wtorek, 16 sierpnia 2016

01: „Początek - Witaj Hogwardzie.” :01

Dzisiejszej nocy miałam problemy z zaśnięciem. Może powodem było wyczekiwany od tygodni upragniony dzień. Który miał być właśnie dziś. Dzisiejszego popołudnia udam się na ulicę Pokontną,  gdzie będę mogła zakupić potrzebne rzeczy do rozpoczęcia roku w szkole. Na ten dzień wyczekiwałam od bardzo dawna. Gdy tylko moja stopa przekroczyła próg tego domu. Moim jedynym marzeniem było udać się do tej szkoły. 
Aż  w końcu  się doczekałam. I od pierwszego września będę mieć święty spokój. Przez dziesięć długich miesięcy. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Przekręciłam się na łóżku tak aby móc spojrzeć po pomieszczeniu w jakim aktualnie się znajdowałam.
Pokój ten  był dość dużych rozmiarów. Ściany były koloru brzoskwiniowego bądź łososiowego , a w nie których miejscach namalowane były kontury kwiatów - Lili.  Naprzeciwko drewnianych drzwi znajdowało się duże łóżko.  Na którym teraz leżałam.  Koło łóżka znajdowały się dwie małe szafki nocne, koloru ciemnego brązu - Dębowe. Natomiast na nich stały  lampki dzięki którym można było studiować w nocy księgi. Po prawej stronie od drzwi znajdowała się komoda z moimi ubraniami. Owa komoda była z tego samego drewna co pozostałe meble w tym pokoju.  Na niej znajdowały się ramki ze zdjęciami. Na większości z nich była kobieta o niebieskich oczach na rękach miała dziewczynkę o kruczoczarnych włosach i tak samo intensywnych oczach jak ona. Kobieta szeptała coś do ucha dziewczynki pokazując palcem przed siebie. Naprzeciw komody znajdowało się biurko. Na którym był porządek. Znajdowało się na nim kilka ksiąg.  Zwinięte pergaminy,  atrament i pióro. Obok biurka było okno ukazujące  widoki na podwórko.  Koło komody znajdowały się jeszcze jedne drzwi prowadzące do mojej łazienki.
Wstałam z łóżka i powolnym krokiem skierowałam się do komody. Wyjmując  z niej ciemną spódniczkę do połowy ud. Czarne długie za kolana skarpetki. Oraz białą koszulkę. Kolejnym wybranym przez siebie kierunkiem były drzwi do łazienki.  Weszłam spokojnie do owego pomieszczenia. Łazienka  okazała się średnich rozmiarów. Delikatnie błękitne kafelki ułożone były w kształt fal. Duża wanna, umywalka nad którą znajdowało się lustro.  Nie miałam czasu do stracenia. Im szybciej udam się tam tym prędzej uwolnię się od tych ludzi. Nawet na odrobinkę. Nie prosiłam o wiele. Nawet o wiele nie marzyłam. Gdy wzięłam szybką kąpiel, ubrałam, uczesałam mogłam spokojnie wyjść z łazienki. Przed wyjściem spojrzałam w odbicie lustrzane.
Byłam dziewczyną o kruczoczarnych włosach, falowany. Grzywkę miałam ściętą delikatnie na bok. Widać było tylko jedno oko koloru intensywnego błękitu. Drobnej budowy. na szyi miałam serduszko. Delikatnie poprawiłam jeszcze  koszulkę. I udałam się do pokoju. Spoglądając na nie proszonego gościa leżącego na moim łóżku.
- Nikt nie nauczył ciebie jak się puka?- Zapytałam chłopca o dość jasnych blond włosach i czarnych oczach. Był chłopcem o szczupłej budowie i na swój wiek dość  wysoki.
- Idziemy już. Miałem cię zawołać.- Odpowiedział chłopiec gryząc jabłko. Spoglądał w moim kierunku z drwiącym uśmiechem na twarzy.
 Owy chłopiec nazywał się Draco Malfoy i był jedynym synem Lucjusza i Narcyzy Malfoy. Aktualnie zalegałam w jednym z pokoi należących do ich posiadłości. Lecz wnioskuje, że lepszym miejscem było by nawet spanie pod mostem niż w tym miejscu. Mimo moich sprzeciwów zamieszkałam  tutaj i tak zostało. Zamknęłam drzwi od łazienki i wzięłam listę potrzebnych rzeczy. Podeszłam do niego.
- Mimo to nie upoważniłam  cię do tego byś właził tu bez pukania.- Powiedziałam wychodząc do salonu.  Moje spojrzenie utkwiło w wysokim, szczupłym mężczyźnie. Tak samo jak Draco miał włosy podchodzące pod biały kolor. W ręku miał laskę.
- W Końcu zaszczyciłaś nas swoją obecnością Naomi.- Zwrócił się w moim kierunku. Uniosłam delikatnie jedną brew do góry spoglądając na niego.
- Niech mi pan uwierzy, że gdyby nie te zakupy wciąż bym siedziała w czterech ścianach.- Powiedziałam Wchodząc bardziej do salonu.  Szłam za chłopcem który był w moim wieku.  Karzeł, blondas, mądry inaczej. Wiele miałam Zwrotów określających go. Ale mało kiedy ich używałam. Zatrzymałam się dopiero przy kominku w salonie.
Salon znajdował się tuż obok jadalni. Był jasnych kolorów. Można przyznać że barwy idealnie się ze sobą komponowały. Naprzeciwko kominka stała duża sofa oraz stolik na którym znajdowała się poranna gazeta. Wzięłam w dłonie odrobinę zielonego proszku spoglądając się na moją „Zastępczą rodzinę” i pokręciłam nieznacznie głową.
Świat mnie nienawidzi. Jeśli każą mi się z nimi użerać.
Pomyślałam. Po chwili podniosłam nie znacznie rękę gotowa do rzucenia proszkiem pod swoje stopy. wchodząc do kominka.
- Masz zaczekać na nas.- powiedział Lucjusz – Ojciec Dracko oraz aktualny mój opiekun.
- Jeszcze czego.- Powiedziałam spoglądając na nich.
- Ulica Pokątna.- Dodałam pośpiesznie nim  zdążył mnie złapać .  Rzuciłam proszkiem o ziemię pod swoimi nogami.  Znikając w zielonych płomieniach. Podróż ta nie należała do najprzyjemniejszych. Nie przyjemne szarpnięcie w żołądku. I po chwili wylądowałam  w kominku znajdującym się na ulicy pokątnej. Rozejrzałam się wokoło siebie i ruszyłam im szybciej tym lepiej. Nie ma mowy bym się z nimi użerała. Zrobię zakupy i tu przyjdę. Może poznam kogoś normalnego. Pierwszym przystankiem był bank Gringota, który należał do Goblinów. Tam były ulokowane pieniądze mojej matki która pozostawiła mi je. Do tarcie do niego nie zajęło mi wiele czasu. Budynek wyglądał jakby miał się zaraz zawalić.  Weszłam do środka dość krzywego budynku przechodząc przez marmurowy korytarz i prosząc o wejście do krypty 690 podając mały złoty kluczyk. Po czym udałam się za jednym z Goblinów,   który poprowadził mnie do owej krypty wybrałam z niej pieniądze na książki i potrzebne rzeczy i tak aby zostało coś jeszcze. Po nie całych piętnastu minutach opuściłam bank dziękując przyjaźnie
Kolejnym moim przestankiem była Madam Malkin.  Wyszłam i udałam się do Madame Malkin po szatę. Uśmiechnęłam się w głębi serca.  Weszłam do budynku nad którym widniał wielki szyld

MADAM MALKIM SZATY NA KAŻDĄ OKAZJĘ.
W środku znajdowała się starsza pani z jakimś chłopcem. Widać było jak jest dumna natomiast chłopiec wydawał się być tym faktem przerażony. Zaczęłam się zastanawiać czy przerażał go widok starszej pani czy to że stoi na chwiejącym się stołku. Wolałam nie wnikać.
- Dzień dobry słoneczko ty też wybierasz się do Hogwartu?- Zapyta Przysadzista kobieta ubrana w fiołkowo różową szatę. zmarszczyłam brwi.
- Tak.- Wyszeptałam gdy poczułam delikatnie szarpnięcie.
- Doskonale już wiem po co przyszłaś. Wejdź na stolik zaraz się tobą zajmę.- Powiedziała z uśmiechem Madam Malkin.
- Też idziesz do Hogwartu?- Zapytałam się chłopca, który miał kruczoczarne włosy i był troszeczkę przy kości. Nie licząc tego że wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Uśmiechnęłam się delikatni i przyjaźnie. Nie zamierzałam nikogo straszyć.
- Tak.- odpowiedział trochę zmartwiony tym faktem.
- Jestem Naomi McGarden.- Przedstawiłam się wyciągając do niego rękę z uśmiechem na twarzy.
- N...Neville L...Logbotom.- wyszeptał chłopak, ale uścisnął mi dłoń.
- Mam nadzieje, że trafimy do tego samego domu.- powiedział z uśmiechem na twarzy. i wyszedł za swoją babcią. Spojrzałam na Madam, która właśnie kończyła pakowanie moich rzeczy.
- Proszę twoje rzeczy.- powiedziała podając mi pakunek.
- Dziękuje.- Odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Zapłaciłam za to wszystko wychodząc. Potem udałam się do księgarni aby zakupić potrzebne mi księgi. Weszłam do środka starego, dużego budynku gdzie było wiele regałów z księgami ustawionymi wzdłuż wejścia.  Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Powolnym krokiem chodziłam między regałami wybierając księgi potrzebne do szkoły. Oraz kilka aby poszerzyć swoją aktualną wiedzę. Gdy wybrałam to co miałam na liście udałam się do lady. Kładąc na nią stos ksiąg. Po czym skreśliłam z listy to co miałam już zakupione. Uśmiechnęłam się delikatnie do  sprzedawcy płacą i idąc dalej spoglądałam na kartkę.
- Potrzebuje jeszcze kociołka, różdżki, zestaw szklanych bądź kryształowych fiolek, teleskop, miedzianą wagę z odważnikami.- Wyliczałam spokojnie na palcach prawej dłoni. Nie zwracając zbytnio uwagi na swoje otoczenie. Mogłam dostrzec kątem oka delikatne rude… nie to bardziej przypominało mi pomarańczowy… jasny kolor włosów po czym właścicielka znikła za budynkami.
Kierowałam swoje kroki do odpowiednich sklepów mijając dużo liczbę  ludzi. Jedni z podnieceniem pokazywali palcami latając sowy, magiczne pomieszczenia nie dowierzając własnym oczom. Inni natomiast rozmawiali do jakich domów trafią.
Pozostała mi tylko jedna rzecz. Różdżka... .
Łup.
Rozniósł się Dogłos uderzenia. Zachwiałam się upadając na ziemię. Nie zauważyłam wychodzącego ze sklepu z miotłami chłopaka. I na niego wpadłam. Co ze mnie za niezdara.
- Najmocniej przeprasza zagapiłam się.- powiedziałam cicho. Kucając spokojnie zbierałam z ziemi książki. Nie podnosząc wzroku. Chłopak na którego przypadkiem wpadłam kucnęła  pomagając mi przy tym. To było nawet miłe. Przy Malfoyach mogłam pomarzyć o takie zachowanie. 
- Nowa do Hogwartu?- Zapytał. Podniosłam wzrok spoglądając na chłopaka o brązowych włosa i takich samych oczach.  Szaty jakie miał pokazywały że należał Haffelpuf.
- Az tak to widać?- Zapytałam z uśmiechem na twarzy.
- Odrobinę. Jestem Cedrik Digory. - Przedstawił się po czym pomógł mi wstać. Uśmiechał się szeroko. Otrzepałam się z kurzu zerkając w jego kierunku.
- Ja jestem Naomi McGarden.- Przedstawiłam się spokojnie prostując.
-Kupowałaś już różdżkę?- Zapytał  Cedrik spoglądając w moim kierunku. Zamyśliłam się na chwilę. To był mój kolejny cel. Ale przyznam szczerzę nie miałam pojęcia do kogo się udać.
- Jeszcze nie miałam okazji.
- Ach tak! To pozwól polecić sklep Olivander’a.  Jest lekko stuknięty lecz różdżki ma najlepsze sam kupowałem.- powiedział mi na ucho.
- Rozumiem na pewno tam zajrzę.- powiedziałam. 
- Dziękuje i do zobaczenia.- Powiedziałam z uśmiechem i udałam się w wskazane przez chłopaka miejsce.
Olivander ma najlepsze?. Więc udamy się tam.
Spojrzałam na mały sklepik. I weszłam do środka rozglądając się po pomieszczeniu. Nie zdążyłam nic jeszcze powiedzieć, a miarka zaczęła mnie  mierzyć. Zmierzyłam ją wzrokiem po czym utkwiłam spojrzenie w mężczyźnie szukającym czegoś na półkach
.           - Aa!- Rozniósł się donośny głos mężczyzny który dosłownie w ułamku sekundy znalazł się obok mnie i zaczął spisywać wymiary jakie pokazywała mu miarka. 
- Pani Naomi w końcu do mnie  przybyła. Miałem nadzieje natrafić na panią. Jest pani tak podobna do swojej matki Elisy. Pani Matka była bardzo utalentowana i dość miła. Oczywiście patrząc na jej pochodzenie. Wie pani o co mi chodzi.  Jej różdżka to czternaście cala. Z rogu jednorożca. Duża moc.- powiedział Olivander. Cedrik miał racje mówiąc mi, że jest on stuknięty.
- Prawda.- Potwierdziłam z uśmiechem na twarzy.
- Słyszałem że zmarła kilka lat temu. Szkoda.- Powiedział smutny Podając mi do ręki różdżkę.
- Wiem.- powiedziałam biorąc ją  do ręki.
- Wystarczy tych wspominek teraz pora dobrać różdżkę dla pani. Ta nie.- powiedział zabierając mi ją z ręki nim zdążyłam cokolwiek zrobić. Spojrzałam  na niego zdziwiona, lecz nic się nie odzywałam biorąc kolejną i kolejna różdżkę.
- Dziewięć i pół cala. Cis. Z drewna brzozowego. nie? Jednak to nie tej różdżki szukamy. - Powiedział zabierając ją z mojej ręki i od razu podał mi kolejną.
-Dwanaście i pół cala. Serce smoka i pióro Feniksa. och tak… tak.- wyszeptał spoglądając na mnie.
Trzymałam różdżkę w dłoni czując przyjemne uczucie. Ciepło przechodzące od koniuszków palców rozchodziło się  po całym ciele. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Proszę mi ją pokazać zapakuje ją.- powiedział spokojnym głosem po czym podał mi pojemnik. Zapłaciłam i przyjaźnie się pożegnałam z nim wychodząc na ulicę.
 Świetnie mam już wszystko. Mogę już wracać.  Rozglądałam się w około.
Może sobie kupię sowę? W końcu mogę mieć jedno zwierzę. Więc czemu by nie.
Pomyślałam kierując swoje kroki w kierunku sowiarni. Po czym weszłam do środka rozglądając się po jego wnętrzu. Otaczało mnie wiele śpiących zwierząt. Musiały przywyknąć do wchodzących ludzi gdyż nawet nie zareagowali gdy weszłam do środka.
 Ja wybrałam sowę. O czarnym upierzeniu, lecz na skrzydłach miała gdzie nie gdzie białe prążki. Zapłaciłam za nią i wzięłam klatkę.  Udałam się do budynku z jakiego wyszłam na jego parapecie siedział Draco. Wyglądał na takiego który na coś czekał. Gdy mnie dostrzegł zeskoczył z niego z drwiącym uśmiechem na twarzy.
- W końcu wróciłaś.  Mój ojciec jest mocno wkurzony na ciebie za to że się oddaliłaś.- Powiedział Drako siedzący na parapecie budynku z którego wyszłam gdy dotarłam na tą ulicę.
- Nie mam pięciu lat by prowadził mnie za rączkę Malfoy.- Powiedziałam wchodząc do budynku. Dostrzegając wściekły wyraz Lucjusza. No świetnie. Lepiej być nie mogło.
- Draco idziesz pierwszy, a ty Naomi. Mam z tobą do pogadania.- Powiedział kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Teraz się zacznie.- Powiedziałam podchodząc do niego.
- Mówiłem wyraźnie, że miałaś na nas zaczekać. A ty co?- Powiedział czerwony z wściekłości.
- Nie jest pan moim rodzicem, a jak widać sama załatwiłam swoje sprawy nie potrzebując ochrony. - powiedziałam wchodząc do kominka. Wzięłam proszek i powiedziałam „Rezydencja Malfoy” i rzuciłam proszkiem pod nogi. Po chwili te same nieprzyjemne uczucie. Tylko że gdy pojawiłam się w kominie przywitał mnie znienawidzony dom. Wypuściłam powietrze i udałam się powoli do pokoju. Zaniosłam tam kupione rzeczy i usiadłam na łóżku. Zdążyłam spakować to co nie było mi teraz potrzebne. Księgi położyłam na łóżku aby później je przejrzeć.  Nie miałam pojęcia ile czasu mi to zajęło. Gdy w końcu rozniósł się krzyk Lucjusza.
 - NAOMI NA DÓŁ!- Usłyszałam. Spojrzałam na drzwi. Sądziłam iż przeszło mu to że udałam się na zakupy sama.  Wstałam i udałam się do salonu. Schodząc po schodach dostrzegłam stojących przy wejściu jednego z goryli Dracona. To nie zapowiadało miłej rozmowy. Był to dość otyły dzieciak który wiecznie coś jadł. Nie znosiłam go. Mało kogo lubiłam z otoczenia Malfoyów. Nie ma nikogo kogo bym lubiła. Owy dzieciak nazywał się  Vincenty Crab.
- Słyszałem że rozmawiałaś z dzieciakami mugoli. Czy to prawda?- Zapytał Lucjusz stojąc z założonymi na klatce rękma. Spojrzałam się w jego kierunku.
Czy z nimi rozmawiałam? Nie wiem.
Nie spuszczałam z niego wzroku. Oddychałam spokojnie. Po czym jednak oparłam rękę o biodro spoglądając na mężczyznę pewnym spojrzeniem.
- Nawet jeśli? To co? -Powiedziałam  nie podzielałam jego poglądu. Nie wdziałam nic złego w zadawaniu się z mugolami czy ich dziećmi.
- Osobie takiej jak ty nie przystoi zadawać się z brudasami krwi czy szlamami. Ile razu mam ci to jeszcze tłumaczyć?
- Słucham? – Powiedziałam bliska śmiechu. Zasłoniłam delikatnie usta by nie zaśmiać się naprawdę.
- To ja ocenię z kim warto się zadawać a z kim nie. Pan nie jest moim rodzicem. Więc proszę nie wtykać nosa w nie swoje sprawy.- Powiedziałam. Odchyliłam gwałtownie głowę w bok spoglądając na ziemię. Na prawym policzku czułam mocne pieczenie oraz ból na dolnej wardze, metaliczny posmak który dostał się do moich ust spływał delikatnie z kącika moich warg plamiąc koszulkę na czerwono.  Spojrzałam na wyciągniętą dłoń Lucjusza. Po chwili dotknęłam zapewne czerwonego od uderzenia policzka. Draco oraz Crab zaśmiali się z całej tej sytuacji stojąc w kącie.
- Żeby mi się to więcej nie powtórzyło. Mam znów utemperować tobie i język? Jak widać bez tego się nie da.- powiedział Lucjusz widocznie wściekły za moje słowa. Mimo to nie widziałam w nich nic złego.
- Wątpię by to podziałało- Powiedziała z zamkniętymi oczami  Narcyza- matka Draco. Starała się uspokoić męża. Prychnęłam odwracając wzrok w bok.
-  Moim zdaniem dzieci mugoli wcale nie powinno przyjmować do szkoły. Tylko brudzą dobre imię i krew czystych czarodziej.- powiedział ojciec Craba. Znów się zaczynało. Zmarszczyłam brwi. Zastanawiałam się kto im takie pranie mózgu zrobił. Mówią że głupota nie boli w pewnych przypadkach powinna.
- Podzielam twoje zdanie przyjacielu. Draco wiem że trafisz do Shlitherinu- Powiedział Lucjusz spoglądając w moim kierunku. Wiedziałam co zamierzał powiedzieć i wcale mi się to nie podobało.
- Na mnie nie patrz nie zamierzam trafić do TEGO domu.- Powiedziałam i gwałtownie oddaliłam się na bezpieczną odległość.
- Nie zamierzam być w tym domu. Wole każdy dom byle nie Shlitherin.- powiedziałam i szybko wbiegłam po schodach  z ledwością wyrabiając na zakręcie. Wpadłam do pokoju zamykając drzwi tuż przy twarzy Lucjusza. Było słychać huk nie wiedziałam czy po tym jak wpadł na nie czy po uderzeniu z pięści.
- Nie waż mi się stamtąd wychodzić.- Warknął Lucjusz po czym oddalił się od drzwi. Wolałam nie sprawdzać czy jest za drzwiami. Wolałam siedzieć tu w pokoju gdzie nie groziło mi ani ich towarzystwo a tym bardziej pranie mózgu.  Mania na temat czystości krwi. Brednie. Bzdury. Ten temat bowiem był najczęstszym tematem ich rozmów. Każdy z Shlitherinu taki właśnie był.  Miałam nadzieje... Nie ja nie chciałam tam trafić. Wszędzie lepiej niż tam.
Usiadłam na łóżku biorąc pierwszą księgę. Była to księga zaklęć. Otworzyłam ją na spis treści czytając jakie w tym roku czekały mnie zaklęcia.  A były to między innymi Lumus, Reparo, Diffindo, Incendio, Alahamora, Wingardium Leviosa, Coloportus. Delikatnie przewertowałam książkę wdychając przemiły zapach nowych książek. Uważałam że każda ma specyficzny dla siebie zapach. Uwielbiałam go.
- A więc od czego by tu zacząć?- Powiedziałam kładąc się na brzuchu. Spoglądałam na księgę z uśmiechem na twarz. Starałam się wypróbować kilka z nich. Między innymi zaklęcie o nazwie Lumos, które sprawiało, że końcówka różdżki świeciła się. Oczywiście pierwsze próby nie wyszły mi. Mimo tego nie poddawałam się. Bez pracy nie ma kołaczy..
-  Znów będzie pełno szlam w Hogwardzie.- powiedział ktoś z dołu. Prychałam cicho skupiając się na zaklęciu.
- Gdyby był Czarny pan to...- Spojrzałam na zamknięte drzwi. W dzień w dzień to samo ta sama głupia gadka o czystości krwi. Nie dawało się już tego wysłuchiwać.
- Lumos- Powiedziałam robiąc pętelkę od lewej strony do prawej w odpowiedzi na to  moja różdżka zaświeciła się rozjaśniając już ciemny pokój.
- Udało mi się!- Zawołam szczęśliwa. Teraz pytanie jak sprawić aby zgasła. Wertowałam księgę w odpowiedzi na to pytanie.
-  Teraz jak je zgasić?  Hmm.  Przeciwnym zaklęciem do Lumos jest Nox.- Powiedziałam spoglądając na swoją różdżkę.
- Nox. – Powiedziałam. Spoglądając  jak zgasło niebieskie światło. Po tym poczytałam trochę innych zaklęć.  Najbardziej spodobało mi się zaklęcie Alahamora teraz będę mogła wyjść nawet gdy znów mnie zamkną. Czy Vilgardium Leviosa. Oczywiście podręcznik do eliksirów zawierał dość trudne spisy, formułki oraz inne rzeczy. Ale mogłam stwierdzić to że będzie jeden z najtrudniejszych przedmiotów. Obrona przed czarną magią... Mh... Będzie należeć do najlepszych przedmiotów oraz astronomia czy transmutacja.  Ostatnią księgą jaką pamiętam należała do Eliksirów.
 Obudził mnie łoskot do drzwi. Nawet nie pamiętałam kiedy zasnęłam. Spojrzałam się na pogięte kardki na których spałam. Przetarłam oczy.
- Ile mamy ciebie wołać.- Powiedziała pani Narcyza. Przetarłam ponownie oczy wstając z łóżka ubrałam się w spodenki i koszulkę  po czym zeszłam na dół od niechcenia.  Sądząc po ich minach to nie wyglądałam zbyt dobrze. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się czy te uderzenie było na tyle silne aby podbić mi oko.
- O której wstałaś?- Zdziwił się Draco widząc nie ład na mojej głowie.
- Teraz.- powiedziałam siadając przy stole w jadalni. Moje spojrzenie utkwiło w jedzeniu które było na stole. 
- A zasnęłaś?- Zapytał po raz kolejny wzruszyłam jedynie ramionami. Nie miałam pojęcia kiedy mi się zdarzyło zmrużyć oczy. Wątpiłam by to był sen.
- Przeglądałam podręczniki do szkoły.- powiedziałam spoglądając na nich czując ze coś by palnęli głupiego.
- Zasnęłam gdy kończyłam przeglądać podręcznik do eliksirów.- Dodałam biorąc w dłonie bułkę i ją powoli jedząc. 
- Chciało ci się?- Zdziwił się Draco. Nie odezwałam się. Moją odpowiedzią było by. "Lepsze to niż przebywanie w waszym towarzystwie" po namyśle stwierdziłam że lepiej przemilczeć to.
- Wolę wiedzieć czego będą mnie uczyć.- Odpowiedziałam na pytanie Dracona z uśmiechem na twarzy. Czułam na sobie spojrzenie jego ojca. Przetarłam delikatnie twarz. Bolała mnie głowa od niewyspania . Po śniadaniu czmychnęłam  szybciej do pokoju by nie słuchać ich debaty na temat mugoli, dzieci mugoli, o sporcie.
I tak właśnie mijał mi sierpień. 
Wstawanie,  śniadanie, pokój, księgi, obiad, pokój, sowa, księgi, kolacja, pokój, kąpiel, sowa, księgi,  spanie.
Po przestudiowaniu księgi do transmutacji mogłam stwierdzić że ten przedmiot należał do jednych z najciekawszych przedmiotów.
~#~
31 Sierpina… Wyczekiwany dzień od dobrych kilku tygodni. Wstałam dość wcześnie aby móc sprawdzić czy wszystko jest spakowanie. Przyszykowałam się. Ponownie sprawdziłam zawartość kufla i zeszłam na śniadanie. W jadalni panowała ożywiona atmosfera.  Zjadłam pośpiesznie naleśniki i udałam się do salonu gdzie czekał na mnie mój kufer.
- Więc powodzenia Draco w szkole. Ucz się dobrze.- powiedziała Narcyza z szerokim uśmiechem. Ruszyłam za nimi w stronę podwórka gdzie był już zaparkowany samochód.
- A ty nie narób nam kłopotów.- dodała mrożąc mnie swoim spojrzeniem.
- Nie musi się pani tym martwić jak narobię kłopotów to sobie nie państwu.- powiedziałam spokojnie i Włożyłam kufer jak i klatkę z sową do bagażnika i usiadłam naprzeciwko Lucjusza. Gorszego miejsca nie mogłam sobie wybrać Postanowiła więc zając się bardziej przydatnym zajęciem jakim było podziwianie widoków za okna. Mimo że były to głównie drzewa.
- Mam nadzieje ze trafię do Griffindoru.-  wyszeptałam cicho nie zdając sobie sprawy że wypowiedziałam to nagłos. Te słowa sprawiły że Lucjusz niebezpiecznie zmarszczył brwi.
- Coś powiedziała?- Zapytał przyglądając się mojej reakcji. Spojrzałam się na niego. Nie drżałam. Przywykłam do tego. Wszystko go drażniło gdy mówiłam nie tak jak on myślał.
- Ze chcę trafić do Griffindoru.- powtórzyłam. Właśnie toczyłam z nim zażarty bój na spojrzenia. 
- Masz trafić do Shlitherin’u – Wycedził przez zęby  wkurzony już Lucjusz.
- Nie mam zamiaru trafić do tego... b... - nie dokończyłam czując szarpnięcie. Zacisnęłam mocniej szczękę spoglądając na bordową z wściekłości twarz Malfoya. 
- Lucjuszu wystarczy.- Powiedziała Narcyza spoglądając  na mnie.
- Nic nie zrobimy jak zostanie tam przydzielona. Jest taka sama jak jej matka.- powiedziała Narcyza. Czułam na sobie ich spojrzenia. Odwróciłam wzrok w kierunku okna. Wolałam już nic nie mówić. Wiedziałam, że jeszcze kilka słów i by mi się solidnie oberwało. W prawdę mówiąc moim marzeniem było trafić do Griffindoru ponieważ moja matka tam trafiła.  Po kilku może kilkunastu minutach dostaliśmy się na miejsce.
- Już jesteśmy na dworcu Cin Cross.- powiedział Lucjusz biorąc moje bagaże i prowadząc przez perony.
- Ale tu się roi od Mugoli.- powiedział Draco spoglądając na nich wywyższającym spojrzeniem. Skuliłam się tak by nikt nie był w stanie zobaczyć ze idę w ich towarzystwie. Zatrzymaliśmy się pomiędzy peronem dziewiątym a dziesiątym. Przekręciłam delikatnie głowę w bok zastanawiając się.
Co to ma być?
Pomyślałam. Najwyraźniej widok muru oddzielającego dwa perony nie tylko mnie zdziwiło.
- I co mamy teraz zrobić?- Zdziwił się Draco spoglądając na mnie. Wzruszyłam jedynie ramionami.
- Macie biec na tę barierkę.- powiedział Lucjusz  pokazując przed nami.
- Naomi idziesz pierwsza masz tu swoje rzeczy.  Mam nadzieje że wzięłaś wszystko.- Dodał  cicho podając mi wózek.
 Wzięłam go i zaczęłam biec. Zamknęłam oczy wyczekując uderzenia w mór lecz to nie nastąpiło. Spojrzałam na pociąg znajdujący się przede mną.  Nie czekając długo udałam się w kierunku wejścia do pociągu. Zaczęłam rozglądać się za wolnym pomieszczeniem. Trochę mi to zajęło. Oczywiście tam gdzie siedzieli ślizgoni omijałam szerokim łukiem. W końcu dało mi się znaleźć pusty przedział. Zajęłam miejsce pod oknem. Walcząc z ciężkim kuflem który umieściłam po kilku minutowej walce nad swoją głową.

WITAJ HOGWARD'ZIE.

Pomyślałam w głowie opierając się o siedzenie i spoglądając na wchodzących ludzi. Na tarczy zegara pokazała się godzina jedenasta a pociąg głośno zatrąbił po czym ruszył przyśpieszając coraz szybciej i szybciej by zniknąć z oczu rodzicom stojącym na peronie.


Tytuł opowiadania: „Inside the Hogward you can find my world ”
Tytuł rozdziału:,, 01:   „Początek - Witaj Hogwardzie.” :01”
Ilość stron: 10 stron

środa, 10 sierpnia 2016

Witam.

Witam  was na moim blogu. Mówcie mi Arisu... Lili. Nazwy mogą mi się zmieniać nie mam stałej jeszcze nazwy.  O czym będzie blog? O Harrym Potterze. Tak wiem skąd mi się ubzdurało aby pisać właśnie na ten temat. W prawdzie mówiąc sama nie mam zielonego pojęcia. Nie jestem doskonałym pisarzem. Daleko mi do takiego. Więc proszę o małą wyrozumiałość. Piszę ponieważ lubię. Komentarze? Mile widziane.
Dobrze może wróćmy do bloga. Opowiadać będzie historię dziewczyny o imieniu Naomi od pierwszego roku. Więcej o niej opowiadać nie będę. Nie zabiorę wam tajemnicy. Wiem wredna jestem. To kiedy będzie pojawiał się rozdział zależy jedynie ode mnie. To czy mam wenę aby stworzyć rozdział. Planuje też napisać inne opowiadania.  Może być tak że co dwa tygodnie, a może po dłuższej przerwie. Z góry przepraszam.  A więc teraz małe wyjaśnienie danych pod stron.

"Tiara przedziału"- Jest to podstrona na której umieszczone będą postacie, które występują bądź będą występować.
"Sowiarnia" - Tam zapraszam wszystkich chętnych do pozostawiania informacji o swoich opowiadaniach. Z chęcią będę czytać w wolnym czasie.
"Biblioteka" - Znajdziecie tam listę blogów które czytam i przykuły moją uwagę.
"Izba Pamięci"- Tam znajdziecie spis treści jej nazwa może ulec zmianie.
"Księgi Zakazane" - Znajdują się tam zbiory opowiadań które będą nawiązaniem do opowiadania, ale będą tworzyć własną odrębną historię. OSTRZEGAM!- Mogą być nie chronologiczne. Mogą znajdować się też tytułu One Shotów które mogą pojawiać się od czasu do czasu zależności od weny i nastroju autorki.

Dobrze. Chciałam też poprosić o kulturalne wyrażanie się o autorce jak i czytelnikach.