Narcyza spoglądając  na mnie.
- Nic nie zrobimy jak zostanie tam przydzielona. Jest taka sama jak jej matka.- powiedziała Narcyza. Czułam na sobie ich spojrzenia. Odwróciłam wzrok w kierunku okna. Wolałam już nic nie mówić. Wiedziałam, że jeszcze kilka słów i by mi się solidnie oberwało. W prawdę mówiąc moim marzeniem było trafić do Griffindoru ponieważ moja matka tam trafiła.  Po kilku może kilkunastu minutach dostaliśmy się na miejsce.
- Już jesteśmy na dworcu Cin Cross.- powiedział Lucjusz biorąc moje bagaże i prowadząc przez perony.
- Ale tu się roi od Mugoli.- powiedział Draco spoglądając na nich wywyższającym spojrzeniem. Skuliłam się tak by nikt nie był w stanie zobaczyć ze idę w ich towarzystwie. Zatrzymaliśmy się pomiędzy peronem dziewiątym a dziesiątym. Przekręciłam delikatnie głowę w bok zastanawiając się.
Co to ma być?
Pomyślałam. Najwyraźniej widok muru oddzielającego dwa perony nie tylko mnie zdziwiło.
- I co mamy teraz zrobić?- Zdziwił się Draco spoglądając na mnie. Wzruszyłam jedynie ramionami.
- Macie biec na tę barierkę.- powiedział Lucjusz  pokazując przed nami.
- Naomi idziesz pierwsza masz tu swoje rzeczy.  Mam nadzieje że wzięłaś wszystko.- Dodał  cicho podając mi wózek.
 Wzięłam go i zaczęłam biec. Zamknęłam oczy wyczekując uderzenia w mór lecz to nie nastąpiło. Spojrzałam na pociąg znajdujący się przede mną.  Nie czekając długo udałam się w kierunku wejścia do pociągu. Zaczęłam rozglądać się za wolnym pomieszczeniem. Trochę mi to zajęło. Oczywiście tam gdzie siedzieli ślizgoni omijałam szerokim łukiem. W końcu dało mi się znaleźć pusty przedział. Zajęłam miejsce pod oknem. Walcząc z ciężkim kuflem który umieściłam po kilku minutowej walce nad swoją głową.

WITAJ HOGWARD'ZIE.

Pomyślałam w głowie opierając się o siedzenie i spoglądając na wchodzących ludzi. Na tarczy zegara pokazała się godzina jedenasta a pociąg głośno zatrąbił po czym ruszył przyśpieszając coraz szybciej i szybciej by zniknąć z oczu rodzicom stojącym na peronie.


Tytuł opowiadania: „Inside the Hogward you can find my world ”
Tytuł rozdziału:,, 01:   „Początek - Witaj Hogwardzie.” :01”
Ilość stron: 10 stron